Sobota 30.11.2013r.

 

Dwadzieścia kilka burzliwych minut z życia biegacza…

No i nadszedł dzień zawodów. Mam mętlik w głowie. Nie wiem zupełnie, czego mam się spodziewać, tym bardziej, że ostatnie treningi dostarczyły masę wątpliwości… W moim przypadku, a bardziej przy mojej filozofii biegania, która spontan przedkłada nad schematyczną pracę, radość nad „sponiewieranie”, nie powinienem się obawiać – przecie można pobiec sobie spokojnie, bez stresu związanego z czasem, po prostu dobrze się bawiąc…Ale to jednak zawody, tu każdy jak mantrę będzie wypowiadał magiczne zaklęcie: „życiówka”, tu każdy rzuci się od startu do galopu po nowy pucharek na endo i zmianę wpisu w pozycji „rekordy”…Nawet, gdy człowiek, tak jak ja, jedzie i powtarza sobie: to tylko mocniejszy trening 🙂 , mimowolnie się wkręca, a zatem choć odrobina formy by się przydała, a przynajmniej poczucia, że nawet, gdy od czasu jakiegoś schowała się gdzieś głęboko w ciele, w tym jednym, ważnym momencie, jak stary przyjaciel, wróci i poklepie po plecach ze słowami: „No, dobra, spokojnie…Jestem 🙂 „…. Czytaj dalej