Czwartek 27.02.2014r.

 

Na mlecznej drodze…

Biodro psuje humor. Muszę weryfikować plan, a ten nieśmiało miał wprowadzić…czwarty trening w tygodniu 🙂 . Kusiło, bardzo mnie kusiło zawitanie na popularny podbieg na poznańskiej Cytadeli, już od dawna – teraz perspektywa Maniackiej Dziesiątki za 2 tygodnie i półmaratonu za miesiąc uczyniła z tego konieczność 🙂 . Niestety sytuacja jest taka, że pierwsze podejście zrobię pewnie za tydzień – mimo to wczoraj, przy okazji obecności w pobliżu, zajrzałem na popularnego „grzmota” 😀 . Samo podejście nim podkręciło głód treningu…ale na założenie butów musiałem poczekać dobę… 😉

Rano się łamię – wciąż kuleję, nie wiedząc, czy to uraz, czy – jak to bywało w przeszłości – konsekwencja przeciążenia na koszykówce i ucisku w kręgosłupie…Ponieważ nikt nie odpowiedział na zajawkę o zajęciach na fejsie 🙁 , chcąc się upewnić, kto będzie dziś wieczorem, wysłałem w ciągu dnia bezpośrednie zapytania. Popołudniem rośnie niepokój…Najpierw Aga odpowiada, że dziś pauzuje z uwagi na kontuzję, potem Jola dołącza do nieobecnych… 🙁 . Tak naprawdę pozostaje Magda B. i nasza Magda, która od niedzieli czeka, by znów nam towarzyszyć na rowerze…Pierwsza z nich najpierw  wstępnie się potwierdza, mimo przeziębienia, zwłaszcza, że ma ochotę na małą. „pączkową” fiestę – dziś Tłusty Czwartek (!) – ale krótko przed 19tą też się wycofuje… 🙁 … Z biegających zostaję sam  (!), a ze mną Magda na rowerze…W niej jedyna nadzieja, że dziś znajdę siły, by ruszyć na szlak…Na szczęście ona nie rezygnuje 😀 .W sumie – mimo doła związanego z frekwencją, bardzo się cieszę, że będzie mi towarzyszyć i jestem pewien, że będzie to bardzo miło spędzony czas – ma w sobie tyle entuzjazmu, że może nim obdarować cała grupę biegaczy 🙂 . Nawet jadąc obok na rowerze 🙂 . O ile uraz mnie nie zatrzyma, będziemy się świetnie bawić 🙂 .

Z biodrem nie wszystko jest OK, ale czuję, że mogę pobiec…O 19:40 ruszam na Lotników. Znów muzyka z eteru buduje świetny nastrój 🙂 . Usta milczą, dusza śpiewa 🙂 . Nawet, gdy już jestem na miejscu, kolejny utwór nie chce mnie wypuścić na zewnątrz 😉 . W lusterku nagle, jak spod ziemi, pojawia się Magda – ubrana w narciarską kurtkę, z uśmiechem na ustach 😀 . Witamy się i ruszamy do tunelu pod Dąbrowskiego. Fajnie ją widzieć! Od razu się rozgadujemy i czuć tą niezwykłą pozytywną wibrację, gdy biegamy razem w naszym Team’ie 🙂 . Wesoło jest od pierwszych kroków 🙂 . Przy rogatce pauza na uruchomienie zegarka i rozruszanie stawów. Satelity meldują się dość szybko. Jestem gotów.

20140227_200348

Dziś będzie nam towarzyszył wyjątkowo baśniowy klimat – kiedy uruchamiam czołówkę, snop światła niczym szperacz przebija się przez mglistą przestrzeń wokół. Las i nasz szlak spowija mleczna zasłona… 😀 …Nie ma nikogo wokół, tylko my i ta nieziemska, tajemnicza biel wokół nas….Gdy wybiegamy na krótki odcinek otwartej przestrzeni, pokazuję otulone mgłą jezioro – Rusałka majaczy w niej jak tajemne moczary 🙂 . Światełko Magdy przeżywa agonię – nie naładowała akumulatorów, na szczęście moje wystarcza nam w zupełności…Magda jedzie po mojej lewej stronie, a ja oświetlam drogę nam obojgu. Biegnę dość szybko, śmiejemy się, że pędzę, więc przyhamowuję…Mając za punkt odniesienia rower, ciężko jest utrzymać spokojne tempo 🙂 . A mnie nosi!! Nie czuję bólu, a to podnosi radość z okoliczności – ze spotkania, z Magdy obok, z „drogi mlecznej” i tego, że z taką lekkością przychodzi mi dziś bieg 🙂 .

Kolejne odcinki, które z reguły odliczam, mijają niepostrzeżenie…Lutycka…Biskupińska –  zostają za nami…Miejscami mgła tak bardzo się zagęszcza, że pole widzenie ogranicza się do jednego kroku (!!)…Zwalniam…Magda stwierdza, że – pomijając fakt jej debiutu  na rowerze nocą, w lesie, z czołówką 😉  – że przy takiej widoczności nie miała jeszcze okazji podróżować na dwóch kołach 😉 . Mnie się ten klimat strasznie podoba, to w końcu bieg po lesie, w naturze, a ona ma swoje prawa. Mieszkańców również 🙂 i miło, że póki co ich nie spotykamy 😉 . Tak gęste mleko nie zalega wszędzie, a miejscami – kiedy się przez nie przebijamy, kawałek dalej światło mojej latarki sięga już odległych drzew…Znów wtedy przyspieszam, a Magda czujnie mnie strofuje. Bardzo fajnie układa nam się ta niezwykła współpraca 🙂 . Przypomina mi się dokładnie odwrotna sytuacja z pamiętnych wspólnych, ostatnich 10ciu kilometrów maratonu 😉 .

Rozmowa. Cały czas. Jakbyśmy się wieki nie widzieli. Pogaduchy jak przy kawie 🙂 . Tyle, że dla mnie „przy kawie w tempie 5:15” 😉 😉 . Mam dziś nadprodukcję endorfin 😉 . Docieramy do pomostu, aż na jego koniec…I staje się CUD 😀 😀 – choć wokół nas jezioro przybrane jest mgłą jak łóżko w sypialni pierzyną, to nad głowami mamy…OTWARTE NIEBO 😀 . W dodatku – pełne gwiazd!!! Nie sądziłem, że tak nam się poszczęści, ale widocznie…było nam dane 🙂 . Co więcej – to wyjątkowa nagroda dla mnie, bo ściągnąłem dziś na komórkę aplikację z mapą nieba, którą ostatnio nas tak miło zaskoczyła Magda B. Nie stawiałem na to, że tak szybko się przyda 🙂 . A okazja jest wyborna – wyciągam telefon i wpatruję się teraz z Magdą razem w ekran, próbując odczytać nazwy jasnych punktów, którymi usłany jest nieboskłon…Wbudowana w program muzyka dodatkowo buduje klimat….Niesamowita, urocza i ulotna chwila…. 😀 😀

Emocje biegu mocno mnie grzeją, ale Magda wcześniej już marzła już w dłonie – teraz chłód dobrał się do niej już na dobre…Kończymy więc „gwiezdny seans” na pomoście i idziemy na tradycyjną herbatkę. Pani z recepcji pozwala nam wprowadzić rower do środka, a my zajmujemy „nasz” stolik. Przytulnie. Ciepło. Kameralnie. Dwie filiżanki wydzielają aromatyczny zapach 🙂 .  Rozmawiamy o pracy, o bieganiu, o kontuzjach…Śmiejemy się…

20140227_213307

Widzę to wyraźnie – kiedy Magda się uśmiecha, jej oczy błyszczą. Zmęczenie pracą gdzieś ulatuje i czuję, że dobrze się bawi. Cieszę się – mam ogromną przyjemność w słuchaniu, jak opowiada i w ogóle, że jesteśmy tu razem. To właśnie takie chwile naszego biegania „kolekcjonuję” 🙂  – gdy w ucieczce od codzienności znikamy w świecie naszej pasji, ciesząc się wzajemnie ze swojej obecności, dzieląc się sobą…To właśnie jest piękne, to wywołuje magnetyzm, przyciągający wzajemnie…I to sprawia, że….zmieniamy dziś tradycję – zamawiamy drugą herbatę 😀 😀 . Nie tylko dla unikalnego aromatu 😉 .

Ale i ta herbatka kiedyś się kończy. Niechybnie. Trzeba wracać. Z pewnością moglibyśmy tak przegadać czas do rana 😉 . Cóż, trzeba ponownie zanurzyć się w mlecznej krainie…Znów to niemiłe uczucie chłodu na pierwszych kilkuset metrach. Potem już się rozkręcamy. Rozmową też. Tematów jest bez liku…Na otwartej przestrzeni, przy krzyżówce z drogą na objazd jeziora, zwracam uwagę na niebo usłane gwiazdami…Gaszę nawet na chwilę czołówkę w biegu, ale zaraz ją zapalam, żeby Magda nie złapała jakiegoś dołka pod kołami, zwłaszcza, gdy…patrzy w niebo 😉 . Biskupińska…Odrobinę błota na wysokości stadniny…Staram się biec równo, gdy przyspieszam, Magda czuwa 🙂 . Dalej jest połać lasu i Lutycka. Mimo, że droga nierówna, ja wciąż mam wrażenie nie biegu, a lotu 😀 …Negatywne bodźce z ciała dolatują do mnie w bardzo ograniczonym stopniu, co daje mi dodatkowego kopa. Tempo jest odrobinę niższe niż w przeciwnym kierunku, ale i tak moja „czarna skrzynka” w głowie nie prowadzi zapisu 🙂 – bieg jest dziś ledwie dostrzegalnym tłem…Nie wiem jak, ale jesteśmy już znów nad Rusałką…Na podbiegu przyspieszam i przypominam Magdzie przy okazji nasze sesje sprintów tutaj na jesieni, gdy ścigaliśmy się z nadejściem mroku 😀 . Potem w dół i drugi podbieg od torów – tu już nie podkręcam tempa, ale z gracją wspinam się do przejazdu. Po drugiej stronie króciutki stretching.

Wracamy spacerem, Magda prowadzi rower, a ja walczę z wybuchem endorfin 🙂 . Pomagam jej ponownie transportować rower w przejściu pod ulicą Dąbrowskiego. Moja miła koleżanka odprowadza mnie do auta, a potem żegna się i gna przyosiedlowym szlakiem do domu. Obserwuję ją i zastanawiam się, czy stawanie na pedałach aby jej nie szkodzi… 😉 . Szalona…. Ale uroczo 🙂 …

Garmin zanotował…

Wrażenia…

Swoboda i lekkość, mimo narzuconego sobie (niechcący 😉 ) szybszego niż zwykle tempa, były zastanawiające…Wielce prawdopodobne, że cała tajemnica tkwi w nastawieniu, w tym, z czym w głowie przychodzimy na trening…A ja na niego czekałem i ucieszyłem się, że mimo słabej frekwencji, Magda nie odpuściła….Jej obecność była kluczowa 🙂 . Wiem to. Sam na pewno bym nie pobiegł, a jeśli nawet bym to zrobił, zamęczyłbym siebie na śmierć. No i byłby to zwykły trening, taki: „odbyć i zapomnieć”. Tymczasem dziś nad wszystkim górowała radość i przyjemność 😀 . Były podwójne, jak ta nasza herbatka 😉 ….

Mógłbym napisać o tym dzisiejszym bieganiu: z piekła do nieba 🙂 , od myśli o pozostaniu w domu po wspaniały wieczór 🙂 . Czekam niecierpliwie na kolejny 😉