No nareszcie nadeszła 🙂 Bo przy takiej fajnej pogodzie, nie mogłem się doczekać od środy… 🙂
W czwartek byłem na siłowni…wieczór, gdy jechałem, był bajeczny…ciepło, delikatny wiaterek…gdy wyszedłem z sali, nie chciało mi się wracać…Zaczynają się wielce oczekiwane chwile – przyszły nagle, wyłoniły się z mrozu i śniegu, ale są…trzeba je celebrować, wykorzystywać najlepiej jak się da 😀 …. Na siłowni popracowałem solidnie, ergometr potraktowałem rozgrzewkowo, 2.5km, potem były już ciężary…
Piątek mam tradycyjnie wypoczynkowy, a myśli przy weekendzie…A już jutro z rana – zajęcia z Robertem i Agą na stadionie Olimpii 🙂 .Czytaj dalej…
Plan na dziś…
BBL – tym razem już nie „jeśli wstanę”.. 😉 A potem mój „Run4Fun”, zapewne gdzieś wokół jeziora, wariant sobie ułożę w trakcie 🙂 .
Wieczorem zasypiam gładko i szybko, smakując wcześniej różowe wino z portugalskich winnic 😉 …Budzę się wyspany „odruchowo” przed siódmą, potem na raty przysypiam…Zabawne, ale nie mogę doczekać się dźwięku budzika!..Wreszcie…8:15…Schodzę, kawa, szybka bułka…Przebudzenie…Na zewnątrz ładnie, choć słońce musi się mocować z chmurami i jak na razie przegrywa…Ale zapowiada się raczej ładny i ciepły dzień…Właśnie – ciepły?? Wychodzę do ogrodu…Upsss…Niby 10stp., ale czuję chłód…Zastanawiam się, czy nie ubrać czasem legginsów dziś…..
Jednak nie – uznaję, że jak się rozruszam, będzie mi za gorąco. Wskakuję więc w komplet sprzed tygodnia, czyli termo + techniczna, a na spód krótkie spodnie z Kalenji…Przed wyjściem narzucam na siebie lekką wiatrówkę. Jadę…
Stadion Olimpii, 9:27, w sam raz. Wysiadam, chłód poranka znów delikatnie głaszcze. Rozglądam się wokół..Dziś tu tłoku nie ma..
Zaglądam przez szczeliny ogrodzenia..grupa już się zbiera…Nagle olśnienie!!!! – kurcze, dziś jest test na 1000 metrów! Jakoś duchowo się nie nastawiłem, tym bardziej, że chcę później poszurać w okolicy….Zobaczymy…Idę na stadion, myśląc o tym…Witam się ze znajomymi i z trenerami – dziś jest Aga i…Yacool, będzie więc duuuuuuużo pracy nad luzem 😀 ….Padają ustalenia – najpierw dwa kółka zupełnie swobodne, dla rozgrzewki…Grupa rusza…
..ja chowam Samsunga, którym uwieczniam start i muszę gonić czołówkę…Dalej już truchtam ze wszystkimi, pewnie ~6:30…800 metrów szybko mija. Czas na ćwiczenia w truchcie, wracamy marszem..
Przed testem na kilometr, Yacool pracuje nad naszym rozluźnieniem. Spacerujemy w obie strony starając się „być na luzie”, pracować miednicą, ale nogami poruszać bez napięcia, w największym stopniu rozluźnienia. Przyznam, że działa to relaksacyjnie i odprężająco…Zanim ruszamy do boju, robimy jeszcze swobodne przebieżki i jedno kółko treningowo, po którym niektórzy zrzucają zbędne ciuchy…
Przemieszczamy się na koniec prostej, gdzie nastąpi start…
Tam już czekają trenerzy…
Bieg nie jest obowiązkowy, ale decyduję się startować – a co mi tam, to dwa i pół kółka, mam nadzieję, że ambitna czołówka za bardzo mi nie ucieknie ;)..Zrzucam wiatrówkę, nie jest mi potrzebna…
Aga wyjaśnia zasady i porządek na starcie oraz pomiary na mecie…Widząc, że robię zdjęcie, prosi o uśmiech :)..
Będzie biegła jako zając tempem 4:00…Pomyślałem, że będę się jej trzymał, na tyle, na ile starczy mi sił.. ;)..Ustawiamy się, pada komenda, dwa kroki do zakrzywionej linii…”Start!!”…Mocni rwą do przodu, ja realizuję swój plan, jestem tuż przy niebieskiej koszulce ;)…Staram się zachować luz…Po dwustu metrach oddycham już mocniej, kolejna setka..dwie…ja wciąż tuż za Agą, ale czuję zmęczenie, słysząc swój oddech…Jest głęboki na maxa, odzywają się niezaleczone oskrzela, mam wrażenie, że wszyscy słyszą, jak szarpię oddechem…W głowie się wściekam…ale nic nie poradzę, osiągnąłem już maksymalną pojemność, wyznaczoną kondycją dolnych dróg, więcej tlenu nie przyswoję, a czuję, że jest mi cholernie potrzebny….cholernie….Po pełnym okrążeniu odpuszczam Agę, oddaję tor osobie za mną, która wolno przesuwa się przede mnie…Zwalniam na prostej…Staram się rozłożyć pozostałe siły, jeśli mam dobiec ;)…Na łuku mijam Agę, która zatrzymała się wcześniej, by nas motywować w połowie drugiego kółka…Poprawiam się technicznie..żeby nie było 😉 😉 i prę do przodu już nie tak energicznie…Zamykam 800 metrów z myślą, że czas nie jest dla mnie istotny – i tak jestem w tyłach stawki – ważne by dobiec, nie powłócząc nogami…Udaje mi się to, na ostatnich kilkudziesięciu metrach jeszcze przyspieszam…Mijam Yacoola, który zatrzymuje stoper i rzuca „dziesięć” – by zapamiętać, który w kolejności czas miałem…Truchtam dla uspokojenia serca, które właśnie wrzeszczy na mnie z wewnątrz: „Co to do jasnej cholery miało być??..Mógłbyś mnie chociaż uprzedzić, że życzysz sobie zawał..” 😉 😉 ….
Maszerujemy do ławeczek z ciuchami, Jacek podaje mi czas: 4:38…Przy pierwszym, który miał bodaj 3:02, przypomina to rezultat emerytowanego ochroniarza z Tesco i to w pełnym rynsztunku… 🙁 …Dla mnie to..całkiem nieźle ;)…Nie biegałem chyba od podstawówki kilometra na czas, teraz będę miał punkt odniesienia przy następnych testach…
Aga aplikuje nam stretching…na stojąco…
i z Yacoolem..na leżąco…
Na koniec Jacek prezentuje nam na Agacie ćwiczenie, które ma za zadanie rozluźnić ciało a zwłaszcza – najczęściej spięte – kończyny dolne…To „kolibanie”, prowadzone z pomocą drugiej osoby, przez 20 minut i więcej potrafi skutecznie nas wyluzować, równie dobrze po, jak i przed biegiem…
Zaraz znajdują się chętni do spróbowania… 😉
Jest sympatycznie, nie chce się kończyć zajęć, zwłaszcza, że wiele ciekawego można się dowiedzieć właśnie teraz, w bezpośrednim kontakcie z Jackiem i Agą….Ale czas nagli – czuję się zregenerowany po teście już, ba! – nawet czuję MOC 🙂 , warto więc to spożytkować gdzieś w okolicy 😀 … Żegnam się i schodzę, rozmawiając z Anią, która uczestniczy również w naszych zajęciach zBN-owych…Zaglądam do auta, by zabrać i odpalić mojego SE z endo – w czwartek załatwiłem w salonie drugą kartę, tandemową, łatwo jest mi teraz zamieniać rolę telefonów bez ich rozbierania: SE ląduje na ramieniu jako telefon i GPS dla endo, Samsunga (który pracował z endo na BBLu), w trybie „samolot”, czyli poza siecią GSM, chowam do paska biegowego jako aparat 🙂 ….
Trasę i dystans wyznaczę sobie spontanicznie w zależności od tego, jak się będę czuł…Zaczynam od mostku ścieżką przy torach, bardzo spokojnie, ~6:15-6:30…Biegnie mi się lekko, nawet, gdy szlak się nieco wspina pomiędzy drzewami do kładki nad trakcją kolejową…Nie przekraczam jej, ale decyduję, że pokieruję się dalej wzdłuż nasypu, gdzie jeszcze nie biegałem..Ścieżka wyprowadza mnie przy przejeździe na Golęcinie, kontynuuję kawałeczek chodnikiem, a potem skręcam przed szkołą w lewo, mijam miejsce, gdzie parkowałem przed GP i tuż za budynkiem odbijam w prawo, do dużego, trawiastego, otoczonego lasem boiska….Wracają wspomnienia – to tu właśnie, niemal każdej soboty, mniej więcej o podobnej porze, przyjeżdżałem z paczką moich kolegów klasowych z podstawówki, pograć w piłkę…To był rytuał! 😀 …. Pamiętam nawet, jak kiedyś zabraliśmy ze sobą wycinek z gazety ze zdjęciem zmarłego towarzysza Breżniewa…Tego dnia uczciliśmy minutą ciszy któregoś ze zmarłych piłkarzy, a potem każdy z nas, po kolei, zbeszcześcił fotografię – w sposób wiadomy – „niekochanego” przez nas wodza bratniego narodu… 😀
Za boiskiem znów wkraczam nieco w nieznane..trzymam się betonowego muru i wąskiej ścieżynki…Improwizuję, nie wiem, co mnie dalej czeka, tym bardziej, że mijam…martwe zwierzęta.. 😉
Slalomem dobiegam do śladów leśnej drogi i trzymając się jej przecinam asfalt, który prowadzi do parkingu leśnego…Nie chcę biec w lewo, na znane ścieżki, na prawo znajduję znów ślad jakiegoś leśnego duktu, więc odważnie ruszam tam…Błąd…Zaczynam się przedzierać, a szlak po prostu znika…Wybiegam więc na pobocze asfaltowego łącznika do obwodnicy w kierunku Woli, kieruję się wzdłuż niego, a potem wzdłuż ruchliwej trasy…Szukam miejsca, by zbiec w las…Gdy go znajduję, trasa znów mnie nie przekonywuje, ale postanawiam ponownie zaryzykować…Przy okazji wypłaszam trzy młode sarenki.. 🙂 … Udaje się – mało widoczna ścieżka leśna, równoległa do obwodnicy, przechodzi w wyraźniejszą, a ta doprowadza do miejsc, które już znam – tu postanawiam przeskoczyć jezdnię i zniknąć w lesie po drugiej stronie…Biegałem tu ubiegłego lata, więc mogę już „zluzować” uwagę i skupić się na przyjemności z biegu…Właśnie mija około 3 i pół kilometra, a ja się czuję znakomicie – biegnę swobodnie, jakby bez wysiłku, tempem ~6:10-6:15…Dawno nie czułem takiej przyjemności ze swobody i lekkości biegu 🙂 :)..W głowie świta mi myśl, by pobiec dychę, albo i więcej..Kreślę w myślach przebieg trasy…
Obiegam dużą łąkę-pole…Ostatnio robiłem tu zdjęcia w śniegu :), postanawiam uwiecznić, jak wygląda trasa dziś – za mną…
i drugi brzeg łąki, przede mną…
Nie chcę stawać, do tych zdjęć aparat wyciągam jeszcze w ruchu, potem przystaję, stabilizuję, strzelam zdjęcia i w biegu już chowam…Postoje wybijają z rytmu, a ja go już złapałem i nie chcę tracić…Docieram do „biegostrady” i skręcam w kierunku Strzeszynka…Planuję pobiec odcinkiem, który dwa tygodnie temu tak mi się dał we znaki rozmokłym śniegiem…Teraz jest tu cudownie sucho, a buty aż niosą 🙂 …. Mija szósty kilometr….Odczuwam już delikatnie dystans, ale wciąż jest lekko i przyjemnie, a ja staram się wciąż oscylować wokół 6:10…Przecinam powrotnie obwodnicę, przede mną Wola…Trzymam się trasy sprzed dwóch tygodni, tylko, że w odwrotnym kierunku…Muzyka niesie i pomaga, tym bardziej, że teren tu pofałdowany i zaczynam podbiegi…Tu już ciężko pracuję, na szczęście na krótkim odcinku…Docieram do ścieżki, a wraz z nią przecinam szlak, schodzący od znajomego przejazdu kolejowego i znów wkraczam w las – to będzie już ostatni kawałek terenu do pokonania…Zostawiam za sobą siódmy i ósmy kilometr…Oceniam, że do mostku, gdzie zaczynałem dotrę przed zamknięciem „dychy” i konieczna będzie dokrętka…Mimo zmęczenia staram się kurczowo utrzymywać zadane wcześniej tempo…Dobrze oceniłem – mijam mostek i potrzebuję jeszcze pół kilometra…Trzymam się traktu nad brzegiem jeziora…Garmin i endo niemal solidarnie komunikują 10km… 🙂 🙂 ….mniej więcej w tym miejscu..
Nie kryję zadowolenia 🙂
Kaczki nie podzielają zachwytu, odpłynęły spod nóg i przyglądają mi się z dystansem 😉
W tył zwrot…
i marszem wracam do mostku…
Wykonałem kawałek fajnej pracy :)…Rozciągam się, nie czując już zmęczenia – to też mnie cieszy: szybkość dochodzenia do siebie…restytucja 🙂 Znak to, że organizm przystosował się do cyklicznych obciążeń…Zadowolony wracam do auta.
Plan zrealizowany nawet z nawiązką, bo jeśli dodać 3,7km z BBLa, to mam dziś w nogach prawie 14km (!!) – to mi się bardzo podoba 🙂 .
Podsumowanie… – bieg po BBLu
Trasa – Rusałka, nie „duże kółko”, a „wielkie koło” 🙂 – jezioro widziałem tylko na początku i końcu biegu
Temperatura: ok. 7-10stp., tym razem chłodniej
Start: 11:10
Czas: 1:03:51
Dystans: 10,02/10,07 km (Garmin/endo)
Tempo śr.: 6:22/6:22 (G/e) idealnie to samo!!
Max tempo: 5:17/4:28 (G/e)
Śr. HR: 165bpm
Max HR: 177bpm
Śr. kad.: 84spm
Max kad.: 94spm
Wrażenia…
Po pierwsze – dobra decyzja przetestowania się na 1 km, również dlatego, że dał mi kilka cennych spostrzeżeń, co do wydolności, stanu moich dolnych dróg oddechowych, ale też restytucji powysiłkowej. Po drugie – świetne zajęcia, jak zwykle dające wiele nietypowej wiedzy okołobiegowej. Po trzecie – „dycha” po BBLu – trzymałem się zadanego tempa, nie wyrywałem, to był typowy Run4Fun i dał mi ogromną radochę, ale też satysfakcję z „połkniętego” dystansu. Pomijam przy tym, że poprawiłem swój czas, bo póki jest on powyżej godziny, póty nie zwracam na to uwagi. Miałem za to okazję, wybierając trasę, zajrzeć w miejsca, gdzie mnie jeszcze nie było ;). Po piąte – łączny pokonany dystans dnia to niemal 14km – to chyba mój najdłuższy biegowy dystans, od pamiętnego letniego marszobiegu Rusałka-Strzeszynek i chyba w ogóle najdłuższy BC 🙂 🙂 🙂 . To ostatnie najbardziej cieszy, bo zrobione po niespodziewanym i nie tak prostym dla mnie teście na 1km na bieżni.
Słowem: świetna sobota!!! Teraz czekam na niedzielę 🙂
Wprost z biegania, naładowany endorfinami, postanowiłem zajrzeć do nowo powstałego sklepu biegowego – www.runnersclub.pl przy ul. Piątkowskiej 153, usytuowanego w tym oto ładnym budynku:
z dość szerokim asortymentem
Sklep sympatyczny, obsługa fajna, choć jakby nieco..rozkojarzona, gdy pojawi się u nich na raz więcej niż jeden klient 😉 …Ponoć mają fajny tester do stóp, z badań drukują 8-stronicowy raport i nie obejmuje on tylko stopy, ale również inne elementy naszego układu ruchu, jak np. kolana. Byłem tam chwilkę, ciężko coś więcej powiedzieć – ceny jak w innych podobnych tego typu przybytkach, czyli dużo za duże 😉 ;)…Inaczej – normalne, czyli ciężko znaleźć tu but „budżetowy”…No chyba, że cena 299,-, przedstawiona jako promocyjna jest traktowana jako interesująca… 😉 Mimo wszystko i tak tu pewnie zawitam na wspomniane badanie i bliższe zapoznanie z ofertą, niż te kilkuminutowe odwiedziny 🙂 .