Czwartek 13.09.2013r.

 

Truchcikiem na Górę Moraską…

Ok. Kupiłem buty. Jeden demon został usidlony 😀 . Cieszę się bardzo, bo jednak im więcej oglądałem filmów z biegania terenowego, im bardziej nakręcała mnie tematyka górska, tym mocniej męczyła mnie świadomość, że ja nawet na te nasze skromne parkowo-leśne tereny nie mam odpowiedniego obuwia… Oczywiście teraz powstał „głód debiutu”, czyli niecierpliwe czekanie na czwartek, na pierwszy bieg…Perspektywa idealna – bieg na Górę Moraską, niezbyt wyniosły „szczyt” (raptem niecałe 154m n.p.m.), bardziej taka podmiejska górka, ale oferująca kawałek zalesionego, pofałdowanego terenu, a nawet zapraszająca na szczyt całkiem rasowym podbiegiem 😀 .

Nie wiedziałem ani którędy tam pobiegniemy, ani jak się będzie układać trasa – choć wielokrotnie odwiedzałem te tereny, ostatnio chyba w ubiegłym roku, to postanowiłem zdać się towarzyszące mi dziewczyny, mieszkające niedaleko i obcujące z Górą częściej, a zwłaszcza Agnieszkę, która pomysł podrzuciła 😀 .

Wczesnym popołudniem jeszcze udało mi się na chwilę wlecieć do Decathlonu, zrobić „Rtg” działu ‚Bieganie’ 😀 – trafiłem, bo coś się tam przed jesienią drgnęło – i połasić na drugą wiatrówkę na zmianę, tym razem „mocno dająca po oczach” (żeby to jakoś kulturalnie nazwać 😉 ) . To był też odroczony zakup – w zeszłym roku operowałem tylko jedną, praną z kompletem biegowym, a przydawała się właśnie na taki okres przejściowy, gdy na trening można było ubrać pod nią termo. Zapewniało to ochronę przed wiatrem, a nie upośledzało zanadto wentylacji 😉 . Dla mnie było idealnie. A kiedy nie wiało, mogłem biec tylko w koszulce – wiatrówka jest na tyle zgrabna, że można ją złożyć w kostkę i w plecaku nie zabiera wiele miejsca.

Jesteśmy umówieni na 18tą, tuż przy kompleksie obiektów UAM na Morasku – dokładnie tam, gdzie zjawiam się u mojego kolegi i przyjaciela, Macieja, by powiosłować na ergometrze i poprzerzucać trochę ciężarów na sztandze 😉 😉 … Udział swój potwierdziła Aga, Dorota S. i Jola, która zagląda do nas na zajęcia niedzielne 🙂 . Zabraknie niestety Magdy….

Półmaraton w Pile pokonała nieco lepiej niż w Szczecinie, ale bez złamania życiówki…Wiem, że jest dobra, że ma formą i jest w stanie pobiec szybciej – MOC było widać na wspólnych bieganiach…Widziałem i słyszałem, jak trenuje. Gdy przesunąłem zajęcia ze środy na czwartek, Magda nie odpuściła – i tak wyszła pobiegać – wróciła po prawie…20tu kilometrach!…Jej zapał, biegowe „zakręcenie”, ambicja i ukryty „power” inspiruje i zaciekawia mnie, podziwiam go i lubię, bo i mi się udziela 😀 . Ale też i niepokoi, bo na pewnym etapie treningu endorfiny potrafią tak nieść, że człowiek traci nad tym kontrolę. Jak niegdyś Maciek-Pędziwiatr….Magda biegła dopiero co Szczecin, teraz Piła, za chwilę Gniezno, potem Poznań Marathon…..Piła była jej piątą lub szóstą imprezą…Wszystko jest cudownie do czasu, gdy dzielnie znosi to ciało….Ale ciało Magdy powiedziało….dość! 🙁 …Pojawił się ból Achillesa, była próba rozbiegania….Niestety – teraz szykuje się przerwa…A szkoda wielka – mamy przed sobą fajny jesienny czas, bez upałów, ale pewnie nie raz z deszczem i chłodem, które będą demotywować. Wspólne bieganie jest jak środek przeciwbólowy – gdy zjawia się niechęć, ono przywraca radość i chęć spotkania. Daje powód, pretekst, by się poruszać. Liczyłem, że Magda będzie z nami, również dzisiaj, ale niestety……Szkoda….Mnie od weekendu bolało kolano i pomimo, że kupiłem nowe buty i że włączyło się przyciąganie Rusałki :D, by je sprawdzić – dałem sobie całkowity odpust 4-dniowy, z lodem i maścią……mam nadzieję, że Magda też to zrobi……

18ta to taka godzina, na którą ja muszę się już mocno sprężać. Niestety, jeśli chcemy złapać jeszcze dzienne światło, start nam się przyspiesza, Tym razem mocno walczę, by się wyrobić i prawie mi się udaje. Plecak, czołówka, nowe buty na nogach…i ja sam – pół godziny przed czasem jesteśmy już w drodze. Tak, ale tylko jesteśmy….Poznań się paraliżuje. Kiepsko zsynchronizowana sygnalizacja na dużym fragmencie tranzytu krajową „11ką” z Wrocławia nad morze, wzmaga potok aut i rodzi frustrację. Potężną frustrację…Miejscami FURIĘ!!!…Nie zdążyłem pokonać kilometra a piszę smsa do Agi…że się spóźnię 10 minut…. 🙁 🙁 . Nie znoszę być po czasie – bo zmuszam innych do czekania na mnie, marznięcia i słusznego psioczenia. A teraz nie jestem nawet pewien, czy zapas 10 minut mi wystarczy……

Wjeżdżam na parking, gdy zegarek wybija „kwadrans akademicki” po czasie…..Wyskakuję z auta i narzucam w marszu plecak…”Komitet powitalny” cierpliwie czeka… 😉

20130912_181608

Witam się serdecznie i apeluję do zrozumienia…Na szczęście  nie ma z tym problemu. Kilka ruchów rozgrzewkowych i możemy ruszać- zgodnie z przypuszczeniem popilotuje nas Aga, choć wszystkie dziewczyny, włącznie z mieszkającą kilka kroków stąd, Dorotą, znają tutejsze biegowe szlaki….

No cóż: mam ze sobą trzy urocze dziewczyny, które w dodatku tu już biegały i trafią wszędzie, więc nie muszę się martwić o rozproszenie i zagubienie – po prostu: FULL WYPAS!! Mogę – i chcę – dziś pobiec sobie komfortowo, a ten podstawowy warunek – orientacja w przestrzeni – jest już zapewniony. Mogę całkowicie oddać się podziwianiu krajobrazu i pogaduchom 😉 .

Na początku małe Fashion Show – troje z nas: Dorota, Jola i ja mamy na nogach jeszcze cieplutkie, świeżutkie, nowiutkie buty, każde – innego uznanego producenta :D. Potem sms od Magdy z życzeniami dla nas miłego treningu (z tęsknotą za bieganiem między wierszami) i informacją, że próbowała testowo po wyjściu z pracy, ale ból jest za mocny….Żal, ale też i – paradoksalnie – lekki spokój, że nie pobiegnie sama i nie pogorszy sytuacji…..

20130912_181637

20130912_1816280

Pierwsze metry wiodą po kostce, potem płyty betonowe w kierunku osiedla domków….Gdy zbiegamy na przyjaźniejsze moim butom podłoże, orientuję się, że Garmin coś ode mnie chce: „a może byś tak mnie…włączył, skoro już kazałeś polatać za satelitami?”…Kurcze, co za skleroza, dobrze, że teraz a nie u celu 😉 😉 ….

Nie wbiegamy, jak sądziłem w lasek, w którym biegałem zimą Serpentyny Moraskie, ale trzymamy się najpierw chodnika wzdłuż ul. Umultowskiej. Nigdy tu nie byłem, więc rozglądam się zainteresowaniem 🙂 . Wokół ładna zabudowa jednorodzinna. Zostawiamy po lewej niewielkie jeziorko, kierując dalej się ul. Rumiankową….Dziewczyny dziarsko pokonują ten pierwszy kilometr…

20130912_182817

20130912_182819

20130912_182820

kierując się do rozwidlenia dróg…

20130912_182836

Tu nawierzchnia przechodzi w luźną, piaszczystą, która poruszanie czyni bardziej wymagającym, 😀 . Od tego też miejsca trasa zaczyna delikatnie się piąć, stawiając opór 🙂 .

20130912_183513

Każda z dziewczyn w swoim tempie pokonuje ten odcinek. Podbieg nie jest stromy, ale długi. Na jego szczycie, a właściwie na wypłaszczeniu, roztacza się widok w stronę Piątkowa..

20130912_183814

i Elektrociepłowni Karolin.

20130912_183816

Przystajemy na foto, choć jako zdobywcy zrobimy sobie sesję dopiero u celu…

20130912_183836

20130912_183932

Za wypłaszczeniem droga się znów podnosi, a nawierzchnia zmienia się w szutr. U szczytu dobijamy do asfaltu – wbiegamy do Moraska. Przekraczamy crossem jezdnię, bo kończy nam się nagle chodnik. Aga zwraca uwagę na opuszczony kościół Św. Trójcy – od zawsze charakterystyczny element tutejszej panoramy. Teraz zdecydowanie przerzucamy się na asfalt, który zakolami przeprowadza nas przez miejscowość. Spod stóp docierają nowe, ciekawe informacje – czuję na twardym mocniej wręby moich trailówek, ale tragedii nie ma – można więc odcinkami poruszać się utwardzonym gruntem, choć obuwie zdecydowanie nie jest do niego stworzone. Na krótkim odcinku, przy boisku zbiegam za żywopłot i równolegle do mojej ekipy truchtam po trawie, dając odpocząć śródstopiu. Niestety kolejne metry znów wyprowadzają nas na szosę w kierunku Rezerwatu Meteorytów – ścieżka do jego serca zaczyna się na granicy lasu okalającego już bezpośrednio „naszą” Górę 😉 . Biegniemy obok siebie, a gdy nadjeżdżają auta – „gęsiego”…

20130912_185010

Po kilkuset metrach, już w cieniu drzew, jest wreszcie okazja, by zbiec z asfaltu – dla mnie ulga, choć sądziłem, że test na twardym wypadnie gorzej 🙂 . Ten ostatni „ucywilizowany” odcinek i ścieżka, którą truchtamy, znów pnie się w górę, z tym, że teraz, w lesie, stromiej. Teren się różnicuje – w końcu kiedyś mocno nabroił tu lodowiec 😉 😉 .

20130912_185500

Gdy jesteśmy już na szlaku w pobliżu ostatniego, mocnego podbiegu na szczyt…odzywa się komórka Agi…Stajemy.

20130912_185659

Dzwoni Darek, kolega Magdy, który znał nasze plany i postanowił się przyłączyć, ale…pomylił godziny (!). Mała burza mózgów, co robimy – wygrywa pomysł, by z okolicy parkingu, z którego startowaliśmy, podjechał pod Rezerwat – tu zostawi auto, dołączy do nas, a kiedy skończymy dzisiejszy trening, Aga podrzuci go po samochód. Zawracamy więc, by wyjść mu naprzeciw. Teraz przyjemnie nam się zbiega 🙂 . Nie czekamy długo na naszego kolegę..

20130912_190628

Dorota korzysta z pauzy i podrzuca mi do plecaka kurtkę – jest ciepło, w zupełności wystarcza letni zestaw biegowy 🙂 . Wracamy na trasę i teraz już bez postojów docieramy na prostą pod ostatnią przeszkodę – stromy i pełen korzeni podbieg na polanę szczytową.

20130912_191520

Świetnie można byłoby poćwiczyć tu siłę biegową, nachylenie jest konkretne. Dla nas nie stanowi problemu – szybko go „połykamy” 😉 .

20130912_191542

Kawałek dalej jest punkt triangulacyjny – zdobywam go 😉 …

20130912_191623

a potem uwieczniamy tam naszą „ekspedycję” 😀 – niestety robi się ciemno i łatwo poruszyć aparatem przy dłuższym czasie naświetlania…

20130912_191757

Rozpoczynamy odwrót – zakładam na głowę czołówkę, żeby nie musieć później się zatrzymywać. Nie jest niezbędna jeszcze, bo jakieś światło przedziera się przez korony drzew, ale na ciemniejszych odcinkach uruchamiam jednak własne oświetlenie. Cały czas truchtamy rozrywkowo i nieśpiesznie. Rozmawiamy o technice biegania i o latarkach. Na końcu długiej ścieżki, która sprowadza nas w dół, las nagle kończy się a my gwałtownie wracamy do cywilizacji. Tu lampka nie jest potrzebna, bo nic nie przesłania nieba. Przekraczamy asfalt i szeroką, piaszczystą drogą truchtamy w kierunku obiektów Uniwersytetu. Darek rozmawia z Agnieszką, Jola z Dorotą, ja samotnie na przedzie rozluźniam się i ćwiczę elementy techniki, nad którymi pracuje z nami w soboty Yacool. Na wysokości nowych obiektów UAM, za 9tym kilometrem odbija w prawo, żegnając się, Jola. Gdy dalej wkraczamy w osiedle, na którym mieszka Dorota, a pod nogami pojawia się kostka brukowa, haczę o coś wystającego i z trudem łapię równowagę. Okazuje się, że to „leżący policjant” sprawdzał moją sprawność ogólną, a w szarości wieczoru kompletnie nie było widać wybrzuszenia….Zapalam na stałe światełko na czole, jednak z nim czuję się bezpieczniej. Jeszcze kilkaset metrów i osiągamy punkt startu, czyli parking.

Przez chwilę Aga z Darkiem rozciągają się z nami…

20130912_195611

ale potem uciekają do auta – Darek jedzie biegać jeszcze nad Maltą, a Agnieszka obiecała podwieźć go do „porzuconego” pod Górą samochodu.

Ja z Dorotą kontynuuję ćwiczenia – to nie był ciężki i wymagający trening, bo tempo było faktycznie towarzyskie, ale podbiegi czuć w łydkach…Dla Doroty, pokonującej zwykle 6-8km, te dzisiejsze 11 to dłuższe wybieganie i czuje to wo nogach. Najważniejsze, że zarówno jej buty, jak i mój nowy nabytek zdały egzamin na „piątkę”. Troszkę odzywa się u mnie stara dolegliwość w śródstopiu – bieżnik na twardym podłożu przypomniał o niej, ale w lesie, na podbiegach, spisywały się na medal 🙂

Żegnamy się, bo szybko robi się chłodno, a właściwie to my stygniemy 😉 – kolejne spotkanie już niedługo, w sobotę, na zajęciach BiegamBoLubię 😀 .

Garmin nas śledził…

Wrażenia…

Ten dzisiejszy trip to świetny przykład, jak biegać dla satysfakcji z ruchu i zdrowia, na wcale niekrótkim odcinku, czerpać z tego sporo radości na płaszczyźnie sportowej i towarzyskiej, a z drugiej strony – odpoczywać, bo i tempo, i częste zatrzymania nie pozwoliły nam się „sponiewierać” 😉 . Czasem, gdy ktoś przygotowuje się do tego, czy tamtego biegu, realizuje ściśle plan przygotowawczy, pracuje ciężko w pocie czoła…wtedy może zdarzyć się, że w podstawowa radość z faktu biegania gdzieś się zagubi. Tymczasem my wszyscy dziś mieliśmy właśnie możliwość sięgnięcia do źródeł, ugruntowania w sobie absolutnych podstaw pomysłu na wspólne uprawianie tej aktywności – przyjemności z bycia razem w ruchu 🙂 . A przy okazji poznawać nowe miejsca do biegania 😀 .

Strasznie mi się to podoba i chcę to powtarzać.

Jak najczęściej 😀 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *