Radosnym truchtem przed siebie…
Chyba w nagrodę za przedpołudniowy trud, wczoraj przyszła miła wiadomość, jak jaskółka, która oznajmia wiosnę 😀 … Magda, wciąż lecząca kontuzję, zjawi się dziś, by nam towarzyszyć – na rowerze. Bardzo mnie to ucieszyło, bo brak jej „iskierki” (i Maćkowego entuzjazmu) są cały czas odczuwalne, a wczoraj były szczególnie. Mija 21 dni od ostatniej wspólnej eskapady po terenie. Zapowiedź jej pojawienia się odbieram jako wyraźny znak, że idzie ku lepszemu, że czas do wspólnego biegu jest już bardzo bliski 😀 😀 . Brakowało nas Magdzie, a my tęskniliśmy za nią – teraz, choć na dwóch kółkach, ale będzie znów z nami 😀 . Ja szczególnie wiążę się z ludźmi emocjonalnie, wiele dla mnie znaczy, gdy razem rozwijamy pasję, coś wspólnie przeżywamy i odczuwam ich brak – dlatego teraz cieszę się na spotkanie z Magdą ogromnie i rowerowa formuła uczestnictwa wcale mi nie przeszkadza. Wiem, że razem z nią, Agnieszką i Jolą spędzimy świetne przedpołudnie 🙂 .
Umówieni jesteśmy na 9tą. Podnoszę się z łóżka sprawnie, jakby podświadomość miała własny budzik. Po 7ej piję już kawę i jem śniadanie. Orientuję się, że po wczorajszym treningu nie podpiąłem do ładowania zegarka 🙁 – mam nadzieję, że starczy mu dziś mocy….Uczony wczorajszym doświadczeniem pogodowym, na termo naciągam firmówkę” BBLową, a kurtkę wrzucam jedynie pro-forma do plecaka. Tytułem małego testu na nogi wracają ulubione Mizunki, które po odrzuconej reklamacji odwiedziły szewca – miejsca na wysokości małych palców zostały świetnie zabezpieczone, a ja tylko sprawdzę, czy nie ucierpiała na tym wygoda 🙂 . Na wszelki wypadek Response’y również lądują w aucie, gdyby ich konkurencja np. obtarła palce… 😉
Zajeżdżam pod stadion bardzo pomału…Gdy zakręcam do parkowania, jak spod ziemi wyrasta na rowerze Magda 😀 😀 . W nowej, błękitnej, kurtce i z pięknym, promiennym uśmiechem wygląda super 🙂 . Dawno się nie widzieliśmy 🙂 . Wyskakuję i witam się z nią serdecznie 🙂 . Jak miło, że jest z nami! Ponieważ nie ma jeszcze Agi, zapraszam do mnie, do auta. Siadamy i wspólnie dzielimy się radością ze spotkania. Przy okazji Magda referuje, jak wyglądają postępy w zmaganiach z kontuzją. Wygląda na to, że jest lepiej, ale progres nie rzuca na kolana….Nadjeżdża Agnieszka, wychodzimy jej naprzeciw 🙂 . Aga, jak to Aga – radosna, wesoła, pełna energii…nie zamierza jej trwonić staniem w miejscu 😀 …Ledwo udaje mi się pstryknąć zdjęcie… 😉
…a już truchtamy do mostku. Jola dołączy do nas o 10tej. Wprowadzam wytyczne do planu, a właściwie tylko do ogólnego kierunku, bo pogaduchy już się zaczęły i to one zapewne zdominują całość. Przyjmuję założenie po wczorajszych błotnych szaleństwach, że rezygnujemy dziś z południowego brzegu i trzymać się będziemy trasy „strzeszynkowej” – suchej, wolnej od przeszkód i pozwalającej na spokojne wybieganie, a na takie zapowiada się trening. Właściwie wrzucamy od mostku odpowiednie przełożenie i nieśpiesznym rytmem biegniemy przed siebie, jak nas poniosą nogi 🙂 . Byle dalej, byle fajniej, dla radości z biegu 😉 . Magda pomału przesuwa się z nami, a z jej oczu bije szczęście 🙂 . Razem z Agą stanowią cudowny duet dwóch pełnych życia i radości dziewczyn, których wspólne pole energetyczne wchłania mnie bez reszty…Truchtam raz obok nich, raz pomiędzy nimi, a za chwilę z przodu odwrócony do nich twarzą 🙂 . Każda chwila przynosi nam uśmiech – tak to już jest, gdy ktoś z kimś po prostu czuje się dobrze 😉 . Tęskno już było za tym..oj tęskno 🙂 .
Za Lutycką kontroluję czas, wybiegamy nieco poza odbicie na obieg wielkiej łąki i tam zarządzam odwrót…Mamy pół godziny do zajęć – akurat, by wrócić i jeszcze zdążyć wpaść do auta Agi na łyk herbaty 😉 . Przy gastronomii skręcamy w lewo i truchtamy brzegiem jeziora. Opowiadam o wczorajszym GP, o spotkaniu z Panią Marią…Przy mostku nie stajemy, tylko od razu kierujemy się na parking. Tu chwilka pauzy z kubeczkiem w dłoni. Dołącza Jolka – też komplementuje Magdę za ładną kurtkę i tak, jak my, cieszy się ze spotkania, choć obie miały okazję widzieć się w międzyczasie. Mało mamy czasu, musimy ruszać nad Rusałkę. W truchcie kiwamy do znajomych „orlenowców”, którzy jak co tydzień gromadzą się przed stadionem.
Na mostku…pustki…Minęła 10ta, ale tradycyjnie czekamy kilka minut. Zajmujemy się…robieniem zdjęć :D…a właściwie „pojedynkujemy się” na ujęcia 😉 . Ja wskakuję na murek, by mieć obraz z góry, Aga „strzela” do mnie z dołu 😀 ….
Robimy sobie też grupowo foto 🙂 …
Mamy nad Rusałką zdecydowanie NAJFAJNIEJSZY biegowy Team….i NAJŁADNIEJSZY 😉 ….Oczywiście opinia dotyczy płci pięknej 😉 …
Czuję się wyróżniony, mogąc biegać w takim gronie 😉 ….
Koledzy „orlenowcy” patrzą pewnie na nas i nasze fotografowanie z lekkim uśmieszkiem, więc aby nie rozbawiać ich dłużej, postanawiamy ruszyć. Zostawiamy „celebrytyzm” za sobą 😀 i powielamy wcześniejszy plan – północnym brzegiem przed siebie. Mamy sporo czasu, mnóstwo energii, więc niczym nie skrępowani korzystamy z wiosennej aury znaną nam doskonale z czwartkowych, nocnych wybiegań trasą. W głowie kręci się od okoliczności – słońce, błękitne niebo, las, uśmiechy i moc pozytywnej energii…Do tego brak pośpiechu, tempo spokojniutkie tak, by mogła z nami biec i rozmawiać Jola…Znów tasuję się – raz z przodu, raz z tyłu, obok Magdy z lewej, obok z prawej…Rozmowy nie mają końca 🙂 . Deklaruję nawet, że w obliczu trapiących każdego urazów, mogę ochotniczo pójść na profesjonalny kurs masażu, by nie biegać i szukać pomocy wśród obcych 😀 . W końcu…mamy wśród nas lekarza, przydałby się i fizjoterapeuta 😀 😀 …
Początkowo jako punkt zwrotny uzgadniamy stadninę….Gdy jednak ją osiągamy, sama Jola proponuje, że skoro już tu jesteśmy, to możemy dociągnąć do Strzeszynka 😀 . Kilometraż na moim zegarku rośnie, co mnie bardzo cieszy, bo mając w perspektywie imprezę kwietniową, powinienem dla przyzwoitości od czasu do czasu dłużej i dalej potruchtać 🙂 …Dziś jest okazja 🙂 . Na trasie gęstnieje ruch – piękna aura przyciągnęła już spacerowiczów i amatorów dwóch kółek. Asysta Magdy sprawia nawet, że zaczynam nieświadomie pozdrawiać tych drugich – no tak, ale dziś nasz Team jest biegowo-rowerowy 😀 . Jeszcze przed Strzeszynkiem mija nas grupa „orlenowa” . „A Wy gadacie, czy biegacie?” – rzuca do nas żartem, komentując tempo i śmiechy, Sławek 😀 – powala nas tym, mamy jeszcze większy ubaw 😀 .
Wbiegając na łąkę przed plażą, przyspieszam – robię takie małe „odmulenie” na dystansie kilkuset metrów 😉 . Prawda jest taka, że…roznosi mnie energia 😉 😉 . Na pomoście jest trochę osób. Siadam, opierając się o barierki i czekam z aparatem, aż dotrą dziewczyny…
Aga eksperymentuje z ustawieniami swojego telefonu 🙂 – też ma ochotę na fajne ujęcia…
Magdę nosi 😀 …Najpierw mocno się rozciąga..
…mobilizując też Jolę… 😉
a potem próbuje truchtać po pomoście, by sprawdzić, jak to znosi noga…Bardzo ją ciągnie do biegania 🙂 ….Niestety, ból wciąż się odzywa i nie ma co go prowokować, trzeba dać „czasowi czas”…..
W pełnym, niemal południowym słońcu jest tu tak przyjemnie, że chciałoby się dłużej zostać…Przed powrotem robimy sobie kilka „rodzinnych” 🙂 zdjęć…
przy których Jola – jak to zwykle ona – wykazuje się i wyobraźnią, i nieskrępowaniem operatorskim 😉 …
Faktycznie…jesteśmy „grupą celebrycką” 😀 😀 😀 …Przynajmniej tak to może wyglądać z boku 😉 .
Dziewczyny ruszają, ja czekam na satelity, a potem doganiam je przed lasem…Teraz musimy biec niemal gęsiego, bo ruch rowerów wzmógł się bardzo….Co chwilę ktoś prosi o przepuszczenie lub naciska dzwonek…Trzymamy się więc parami, raz po raz się zamieniając. Agnieszka, która ostatnio narzekała na pasmo biodrowe, co jakiś czas przechodzi do marszu, dając też odetchnąć Joli…Ja wybiegam do przodu, zawracam, przebiegam obok nich w przeciwnym kierunku, znów je mijam, obiegam dookoła całą grupę i samą Magdę…po prostu cieszę się, że możemy być razem w ruchu 🙂 . Garmin raz za razem wibruje odliczając kolejne kilometry…sporo ich, dziś zamkniemy dystans niemal półmaratoński! 😀 . Zbliżając się do Rusałki biegnę dłuższą chwilę sam z przodu, ale dobiegając do krzyżówki czekam na grupę. Gdy Aga z Jolą przechodzą do marszu, idę kawałek z nimi, a potem zaczynam trucht, mobilizując je obie. Magda mówi, że gdyby była bardziej przewidująca, wzięłaby dla nas do plecaka coś do picia – mielibyśmy support podobny do tego, jaki jej świadczyliśmy podczas maratonu :D. Zaczynają pojawiać się tematy kulinarne – znak to, że głodniejemy 😉 . Wyobraźnia zaczyna niesfornie pracować 😉 . I tempo chwilami rosnąć.. 😉 . Przy mostku zatrzymujemy się, by pożegnać Magdusię – dzielnie dziś objechała wszystko z nami – zważywszy na jej stan duchowy 🙂 – wniosła , do tego wiosennego dnia radość, swoje ciepło i to pozytywne zakręcenie, którego tak brakowało…..Na nas czeka jeszcze pachnąca herbatka Joli i mój sok z termosu 🙂 . Tuż przy autach wybija 20km. Jest świetnie!…Nikt z nas nie zakładał na dziś takiego odcinka, jest wynikiem naszej spontaniczności, tego, że lubimy razem biegać i jakże miłej asysty na rowerze 🙂 .
Bardzo często to, co nie planowane, smakuje najlepiej.. 😀 ….
Garmin dał radę 😉 … – bateria rozładowała się krótko po odliczeniu dystansu 🙂
Wrażenia…
Dystans dzisiejszy jest rzecz jasna kilometrażem „składanym”, przeplatanym króciutkimi i dłuższymi pauzami, więc nie jest miarodajny w kontekście półmaratonu, ale – co nasze w nogach, to nasze 🙂 . Czuję się, rzecz jasna, lekko znużony i zaniepokojony biodrem, ale na rozpamiętywanie strat przyjdzie czas, gdy ostygnę…Póki co chłonę całym sobą błękit nieba, ciepło słońca i powietrze – bez spalin, czyste, gotowe przyjąć już zapachy kwitnącej przyrody….Jeszcze trochę…..Jeszcze trochę… 🙂
Czas teraz, by Magda i Maciek dołączyli biegowo. O ile nasz Pędziwiatr ma wciąż poważne problemy ze zdrowiem i jego powrót może się przeciągnąć, tak Magda, dzisiejszą rowerową obecnością, wlała nadzieję w serca, że to już niedługo…. 🙂