Środa 05.06.2013r.

Najpierw obowiązki, potem przyjemność..

Już w zajawkach dzisiejszy dzień zapowiadał się męcząco…Wczesne wstawanie, poranna jazda do Bydgoszczy, z „międzylądowaniem” w Gnieźnie, sprawy na miejscu nie wiadomo, ile trwające, a potem powrót. Praca na miejscu odłożona, a gdy wrócę, to chcę iść biegać…Bezapelacyjnie.

Plan na dziś…
Rusałka – z przyjaciółmi..

Szkoda, że o wczesnym wstawaniu „zapomniało mi się” wczoraj wieczorem, gdy szedłem spać o 1:00. Wstawanie o 5:50 było masakrą…Bywam nieprzytomny, gdy się wysypiam, ale dziś rano jestem jak meteor w obcej galaktyce…Do 7:00 próbuję jakoś zapanować nad kompletnie zahibernowanym umysłem, po 7ej już muszę, bo jestem w aucie i kieruję się na północny wschód…Strach pomyśleć, co będzie popołudniem, gdy brak snu wróci jak bumerang…

Ciężko….Nie leje, nawet nie pada, ale niebo nad Bydgoszczą zasnute i raz po raz roni łzy…Przedpołudniem spotkanie, jesteśmy wolni dopiero po 15tej…W drodze powrotnej poszerzam zajady  😉 , bo ziewam co chwila, a na ekspresówce S5 walczę ze snem – Boże, jak ja mam biegać???

W domu jestem po 17tej. Telefon milczy, więc upewniam się, czy dziś zbiórka o 19tej, jak ostatnio, czy tradycyjnie o 20tej. Na szczęście wygrywa druga opcja – mogę spokojniej zjeść, choć objadać się nie będę….Oczywiście po jedzeniu skacze cukier, krew „ucieka”, by wspomóc trawienie, a ja kiwam się bezwładnie jak rosyjska „Wańka wstańka” 😀 . Jeśli nie utrzymam równowagi i przyjmę pozycję horyzontalną, przegram jak himalaista na 8iu tysiącach, gdy siada, by odpocząć……

Aktywizuje mnie…nowy Garmin 🙂 . Tak, myśl o debiucie działa mobilizująco. Wrzucam na siebie ciuchy, zapinam nową opaskę – jest o niebo wygodniejsza, nie uciska na piersiach – zakładam „cedeńko” i paruję je z footpodem. Ustawiam „strony treningu”, kopiując nastawy z „60tki”, ale co finalnie będzie mi pokazywał w biegu, wyjdzie po kilku treningach…

Kwadrans przed ósmą mozolnie przebijam się przez światła, które uparły się „stawać okoniem” 😉 … W przerwach sprawdzam GPSa…fixuje go dość szybko mimo „blaszanego pudełka”, w którym siedzę…

20130605_195822

Wcześniej sprawdzałem go testowo w ogrodzie i trwało to dłużej niż sądziłem, 1-2 minut, może nawet ciut dłużej, ale to był „zimny start”…mam nadzieję… 😉 .

Na Lotników jestem na czas. Jakie to świetne uczucie, gdy nic nie muszę przypinać, zapinać, zakładać, ustawiać… !! – ponownie odpalony zegarek w ciągu 20 sek sygnalizuje gotowość :). Nie mam dziś plecaka, bo nie muszę się martwić o telefon w deszczu. Picie wziąłem w bidonie i zostawiam je w aucie – będę uzupełniał wodę po treningu.

Woooolność 🙂 . Mogę teraz moknąć bez lęku o gadżety. Samsung w roli aparatu, a od dziś również telefonu i mp3-ki, mam zwyczajowo w kieszonce przy pasku biegowym, zabezpieczony folią.  Pasuje tam idealnie, bo jest płaski. Ręce swobodne. Czuję się wolny jak ptak i gotowy do drogi. I dobrze, bo Anita z Czesiem…stoi za moimi plecami 😀   . Schodzimy do torów ekspresowo, bo czeka tam już Magda i Przemo – każde w swoim aucie :). Na nasz widok wychodzą – witamy się…

20130605_200559

20130605_200609

…pozujemy okolicznościowo 😀 …

20130605_200605

..i bez zbędnych „ceregieli” ruszamy – rozmawiać będziemy w biegu…;)

20130605_200654

Mimo tego, że dziś już nie mam „gadżetologii” na sobie, a wszystko ogranicza się na  „dzień dobry” do jednego, prostego przycisku START 😀 , zostaję troszkę w tyle, bawiąc się zegarkiem, a wcześniej robiąc kilka skłonów i mini-rozgrzewkę dla stawów. Dziewczyny mocno ciągną do przodu, ale po chwili jestem z grupą. I Anita, i Przemo chcą dziś w miarę sprawnie zakończyć bieganie, więc nie kombinujemy z trasą – zaczynamy od dużego kołka bez „cypla”. Anita planuje zrobić dziś ok. 8km – podobnie jak ja, nie ma dziś poczucia „wysokiej formy”. Biegniemy stadem. Zwracamy uwagę na wyjątkowy „wysyp” amatorów truchtania – ręka rozbolałaby od pozdrowień ;). Biegniemy szybciej, niż ostatnio..6:00-6:05..Na gadaniu schodzi nam pierwsze kółko…Nie zatrzymujemy się w nim wcale i nawet Czesiu specjalnie nie oponuje. Troszkę wyprzedzamy z Przemkiem nasze panie, więc przy ponownej wizycie na  krzyżówce z „biegostradą” przystajemy, by poczekać 10-15 sek. … Proponuję powtórkę, ale z „cyplem” – Anita i Magda chcą jednak wolno potoczyć się od razu w górę, bez odbijania w lewo, więc się rozdzielamy. Miałem przeczucie, że nie wyjdzie to z korzyścią dla mojego tempa 😉 , bo mając przy lub przed sobą Przema, który biega znacznie szybciej, z „automatu” podkręcę prędkość. No i tak właśnie jest. Szybko wkręcam się na 5:30, a mój sympatyczny kolega wciąż swobodnie skraca i zwiększa dystans między nami, będąc w większości z przodu. Mijamy gastronomię, a gdy dobiegamy do mostku wiem już, że jeśli dziewczyny nie przystawały i  możemy już ich nie dogonić. Nad taflą jeziora właśnie pięknie zachodzi słońce. Postanawiam się zatrzymać, by złapać to w kadr….

20130605_205338

Magicznie…..Robimy jeszcze sobie z Przemem wzajemnie foto i biegniemy dalej…Panie spotykamy dopiero na podbiegu do torów, gdzie fundują sobie trochę treningu siłowego, szturmując kilkukrotnie odcinek do rogatki. Nie przyłączam się, mijam je i dobiegam do miejsca, gdzie startowałem. Wyłączam zegarek – niecałe 9km….nie jest źle, tym bardziej, że bieg za Przemkiem kosztował troszkę więcej sił 😉 😉 …Oddycham z ulgą i próbuję się rozciągać, ale tak jak na starcie, teraz również nie ma na to wiele czasu, bo Magda i Przemo szybko się urywają, a Anita gna do domu…Wędruję z nią na parking, tu się żegnamy, wymieniając uśmiechy w komentarzu do spraw, o których rozmawialiśmy i  rozchodzimy się.

Cieszę się jak duże dziecko na chwilę, gdy będę mógł zrzucić dane do GC i sprawdzić przede wszystkim dokładność tracka, ale i wizualizację pozostałych parametrów. Nim jednak się do tego zabiorę, muszę jeszcze podjechać do centrum miasta….A zatem..w drogę 🙂

Cóż ciekawego pokazał zatem zegarek w pierwszej bojowej próbie??

Trasa: Rusałka, małe i duże kółko

mapka

Pogoda: pochmurno, ale bezdeszczowo
Temp.: 15-17stp.
Start: 20:07
Dystans: 8,83km
Czas: 53:18
Czas w ruchu: 53:03
Tempo śr.:
6:02
Tempo max:
5:04
HR śr.:
161 bmp
HR
max: 176 bmp

1

/2

Wrażenia….

Najpierw te biegowe…
Cieszę się, że się pozbierałem i mimo sporego deficytu snu jakoś przedreptałem tą ósemkę…Od pewnego czasu biegam 10-12km, dziś było mniej, ale że środy zawsze mają również charakter „towarzyski”, a ja „parcia na szkło” nie mam, nie przejmuję się tym dziś 😉 . Dziś damsko-męski podział, jaki się ukształtował na trasie potwierdzał, że tempo i dyspozycja czasem jakby intuicyjnie biorą górę, ale też w niczym nie przeszkadzają nam się dobrze ze sobą bawić – zapewne dziewczyny poruszały własne tematy, a my gadaliśmy o męskich sprawach 😉 . Wszystko zatem było OK. Pięknym bonusem był zachód słońca 😀 – obrazek jakby żywcem wyjęty z moich zimowych marzeń 😉 .

Kilka słów o zegarku…
Będą to odczucia niemal na gorąco po pierwszym biegu. O wygodzie już wspominałem, więc tu jego przewaga nad smartfonem w opasce jest niezaprzeczalna i tematu nie będę rozwijał. Odporność na warunki zewnętrzne też nie podlega dyskusji.
Wygląd. Nie dla niego go brałem, ale podoba mi się i też był argumentem „za”, zwłaszcza w połączeniu ze zgrabnym gabarytem. Oczywiście nie jest tak płaski, jak poprzednik, czy zegarek do użytku codziennego, ale spokojnie mogę go zostawić na dłoni po treningu.
Masa. Zapomniałem, że mam go na nadgarstku 🙂 . Pełen relaks i komfort biegu.
Wykonanie. Zrobiony jest solidnie, materiał gwarantuje trwałość. Nie chciałbym go co prawda upuszczać na ziemię, ale myślę, że by nie zginął. Wierzchni panel dotykowy żal byłoby też zarysować, a folii chyba do niego nie ma….Pasek – na mój gust jest dość sztywny, to nie miękka guma z „60tki”, zwłaszcza odpinanie wymaga obycia – gumowa opaska przytrzymująca po zapięciu ma taki specjalny ząbek, który wchodzi w dziurki paska…odpinanie wymaga, przynajmniej w moim wydaniu, podważenia opaski paznokciem i dopiero wtedy wysunięcia paska…Może to mała niedogodność, a może tylko kwestia wprawy.
Obsługa. Nie ma porównania ze smartfonem. Oczywiście, bez wspomagania internetem, satelit szuka przez ok. 30 sek., telefon był w tym bezkonkurencyjny, ale i tak robię zwykle  rozgrzewkę, która trwa dłużej, więc to żaden kłopot. Jak sygnał złapie, już go nie gubi – biegłem w sporej części terenem zalesionym, pod osłoną drzew i nie miało to żadnego wpływu. Track z biegu wyszedł precyzyjny. Przyjąłem w ustawieniach bardziej prądożerną częstotliwość zbierania danych co 1 sek., ale właśnie po to, by ślad był jak najdokładniejszy. Przy chwili wpadnę na stadion, by potestować wiarygodność, a przy okazji sprawdzić, czy footpod wymaga kalibracji. Co do czynności manualnych – dotykowy ekran działa poprawnie, trzeba tylko dobrze poczytać instrukcję, która wyjaśnia jak prawidłowo to robić, bo różni się to troszkę od dotyku na smartfonie 😉 . Kwestia przyzwyczajenia do przytrzymania opuszkiem i przesuwania danych na ekranie :). Bułka z masłem 😉 , a mała obawa była..Oczywiście prawdziwy test obsługowy przejdzie zegarek zimą, lub w deszczu, póki co jest „na piątkę” 😀 .
Funkcjonalność. Pominę szczegółowe możliwości zegarka, bo można o nich poczytać – ma on chyba wszystko, co potrzeba amatorowi i zawodowcowi, łącznie z własnymi planami treningowymi, które każdy może sobie indywidualnie przygotować na GC i przesłać z www do telefonu. Fajną rzeczą, która powinna być standardem we wszystkich zegarkach jest alarm wibracyjny, można spokojnie posłuchać muzyki, a zegarek przekaże potrzebne info o dystansie, tętnie, czy tempie – zależy, jak to sobie ustawimy. Podświetlenie – tu po prostu nokaut! – w warunkach marnego światła w lesie po zachodzie słońca tarcza świeci idealnie, wyraźnie i czytelnie, o niebo lepiej, niż w „60tce” 🙂 . Bajerem  dodatkowym jest nawigacja – jak się zgubimy w terenie nieznanym, zegarek może nas w dowolnej chwili poprowadzić do punktu wyjścia, wystarczy podążać w kierunku, jaki pokazuje „elektroniczna” wskazówka…..To, co muszę dopracować, to wyświetlane ekrany z danymi podczas biegu. Wstępnie „skopiowałem” je z „60tki”, czyli przewijać się miały w trybie auto dwa: 1. dystans/tętno/tempo chwilowe, 2. zegar z czasem bieżącym. Na trasie niespodziewanie doszedł zupełnie niepotrzebny z Virtual Partner, przez co niecierpliwie stukałem w ekran (dotyk przewija ekran o jeden w przód). Już to skorygowałem.
Słabości. Póki co wychwyciłem tylko jedną – możliwość przełączenia tylko pomiędzy dwiema dyscyplinami, bieganiem i kolarstwem. W „60tce” była jeszcze trzecia „General”, która pozwalała ustawiać ekran dla dowolnej innej, w moim przypadku zajęć na siłowni. Cóż, będę musiał po prostu po zrzuceniu danych ręcznie skorygować zapisy w tytułach, w sumie żaden kłopot. Drugi minus to żywotność baterii – to jednak przemyślałem przed zakupem. „310tka” oferowała w sporym swym gabarycie niemal 20-godzinny czas pracy, „610tka” jedynie skromne 7-8 godzin. Do biegania mi to w zupełności wystarczy, na rower – znając moje dotychczasowe „osiągnięcia” – pewnie też. Wodoszczelność, dopuszczająca kąpiel pod prysznicem (i tak będę zdejmował), czy deszcz, w zupełności mi starczy – nie muszę pływać z zegarkiem..chyba że przypadkowo 😉 😉 .

Reasumując – polubiliśmy się „na pierwszej randce” z nowym Garminem 😀 . Mam nadzieję, że przyjaźń się zacieśni i będzie mi wiernie towarzyszył w biegowych perygrynacjach :). Ale jak to w życiu – będę mu się bacznie przyglądał, a obserwacjami dzielił się tu, na blogu 🙂 . Planuję też, za czas jakiś, napisać więcej, gdy nasz „związek” nabierze większego stażu 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *