Środa 22.05.2013r.

Mój pierwszy tysiąc 🙂

Burzowo nam się zrobiło..Dziś chmury kłębiły się i straszyły od rana..Gdzie te czasy gdy stało się w oknie i podziwiało błyski..Ja dziś z trwogą patrzę w niebo, widząc co rusz to nowe formacje chmur rodem z „Independence Day”, czy „Twister’a”, albo patrząc na to, co spada z nieba – dziś „krople-giganty” pomieszane z gradem…Nie wiadomo, czy aby nie wsiadać w auto i uciekać, gdzie pieprz rośnie, żeby nie musieć patrzeć jak natura maltretuje nasz majątek i drenuje kieszeń….

Równie „burzowe” informacje przyszły wczoraj sms-em..Niestety obiowiązki służbowe  naszego Mistrza Pędziwiatra wyłączyły go właśnie na czas jakiś z truchtania w środy…Zabraknie go nam, jest – jakby nie było – jednym z inicjatorów tych spotkań, tym, który ciągnie grupę do przodu, powtarzając swoje słynne „Dajesz, dajesz…” i dobrym duchem zespołu. Mam nadzieję, że będziemy mieli szansę spotkać się w niedzielę…

Co zatem w planach?…

Rusałka – od czasu, gdy dołączyła do nas Magda i Monika, to najmniej kolizyjny dla wszystkich wariant.

W pracy, gdy tylko ogarniam się z duperelami, „fejsuję” do Anity, by się upewnić, że biegowe plany są aktualne. Słyszę deklarację: „dzisiaj dycha”. O!! Nie mam nic przeciwko, debatujemy tylko nad wariantem trasy, bo ugrać 10km wokół Rusałki, bez zbytniego odbiegania na boki, czy powielania kółek nie jest łatwo. Ostatnio robiąc „dokrętki”, uzbierałem kilometr mniej..Zobaczymy, poimprowizujemy 🙂

Popołudniem z niepokojem patrzę w niebo – stalowy kolor może wróżyć w każdej chwili prysznic…No nic, decyduję, że zabiorę plecak – jakby co, mogę w niego wrzucić to, co na wodę nieodporne – komórkę z opaską, a i wiatrówkę zmieszczę – poza groźnymi chmurami dmucha, chwilami bardzo mocno dmucha…Nalewam wody „do baku” – upału nie ma 😀 , powiedziałbym – wręcz przeciwnie, ale skoro już pobiegnę jak dromader, to i picie niech będzie pod ręką 😉 .

20:00 – lądowanie na Lotników. Sms do „wieży”: „Jestem”. Czekam krótką chwilę, Anita z Czesiem pojawia się szybko. Monika ma dołączyć za minutę, dwie, ale my mamy zejść już do przejazdu, bo tam będzie czekać Magda. Przemo nie dotrze, szkoda, jako najszybszy nadawałby rytm. Cóż – będę samotnie reprezentował facetów :D, nie narzekam 🙂 . Wędrujemy pod Dąbrowskiego i uliczką do przejazdu. Anita ma „nerwa”, trzyma Czesia krótko…Widzę z daleka już Magdę, witamy się..

20130522_201019

20130522_201028

a za moment przybiega Monika. Nie mam nawet chwili, by się rozgrzać, bo muszę „zrestarcić” komórkę z endo. A niech to!..Kontrolując kątem oka, czy nie nadjeżdża jakiś „Szczecin” przeskakuję przez tory…Dziewczyny odbiegają mi troszkę, więc muszę je gonić…

Monika zadeklarowała nim ruszyła, że wciąż ma problem z kontuzją i pobiegnie tyle, ile da rady..Zobaczymy, jak to będzie – gdy doganiam towarzystwo tempo jest nader spokojne, joggingowy trucht w okolicy 7:00..Ja się nigdzie nie spieszę, ale mimowolnie wysuwam się z Magdą nieco do przodu. Konkretnego planu trasy nie ma, na początek idziemy za sugestią Anity, by obiec „cypel” i pobiec w stronę mostku, ale nie przy jeziorze, tylko przy torach. Mi jest całkowicie to obojętne, ja tylko będę czuwał by wychwycić moment, wkroczenia w mój biegowy, drugi „tysiąc” i zrobić sobie z tej okazji foto 😀 .

Na styku „cypla” i długiego podbiegu do gastronomii, zgodnie z zapowiedzią, Monika odbija do domu – i dobrze, nie ma się co katować, bieg ma być przyjemnością 😉 . Szybka decyzja – żeby zbierać „na dychę” musimy starać się maksymalnie kluczyć ścieżkami zamiast kierować się na wprost – wybieramy dalszy szlak w lewo, który prowadzi do leśnej polanki, od której zaczynałem często samotne biegi. Pod górę tempo jest podobne do wcześniejszego, na płaskim przyspieszamy – teraz jest już ~6:00. Osiągamy asfalt, który zaprowadza do parkingu leśnego, a potem gastronomii. Kierunek – rogatka na Golęcinie, przed nią w prawo wzdłuż torów…Wciąż nie pada, chmury jednak sprawiają, że w lesie jest ciemniej.

Mostek..Krótka pauza, narada co dalej – dopiero 4 km za nami…Proponuję poszurać jeszcze asfaltem w stronę Golęcina, obok kortów i byłego stadionu piłkarskiego, a potem do przejazdu i tam wbiec na leśne dukty koło szkoły rolniczej…Może uda się wyrobić „dychę” bez kombinowania po północnej stronie jeziora…Myślę o moim „tysiącu” i pamiątkowym foto – robi się coraz ciemniej, w lesie jest już półmrok, musiałbym trafić na kawałek otwartego terenu. Ok – „szóstkę” zamkniemy gdzieś koło szkoły, tam się „uwiecznię” 🙂 . Okazja rodzi się sama – na dźwięk piłki i chłopaków na boisku urywa się Czesiu, a na poszukiwanie Anita. Robię „stopa”, wyciągam uszykowaną kartkę, a Magda strzela foto 😀 😀

20130522_210217

Na zbytnią celebrę nie ma czasu, światła naprawdę mało, a przed nami trochę gąszczu…Zguba się odnajduje – okazuje się, że zakłócił mecz – miłość do football’u wzięła górę 😀 , porwał chłopakom piłkę..ale oddał 😀 . Przed nami odcinek zielonej ścieżki, która po deszczach błyskawicznie zarasta….Niestety również pokrzywami 😉 …Biegnę pierwszy, zapominając, że tylko Anita ma legginsy ..Upppppsssss….Martwi mnie jeszcze coś – na ścieżce zalega trochę gałęzi, na których w zapadających ciemnościach można skręcić kostkę – biegnę przodem i ostrzegam. Kiepski odcinek kończy się asfaltem, tym samym, który prowadzi dalej do parkingu leśnego. Znów urywa się Czesiu, który ewidentnie dziś ma przerost mocy – pędzi raz w jedną, raz w drugą stronę na maksymalnych obrotach…Zabieram dziewczyny znów w las – tym razem ścieżka jest „normalna”, to trasa Piotra, którą ostatnio biegłem z bliźniakami…Wtedy było jednak jaśniej…..I sucho – niestety właśnie zaczęło kropić….

Osiągamy obwodnicę..Mamy 8 km za sobą, jest dobrze…Teraz jeszcze nieco po omacku ostro w dół i jesteśmy na „biegostradzie”. Komfort – płasko, równo i wszyscy wiedzą, którędy dalej 🙂 . Anita odpala światełko w komórce…No, no – zimą przy naszych czołówkach wypadało blado 🙂 , teraz nas zbawia, pięknie rozświetlając przestrzeń pod nogami…Debatujemy, czy do torów wybiegamy założoną „dychę”, czy nie..Ja powątpiewam…

I słusznie – brakuje nam tam kilkuset metrów. Magda radzi – „to biegnijmy dalej” – faktycznie, ten kawałek w stronę Lotników może uzupełnić braki. Już przy zejściu tunelu pod Dąbrowskiego endo daje mi znać – 10km 🙂 . No to pięknie, cel zrealizowany 😀 😀 . Przy przystanku po drugiej stronie Magda tradycyjnie odbija w swoją stronę, ja z Anitą i Czesiem zaglądam jeszcze do sklepu, potem kilka słów i pora wracać.

To było naprawdę miłe, spokojne bieganie 🙂

Co pokazują dane?

Trasa: Rusałka – a właściwie lasy po północnej stronie.

trasa

Pogoda: pochmurno, temp. <15stp., wiatr, deszcz wisi w powietrzu
Start: 20:17
Czas: 1:08:46
Dystans: 10,31 km
Tempo śr.: 6:37/6:38 (Garmin/endo)
Tempo max: 4:51/4:23 (G/e)
HR śr.: 155 ….no nieźle 🙂
HR max: 168 ….to mi się podoba

wykr-1

wykr-2

Jakie wrażenia?

Szkoda, że nie było i nie będzie czas jakiś z nami Maćka, no ale takie życie. W kobiecym gronie było dziś i towarzysko, i sympatycznie, i bojowo 🙂 . Tempo jak dla mnie spokojne, ostatnio biegam minutę szybciej, ale bardzo się z tej odmiany cieszę – pod koniec miałem uczucie, że mógłbym jeszcze pobiec drugie tyle (kurcze, może i przetruchtałbym tak półmaraton?? 🙂 ). Z prędkości zadowoleni byli zresztą wszyscy 🙂 . Trasa – cóż, za szybko zrobiło się ciemno, zwłaszcza pod koniec, deszcz nam w ogóle nie przeszkadzał 😉 ….

Mam wreszcie swój pierwszy przebiegnięty 1000 km 😀 . Niby nic szczególnego, wyjadacze mają ich wiele, ale jednak własnymi nogami wyszurane. Fajnie, że przyszło to jakby…obok przyjemności z biegania – ta jest najważniejsza 🙂 .

Półtora roku temu nie przypuszczałbym…A jednak..:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *