Życie, choć piękne, tak kruche jest…
Wiele słów napisałem o minionych dniach…słów pełnych radości entuzjazmu…Bieganie daje nam siłę, jest naszą wolnością, naszym małym, prywatnym światem….Jest częścią naszego życia, manifestacją, jak bardzo je kochamy…
Nie znałem dobrze Tomka, ledwie go poznałem…To było w czerwcu zeszłego roku, gdy zorganizowaliśmy biegowe ognisko na zapleczu Olimpii. Wtedy to nasz Kuzyn, również Tomek, który zaangażował się w organizację, wystrugał dla nas nawet patyki do smażenia kiełbasy, zaprosił właśnie swojego imiennika i przyjaciela. Jego żona, Asia, biegająca maratony górskie i która często do nas zaglądała na zajęcia, przyszła również 🙂 .
Nie przypuszczałem, że będzie tak wesoło, bo nie znałem mocy Tomka Banacha. Był świetnym biegaczem i duszą towarzystwa. Należał do ludzi, do których czuje się sympatię od pierwszego uśmiechu 🙂 . To właśnie Tomek brylował opowieściami podczas tamtego ogniska, szybko przestał być „przyjacielem naszego przyjaciela”, a stał się jednym z nas.
Jego biegową ojczyzną też była Rusałka – tu niedaleko mieszkał, tu intensywnie trenował, tu spędzał czas…I tu w środę, 26go lutego, przybiegł na swój ostatni trening…
Jeszcze w ubiegłą niedzielę, gdy wraz z Agą i Jolą oraz Magdą, która tym razem towarzyszyła nam na rowerze zdecydowaliśmy się biec w stronę Strzeszynka dane nam było spotkać Tomka, który wybrał się na bieganie z Asią. Minęliśmy się, radośnie pozdrawiając – on uśmiechnięty od ucha do ucha, coś wesołego powiedział w naszym kierunku. Pamiętam to uczucie radości ze spotkania, tą myśl, która mi przemknęła, że dawno nie wiedzieliśmy jego rozradowanej „gęby”. Podobno ostatnio żalił się, że coraz mniej ludzi się pozdrawia w biegu – było to pewnie dla nie go ważne – tym sympatyczniej wspominam tych kilka sekund na ścieżce…Pobiegł….Absurdalna byłaby myśl, że nigdy już go nie spotkam tu…że jego czas właśnie się dopełnia…
Niestety w życiu bywa tak, że o niezwykłości drugiego człowieka dowiadujemy się dopiero, gdy już go nie ma…Tomek miał kłopoty ze zdrowiem, ale biegał mimo to…Jakby paradoksalnie chciał pokazać innym, że życie po zawale nie musi oznaczać ciepłych papci i fotela. Przyjaciele mówią, że żył najpiękniej jak umiał…pełnią życia…I ja mam takie poczucie…I że dawał nawet nieznajomym najlepszą cząstkę siebie – humor i pozytywną energię…..
Pewnie kiedyś, gdy i mnie przyjdzie pójść za przeznaczeniem, spotkamy się i pobiegniemy razem…O ile Tomek będzie miał ochotę pociągnąć za sobą takiego ślimaka, jak ja 😀 …Wczoraj, gdy wieczorem przemierzaliśmy jego ulubiony szlak ze Strzeszynka nad Rusałkę wspominałem go, wierząc, że jego wesoła dusza jest z nami i drepcze gdzieś obok……Ludzie nie przemijają, cząstka ich zostaje na zawsze w miejscach które kochali….On zawsze już będzie tu obecny, tu – wśród swoich….
Do zobaczenia….