Czwartek 20.03.2014r.

 

Burza endorfin…

Kontuzja to najgorsza rzecz, jaka może spotkać biegacza. Najczęściej, gdy już pierwsze emocje opadną, nie do przyjęcia jest zwykle brzmiący wyrok – PRZERWA…Zero ruchu, zero myśli o ruchu, jedynie masaż i powolna regeneracja…O ile ciało zna dobrze ból, psycha go ignoruje i jej najgorzej jest się pogodzić…Czasem jest tak, że ważą się wówczas losy biegania w ogóle, właśnie dlatego, że głowa mówi „pas”, że gdy jest się „w gazie”, uraz jest jak niespodziewany knockdown w boksie, jak liczenie, które przychodzi właśnie wtedy, gdy TAK DOBRZE NAM SZŁO, a świat był u stóp…Złość przeradza się  gniew i frustrację, a te z kolei w zniecierpliwienie, a potem rezygnację…Jak ptak, który sięgał chmur, by nieopatrznie złamać skrzydło, a potem uwierzyć, że już nigdy nie poleci…

W kontuzji trudno doszukać się pozytywów – ot, może jeden zasadniczy, że unieruchomione ciało odpoczywa i regeneruje się…I bardziej „uziemione”, tym lepiej się odbudowuje…Urazy jednak mają jeszcze jedną, ukrytą zaletę, która jest nie do przecenienia – UCZĄ…Oczywiście, o ile sportowiec-amator jest, kolokwialnie mówiąc, „kumaty” 😀 i potrafi ogarnąć priorytety 😉 😉 . A potem przynoszą coś, czego nawet najbardziej rozentuzjazmowany biegacz w ekstazie nie dotknie – RADOŚĆ POWROTU 😀 .

Czwartek nadszedł – jak ostatnio co tydzień – ze znakami zapytania co do składu personalnego. Ja sam nie byłem pewien jeszcze wczoraj, czy nie wybiorę opcji „na kołach”, jak przed tygodniem, bo po poniedziałkowym szaleństwie podkoszowym, wrócił na serio problem z poduszką pod śródstopiem – ból powodował, że ostrożnie stawiałem stopę w „cywilnych”, płaskich i nieamortyzowanych butach, a i wtedy dokuczało…No przesadziłem po prostu….i teraz piwo czekało na wypicie 😉 . Na szczęście z dzisiejszym porankiem uraz stał się do ogarnięcia, decyzja więc zapadła – biegnę 🙂 . Tym bardziej, że właśnie dziś ma do składu, na biegowo powrócić Magda 😀 😀 . Obok powrotu Maćka to najbardziej oczekiwany comeback u progu wiosny 😀 . Nie wypada mi przy takiej okazji wozić tyłeczek wygodnie na siodełku 😉 😉 .

Dzień mija szybko..Nie mogę się doczekać…Już przed 19tą szykuję sobie sprzęt, a po siódmej mam go już na sobie…Magda, mimo zapowiedzi, że będzie, od dwóch dni milczy. Piszę do niej i dostaję w odpowiedzi: „już się ubrałam i odliczam czas” 😀 😀 . To tak jak ja 😀 . Niecierpliwię się…Po raz pierwszy wsiadam dość wcześnie do auta i na Lotników jestem…kwadrans przed czasem!! 🙂 . Rzadko się to zdarzało, rozglądam się, czy Magda nie wyrośnie zaraz jak spod ziemi, ale jestem sam…Wokół cisza….No i ciepło….Dziś dzień był po prostu BAJECZNY!! Iście wiosenny, z przecudnym słońcem i temperaturą w cieniu około 15stp. (!). Teraz, wieczorem, czuć to nadal, choć już tarcza słońca dawno już za horyzontem…Z niekłamaną rozkoszą przywdziałem wreszcie na okazję naszego biegu…jedynie termo-koszulkę, a na nogi lekkie getry 3/4 z Maniackiej… 🙂 . Jest IDEALNIE!!

Para biegaczy przemyka chodnikiem w kierunku tunelu…Magda??..Nie jestem pewien…Wykorzystuję chwilę – słucham muzyki…Jest jak woda przed biegiem – wypełniam nią duszę, by mnie niosło… 😀 . Czas założyć czołówkę i ruszać….Spacerem do tunelu, w nim skipy i lekka rozgrzewka…Stopa marudzi, ale…chromolić ją!! 😀 – zaraz radość biegu zagłuszy wszystko 😉 …Zbiegam uliczką…Widzę Magdę…i jeszcze kogoś – czyli jednak przeczucie mnie nie myliło kilka chwil temu 🙂 . Jest z Szymonem. Witamy się. Szymon rzadko nam towarzyszy, biega szybciej, lubi „samotność biegacza”, tym sympatyczniej go widzieć :). Widok Magdy jest szczególny – uśmiech zdradza, jak bardzo czekała na ten moment, na swój wielki powrót… 🙂 . Liczyła każdy dzień, a ostatnie szczególnie. Próbę generalną zrobiła we wtorek, na stadionie. Nareszcie nic nie bolało, więc teraz aż ją energia rozpiera 😀 . Podjeżdża auto – drzwi się otwierają, jest znajomy uśmiech – to Jola 🙂 . Teraz tylko czekamy na Magdę B., która dość późno wybiegła z domu i zapewne się spręża właśnie, byśmy długo nie stali . Mija kilka chwil, dociera i ona 🙂 .

20140320_200608

A zatem – w drogę…

Pierwsza rusza Jola, a z nią Magda, która zamierza dziś trzymać bardzo spokojne tempo. Towarzyszy im Szymon. Ja czekam na Magdę B., która ma jakiś mały problem techniczny, a potem jeszcze przypomina sobie, by odpalić w telefonie endo. Gdy ruszamy, światełka latarek przed nami już niemal zniknęły w mroku lasu…Doganiamy grupkę za zakrętem w stronę Strzeszynka… 🙂 . Staram się kontrolować tempo, ja też nie zamierzam szaleć. Magda B. zagaduje i błyskawicznie mija czas. Za Lutycką biegniemy jeszcze gromadą, ale potem Magda i Jola zostają za nami. Z początku jest to kilka metrów, ale w mroku nocy dystans się zwiększa…Szymon słucha muzyki, a ja pogaduję z Magdą B., sprawdzając, co tam na tyłach słychać…Gdy dwa światełka za nami oddalają się na tyle by zniknąć za zakrętem, jeszcze przed stadniną daję znak mojej partnerce, że zawracam, wesprzeć dziewczyny. Szymon jest bez latarki, więc Magda B. biegnie dalej z nim…Cofam się…Dwie czołówki zbliżają się z przeciwka…Gdy je mijam, udaję nieznajomego biegacza i rzucam krótkie pozdrowienie „Cześć!” – nie dają się jednak zwieść 😉 . Jolka jeszcze przed Biskupińską prosi o pauzę. Nie stajemy jednak, a przechodzimy do marszu. To dobre rozwiązanie, Garmin też je akceptuje, nie przerywając zapisu 😀 . Kawałek dalej znów biegniemy. Co charakterystyczne, zaraz po wznowieniu, Jola wyrywa się do przodu, ale ją wyhamowuję – ważne, by nie szarpać 🙂 . Truchtamy joggingowo, taki bieg jest nawet pożądany, by popracować w pierwszym zakresie… 🙂 . Przed ostatnim podbiegiem do łąki w Strzeszynku znów krótka pauza, ale sama Jola nas mobilizuje do „ataku” 🙂 . Wydurniam się przez chwilę ze skipami pod górkę 😉 . Wbiegamy na polanę nad brzegiem. Jestem z przodu, do pomostu docieram pierwszy i od razu truchtam aż na koniec, gdzie widzę światełko Magdy B. Chwila i jesteśmy w komplecie.

Niebo skrywa się za lekką chmurką, ale widać gwiazdy 🙂 . Magda po raz kolejny wychwala pogodę, że jest świetnie 🙂 , że super… 🙂 . Tak naprawdę czuję, że w niej wszystko pulsuje z radości i tak rezonuje, że aż udziela się wokół 🙂 . Naprawdę przemiłe uczucie 🙂 . Szymon bierze w dłoń nasze komórki i robi nam rodzinne foto 🙂 ….

20140320_204645

a Magda B. popędza „do ciepła”, na herbatę 🙂

Gościmy się jak co tydzień, mamy tu już niemal „swój stolik” 😀 . Pani wita nas szerokim uśmiechem i parzy wodę 🙂 . Jak to miło, gdy nie ma się na sobie mnóstwa rzeczy i nie trzeba obsadzać mokrymi ciuchami grzejników 😉 . Herbata jest już do odbioru 🙂 …

20140320_205315

To cała magia tych naszych „biegowych wieczornych czwartków”  – ta chwila uspokojenia i nacieszenia się sobą….Śmieję się, że w tym też bijemy „życiówki” 😀 .

20140320_205326

To jest ten NASZ CZAS… 😀 . Sporo śmiechu i opowieści – biegowych i nie tylko…Wydawałoby się, że godzina może się dłużyć, ale nam wystarcza…zaledwie na jedną herbatę 😀 . Dziś też wychodzimy z knajpki z „życiówką” – cóż, Szymon się z nas śmieje, ale my po prostu dobrze się ze sobą bawimy. Ot, cała prawda 😀 .

Na dworze przez chwilkę gadamy z satelitami, a potem czas rozruszać nogi…Zawsze, do granicy lasu, po asfalcie, idzie to opornie. Trzeba tez pokonać pierwsze, niemiłe odczucie chłodu. Dziś wieczór jest ciepły, więc wystarczy kilkaset metrów, by już włączyć własne ogrzewanie 😀 . Wracając, trzymam się Joli i Magdy 🙂 . Tempo jest spokojne bardzo, można kontynuować rozmowy i się pośmiać 😉 . Jola dziś nie ma swojego dnia, ale nam się nie spieszy – przy Biskupińskiej i przed Lutycką robimy jeszcze krótkie odcinki marszem 🙂 . Kątem oka patrzę w niebo – chmury są jak pajęczyna, rozpięta na granatowym i połyskującym tle…Piękna noc…

Magda B. z Szymonem już jakiś czas temu zniknęli z przodu. My spokojnie zmierzamy ich śladem. Przed Rusałką raz jeszcze marsz..Gdy przechodzimy do biegu i osiągamy jezioro, w oddali, nad lasem, chmury toną w światach miasta – ładny widok.. 😀 . Jeszcze krótki spacer po podbiegu, a potem kawałek płaskiego terenu, na którym ćwiczymy w niedzielę. Dalej jest takie siodełko zbieg-podbieg i nasza rogatka 🙂 . Odrywam się od dziewczyn i robię sobie końcowy akcent w tempie ~4:00. Kompletujemy się po drugiej stronie trasy kolejowej i rozciągamy. Jola jest zmęczona, ale zadowolona. Dopisuje jej humor…

20140320_220802

Kiedy patrzę na Magdę i na jej wymowny uśmiech, cieszę, że comeback stał się faktem 😀 …

20140320_220756

Najważniejsze, to znajdować radość w tym, co się robi. Magda nawet nie musi jej specjalnie szukać 🙂 . Bardzo się cieszę, że pierwszy krok w wielkich powrotach został zrobiony, teraz pora na Maćka 🙂 . No i Agę, która złapała jakiegoś wirusa i dziś sobie odpuściła.

Szymon chce uciekać, żartuje nawet, że „my na pewno będziemy jeszcze sobie gadać” 😉 😉 . Magda jednak jest bardziej zdyscyplinowana 🙂 i wraca z nim. My zresztą już też nie bawimy tu długo – tylko chwila przy aucie Joli, a potem na Lotników i do domu…

Garmin zanotował…

Wrażenia…

Podstawowa, bardzo pozytywna refleksja – przeżyliśmy zimę 🙂 . Przebiegaliśmy ją razem. Dotrwaliśmy chyba do chwili, gdy na dobre zagości już nowy czas – czas ciepła, śpiewu ptaków i zapachu kwitnących drzew 🙂 …Dziś co prawda z ptaków odezwała się jedynie sowa 😀 😀 , czym skutecznie wystraszyła Magdę 😉 , ale las ożyje już niebawem. Było za to przyjemnie ciepło, a ciuchy zimowe zostały nareszcie w domu.

Burza endorfin, jaką dziś przezywała Magda, udzieliła się i mnie. Jakoś tak to już jest, że biegając ze sobą, wspierając się w trudnych chwilach i dzieląc radosnymi, gdy kogoś nagle zabiera kontuzja, robi się podwójnie pusto. Raz – bo grupa maleje, dwa – bo brakuje tego „czegoś”, które każdy z nas wnosi swoim duchem 🙂 . Magda ma pasję i blask. Dziś powróciły 😀 .

A raptem tydzień temu ze smutkiem pisałem…”czy będę biegał sam?” 😉 ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *