W piątek udało mi się w ramach regeneracji wyrwać nad morze 🙂 . Co prawda popołudniem, więc na krótko, ale przynajmniej skorzystałem z pięknej, słonecznej pogody, która – jak się dowiedziałem w reakcji na moje fotki wrzucone na gorąco na fejsa – nie była dana wszystkim w kraju…Mały bonus miałem w Trzęsaczu, gdzie z zaciekawieniem patrzyłem przez chwilę na zmagania kilku paralotniarzy ze wschodnią odchyłką wiatru – niestety przy takim kierunku nie ma dobrych rokowań na latanie (noszenie zapewnia wiatr centralnie od klifu, czyli północ), ale ekipa…była zawzięta 😀 …Na finisz zajechałem jeszcze po drodze na ognisko do znajomych…Pewnie „działoby się”, ale niestety młodzież naciskała na powrót, co nie pozwoliło rozwinąć „imprezowych skrzydeł” :)…
Sobota, zgodnie z zapowiedzią, minęła od 8:10 do 19:00 w samochodzie, z przerwą na uroczystości pogrzebowe i spotkanie rodzinne…Jakoś „rzutem na taśmę” udało się sprawnie wrócić i „zalogować” w 30 minucie gry na mecz niemieckich gigantów: Borussia Dortmund – Bayern Monachium. Potem było już tylko zmęczenie i półświadoma lewitacja przed ekranem laptopa ….
Plany na dziś….
Jeśli wstanę o godziwej porze, czyli ok. 9tej – a zamiary pozwolą – chcę pobiec może coś bardziej z sensem, niż tylko gaz i przed siebie 🙂
Budzik jest wyrozumiały 🙂 . Efekt? Podnoszę się z łóżka przed 10tą..”No ładnie, a w Poznaniu wszyscy już gotowi przy mostku nad Rusałką stoją…” myslę. Na zewnątrz – przepiękne, niemalże letnie…przedpołudnie, bo porankiem już tego nie można raczej nazwać 😉 …Pełne słońce, błękitne niebo, można wziąć ze sobą kubek z kawą i usiąść na zewnątrz 🙂 . Jem delikatne śniadanie, tyle, by mieć coś na żołądku…Późno..temperatura rośnie – gdyby to było lato, pewnie bym odpuścił, ale teraz wskakuję w ciuchy..Dziś pierwszy raz pełen komplet letni 😀 😀 , czyli termo idzie w odstawkę (!!), a na wierzch tylko krótki rękawek – zobaczymy, jak spisze się nowa, delikatna i miła w dotyku koszulka z Kalenji…(z czego oni robią te cuda?..)
Na głowę czapa z daszkiem, na przegub buff…Okulary odpuszczę sobie, nie ma jeszcze w powietrzu muszek ani innych stworzeń, które latem lubią „wpadać w oko” 😉 … Ruszam przed dwunastą – mam z grubsza godzinę, potem muszę wrócić, wykapać się, o 14tej do kościoła, obiad, a po nim..w drogę powrotną do domu…niestety…
Trasa zaczyna się jak wczorajsza, na otwartym polu jest ciepło, na szczęście nie duszno, bo powietrzem delikatnie porusza wiatr…Rzut oka przez prawe ramię – las łobeski czeka 🙂 🙂 ….
Skręcam spokojnie w jego kierunku tą samą drogą, co wczoraj…
Po kilkuset metrach stabilizuję tempo na ~6:00, potem przyspieszam…W sumie słońce, które wisi już wysoko nade mną i grzeje, skłania mnie do tego, by dziś nie „robić dystansu”, a bardziej skupić się na żwawszym pokonaniu go z ewentualnymi akcentami na koniec. Tak postanawiam zrobić: szybciej „piątkę”, zakończyć ją na asfalcie, a potem na tej równej nawierzchni zrobić 6-8 przebieżek..Ciekawe tylko, czy wiosenny upał nie odbierze mi chęci ;)…
Źle nie jest, miejscami osłania mnie las, a otwarty teren Ekideny pozwalają sprawnie i szybko przebiec – mój szacunek dla nich rośnie 🙂 , nie odczuwam żadnego dyskomfortu, a lekkość potęguje ochotę ciągłego przyspieszania…5:30, póki co, starcza :), tym bardziej, że w lesie powietrze już nagrzane, a wiatru jak na lekarstwo…W pewnym miejscu decyduję, że pobiegnę nowym szlakiem, tym bardziej, że chcę cała piątkę zrobić pod osłoną drzew…Niestety, kolejny zakręt okazuje się zawijać drogę w przeciwnym do zamierzonego kierunku, muszę więc około dwieście metrów wrócić…Cały czas staram się, by tempo nie słabło…Na zegarku raz po raz jest nawet 5:20..5:15…Niestety piąty kilometr jest troszkę pofałdowany, a mocniejsze tempo i temperatura robią swoje – końcówka wypada pomiędzy 5:40 a 5:50, dopiero na ostatnie dwie setki…
spinam się i przyspieszam…”Piątkę” kończę niemal idealnie na styku leśnej drogi i asfaltu 🙂 , dokładnie tu…
Na endo 28:30 – może nie powala, o dziwo w czwartek, gdy „ciąłem” na dychę, było szybciej, myślę jednak, że autopauza przy robieniu fotek coś namieszała i spowolniła pierwszy kilometr…Miałem poczucie, że dziś te pięć kilometrów wyszło mi naprawdę nieźle…Kilka minut zajmuje mi wyrównanie oddechu – na asfalcie, mimo cienia, jest zgodnie z przewidywaniami jeszcze cieplej…Mimo to postanawiam wykonać plan, czyli zrobić kilka 20-sekundowych przebieżek, przeplatanych tzw. „świńskim truchtem”, jak zwykła określać go nasza trener, Monika 🙂 …Zaczynam pomału i staram się tego trzymać…Gdy przyspieszam, nie biegnę na maxa, ale próbuję poruszać się ładnie technicznie, z kolanami wyżej, na luzie i lekko…W tych krótkich przyspieszeniach sięgam 4-4:20 (wg Garmina jeszcze niżej), mogę szybciej, ale nie forsuję tempa…Po pierwszym akcencie mijam i pozdrawiam przy drodze poszukiwacza militariów z wykrywaczem metalu – tutejsze lasy kryją wiele ciekawostek z okresu ostatniej wojny…Po czwartej przebieżce – smutna niespodzianka na asfalcie – ładny zaskroniec, niestety zapewne wypełznął z lasu, by złapać trochę słońca na wygrzanej nawierzchni, a złapał…przejeżdżające auto.. 🙁 …
Gdy wybiegam na otwartą przestrzeń i ostatnią, kilometrową prostą, mam za sobą sześć akcentów – chcę dołożyć jeszcze dwa…Jest upalnie, wygrzany asfalt dodatkowo oddaje ciepło…uffff…dobrze, że mam czapkę na osłonę głowy…Z naprzeciwka nadchodzą spacerowicze, korzystający z dobrej pogody – mijam ich z uśmiechem i po raz ostatni przyspieszam, tym razem mocniej nieco..Już widzę, że dziś nie muszę krążyć – w miejscu startu idealnie zamykam „ósemkę”.
Na stretching wędruje do cienia – już wystarczająco się zgrzałem 🙂 . Kilka ćwiczeń w chłodniejszym miejscu i czas do domu…Tu, zanim wskakuję pod prysznic, zrzucam ciuchy i w samych treningowych bokserkach wracam na słońce, by posiedzieć i się zrelaksować…..Co za miłe uczucie po biegu! 😀 😀 . Aż szkoda wracać, gdy taka pogoda…………
Podsumowanie…
Trasa: Rynowo – las łobeski + przebieżki na asfalcie
Temperatura: b.d. – w słońcu na pewno ok. 25stp., a może więcej…
Start: 11:41
Czas: 47:47
Dystans: 8,07/8,03 (Garmin/endo)
Tempo śr.: 5:55 (G, e) – idealna zgodność 🙂
Tempo max: 3:23/3:50 (G/e)
HR śr.: 162 bpm
HR max: 179 bpm
Wrażenia…
Może biegowo tych ostatnich kilka dni nie powaliło, ale czasu było niewiele..Dziś miałem biegać synchronicznie z zBN-ową drużyną o godzinie 10tej, ale…okazało się za wcześnie. Dobrze, że to maj i nie jest jeszcze morderczo upalnie w samo południe, więc udało się osiem kilometrów dołożyć do przebiegu..Liczyłem na nieco lepszy rezultat „piątki”, ale zawaliłem pierwszy kilometr, to znaczy celowo było wolniej, tymczasem mogłem się przyłożyć… Może nieco kontrowersyjnym, z racji patelnianego ciepła, pomysłem były przebieżki, ale zaliczyłem je i teraz częściej muszę wprowadzać coś „ożywczego” do klepanych kilometrów. Będę się rozglądał za rozsądnym planem treningowym, który pozwoli mi realizować Run4Fun, ale też się wzmacniać i rozwijać 😀 .
Żal wracać do cywilizacji..Tu, na Pomorzu, w tej malutkiej miejscowości pośród lasów, górek i w sąsiedztwie jezior znajduję oazę biegowego spokoju – niezliczoną konfigurację leśnych ścieżek, przyrodę, dziką zwierzynę…rzec można – urzekającą narkotycznie biegową nirwanę 🙂 🙂 .