Imieninowy BBL…
Już wczoraj, goszcząc tradycyjnie przez godzinę na kortach Olimpii, w bezpośrednim sąsiedztwie stadionu i Rusałki, czułem ogromne przyciąganie…. 😀 … Pogoda przepiękna, słonecznie, ale powietrze rześkie, chłodniejsze, idealne dla spokojnego potruchtania….Wytrzymałem…..Do dzisiaj 😉
Dzień szczególny dla powrotu, a właściwie dla testu – tak bym nazwał dzisiejszy występ – bo imieninowy 😉 . Zajęcia sobotnie na stadionie, bardziej techniczne, pozwolą spokojnie „się wdrożyć”…Tak myślę…Niestety mimo pięciodniowego pełnego odpoczynku – czwartkowej siłowni i 2km na ergometrze nie liczę – wciąż czuję „coś” poniżej prawej kostki, jakby u nasady achillesa, albo przyczepu więzadła…Ból nie rzuca na kolana, ale działa destrukcyjnie, bo czuję go nie w wysiłku, a spoczynkowo…..Mimo wszystko chcę zobaczyć, jak będzie 🙂
W drodze na stadion czuję sporą radość – bez ruchu czuję się fatalnie….Od kiedy biegam trzy razy w tygodniu, raz gram w kosza i raz jestem na siłowni, zajęcia stały się jakby moim rytmem, biciem serca, a gdy ich brak czuję się kompletnie rozstrojony…Teraz wracam, za kilka chwil znów będę na bieżni, czuję ulgę, a uśmiech nie schodzi z twarzy :)…..Nagle jedna myśl zakłóca nieznacznie spokój: „Kurcze, dziś chyba bieg na półtora tysiąca…Ok. Najwyżej odpuszczę, nic na siłę, nie będę się napinał”….
Gdy parkuję, mam kilka minut w zapasie. Na płycie miły widok – po drugiej stronie łuku, w miejscu, gdzie się zbieramy, widzę kilka osób, a z nimi Agę 🙂 – dziś zatem ponownie duet trenerski. Witam się i pierwsze pytam o obóz w Chycinie, z którego Aga właśnie wróciła, co zdradza zresztą wyjątkowo ładna opalenizna 🙂 . Z tamtym miejscem wiążę tak wiele niesamowitych wspomnień studenckich…
Kiedy dołącza Yacool, pada podstawowe pytanie : kto dziś biegnie „półtoraka”…Takiej odpowiedzi się obawiałem: „niemal wszyscy”….A skoro wszyscy, to i ja – przecie nie będę stał jak osiołek na poboczu….
Na początek 800 metrów, truchtem, dla rozruszania się…Potem Aga robi rozgrzewkę statyczną…
po której następuje przedbiegowa odprawa…
Zostaje tylko ustawić się na linii 1500m…
Ten dystans to cztery kółka „z groszem”. Nie jest powalający, ale jeśli ktoś chce pogonić, musi od początku mocno przycisnąć. To zadanie dla Szymona – Yacool uprzedza, żeby nie trzymać się naszego sympatycznego kolegi, bo jest na tyle dobry, że jeśli ktokolwiek będzie z nim jeszcze po pierwszym kółku, znaczy to, że przegrał i może nie dobiec… 😀 😀 . Świetna promocja Szymka! Zabrzmiało groźnie, ciekawe, czy ktokolwiek rzuci mu wyzwanie. Mój plan jest prosty – przebiec na luzie. Tempo? Zobaczymy, pewnie podobne do tego z „tysiąca”, czyli 4:xx. Jako, że biec nie miałem, nie czuję żadnej presji, a ból z okolic kostki nieco strofuje i nakazuje umiarkowanie.
Staję na linii. Najpierw mały falstart, bo Aga z Jackiem nie uzgodnili jasno, kto daje sygnał 😀 . Potem…START…
Puszczamy „pośpiesznych” przodem. Ustawiam się w tyle. Początkowe 3:30 szybko redukuję o minutę, tak, jak zamierzałem. Mam nadzieję to utrzymać, choć spinać się nie będę…Koło mnie biegnie Tomek i podpuszcza mnie, bym przyspieszył, bo on się nie ściga 😉 …Ale mi jest dobrze, nie gnam, raczej chcę popracować nad luzem…Przy mojej masie i sylwetce zgrabny bieg wymaga trochę pracy 😀 . Myślę więc o tym, pokonując drugie kółko…Czołówka nieuchronnie już nas ściga, ale nie ma to żadnego znaczenia – jestem w 3/4tych stawki i biegnę równym tempem. Cała grupa mocno się rozciągnęła…Na linii przyszłej mety Aga i Yacool zagrzewają, a Marek „cyka” fotki…
Noga nie doskwiera, na trzecim kółku czuję zmęczenie, ale mam je w ryzach. Tempo słabnie do 4:40-5:00, ale jest pod kontrolą ;)…Biegnę już sam…
Przede mną ambitnie „zasuwa” drobna dziewczyna…jest jakieś sto pięćdziesiąt metrów w przodzie, na przedostatniej prostej przychodzi mi do głowy, by może przyspieszyć już…Trochę ją pogonić….Wciskam gaz….Na „budziku” nawet 4:00…Prosta się kończy, ale dzieli nas jeszcze spory dystans, opamiętuję się, bo ona również przyspieszyła, choć nie wiedziała, że próbuję ją dogonić…Ostatni łuk….Prosta….Czas na finisz…I rozluźnienie – na mecie większość już uspokaja oddech, a trenerzy patrzą, więc staram się biec coraz szybciej, ale i jak najswobodniej….Tempo rośnie do 3:30, mam jeszcze naprawdę sporo sił…Udaje mi się całkiem znośnie pobiec, „w locie” słyszę uwagę Jacka: „O, Paweł się jeszcze bardzo ładnie wyluzował” 😀 . META. przybijam „piątkę” z tymi, którzy byli tuż przede mną, a potem kibicuję ostatniej grupce. Nie było źle. Garmin pokazał (zatrzymałem go po kilku głębszych wdechach) 6:59, ale nie o wynik tu chodziło, a o kontrolowane pokonanie dystansu w dobrej formie – i to mi się udało :).
Wracamy do ćwiczeń. Po chwili wytchnienia, Yacool aplikuje nam kilka rytmów na dystansie 50-70 metrów – luźny, szybki bieg, techniczny, potem powrót marszem brzegiem tartanu. Aga zabiera nas na płytę, gdzie się rozciągamy, a potem…do piaskownicy 😀 😀 , czyli na skocznię skoku w dal. Skaczemy z miejsca obunóż, z jednej nogi, a potem z nabiegu 🙂 Sporo przy tym zabawy a nawet współzawodnictwa…
Świetnie te chwile łapie w obiektyw Marek 😀 .
Zajęcia kończymy tradycyjnym wspólnym zdjęciem 🙂
Otrzepuję stopy z piasku, ubieram buty i idę po plecak zostawiony koło ławeczki. Maciek z Markiem podpytują mnie, czy biegnę tradycyjnie nad Rusałkę, Czuję się nieźle, kostka ma się względnie, ale ból nie jest źle, więc nie mam nic przeciwko…Dołącza do nas nasz BBLowy fotograf, Marek 🙂 . Plecak „odstawiam” do auta, bo nie będzie dziś wyczynów długodystansowych 😉 , a jedynie „piątka” wokół jeziora. Kierujemy się do mostku…
Założenie jest takie, że truchtamy baaaardzo spokojnie. Udaje się to przez pierwsze 3km. Rozmawiamy swobodnie, a to znak, że zmęczenie nie jest zbyt duże. Prowadzę wzdłuż torów do asfaltu, potem przez znajome pokrzywy (z tyłu słyszę „auć”, „auć” 😉 ) do drogi w kierunku parkingu leśnego..Tam skręcamy znowu w las…Cały czas rozmawiamy…..Po którymś z kolei zakręcie, w miejscu, gdzie sporo jest po bokach wysokich traw ponad kolana, kątem oka dostrzegam ruch…To jest dosłownie kilka metrów po prawej stronie. Spoglądam – pośród żółci wyraźnie widać kilka, kilkanaście szarych grzbietów…To stado dzików (!), które nic nie robi sobie z naszej obecności – i całe szczęście, bo na sprinty nie mam ochoty 😉 😉 . Dobiegamy do granic obwodnicy, dalej do „biegostrady” i wracamy nad Rusałkę…Co jakiś czas bracia pytają mnie, czy tempo jest ok 😉 – 5:30 to ciut szybciej niż na moich wybieganiach, ale truchta się na razie nieźle, więc nie zgłaszam zastrzeżeń 🙂 . Na krzyżówce ścieżek przy jeziorze robimy mała pauzę, by uwiecznić nasz szczęśliwe gęby 😀
Dalszy kurs obieramy przez podbieg i dalej, za namową Marka, również pod górkę w stronę „środowej” rogatki – tu w połowie długości skręcamy w lewo na ścieżkę równoległą do torów, którą od czasu do czasu biegam w przeciwnym kierunku…Tempo konsekwentnie stabilizuje się w okolicy 5:30, bracia prą do przodu 😀 – chwilami mam wrażenie, że gdyby nie ja, pognaliby niczym stado łowczych ogarów :D. Marek-fotograf przesuwa się na koniec, by trzymać ekipę w całości 🙂 . Gdy dobiegamy do wiaduktu w kierunku ulicy Botanicznej i skręcamy w stronę jeziora, chłopaki wreszcie mogą wyładować nadmiar energii, wyrywając do przodu 😀 . Ja ich nie gonię, dopiero na ostatniej „setce” podkręcam 🙂 .
Rozciągamy się przy mostku, a potem spacerujemy przed stadion Olimpii. W drodze Marek wyjaśnia jeszcze i pokazuje na asfalcie, którym drepczemy, jak rozciągać na siedząco mięśnie czworogłowe uda 🙂 .
Rozjeżdżamy się. Na mnie pora najwyższa – komórka sygnalizuje wiele połączeń, zapewne z życzeniami…Miałem ją wyciszoną, teraz przechodzę na „odbiór” 🙂 .
Na Garminie…
Bieg na 1500m…
..i kółko wokół Rusałki
Wrażenia…
Kolejna bardzo ciekawa biegowo sobota – nieplanowany bieg na 1500 metrów i trucht w sympatycznym towarzystwie wokół jeziora. Przelotne, drugie w historii moich biegów w tej okolicy, spotkanie z dzikami – dobrze, że w pokojowej atmosferze. Nie było czasu, by robić zwierzakom rodzinne zdjęcia, nie wiem zresztą, czy nie zechciałyby ich sobie pooglądać 😉
Kostka żyje, nie jestem zachwycony, ale chwała jej za to, że mi nie przeszkadzała. Pełna odpowiedź będzie jednak dopiero w domu, gdy się przestudzi…Póki co – planuję jutro stawić się na zajęciach zBiegiemNatury 🙂 . Nie pękam.