Run & Joga & Happy Birthday
Wracam na swoje 🙂 . Ten dzisiejszy dzień miał w zamyśle wyglądać inaczej, ale kontuzje zmieniły plany i przymiarki. Najprawdopodobniej będzie dziś jedynie trio: Magda B., Agnieszka i ja. Pisząc o zmianie planów miałem głównie na myśli naszą Magdę. Dziś bowiem obchodzi urodziny i gdyby biegała z nami, na pewno nasza herbatka Strzeszynkowa miałaby inny wymiar, byłaby też okazja do uścisków i odśpiewania „Sto lat!”…A tak…Trzeba to odłożyć…Przynajmniej tak sądziłem, gdy tydzień temu postanowiliśmy z Team’em o tajnej misji upominkowej 😉 …Wczoraj wieczorem jednak zaświtała mi myśl, że nieobecność niekoniecznie musi być przeszkodą, liczy się nasza inicjatywa i kreatywność 😀 ..Postanowiłem pogadać o tym wieczorem z dziewczynami 😉
Smutno milczy dziś telefon, bo Maciek o kulach i daleko, a Jola na nartach, o Magdzie nie wspominając…Panuje właściwie cisza absolutna, jedynie wczoraj króciutko potwierdziłem Adze spotkanie. Tak naprawdę dopiero wychodząc dostrzegam info na fejsie od Magdy B., że się wahnie ok. 5ciu minut, bo późno wybiegła z domu. Nie ma to znaczenia, poczekamy, cieszę się w ogóle, że będzie 🙂 . Tuż przed wyjściem, aby lepiej nastroić się do wieczornego biegania, posłuchałem sobie kilku najfajniejszych utworów Adele, ale teraz radio w aucie równie sympatycznie gra…Robię głośniej, wpatrując się w zatopione w sodowym świetle ulice…Mijam kilku biegaczy „chodnikowych”, uśmiecham się do nich, choć tego nie widzą 🙂 . Dziwna ta więź – oni mnie nie znają, ja ich, a jednak na sam ich widok czuję, że ich lubię…Może za to, że są inni, są ambitni, zawzięci, mają swój cel i dzielnie pracują, by go osiągnąć…robią tą odrobinę więcej niż inni…W blasku świateł auta mrugają wesoło odblaski na ich odzieży…Zbliżam się do Lotników…Dziś eksperymentalnie ubrałem tylko termo i wiatrówkę, ale już pod domem czułem, że powinno być idealnie 🙂 . Trzy minuty przed ósmą gaszę silnik, zabieram czołówkę i idę na spotkanie…W tunelu pod Dąbrowskiego kręcę ramionami i ostrożnie skipuję…Kolano i achilles są na swoim miejscu – czuję to wyraźnie… 😀 . Truchtem zbiegam do rogatki wprost do samotnie stojącego auta Agnieszki 🙂 .
Nurkuję do wnętrza. Witam się i od razu przechodzę do spraw ważnych…Mówię o urodzinach Magdy, a Aga uprzedza dalsze zdania i proponuje – o ile nie wrócimy zbyt późno – by od razu po bieganiu podjechać do naszej miłej koleżanki, poprosić, by na sekundę do nas wyszła, wyściskać ją i przekazać drobny upominek 😉 . Propozycję kwituję szerokim uśmiechem, dokładnie tak to sobie wyobraziłem wczoraj 🙂 . Okoliczności sprzyjają, bo Magda B. już do nas dobiegła i możemy od razu startować 😀 . Nie będziemy szaleć, ale sprężymy się z pokonaniem obu odcinków i pauzą „herbacianą” tak, by nie zakłócać Magdzie i domownikom późnego wieczoru 🙂 …
Dziś już nikt z nas nie ma ze sobą nakładek, wreszcie możemy liczyć na stabilniejsze podłoże 🙂 . Od początku czuć, że poruszamy się szybciej. Zabawne jest to, że nad żwawym tempem czuwa Agnieszka, która zwykle nie spieszy się, bo – podobnie jak ja – lubi spokojny trucht 🙂 . Ona dziś daje impuls do szybszego przebierania nogami…Wąski skład dzisiejszy sprzyja utrzymaniu na wyświetlaczu zegarka 5:30-5:40 – stopujemy jedynie na chwilkę przy przejściu przez Lutycką. Z czasem w przód wybiega bardziej Magda B., która ma najwięcej MOCy i która ma już za sobą 4km biegu z domu 🙂 – dodam: dość szybkiego 😉 . Gdy jesteśmy razem rozmawiamy ze sobą, ale w okolicy Biskupińskiej rozpraszamy się na przestrzeni kilkudziesięciu metrów…Każde z nas zatapia się w myślach, czuwając nad rytmem i smakując radość biegu…Gdy wbiegamy na łąkę prowadzącą na plażę, po lewej mijamy rozpalone ognisko – widok żaru i iskier w środku zimy jest bardzo miły, przywołuje u mnie wspomnienie, gdy pół roku temu dokładnie w tym miejscu zjawiłem się na zaproszenie Agi i Magdy, by posiedzieć razem przy ogniu…..Ciepły letni wieczór….Ehh, fajne to były chwile….
Tym razem nie zatrzymuję zegarka u wejścia na pomost, ale biegnę śladem dziewczyn aż do końca, do barierek. Chwila rozciągania…Nad głową, na niebie, zasłona z chmur, którą przebija jednak tarcza księżyca…Nie popatrzymy dziś w gwiazdy, to rzecz pewna, ale i tak jest – jak na luty ciepło i nastrojowo. Żartuję nawet, że tak rozgrzany czuję się jak w sierpniową noc…Magda B., która wychładza się najszybciej, wpada na oryginalny pomysł, by zaprezentować nam …odrobinę jogi 😀 . Tego jeszcze nie było – Run&Joga 😀 – nasze czwartki stają się coraz ciekawsze 🙂 . Wsparta w przysiadzie na dłoniach odrywa stopy i utrzymuje w takiej pozycji równowagę. nie jest to dla mnie kłopotem, więc się dołączam, a Aga…..nie próżnuje z aparatem 🙂 .
Magda B. pokazuje rozwinięcie ćwiczenia o przejście do stania na głowie 🙂 . Próbując ją naśladować, w endorfinowych emocjach, zapominam, że mam latarkę na głowie i o mało co nie instaluję jej sobie na czole na stałe 🙂 .
Rozbawia mnie to na tyle, że stanie na głowie przekładam sobie na później 😉 …Aga wszystko dokumentuje, a potem dziewczyny przeglądają z zaciekawieniem unikalne fotki 😉 …
Chłód i upływający czas nas poganiają do knajpki…Truchtamy na ciepłą herbatę, tym razem wybierając spośród różnych wersji smakowych 😀 ….Nasz stolik na nas czekał 😉
Magda B. prosi, bym posłał jej fotkę z pomostu, więc walczę dłuższą chwilę z telefonem. Aga dzwoni z pozdrowieniami do Joli, która śmiga „na dechach” w górach, a potem ja wykręcam do naszego Mistrza Pędziwiatra 🙂 . Gdy mam już spokojnie odetchnąć, dziewczyny podnoszą się i sposobią do wyjścia – krótki dziś ten relaks… 😉 😉 😉 …Misja jednak czeka, trzeba nam pędzić z powrotem 😉 ….
Aga marznie, więc rusza natychmiast, ja z Magdą B. łapiemy komunikację z satelitami i gonimy 🙂 . Gdy już jesteśmy znów razem, śmieję się, że tempo nadaje ta osoba, która tak często podkreśla, że się donikąd nie spieszy 😀 😀 . Szybko się rozgrzewamy, bo aura sprzyja – prawie 5 stopni na plusie daje komfort. Rozmawiamy. Cieszymy się z tego, że pod nogami nie mamy już lodu, że nie czyhają na nas pułapki. W połowie dystansu milkniemy i oddajemy się tylko rytmicznemu stawianiu kroków, jakby odpływamy – każde z nas we własnym świecie doznań…Jednocześnie tempo mamy dość zdecydowane, nie leniuchujemy…Lutycka „przepuszcza” nas bez postoju. Wraz ze zbliżaniem się do Rusałki narasta we mnie chęć zakończenie już dzisiejszego biegu – czasem tak jest, choć zmęczenie nie doskwiera, wkrada się znużenie, zwłaszcza, że z racji wartkiego tempa nie rozmawiamy, albo są to tylko pojedyncze zdania…A może czekam na to, co ma sięwydarzyć po biegu? 😉 …Podbieg mi „nie wchodzi” 😉 …Staram się go sprawnie przemierzyć i myślę już o tym, że przy kolejnym, tym końcowym, pobiegnę szybciej…Mimo, że nie chce mi się strasznie, mobilizuję się do mocniejszego akcentu na odcinku do torów. Byle mieć to już za sobą… 🙂
Przy metalowych barierkach po stronie Żarnowieckiej robimy krótki stretching, a potem wskakujemy do auta Agnieszki – misję czas zacząć 😀 . Jedziemy asfaltem w górę. Szybko uzgadniamy, że wyskoczę przy tunelu i zrobię wahadło do auta po uszykowany drobiazg. Gdy jestem na parkingu, Aga dzwoni, że sprawniej będzie, gdy odpalę auto i pojadę swoim. Wskakuję za kółko, ruszam wąską drogą dojazdową do osiedla, by kilkaset metrów dalej zeskoczyć na właściwą jezdnię, potem kilka zakrętów i jestem na prostej docelowej. Widzę światła auta, które przystanęło po prawej – przyhamowuję, zrównując się z nim, potem cofam i lokuję się za nim. Aga z Magdą B. przesiadają się do mnie…Agnieszka sięga po telefon, wykręca do Magdy 😀 ….Ważą się losy, zdajemy sobie sprawę z tego, że kilka chwil temu minęła 22ga i że nasza zapracowana i zmęczona koleżanka może już się położyła…”Wstrzeliliśmy się” w ostatniej chwili 😀 – w drodze do łóżka 😉 😉 . Aga mówi: „…super. To narzuć tylko coś na siebie i wyjdź na chwilkę przed dom 😀 „…Magda jest zaskoczona…Rozłączamy się. Do celu zostało jakieś 200-300 metrów. Podjeżdżam. Wyskakujemy. Nasza koleżanka jest już w drodze do furtki. To musi być mały szok 🙂 – za kilka chwil miała przyłożyć głowę do poduchy, a tu taki najazd 😉 . Niespodzianka udała się w 100-procentach! 😀 Ależ się cieszę!…Przekraczamy furtkę…Magda zaprasza nas do środka, na herbatę, widać po niej, nawet po zmęczonych pracą oczach, że iskrzy, że bardzo się cieszy i chciałaby nas na chwilę zatrzymać…Zdajemy sobie jednak sprawę, że jest późno, że nasza urocza koleżanka kładła się spać, nie chcemy robić jeszcze większego zamieszania 😉 , a i sami nie czujemy się komfortowo tuż po biegu, więc odmawiamy, obiecując sobie, że w przyszłym tygodniu poświęcimy sobie więcej czasu 😉 . Całujemy Magdę, składamy jej życzenia, wręczamy drobiazg od nas, a potem…trzyosobowym chórkiem śpiewamy „Sto Lat!” 😀 😀 …Strasznie miło jest widzieć w oczach Magdy poruszenie i radość – dla takich chwil właśnie warto w życiu improwizować, a nawet iść pod prąd konwenansom 😀 😀 … I love it!!! Taki moment smakuje wyjątkowo…Wymykamy się z podjazdu, wskakujemy do auta, a Magda kiwa na pożegnanie….MISSION COMPLETE 🙂 . I mogę dodać chyba z przekonaniem: „successful” 🙂 .
Garmin podglądał bieg…
Wrażenia…
To był „szybki” czwartek…Inny niż tradycyjne, ale taki miał być. Specjalna okazja, specjalny tempo, specjalny program 😉 …Z samego biegu mogę być zadowolony, bo ostatnio rzadziej zdarzało się pokonać 5,4km wartko i bez postojów…Szkoda tylko, że wejście w II zakres powoduje stopniowe zanikanie rozmów – ważny element i źródło przyjemności na tych spotkaniach. Najważniejsze i najsympatyczniejsze czekało nas jednak na koniec :D. Temu podporządkowany był wieczór 🙂 . Choćbyśmy mieli przebiec bez herbatki w tą i z powrotem, nawet w tempie zawodów…WARTO BYŁO 😀 .
Bo najważniejsza jest radość…I umiejętność chwytania każdej chwili, nim jak jesienny liść opadnie, uleci… 🙂
„Te chwile są z nami…i nikt nie zabierze ich, dopóki my będziemy wciąż tacy sami….”
😀