Od bezludzia po tłumy…
Lubię niedzielne poranki 🙂 . Na ulicach pusto, czuć, że to dzień wolny od pracy…Dziś jest podobnie…Jadąc, mogę się relaksować, wiem, że dojadę na czas, a dane mi też w spokoju pogapić się na nielicznych przechodniów i biegaczy, mknących chodnikami przed siebie..Jest w tym jakieś misterium, coś, co gubimy w zwykły dzień, gdy wszędzie nam spieszno…Auta gnające bez opamiętania i ludzie – zamyśleni, bez uśmiechu, jakby nieobecni…Od poniedziałku do piątku – bo w sobotę jest już troszkę inaczej, nie wszyscy muszą się zrywać wcześnie do służbowych zajęć…Ale niedziela – to święto 😀 …Dla niektórych błogie lenistwo, dla innych szansa, by po tygodniowym stresie wskoczyć w sportowy ciuch i poszukać ukojenia w naturze…
8:55. Parking przed Olimpią…Pusto. Lubię ten widok. Nie wychodzę z auta…Za moimi plecami przemykają pojedynczy amatorzy porannego fitnessu pod chmurką 😉 …Czekam na Agnieszkę. W radiu fajnie grają, rozleniwiam się jak kot…Kilka minut po 9tej pojawia się znajomy samochód, parkuje koło mnie. Aga jak zwykle – z promiennym uśmiechem wita mnie i zaraz rwie się do biegu 😀 . Daje jednak Garminowi złapać sygnał, rozgrzewając przez chwilę stawy. To też chwila, gdy moja biegowa partnerka może przemyśleć swój strój – jest dość ciepło, ~5stp., decyduje się więc zdjąć koszulkę techniczną, zostając przy termo i softshellu. Zegarek włączam już vis a vis bramy stadionowej, tu zaczynamy trucht. Spokojnie, nigdzie się nie spieszymy, trzeba nam rozkoszować się wiosną, która już w lutym puka do drzwi 😉 …Zadziwiające, jak ciało i umysł reagują na miłe bodźce, wychwytując nawet śpiew ptaka, który niekoniecznie zwiastuje nową porę roku, ale wlewa optymizm w serce…
Trzymamy się tradycyjnego szlaku. Do gastronomii się rozkręcamy, nawet tempo nieco rośnie..Rozmawiamy o kontuzjach i o naszych nieobecnych przyjaciołach…Aga zauważa, jak niewielu jest biegaczy i w ogóle – jak jest cicho i spokojnie wokół…Zgrabnie okrążamy cypelek…Na podbiegu, dla rozruszania, sprężyście wybijam się z każdym krokiem, starając się wyżej unosić kolana…Tuż za nim chwalę Agę za to, że tydzień temu, gdy rezydowałem w Olsztynie, wzięła na barki ciężar dowodzenia na „ścieżce zdrowia” 🙂 …Wkraczamy na południowy fragment pętli. Od razu robi się „atrakcyjniej”, czyli luźniej pod nogami – zalega tu sporo błota…Tak naprawdę są to sporej wielkości kałuże, których nie ma jak ominąć…Aga próbuje, ale w trawie jest nie lepiej. Ja nie kombinuję – biegnę środkiem ze świadomością, że nie uniknę kąpieli. Cóż – to w końcu bieg terenowy 😀 😀 . Aga też się poddaje, choć, gdy w kilku miejscach, by minimalizować skutki, zwalnia do marszu. Przebiegając przez polanę startową Grand Prix nie mogę nadziwić się brawurze wędkarzy, którzy w tych wiosennych warunkach okupują niepewny lód na jeziorze…
Przy mostku mamy zapas 18tu minut, tradycyjnie więc drogą przy torach, obok gastronomii i szlakiem nadbrzeżnym „dokręcamy” dystans. Miejscami jest podobnie, jak na przeciwnym brzegu – żartuję, że za tydzień, w sobotę, podczas GP, będą spektakularne spotkania z Matką Ziemią 😉 😉 . Zostawiamy mostek po prawej i pod wiaduktem biegniemy dalej do auta na herbatkę z termosu Agi 😀 . To już też mały rytuał 😀 . Przy okazji podziwiamy nasze buty i getry 🙂 …
Parking przeżywa cotygodniowy najazd „orlenowców” . Jest okazja, by przywitać się ze Sławkiem, ze sklepubiegacza.pl i Bartkiem z BBLa. Musimy jednak ostatnie łyki herbaty przełknąć sprawnie, bo mija 10ta, a przy mostku może na nas czekać Magda B. ….ze swoimi koleżankami, które zapowiedziała wyciągnąć na bieganie :D. Szybkim marszem wracamy na start – faktycznie czeka na nas sympatyczna dziewczyna, Bogna. Jest sama. Zaraz zjawia się też Magda B., a za nią nadciąga Orlen Marathon 😀 😀 . Nasz kolega Marek, biegacz z długim stażem, prosi, byśmy trzymali za niego kciuki 1go marca – biegnie w maratonie po lodzie Jeziora Bajkał! 😀 😀 …
Salutując „orlenowemu towarzystwu”, ruszamy przed siebie…Dołącza do nas stały bywalec naszych „niedziel” – Zbyszek. Magda B. nie biegnie z nami, zabiera się z jednym z chłopaków na dłuższą eskapadę. Bognie objaśniam trasę i program zajęć w kilku słowach, by czuła się swobodnie i mogła biec swoim tempem. Początkowo truchta wspólnie, ale już po 500 metrach jest przed nami..Co jakiś czas się ogląda, czy podążamy jej śladem. Zastanawiam się, czy trenuje razem z Magdą B., bo tempo mają podobne 😀 ….Zbyszek z kolei zamyka tyły. Obiegamy cypelek i wracamy nad Rusałkę…Zatrzymujemy się za podbiegiem i tu kompletujemy. Jest chwilka, bo zamienić kilka zdań z naszą nową koleżanką 🙂 .
Okazuje się, że staż biegowy ma dopiero kilkumiesięczny, ale ze sportem wiele wspólnego. Kończyliśmy tą samą uczelnię, AWF, z tym, że ona mocno była i jest związana z pływaniem 🙂 . A dobrą wydolność na starcie biegania tłumaczy…właśnie stałym kontaktem z ruchem. Wg mnie jest to jednak cecha indywidualna, którą aktywność u jednych łatwiej, u innych oporniej pozwala szlifować. W każdym razie wiem już, że Bogna rokuje spore zadatki na dobrą biegaczkę 🙂 .
Czas na ćwiczenia. Obejmuję prowadzenie. Przerabiamy stały repertuar z tym, że akcentuję skipy w różnym tempie i robię „grzybki” (wypady w przód) na dość długim odcinku – myślę, że przez kilka dni będę je czuł w „dwójkach” 😉 😉 . Podczas ćwiczeń miłe zaskoczenie – mija mnie i pozdrawia mój kolega ze studiów, Darek vel „Kuba” 😉 . Po porcji ruchu rozciągamy się, a potem ruszamy spokojnie z powrotem. Bogna znów w czołówce, a my swoim tempem za nią. Kolejny raz świetnie się bawimy w błocie 😀 😀 . Przy mostku powtarzamy stretching, a ja wspinam się na murek, by na krawędzi mocniej rozciągnąć łydki i achillesa. Przy okazji udaje mi się uchwycić Agnieszkę w niezwykle medytacyjnej pozie…. 😉
i Zbyszka, który kombinuje, jak stanąć na słupku i utrzymać równowagę 😀 …
Pogoda jest przecudna – przez korony drzew podgląda nas słońce, które dzień za dniem pnie się coraz wyżej nad horyzont, oferując coraz więcej swojego blasku i ciepła…Wiosna…Czuć ją 🙂 .
Mam na zegarku ponad 13km „utargu”, decyduję, że to starczy. Żegnamy się z Bogną słowami „do zobaczenia znów” – mama nadzieję, że zajrzy do nas jeszcze, potem ze Zbyszkiem, którego zachęcam do uczestnictwa w sobotnim Grand Prix, a sam zapraszam Agę na rewanż – ciepły sok z termosu 😀 . Podnoszę klapę bagażnika w moim hatchback’u, przysiadamy i twarzą w twarz ze słońcem popijamy, rozmawiając…..Uwielbiam takie chwile – błogostan po biegu, wyhamowanie i czas na pogaduchy z jakże sympatyczną i ciekawą osobą, jaką jest Aga. A tematów jest wiele – od jej egzotycznych podróży po meandry bardziej osobiste… 😀 . A wszystko z powiewem wiosny na ustach…..Niezwykła chwila…Szkoda, że ulotna 😉 .
Nie chce się wracać…ale trzeba…Gdy odjeżdża Agnieszka, chwilkę rozmawiam znów z Bartkiem, który skończył właśnie trening „orlenowy”…a potem już…do domu….Niestety…
Garmin…
Wrażenia…
Chciałbym to powiedzieć głośno, ale zdaję sobie sprawę, że to połowa lutego 😀 ….Wiosna….Tak nieśmiało, kuchennymi drzwiami, bez fanfar jeszcze w postaci kolorów i zapachów, ale w delikatnym powiewie na twarzy, nieśmiałych promieniach słońca i na skali termometru…W takich okolicznościach biega się pysznie 🙂 …Poranne kółko w duecie z Agnieszką było czystą przyjemnością, potem kolejne w towarzystwie nowej osoby – w tym też czuć nową porę roku…Jeszcze trochę, a zaczną nad Rusałkę napływać tłumnie „niedzielni” biegacze, czyli wszyscy Ci, których zima wystraszyła, a którzy głodni są ruchu na świeżym powietrzu…Już było można dziś dostrzec różnicę, gdy o poranku panowała sielankowa cisza, a godzinę później tereny wokół jeziora, poza nami, wzięli w panowanie „orlenowcy” i „półmaratończycy” 😀 …
Ja się tylko cieszę… 😀 😀 . To oznacza bowiem, że ciepłe letnie wieczory i kąpiele „Strzeszynkowe” też się zbliżają 🙂 … Niecierpliwie czekam 😉 .