Środa 21.08.2013r.

 

Bardzo chcieć…

Motywacja…Bez niej nie ma sukcesów w pracy, w sporcie, życiu prywatnym…W bieganiu również. Może być różna, każdy ma swoje własne bodźce, które go stymulują…Wszystko zasadza się jednak na „chceniu” lub „nie chceniu”…Czasem okraszone jest potokiem słów, czasem oznacza milczące działanie. Najczęściej jednak prowadzi do celu. I osiąga go…

Środa nie zapowiadała się w pracy bajecznie – od początku lipca mam takie stopniowo narastające od „jedynki” do „piątki” tornado 😀 …Obecnie jetem u szczytu skali 😉 – często jest tak, że zamiast zrobić to, co zaplanowałem, robię zupełnie co innego, co wymaga natychmiastowych działań. Nienawidzę takiego działania!! Szlag mnie trafia!! Kompletnie mnie rozbija i wysysa energię, nie wspominając o nerwach…Niestety od rana jest podobnie. Kolejny dzień nie mogę pojechać, załatwić ważnej sprawy w innej części miasta, podczas gdy krytyczny termin zbliża się jak Usain Bolt na „setce”. Masakra…

Jestem psychicznie „zajechany”…Popołudniem, w przerwie obiadowej, oczy mi się same zamykają….Ale nie mogę ot tak się położyć i się zdrzemnąć, bo są sprawy „nie cierpiące zwłoki”….Ratunek przynosi księgowa, która przyjeżdża i przegania mnie z mojego miejsca pracy, bo musi mieć dłuższy dostęp akurat do mojego komputera 😀 😀 . Dzięki, Aga!. Jest 17:30.

Jak bardzo byłem „poza rzeczywistością” świadczy fakt, że dopiero późnym popołudniem wysyłam smsy do Agnieszki, Magdy i Przemka. Niepokoiło mnie, że nikt się nie odzywa, zwłaszcza dziewczymy 🙂 . Magda wróciła z egzotycznego urlopu w niedzielę i już wtedy pisała, że czeka na środowe bieganie…Tydzień temu Aga dzwoniła już o 11tej, by potwierdzić godzinę, dziś jednak cisza absolutna….Mija godzina, nim dostaję odpowiedź…Aga biegnie. Wstępnie o 19tej. Magda prosi kwadrans później. 19:15 zostaje „klepnięta”. Niestety Przemo nie ma chwilowo transportu, więc pauzuje. Milczy też chłopak, który deklarował swoją obecność jeszcze podczas niedzielnych zajęć…..A zatem… TRIO WRACA DO GRY 😀

Mam spory komfort – około trzy kwadranse, by się wyszykować. Znów dylemat – plecak z bukłakiem (bo skoro już zarzucam tobołek na plecy, to i picie mogę tam wlać…), czy „na lekko”?…Kąpiel dziś raczej odpada, bo od kilku dni deszczowo i chłodniej, więc ręcznika nie zabieram, ale za to wskazana będzie na powrót czołówka. Plecak jednak niezastąpiony 🙂 . Jak zwykle im bliżej wyjścia z domu, tym czas gwałtownie przyspiesza. Efekt – i ja muszę przyspieszyć za kółkiem. W czasie jazdy, pod czerwonym światłem, czytam smsa, który „zapikał” chwilę wcześniej – zaskakujące i smutne: Magda nie zdąży, mamy biec bez niej… Szybko skrobię propozycję, że kwadrans jakoś poczekamy – pomyślałem, że pobiegniemy rozgrzewkowo kawałek i wrócimy do rogatki po nią – ale niestety nie, już poza autem dostaję po raz drugi potwierdzenie, że się nie wyrobi…. Szkoda ogromna, bo wiem, ja się cieszyła na ponowne bieganie z nami…A i my czekaliśmy na nią…. 🙁

Przy rogatce robię „kilka ćwiczeń”, kątem oka patrząc i zastanawiając się czy ta dziewczyna w aucie nieopodal, z rozpuszczonymi blond włosami, skupiona na swojej komórce, to….Aga, czy nie 😀 😀 … Nagle, gdy odrywa wzrok od telefonu, wszystko jest jasne – to ona 🙂 . Już wie o Magdzie i zna więcej szczegółów – Magda nie może dostać się do pustego domu, bo nie zabrała kluczy…Co za pech!!!…Czeka i wypatruje „wsparcia”, ale nie nadchodzi….Dostajemy błogosławieństwo na drogę z ogromnym smutkiem. Chyba już tylko cud może sprawić, że pobiegniemy tak, jak zaplanowaliśmy – we troje…..

Pewnie normalnie pokręcilibyśmy się wokół Rusałki, dając jej czas na dotarcie, ale zmierzch kroczy w naszą stronę nieubłaganie, a słońce, mimo próśb, odwróciło się do nas…plecami 😀 i ucieka za las….Ruszamy więc we dwoje – spontanicznie uzgadniamy, że choć na „sucho” (nie kąpiemy się), to jednak potruchtamy do Strzeszynka…Gdyby była nadzieja na spotkanie, na rozdrożu skręcilibyśmy w prawo, albo pobiegli prosto, odbijamy jednak w lewo i „klamka zapada”…..Przykro nam, ale odwracamy uwagę rozmową – Agi do niej nie trzeba zapraszać 😀 … Na tym polega m.in. przyjemność biegania z nią, że jest skarbnicą ciekawostek, a jej barwne i pełne entuzjazmu opowieści wciągają  :)….

Cuda to mają do siebie, że od czasu do czasu… się zdarzają 🙂 – i jak to cuda, niespodziewanie 😉 …..Mijamy kilka osób, tradycyjnie pozdrawiając się wzajemnie… Nieopodal przecięcia ścieżki z ruchliwą obwodnicą kolejne „cześć”, ale Aga odwraca się i krzyczy coś do mijanego chłopaka…”Kumpel” – myślę, ale moja koleżanka wyhamowuje do zera…i zawraca 😮 …”Bardzo bliski kumpel!” – myślę, bo inaczej nie traciłaby cennego czasu…Ale okazuje się, że oto spotkaliśmy właśnie biegające, a wyczekiwane przez Magdę „wsparcie”. Aga przekazuje telefon, szybkie uzgodnienia, gdzie są klucze, słuchawka z powrotem i nowy plan: biegniemy zgodnie z wyznaczonym celem, do plaży, Magda zaś będzie „grupą pościgową”. Jeśli zajmie to więcej czasu niż nasz „spacer po wodzie”, wówczas „zbiegniemy się” w drodze powrotnej…..Czasu nie jest wiele – w lesie po zachodzie zapada półmrok – Aga i ja mamy czołówki, ale Magda będzie musiała do spotkania polegać na dobrym wzroku….. 😉 … Wyścig ze wskazówkami i ze światłem dziennym się zaczyna….

Mnie z Agnieszką biegnie się super – tempo 5:50-6:00…Oboje mieliśmy wyczerpujący dzień i oboje nie kwapimy się do jakiegoś szarpania. Bardziej niż zwykle czuję zmęczenie, co słychać w próbach rozmowy z mojej strony – mimo „zwykłego” tempa, mam problem, by swobodnie wyrzucić z siebie więcej niż dwa zdania przed kolejnym oddechem…Na szczęście Agi zawsze miło posłuchać 😀 😀 . Jeszcze raz zatrzymujemy się na chwilę, by wymienić kilka zdań z Magdą – jest w drodze 😀 …

Na piasku meldujemy się…nawet nie wiem kiedy 😀 . Ostatni odcinek, wzorem Maćka sprzed tygodnia, pokonujemy szybciej ;)…Na plaży buty i skarpetki lądują pod pomostem a my oswajamy się z wodą – nie jest tak źle, Aga już żałuje, że dziś tylko przechadzka a nie kąpanie…Rozmawiamy, zastanawiając się, czy Magda zdąży przed naszym sygnałem na powrót, czy nie….Słońce nie czekało – powiedziało „bye, bye! do jutra” i poszło świecić innym….Czuć wieczorny chłód w powietrzu i – co podkreślała Aga na „dobiegu” – zapach jesieni w powietrzu…Ja, póki co, wypieram się tego, bo tego roku kocham lato jak nigdy 😉 😉 … Wymieniamy kilka zdań z facetem testującym nową piankę…Ktoś zza pleców potwierdza też dystans wokół jeziora – po teście nieznajomy chce pobiec znane nam już kółko…

Aż tu nagle, na prostej do plaży, pomarańczowa koszulka 😀 …Szeroki uśmiech zbliża się do nas :D…Ależ musiała biec szybko!!! Ot, co znaczy MOTYWACJA 😀 Witamy się z Magdą serdecznie 😀 😀 . Pozostaję w szoku wciąż, że „połknęła” 5.5km tak ekspresowo – ale w takich, dość nerwowych i stresujących okolicznościach, gdy czegoś się chciało, potem pogodziło z porażką, a na koniec znów zaświtała nadzieja na spełnienie, skumulowana energia sama niesie 😀 😀 . No dobrze, nie ważne, istotne, że jest :).

Chwila nad jeziorem, ogumienie założone, można wracać…Na głowach czołówki, zaraz się przydadzą 🙂 . Ostatni raz używałem jej w biegu zimą, wracają wspomnienia biegania z Maćkiem i Anitą…W lesie obie lampki startują – noooo, to jest komfort!! – ścieżka przed nami jak na dłoni…Skupiamy się na opowiadaniach urlopowych Magdy, bo aż kipi z radości i ilości wrażeń… Na dobiegu do Biskupińskiej jest kawałek odkrytego terenu – tam łapiemy jeszcze resztki gasnącego dnia, dostrzegamy też, że nasze oddechy parują – jest zimno…ech, ta jesień w powietrzu 🙂 …

Aga bawi nas opowieścią pt. „z życia ośmiornic”, a szczególnie wypowiedzianym z taką troską zdaniem „one mają takie ludzkie oczka…” 😀 😀 . Bieganie, jak się okazuje, może dostarczyć wszechstronnej wiedzy – dziś o zwyczajach tych wieloramiennych głowonogów dowiedziałem się więcej, niż z National Geographic 😀 . Świetnie się bawimy, przez głowę przebiega myśl – jak dobrze, że jesteśmy razem 🙂 . I szkoda, że nie ma z nami tych, którzy biegową środę inicjowali. Póki co…Za czas jakiś dla Maćka nadejdzie wielki dzień powrotu do Poznania, a tym samym do wspólnego biegania 🙂 . Przemo też niedługo będzie gotów…Biegowy los Anity zależy od niej samej…

Nad Rusałką znów odrobinę światła, pokonujemy podbieg, a że zostało ledwie 200-300 metrów, pożytkuję resztę energii i przyspieszam – najpierw z górki, potem pod górę, do rogatki. Za plecami słyszę Magdę: „Wiedziałam, że przyspieszy 🙂 ” . Ale ja lubię tą mocniejszą…”kropkę nad ‚i’ ” :). Zegarek stop – oooo, na wyświetlaczu w miejscu dystansu..0,7km!…Wzrok zawodzi??…Resetuję zapis, przenosząc do historii – wszystko ok, Garmin zapisał nam 10,7km 😀 Ufff, ciśnienie schodzi 😉

Rozciągamy się, gawędząc. Komary „bzyczą” koło ucha, ale dziś to jakby ma mniejsze znaczenie – w ogóle dziwne, że są, w końcu jest wyraźnie chłodno….Dziewczyny mają auta zaparkowane tutaj, ja muszę wracać na Lotników. Obie proponują krótką podwózkę dookoła 😉 , dyplomatycznie odmawiam, by żadnej z nich przykrości nie robić 🙂 . Ale bardzo to miłe 😀 , że rozstać się nie możemy….Aga nawet kwituje bardzo spontanicznie: „Boże, jak fajnie, że my się spotykamy!!” ….

I jak „niefajanie” się rozchodzić… 😉 Trzeba jednak, bo mokra koszulka robi teraz za mało sympatyczny kompres :/ . Nad głową zza chmurek wygląda duża tarcza księżyca – magicznie jest, endorfiny robią swoje…. 🙂 Kto by pomyślał kiedykolwiek, że bieganie dostarczy mi takich wrażeń, że z bólem serca, zamiast ulgą, będę kończył treningi…Wędruję uliczką w górę, ćwicząc sobie skipy 😉 …Niesie mnie… 😀

Na parkingu pakuję plecak do auta i jeszcze się rozciągam…jakbym chciał wydłużyć tą, już samotna, chwilę….Piszę do dziewczyn smsy z podziękowaniem za świetny, biegowy trip wieczorny i do Anity, u której pali się światło w oknie…Może jest gdzieś na spacerze z Czesiem, byłaby okazja do pogadania….Niestety, pracuje. Ok – auto wesoło klekocze, muzyka sączy się z głośników…Czas wracać….

Zegarek odnotował…

Wrażenia….

Dopiero wieczorem zorientowałem się, że nie zrobiłem ani jednego zdjęcia (!)…Faktem jest, że będzie o nie teraz wieczorami trudniej, bo światła coraz mniej, ale chyba i tak dziś poległem bardziej z emocjami, niż pamięcią, czy rozsądkiem. Po prostu – zajęła mnie rozmowa, a potem klimat spotkania we troje i opowieści egzotycznych… 😀 . Tak to już jest z tym bieganiem, że poza pracą nad sobą i wysiłkiem w to wkładanym, jest masa przyjemności w kontakcie z przyjaciółmi i to on często stanowi dominujący smak 🙂 …

Sam bieg dziś przychodził z większym wysiłkiem, na pewno wpływ miał cały dzień na fotelu i w stresie…Mimo „przelotowego” tempa, męczyłem się, jakbym biegł pół minuty na kilometr szybciej…Ta „dycha” to tak naprawdę dwie piątki z groszem, rozdzielone dłuższą pauzą, która wnosi odpoczynek i uspokaja przed drugą „połówką”…To i dobrze, i źle..Mnie wciąż doskwiera myśl, że powinienem trenować bieg ciągły, on dałby informację o możliwościach…Choć prawda jest taka, że ilość i charakter przerw często też odpowiada dyspozycji dnia i realizuje zalecenie biegania „zgodnie z tym, co mówi ciało”…W myśl tego zresztą, w drodze powrotnej, biegliśmy o 10-15 sekund na kilometr  wolniej, nad czym czuwałem i to była już duża różnica dla samopoczucia….

Bieganie z własnym światłem, lasem, ma swoją magię i specyficzny, tajemniczy klimat 😀 …Lubię je. Ma też i mankamenty – dla oczu świat się wypłaszcza, nie jest już 3D i łatwiej o potknięcie. Zauważyłem też, że inaczej pracuje podświadomość w środowisku ubogich bodźców – gdy jestem zmęczony za dnia, nie podnoszę już tak wysoko kolan, ale wciąż biegnę bezpiecznie, „nie szurając”, w świetle latarki zaś coś się zaburza i nie mam takiego wyczucia podłoża pod sobą…Mimo to staram się czerpać maksimum przyjemności,  w doborowym towarzystwie nie jest o to trudno 😀 ….

2 myśli nt. „Środa 21.08.2013r.

    • Dziękuję za ciepłe słowo 🙂 Tym milsze, że komentarzy tu niewiele, a taki – to prawdziwy skarb 🙂 🙂 I motywuje bardzo 🙂 . Bardzo się cieszę, że tu zaglądasz 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *