Niedziela 04.08.2013r.

 

Cudowny deszcz…..

To, że się raz nie udało, nie znaczy, by nie próbować 😀 … Jeszcze w sobotę wymieniłem się smsami z Magdą, która ponowiła zaproszenie na poranne bieganie 🙂 – tym razem…na godzinę siódmą! ….Uuuu, poprzeczka wędruje wyżej 😉 . Zdradziła też, że niespodziewanie wyjeżdża, więc opuści najbliższą biegową środę i kolejną niedzielę niestety..Zagrożone stały się nawet zajęcia zBN jutro, więc to ostatnia szansa, by w pełnym składzie potruchtać…Po atrakcjach całego dnia miałem zamiar położyć się szybciej, ale odebrałem z promocji film na BP, a dawno nic nie oglądałem, więc czas mi umknął aż do wpół do pierwszej. No nic – budzik na 5:50 i liczę na łut szczęścia 😉 😉 . Tym razem przynajmniej nie muszę sam siebie przekonywać, że warto… 😉

Stoję. Pośrodku sypialni…i nie wiem w którą stronę do wyjścia. No dobra – załapałem kierunek do pokoju, podchodzę do okna, a tu…słońca brak…Oooo! Ale nadal jeszcze nie chwytam, co się dzieje…Wracam do sypialni. Przecieram twarz. Wychodzę znów do pokoju…Kurcze, zapętliłem się… 😀 Nie, wciąż śpię…Wreszcie jestem w kuchni, zaraz kawa, łazienka, bułka. No dobra, świadomość wraca boleśnie, ale wraca…

Sms. Jest 6:25. Sięgam po telefon, mrużę oczy…” Nie biegamy o 7ej, bo pada”…..Pada?? Zaglądałem przez okno, było pochmurno, deszczu nie widziałem.. 🙂 W sumie, to rewelacyjna informacja – po pierwsze: nie będzie skwaru, po drugie…..no właśnie – wrzucam jedynkę i kurs na sypialnię…Odpisuję z wdzięcznością – sms przyszedł w samą porę – było już późno, a ja mocno zmobilizowany, by jechać….Szkoda tylko, że razem pobiegamy dopiero za półtora tygodnia…

Korekta budzika. Powieki w dół.

Po ósmej drugie „wejście smoka” – tym razem bardziej zdecydowane. Śniadanie Bogów, czyli kawa plus bułka z dźemem wędruje na stół przed dziewiątą, Mniej więcej po godzinie gaszę silnik przed stadionem Olimpii. mam ze sobą plecak z piciem, na wypadek dalszych planów po oficjalnym spotkaniu. Co więcej – mam tam też ręcznik, jakby się rozdmuchało na niebie, a byli chętni na kąpiel w ostatnio popularnym Strzeszynku :D. Póki co zabieram jednak plastikową butelkę z sokiem, przygotowaną na bieganie zajęciowe. Temperatura jest zdecydowanie niższa, ale powietrze pozostało ciężkie. Mimo to brak rozkręconej na maksa „lampy” na niebie jest największym prezentem od losu. Z daleka nie widać licznej grupki nad mostkiem – jest sezon urlopowy, sporo osób wyjechało…

20130804_095725-jpg

Przechodzę pod wiaduktem…Oooo, jaka miła niespodzianka – Aga i Magda są! 😀 , czyli jednak potruchtamy. Okazuje się, że spotkały się o dziewiątej i mają już w nogach 10km…Jest Monika, Arek, Kuzyn…W chwili, gdy ja dołączam, dociera też…Dorota, nasza ambitna fighter’ka i „góralka”, szykująca się do Chudego Wawrzyńca, który już tuż, tuż..Jak zwykle z uśmiechem od ucha do ucha, z plecaczkiem na plecach i w długich, kompresyjnych skarpetkach, a dziś dodatkowo w nowym obuwiu – pełna „profeska” 😉 . Zawsze, gdy się pojawia, a ostatnio z uwagi na przygotowania i długie wybiegania, jest to dość rzadko, daje duży zastrzyk pozytywnej energii i zapału. Jest przykładem biegającej dziewczyny, która godzi różne obowiązki, a potrafi swoją pasją zarazić najbliższych – oni również biegają. Dziś wpadła właściwie tylko się przywitać, ma już swoje „wykręcone”, a teraz wraca, by zmienić, „zluzować” Arka, który powinien się tu zjawić na swojej „piętnastce”. Co ciekawe, czytałem o jej kontuzji i ostrzykiwanej stopie, tym większy szacun, że jest i z uśmiechem biega.

Grupa rusza, a ja jeszcze chwilę rozmawiam z Dorotą, potem macham, życząc powodzenia na Wawrzyńcu i szybszym tempem ścigam „swoich”. Dziś Monia zaplanowała dłuższe wybieganie, nie będzie akcentów, ale spokojny trucht wokół jeziora z dodatkowym dobiegiem kilometra do gastronomii, gdzie sobie poćwiczymy. .

Dołączam do wszystkich, tu już panuje świetna atmosfera 😀 . Śmiejemy się w biegu i opowiadamy. Jest tak, jak najbardziej lubię – wesoło, rozrywkowo i w ruchu 😀 . W okolicy cypla wraz z Agą, Magdą i Kuzynem, jesteśmy już w przodzie. Biegniemy dziarsko, jak na spokojny bieg, ale mi to nie przeszkadza. Mamy razem niezły ubaw – Tomek dziś też kipi dobrym humorem, więc jest wybornie!! Nie wiem, kiedy zostawiamy za sobą cypel 😉 . Jeszcze przed Rusałką Kuzyn, w biegu rzecz jasna, pokazuje jakąś scenkę z filmu – odjazd, normalnie 😀 😀 . Ubaw po pachy 😉 … Rozmawiam z Magdą. Chyba „chorujemy” na to samo – ona dziś wylatuje na urlop, ale smutno jej strasznie i żal nas zostawiać do tego stopnia, że żałuje decyzji :D…Też miałem tak w zeszłym tygodniu, gdy wyjeżdżałem na weekend….Cóż, tak niewiele wspólnie spędzonego czasu, a już zgraliśmy się małą grupką – fajnie się razem bawimy i dobrze nam razem robić coś, co sprawia przyjemność…Do tego mamy sporą radochę…. 😀

20130804_101911-jpg

20130804_101917-jpg

Zataczamy duże kółko wokoł jeziora, mijamy mostek i truchtamy do gastronomii…Już wcześniej zaczęło padać – cudowny, ciepły letni deszcz…towarzysz burzy. Raz po raz niebo mruczy nad nami, ale bez fajerwerków 😉 ….temperatura powietrza jest cudowna, idealna do biegu 🙂 . Do tego jeszcze wiaterek. Nie ma śladu po początkowej duchocie, ja w takich warunkach ODŻYWAM! ZMARTWYCHWSTAJĘ! Na otwartej przestrzeni, przy budkach z piciem i żarciem, zwalniamy w oczekiwaniu na pozostałych, a ponieważ deszcz się nasila, siadamy pod parasolem. Po kilku chwilach dobiega Arek z Kuzynem, który odłączył od nas po drugiej stronie Rusałki na małą „techniczną” pauzę 😉 …

20130804_104702-jpg

Za nimi przybiega Monika i reszta. Wędrujemy pod drzewa, na początek długiego podbiegu, gdzie Monia wytycza kilkudziesięciometrowy odcinek i na nim wykonujemy w ruchu standardowy zestaw ćwiczeń. Butelkę z piciem, którą zabrałem z okolic mostku, odstawiam na bok. Znów jest sporo śmiechu i dobrej zabawy. Ponad głowami niebo pomrukuje złowrogo, ale to mnie w ogóle nie zraża – przeciwnie, dzisiejsza aura to dla mnie, obok pojawienia się Agi i Magdy, najprzyjemniejsze zaskoczenie 🙂 .

Pora kończyć…Dla mnie najlepszym rozwiązaniem jest teraz dokończyć drugie kółko, nie wracać, ale „pociagnąć” prosto, na obieg jeziora. Przyłączam się więc do dziewczyn, które zaparkowały, jak w środę, koło rogatki i tam teraz zmierzają. Jest jeszcze chwila, by pogadać i o wyjeździe Magdy, i o bieganiu. Żegnamy się przy podbiegu do torów…Zostaję sam…Zatapiam się w myślach aż do chwili, gdy przypominam sobie o zostawionej butelce…Pięknie! – cóż, będę musiał dorzucić do przebiegu dwa kilometry dodatkowo, „nie ma, że boli”  😉 …Picia tam niewiele, ale nie chcę zostawiać po sobie śmieci…Mijam mostek i biegnę do gastronomii. Butelka na mnie czeka, ale że jest bez zakrętki (?) – wrzucam ją w drodze powrotnej do kosza…Tuż przed mostkiem „przybijam piątkę” Arkowi, mężowi Doroty, który właśnie rozpoczyna swoje dłuższe wybieganie – trzy kółka wokół 🙂 . Dla mnie jest to już dziś koniec 🙂 … Dzięki „kursowi specjalnemu” po zagubiony plastik 😉 , uciułałem około 12km 😉 . Deszcz pada cały czas, ale mnie to nie przeszkadza, by zdjąć buty i wejść po kolana do wody – zasłużona ulga dla stóp 😀 ….

Siadam na brzegu i odpoczywam…Wokół jest sielsko-anielsko, cicho, słychać tylko krople deszczu na tafli wody i pogaduchy przepływających kaczek….

20130804_120232-jpg

Jest taka mała chwila dla siebie 😉

20130804_120404-jpg

Strasznie mi się to podoba – donikąd się nie spieszę, nic mnie nie popędza, komórka milczy, deszcz gra kojącą muzykę, wyciszam się…odpoczywam….Nim ruszam z powrotem, pozdrawiam jeszcze Arka na trzecim kółku 😉 – walczy dzielnie, choć widać już po nim trudy 🙂 … Czas w drogę…

„Zapłakany” dziś Garmin zapisał..

Wrażenia…

Nieziemsko przyjemne – deszcz nie dość, że „zluzował” psychikę po morderczo upalnych kilku dniach i ulżył ciału, to stworzył świetne warunki do biegu. Moja wydolność wzrosła, trening kończyłem z szerokim uśmiechem na ustach. W tym roku  sprawdziłem na własnej skórze, jaka przepaść dzieli moje możliwości w standardowych warunkach i w wysokich temperaturach. Nie jest to tylko kwestia „niedogodności” – to całkowicie determinuje jakość biegania. W dalszej konsekwencji decyduje o tym, że podpytywany z różnych stron o zawody, nie pałam ochotą zwłaszcza teraz – poczekam na zrównoważoną jesień, a nawet zimę 😉 .

Niedzielne zajęcia to dla mnie niesamowita przyjemność, do tego stopnia, że żal mi dokądkolwiek wyjeżdżać 😀 …. W ubiegłym roku, nie mając planów na urlop, korzystałem niemal z każdego weekendu, by gdzieś zniknąć, wyjechać…Teraz czuję mocny uścisk w sercu na samą myśl…Jak się okazuje, nie jestem jedyny…i to bardzo cieszy.

Kiedy zaczynałem biegać, treningi miały dla mnie zupełnie innych charakter. Dziś, choć może jest w nich mniej wartości sportowej, więcej „freestyle’u”, spontaniczności, rekreacji, za to przynoszą mi masę przyjemności, oderwania od trudów codziennych, radości z kontaktu z ciekawymi, pełnymi pasji ludźmi…To bierze górę….I wcale nie powiedziane, że w najbliższej przyszłości jedno z drugim się nie połączy :), już planujemy wspólne robienie podbiegów na poznańskiej Cytadeli 😀 .

Czekam teraz na środę…Magda będzie „odkurzała” w tym czasie tureckie górki, my znów popędzimy do Strzeszynka….Strasznie lubię te środy! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *