Czy bieganie po lesie może się znudzić? Czy znajome jezioro może się „opatrzeć”, a ścieżki „wytrzeć i spowszednieć”?? Może i tak – póki co, ja wracam nad Rusałkę zawsze z radością 🙂 . Oczywiście zmiany krajobrazu są wręcz pożądane – staram się najczęściej, jak się da, wybierać nowe trasy, poznawać znajomy świat z różnych stron 🙂 . Nigdy nie spodziewałem się, że to miejsce kryje jeszcze tyle miłych niespodzianek.
Co jednak ciągnie na zajęcia, które odbywają się cyklicznie i nie dają takiej swobody w wyborze ścieżek??…Odpowiedź jest prosta: ludzie :). Ze znajomymi mógłbym pewnie biegać wokół stołu w kuchni i tez czerpałbym z tego radochę ;)…Tu mamy okazję spędzić godzinę ze sobą w naturze, w ruchu na świeżym powietrzu i dlatego tak skrzętnie z tego korzystam 😀 .
Spotkanie zBiegiemNatury – Jez. Rusałka w Poznaniu.
Jestem na parkingu 5-7 minut przed czasem. Niestety, gdy wyjeżdżałem z domu kropiło i nie był to wysyp z jednej chmurki, ale utrzymująca się chyba od świtu tendencja – niebo zachmurzone i wilgoć w powietrzu. Na szczęście nie jest chłodno. W aucie wylądował znów plecak z membraną wewnątrz – tym razem jednak zarzucam go na plecy, bo nie wiem, czy aby „kropidło” nie zamieni się w „regularny prysznic” 😉 …
Zaraz po wyjściu z auta spotykam jedną koleżanek, Dorotę, wymieniamy kilka zdań, a niespodziewanie zachodzi nas Monika 😉 ;)…Czas, by ruszyć już pod wiadukt…
Nie ociągając się, maszerujemy do mostku – w tym czasie dogania nas inny z kolegów i razem wkraczamy na nasz „biegowy amfiteatr” :).
Mile zaskoczenie – pojawił się dziś Tomek – Kuzyn 🙂 . Od dłuższego czasu walczy z kontuzją, spotykaliśmy się jedynie na siłowni – teraz po raz pierwszy postanowił delikatnie przetruchtać z nami zajęcia, by sprawdzić, czy jest już gotów do wznowienia treningów.
Nie ma natomiast…naszego Team’u 🙁 : Anity z Czesiem – bo leczy gwałtowną infekcję, Maćka, Przema i bliźniaków – cała czwórka startuje na „dychę” w zawodach Szpota w Swarzędzu, Piecha – bo też zmaga się ze zdrowiem. Szkoda, bo ich poczucie humoru i entuzjazm są nieocenione….
Stajemy w kręgu, dołączają kolejne stałe uczestniczki zajęć – Magda i Agnieszka…
a także sympatyczny młody tato ze swoim dzielnym synem – gotowi, by z nami spędzić pracowicie godzinę :)…Rozglądamy się za Piotrem, bo nie ma informacji, czy biegał dziś wcześniej z kimkolwiek, czy nie…O! Prawdopodobnie właśnie nadciąga…
Tak, to on i dwóch „walecznych” przybocznych 🙂 …
Jest już kilkanaście minut po dziesiątej, czas w drogę.
Nieśpiesznie przesuwamy się znajomą ścieżką, rozmawiając między sobą…Mam okazję chwilkę pogadać z Dorotą, która jest muzykiem, o bieganiu, technice i radości płynącej z ruchu. Gdy odbijamy na „cypel”, Monika z Kuzynem i kilkoma osobami skracają sobie dystans, kierując się już bezpośrednio na łączkę…Tomkowi to na rękę, bo nie chce forsować kolana, my natomiast obiegamy znajome zakątki i meldujemy się na naszej „arenie ćwiczebnej” w pobliżu podbiegu po kilku chwilach.
Tu nie ma co się zastanawiać, bo z pauz korzystają tylko głodne krwi komary 🙂 …Monika wyjaśnia więc po kolei ćwiczenia…
a potem już my zabieramy się do pracy 🙂
Nasz Pani Trener…
bacznie przygląda się temu, jak realizujemy polecenia…
Piotr ćwiczy z nami 🙂
Koniec wieńczą jak zwykle akcenty, czyli przebieżki na długości około pięćdziesięciu metrów. To fajnie pobudza i szlifuje takie istotne szczegóły, jak prawidłowa postawa, ułożenie miednicy, właściwy krok, wysoko unoszone kolana itp. Bieg nie jest „w trupa” – to raczej dynamiczne i rytmiczne pokonanie dystansu na ok. 80% swoich możliwości. Po pięciu powtórzeniach przychodzi czas na powrót. W drodze zmuszeni jesteśmy „artystycznie” omijać połacie błota, co nie udaje się zawsze i niestety wpadamy po kostki w mało sympatyczną maź…Niemniej jednak odcinek do mostku mija znów na pogaduchach w truchcie…
Nieco ponad 5 i pół kilometra wydaje mi się skromnym dystansem – tradycja 😀 nakazuje, by się jeszcze troszkę pokręcić po okolicy. Okazuje się, że nie jestem w ochocie odosobniony – tak samo myśli Monika, Magda, Agnieszka i kolega, z którym „zbiegliśmy się” pod wiaduktem przed spotkaniem. Ruszamy więc raz jeszcze dużym kółkiem…
Zabiera się z nami Tomek, który odbija zaraz za gastronomią do auta – jest zadowolony, że – choć jak na niego, to skromny kilometraż – udało mu się rozruszać i póki co z kolanem jest ok…My przemierzamy dystans dalej, aż po cypel, a potem – za sugestią Moniki, by znów nie taplać się w błocie – trzymamy się północnego brzegu jeziora i tak docieramy do mostku…Udało nam się „podreperować licznik”, jednak brakuje mi około 200 metrów, by endo zatrzymać na 5ciu kilometrach. Zabieram się się na te kilkaset metrów jeszcze z Magdą, przybijam piątkę i wracam….W taki oto sposób dziś mam w nogach znów ponad „dychę” 🙂 .
Jak było?….
Trasa 1. zBN – kółko wokół Rusałki z ćwiczeniami na łączce (dane z endo, w Garminie trening razem z dokrętką)
Pogoda: ciepło, ~15stp. , ale kropi deszcz
Start: 10:14
Czas: 37:21 (dane z endo, na Garminie trening nie został podzielony)
Dystans: 5,61 km
Tempo śr: 6:39
Tempo max: 3:56
HR śr.: 143 bpm (peeeeeeełen relaks)
HR max: 158 bpm
Trasa 2. Rusałka północnym brzegiem (dane z endo)
Pogoda: j.w.;, już nie pada, albo…nie zwracamy uwagi 😉
Start: 11:25
Czas: 32:44
Dystans: 5,25 km
Tempo śr: 6:14
Tempo max: 5:08
HR śr.: 156 bpm
HR max: 168 bpm
Jakie wrażenia?….
Od strony towarzyskiej było dziś…..kameralnie 😀 – w końcu okoliczności wyeliminowały kilku stałych bywalców, ale w węższym gronie jest przynajmniej możliwość pogadania w ruchu ze wszystkimi 🙂 .
Po wczorajszym, finalnie jakby z większym zmęczeniem zaliczonym treningu, dzisiejsze niecałe 11km (łącznie 10,86 km) było rozrywkowe i odprężające 🙂 Wiadomo, że pierwsza piątka przedzielona jest pauzą na ćwiczenia, ale dziś było ich więcej w biegu, a przebieżki fajnie pobudziły ciało 🙂 .
Trudno pomyśleć o tym, by dobrowolnie odpuścić sobie takie spotkanie, nawet niezależnie od tego, że od zeszłej niedzieli trzeba wstawać godzinę szybciej…Niestety w nadchodzący weekend tak będę zmuszony zrobić – nie z wyboru, bo czeka mnie dwudniowy wyjazd rodzinny na uroczystości rocznicowe, na których….po prostu…nie wypada mi nie być 🙁 ….Sprzęt będę jednak miał ze sobą jak broń, gotową w każdej chwili do użycia 😀 😀 .