Niedziela 13.04.2014r.

 

Bieganie nie zawsze tylko bieganiem jest 🙂

Zadziwiające – większość ludzi błogosławi niedzielę, drugi dzień, gdy mogą pospać dłużej…Tymczasem ja jestem na nogach…jak każdego poranka, gdy idę do pracy, w dodatku w wybornym nastroju. Nie dokucza mi brak snu, chyba tak „ustawiłem” organizm, że 6 godzin mu wystarcza. Albo musi 🙂 . Po prostu – szurnięty 🙂 . Coś w tym jest, bo ja żyję początkiem dnia, tą chwilą, gdy w ciuchach biegowych odpalam auto i jadę pustymi ulicami…Egzystuję z permanentnym dreszczem na skórze 😀 . Podoba mi się to strasznie.

Dziś właściwie o frekwencji wiem niewiele…Niby Maciek podpytywał, ale na info, że będę nad Rusałką od  ~9:15, nie odpowiedział. Aga milczy, Jola podobnie. Jedynie – i z radością – przyjmuję determinację Magdy, która by być wcześniej i zrobić kilka nadprogramowych kilometrów…To o tyle szczególne, że moja przemiła koleżanka wczoraj cały długi dzień spędziła edukacyjnie daleko stąd, a gdy w końcu już wracała, pociąg miał niespodziewany 2-godzinny postój 🙁 . Koniec końców niewiele miała snu i nie wypoczęła, a jednak przyjdzie wcześniej razem pobiegać 😀 … Tym bardziej nie ociągam się – parkuję dziesięć minut po dziewiątej przy stadionie. Słońce zagląda zza drzew, nad głową błękit…Serce rośnie…Czuć jedynie jeszcze wyraźny chłód poranka – zignorowałem to, zakładając dziś i tak jedynie koszulkę techniczną i krótkie spodenki. Później na pewno będzie bardzo ciepło 🙂 . Pusto wokół…W truchcie robię wymachy ramionami i podstawowe ćwiczenia. Zbliżając się do wiaduktu, mam wrażenie, że jeszcze jestem sam, ale gdy wkraczam w tunel, dostrzegam już rozciągającą się przy murku Magdę D .Solidniej ubrana – w koszulkę termo, wiatrówkę i nadal, mimo, że przybiegła z domu, jest jej chłodno…Witamy się…To, co mnie zaskakuje i smuci, to zmęczenie w jej oczach 🙁 – niby jest ten ulubiony błysk, ale jakby za mgłą…Nie pamiętam, czy kiedykolwiek widziałem ją aż tak wyczerpaną…Przyznaje, że walczyła ze sobą, by przyjść – i chwała tym większa, że jest tu ze mną 🙂 ….Będziemy mieli o czym porozmawiać – ruszamy dla odmiany „pod prąd” wokół jeziora. Ogromnie cieszę się, że mamy trzy kwadranse dla siebie i swobodę pogadania. Od początku uzgadniamy, że „poczłapiemy” i tego się trzymamy. Mimo cienia i chłodnych dłoni, ciało szybko niweluje uczucie chłodu – jest idealnie…Magda mówi, ja słucham…Gdy opowiada o zabieganym i trudnym tygodniu, krótkim śnie, podróży, całodniowym słuchaniu wykładu, nocnym powrocie i…braku nadziei, że kolejny tydzień przyniesie jakąś odmianę, strasznie mi smutno… 🙁 Widzę, jakie piętno wywiera na niej praca, która z założenia – jakakolwiek by nie była – powinna być dodatkiem do życia i nie odbierać jego smaku…Patrzę na Magdę, jak opowiada i próbuję ją jakoś podnieść na duchu, sprawić, by uśmiech, który jest jej bogactwem, nie przychodził dziś z takim wysiłkiem…Gdy okrążamy Rusałkę, obiegamy „cypel” i jesteśmy na długim podbiegu w stronę gastronomii, mam wrażenie, że każde zdanie jest dla Magdy bolesne i że za chwilę coś w niej pęknie… 🙁 Jako, że nie musimy się spieszyć, wyhamowuję i przechodzimy do marszu – mam ochotę na kawałek spaceru, w którym łatwiej będzie nam się skoncentrować na rozmowie…Staram się ze wszystkich sił ją wesprzeć, choć sam w sobie, w temacie pracy, toczę w duszy boje…Może to jednak pomaga mi sercem być jeszcze bliżej jej problemów…Idziemy rozmawiając…To zadziwiające, że bieganie nie musi być i nie jest dla nas jedynie…bieganiem. To właśnie szansa, by wyjść naprzeciw siebie, również naprzeciw trudnych spraw, móc się otworzyć i wzajemnie sobie pomóc…Z błahej czynności stało się przestrzenią, w której stajemy się sobie bliscy i możemy wziąć się za ręce w trudnych chwilach….Słucham Magdy i cieszę się, że mogę tu i teraz być z nią…

Mijamy gastronomię…Tuż za nią wracamy do truchtu, nawet odrobinę żwawszego. Gdy zbliżamy się do mostku, zapraszam na kilka łyków picia do auta, więc od razu skręcamy w stronę stadionu. Siadam na krawędzi bagażnika, wciąż słuchając mojej zatroskanej dziś koleżanki, ale mając już wrażenie, że jest jej lepiej – bo czasem ulga przychodzi nawet z samym wygadaniem się…Coraz więcej na jaj buzi uśmiechu, który bardzo lubię 🙂 . A pojawia się jeszcze więcej, gdy dołącza do nas najpierw Jola, a potem Dorotka, która dziś znów spaceruje z kijkami i będzie nam „strzelać” fotki podczas ćwiczeń…Wracamy spacerem nad Rusałkę….

20140413_095940

W prześwicie tunelu widzę już grupkę osób – to bardzo raduje, bo oznacza, że rośniemy w siłę 😀 .

20140413_095946

Jest druga Dorota, jest Beata i nowa twarz – koleżanka Magdy, Marlena, która zaczyna przygodę z bieganiem 🙂 . Ku wielkiej radości jest też Pędziwiatr 😀 .

20140413_100152

Czekamy i rozmawiamy standardowe 10 minut, a potem ruszamy. Pogania nas Jola, bo jest dziś umówiona i będzie musiała wcześniej nas opuścić. Teraz – jak nigdy – prowadzi peleton, wysuwając się daleko do przodu. Tuż przed startem dołącza jeszcze Marek, maratończyk, który ostatnio pokonał królewski dystans po krze jeziora Bajkał…To „biegowy wyjadacz”, sympatyczna i bardzo ciekawa postać. Z uwagi na swoje ostatnie przygody jest w centrum naszego zainteresowania….Po drodze też najpierw Magda, a potem i ja instruujemy Marlenę, jak ma sobie dozować bieg, jak go przeplatać z marszem, by pokonać dzisiejszy dystans i mieć z tego radość, a nie jedynie zmęczenie. Umawiamy się też, że nie będzie się nas trzymała ściśle, nie obiegnie cypla, a dotrze bezpośrednio za podbieg na łączkę, na ćwiczenia. Kontynuuję tempo z poranka. Jest przecudna pogoda, wokół wiosna budzi do życia świat, jest się czym zachwycać, nie ma więc pośpiechu 😀 . Zatrzymujemy się na słonecznej ścieżce po pokonaniu naszej ulubionej treningowej górki. Dotarła tu już Dorota, nie ma natomiast Marleny….Magda rusza na poszukiwania, a my zabieramy się do pracy, przerabiając standardowy zestaw ćwiczeń…Kolejne zasilenie składu – dołącza Zbyszek 😀 .

Maciek odpoczywa 🙂 …

20140413_103227

…a ja aplikuję grupie wygibasy, podskoki i skipy…

20140413_103303

20140413_103420

20140413_103709

20140413_103730

Maciek pokazuje jej kilka ćwiczeń…

20140413_104159

..a ja go rozpraszam 😉

20140413_104204

Tak się składa, że mam to samo w planie – core stability w parterze i przy ławeczce 🙂 .

20140413_104335

Nie wszyscy są zachwyceni – Marek w żartach mówi, że „za dużo czasu spędzam z…Yacoolem” 😀

20140413_104449

A Maćka rozpiera energia 😉 😉 …

20140413_104546

Przy ławeczce prężymy się…

20140413_104740

…i opalamy 😀

20140413_104856

A Maćkowi ćwiczeń mało 😀

20140413_104922

Żegna się z nami już Jola – musi uciekać. Gdy przechodzimy do rozciągania, wreszcie wraca Magda z Marleną 🙂 . Okazuje się, że nasza „świeżynka” była tu przed nami i pobiegła dalej….Magda podreptała spory kawałek, by jej odszukać 🙂 . Ważne, że się odnalazła 🙂 .

20140413_105430

20140413_105435

Wracamy do mostku…Pędziwiatr proponuje, by skorzystać z dawno nie odwiedzanej ścieżki bliżej torów na południowym brzegu – to będzie fajna odmiana. Wszyscy są za…Podbiegamy kawałek w stronę rogatki, a potem zanurzamy się w las. Maciek się rozkręca tempo, „ciągnąc” za sobą przody, ja pilnuję Doroty i Marleny na tyłach…

20140413_110219

Przy mostku, po rozciąganiu, gdy oficjalnie zajęcia się kończą, postanawiamy z Maciejem odprowadzić truchtem Magdę i Beatę, a przy okazji dorzucić sobie jeszcze jedno kółeczko wokół jeziora 🙂 . Wybieramy małą pętlę – troszkę podmuchuje wiatr, ale widoki wiosennego jeziora wynagradzają. Staram się ten dzisiejszy wspólny czas wycisnąć jak cytrynę – cieszę się, że wciąż razem biegniemy 🙂 , kolejna okazja będzie dopiero w czwartek. Przynajmniej teoretycznie, bo zbliża się Wielkanoc i niektórzy mogą już wymknąć się na Święta…Po raz kolejny mijamy podbieg, potem w dół i tu przystajemy, żegnając Magdę, która odbija w stronę rogatki. Spędziliśmy dziś w ruchu razem sporo czasu, mieliśmy też unikalną okazję porozmawiać, spacerując 🙂 …To było niezwykłe przedpołudnie…Mam nadzieję, że wszystkie kłopoty i spiętrzone zmartwienia w nowym tygodniu znajdą rozwiązanie, stres minie i a na usta Magdy powróci uroczy uśmiech…Stoimy jeszcze przez chwilkę we troje, a ja korzystam z okazji i rozciągam się. Beata swój skrót do domu ma 200 metrów dalej, więc gdy wracamy do biegu po chwili też znika w bocznej ścieżce. No i zostaję z Maćkiem 😀 . Rzecz naturalna – tempo od razu rośnie 😀 , choć całkiem bezwiednie 😉 . Na finał robimy zwyczajowo mocniejszy akcent po ~4:30…Przy murku orzekam, że jestem już dziś nasycony bieganiem 😀 – znów dopisałem do przebiegu ~15km 😉 ….Z przyjemnością wracamy spacerowo do auta, przed nami wspólny powrót 🙂 .

Garmin towarzyszył…

Wrażenia…

To co dziś było najcenniejsze, wydarzyło się z rana i było „pozabiegowe”…Potwierdziło się, że nasz wspólny ruch to pewna formuła, w której się realizujemy, odpoczywamy, zyskujemy nową energię, ale przede wszystkim to wspólne spotkanie i szansa, by porozmawiać nie tylko o bieganiu, by wesprzeć, doradzić, a czasem tylko po prostu być, gdy ktoś potrzebuje porozmawiać…Spędzając z sobą czas zbliżamy się do się do siebie, poznajemy – to nie ma ceny…:) . Fakt taki, jak uśmiech Macieja, który przybiega tu po trudnym tygodniu, spędzanym daleko od domu, czy pojawienie się dziś wcześniej Magdy, pomimo zmęczenia i niewyspania, problemów i różnych przeciwieństw utwierdza mnie w przekonaniu, że ten nasz mały świat, świat wspólnej pasji bycia aktywnym, nabiera coraz większej wartości…:) . Lubimy być razem…Chcemy być razem…Ogromnie mnie to cieszy…

No i lubimy…siebie nawzajem. Bardzo 😀 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *