Niedziela 19.01.2014r.

 

Radość biegania…

Jak przed tygodniem, mocniejszy akcent sobotni tylko podsycił głód, a nie zamęczył. To ciekawe, jak reaguje ciało na silny bodziec – regeneracja jest o wiele szybsza niż po dłuższym a wolniejszym „klepaniu” kilometrów. Przynajmniej ja tak mam 😀 . Fajnie się to wpisuje w mój nastrój oczekiwania na niedzielę, bo te nasze spotkania i zajęcia w tempie easy są jak cotygodniowe święto – dla nich mam coraz częściej dylemat wyjazdowy, po prostu – żal mi opuszczać, chcę być obecny na każdych. I nie chodzi tu o to, że ochrzczono mnie „prowadzącym”, ale o ten potężny zastrzyk pozytywnej energii, jaki dają mi przyjaciele. W czasie tych kilku godzin nad Rusałką ani przez moment nie myślę o problemach codzienności – sercem i duszą jestem tam i tylko tam.

Dawno już przywykłem, że nie mam dnia w tygodniu, by się porządnie wyspać. Kiedyś miałem problem ze wstawaniem na BBLa na 9:30, dziś bez cienia wątpliwości umawiam się na 9tą i nie pozwalam sobie zaspać 🙂 . Kawa parzy się już o 7:15, na zewnątrz noc przegrywa już walkę z dniem, mimo, że zasłoniła się chmurami, z których mży jakieś paskudztwo. Niespodzianka – o 8:30 dostaję smsa od Maćka, czy może się ze mną zabrać, będzie biegał 🙂 . Nie chciał truchtać zwyczajowo z domu, chce delikatnie spróbować z nami już nad jeziorem.

Jedziemy razem. Pogoda – trudno coś fajnego powiedzieć. Można jedynie nie zwracać uwagi 😉 . Niby chłodno, w okolicy zera, a niebiosa, zamiast prószyć śniegiem, zesłały nam…nie wiadomo co 😉 . To, co rodzi obawę, to ryzyko zamarzania „tego czegoś”, ale póki co jest OK.

Przy Olimpii pustawo, kilka aut. Idziemy w stronę wiaduktu. Przy mostku dwie osoby, dziewczyna i wysoki facet. Podchodzimy bliżej – to Magda i Darek, który od czasu do czasu z nami biega 🙂 .

20140119_090454

Magda WRÓCIŁA! Cieszy serce jej uśmiech, od razu, gdy się witamy, czuć emocje 🙂 . Zaraz dowiaduję się, że wczorajszy jej „test sprawności” bardzo ją podbudował. Nie miałem sposobności przyjrzeć się w serwisie Garmina, jak przebiegała ta próba, ale już nie muszę. Magda z rozbrajającą szczerością przyznaje się – 20km..(!!!)..No mogłem się tego spodziewać, bo rozsądku w niej mniej niż porywającej pasji biegania 😀 😀 . Kiwam tylko ze zdumieniem głową 😉 …Czekamy na Agnieszkę. Wreszcie jest, nadciąga i już z daleka jej widok nas pobudza, bo i styl jej poruszania, i uśmiech od ucha do ucha mówi wszystko o radości, jaką przynosi ze sobą 😀 .

Komplet, możemy startować. Zegarki w ruch. Truchtem. Nie chcę kręcić tempa. Darek ma dziś przed sobą spokojne, dłuższe wybieganie, co idealnie wpasowuje się w plan 🙂 . Dziewczyny się rozgadują, ja biegnę obok mojego rosłego kolegi i rozmawiamy sporo o górskich szlakach i naszych czołowych „ultrasach”. Darek miał okazję spotkać się i zrobić trening z Marcinem Świercem, dzieli się wrażeniami. Obiegamy cypel i cały czas trzymamy się tradycyjnego długiego kółka. Na otwartym terenie za podbiegem lekko podmuchuje, co przy temperaturze dzisiejszej sprawia niemiłe odczucie. Trzeba będzie za godzinę, gdy dotrę tu z grupą „zajęciową”, ulokować się na ćwiczenia niżej, za zasłoną lasu…Rozmawiamy się i śmiejemy non-stop. Nie wiem, kiedy umyka przestrzeń. Dla mnie takie bieganie z przyjaciółmi jest jak zajadanie się łyżkami Nutellą – im dłużej trwa, tym trudniej się od niej oderwać, bo chce się więcej 😀 😀 . Dzięki temu, że jest z nami Aga, która ostatnio naciskała na wolniejszy bieg, udaje się utrzymać swobodne, konwersacyjne tempo. Przy mostku jesteśmy wcześnie, więc biegniemy, jak przed tygodniem, dalej, tym razem na początek trzymając się nasypu kolejowego, a potem dobiegając do gastronomii i tam robiąc nawrót. W drodze powrotnej przeprowadzam jeszcze grupkę crossem w kierunku trasy nadbrzeżnej, którą wracamy na mostek. Mamy niecałe 7km za sobą i 8 minut do początku zajęć, więc od razu kierujemy się pod wiadukt i na parking. Aga zaprasza na łyk ciepłej herbaty 😀

Wokół panuje już spory ruch aut i biegaczy – o 10tej, a więc równolegle z nami, swój trening zaczynają uczestnicy wiosennego Orlen Marathonu. Kilku z nich, znajomych Darka, zatrzymuje się obok nas na kilka słów 🙂 …

20140119_095613

Rozglądam się – w okolicy wejścia na stadion tłumek gęstnieje…

20140119_095816

Tymczasem nasz czas pauzy się kończy, na zegarku 9:59. Idę zmobilizować towarzystwo 🙂 . W międzyczasie dołączyła Jola 😀 …

20140119_095820

Spacerkiem mijamy „maratończyków”. Witam się przelotnie ze znajomymi osobami, nie chcąc się, z racji czasu, zatrzymywać na dłużej. Tam, w oddali, w świetle w tunelu pod wiaduktem, widzę już niebieską kurtkę – to Piotrek czeka na nas 😉 . Witamy się a ja myślę, czy rozglądać się za Dorotą. Ostatnio nie zjawiła się, być może po Grand Prix nabawiła się jakiegoś urazu i odpuszcza sobie…Ponieważ niebiosa znów popłakują, a powietrze nie stoi w miejscu, nie chcemy się wychładzać i rwiemy do startu. Mobilizuje nas dodatkowo „maratońska fala”, która teraz właśnie spływa nad Rusałkę. Jeszcze dołącza do nas kolega, który często nam towarzyszy, a którego imienia nie mogę spamiętać.. 😉 i daję sygnał „do boju”. Omijamy tłumek i truchtem zmierzamy na dużą pętlę. Po 200tu metrach orientuję się, że gwarek za plecami nie słabnie – oglądam się za siebie…..a tam razem z nami biegnie kilkadziesiąt osób (!!!) 😀 😀 . Okazuje się, że maratończycy nie mieli tym razem rozgrzewki i ruszyli z nami 😀 😀 ….Jestem teraz na czele wyścigu 😀 ….Świetne uczucie 😀 …Nie mam jednak zamiaru dłużej trzymać tempa, więc kombinuję, gdzie tu odbić. Po 500 metrach w bok odchodzi pętla, na której ćwiczyliśmy interwały :), gdy dobiegamy do niej, daję znak i zakręcam tam ostro w prawo. Wprowadzam zamieszanie, bo niektórzy z dużej grupy idą za sugestią 🙂 🙂 , ale udaje mi się w ten sposób puścić biegową brać własną trasą, a nam – oderwać od atmosfery treningu u Chodakowskiej 😉 😀 . My crossowym łącznikiem odbiegamy kilkanaście metrów, a potem leśnym szlakiem obieramy również kierunek na gastronomię. Ten wybieg pozwala cieszyć się na powrót ciszą, swobodą i przyjaciółmi 😀 . Po nawrotce za „cyplem” przypominam sobie o aparacie i mam ochotę zrobić jakieś zdjęcia z trasy. Przyspieszam i wybiegam do przodu. Kątem oka widzę niebieską kurtkę, która podąża za mną. W pierwszej chwili myślę, że to długonogi Darek jest za moimi plecami i jeszcze bardziej przyspieszam, by się oddalić. Mój „cień” jednak jest tuż za mną 😉 …Wreszcie obracam się – to Piotrek, który myślał, że robię jakiś akcent i postanowił się dołączyć 😀 😀 . Ubawił mnie tym bardzo 🙂 …Teraz wreszcie się urywam solowo…Niestety widzę na wyświetlaczu, że obiektyw mocno zaparował i zdjęcia wychodzą kiepskie….

20140119_102455

20140119_102527

20140119_102528

20140119_102529

Nie mam czasu się nawet irytować – muszę gonić grupę 😉 . Dopadam ich na zakręcie, już nad Rusałką. Razem dobiegamy do podbiegu. Jolka, która jak przed tygodniem „ominęła” cypel, teraz doczekała się nas pod podbiegiem. Kierujemy się pod górę, by sprawdzić, czy na otwartej przestrzeni wieje, a gdy okazuje się, że jednak chwilami wiatr smaga plecy, biegniemy dalej do rozwidlenia dużej pętli i podbiegu do rogatki. Tu jest kawałek miejsca, gdzie możemy w spokoju poćwiczyć.

Jak co tydzień, obejmuję prowadzenie. Za plecami mam Magdę, która mnie co chwilę rozbawia i wprawia w świetny nastrój. Nawierzchnia nie rozpieszcza – tu, gdzie jest płasko, mamy troszkę błota. Mimo to realizujemy sporą część ćwiczeń. Gdy dochodzę do skipów, emanująca energią Magdusia proponuje przenosiny na podbieg, który faktycznie jest suchy i przyjemniejszy. Upewniam się, czy wszyscy mają ochotę „skipować” pod górę 😉 – nikt nie protestuję, więc tam przerabiamy większość ćwiczeń „siły biegowej”…Bawimy się coraz lepiej – tak dobrze, że przy podskokach tracę rytm i koncepcję – sam mam nawet z tego ubaw 😉 , choć Magda jeszcze większy 🙂 – nic mi nie przepuści 😉 . Bardzo mi się jednak jej asysta dziś podoba 😀 . Rozochocony i rozbawiony, proponuję na podsumowanie kilka szybszych, kilkudziesięciometrowych rytmów pod górę. Poza Magdą, której oczy świecą się jak ogniki 😉 , chętna jest Aga i Piotr. Darek z Maćkiem będą się przyglądać. Bycie w parze z Magdą gwarantuje i rzetelny sprint, ale też i mnóstwo radości – ona lubi bardzo rywalizację i choć ćwiczenie na niej się nie zasadza, jednak ustawia się po mojej prawej stronie i próbuje mnie nakręcać, naciskając z werwą 😀 . Tak oto nasze odcinki się wydłużają, bo końcówka ich jest wyścigowa 🙂 🙂 .

Robimy pięć powtórzeń. Nogi mnie aż niosą, mam wrażenie, że buty dodają mi sporo sprężystości , a na pewno świetne odbicie 🙂 . Do tego z każdą kolejką mam masę uciechy z Magdą 🙂 – naprawdę, strasznie lubię z nią biegać w takim duecie, bo nie mam poczucia ciężkiej pracy, ale zabawy rodem z beztroskiego dzieciństwa 🙂 . A patrzenie, jak błyszczą się jej oczy z woli walki i radości, to czysta przyjemność 🙂 . To kwintesencja radości z życia 😀 .

W wyśmienitych nastrojach ruszamy na ostatnie niepełne 2km w kierunku mostku…Na pierwszej wolnej przestrzeni pomiędzy odcinkami leśnymi czeka nas…spore zaskoczenie – opad, którego pod osłoną lasu nie odczuwaliśmy tak bardzo, zaczął zamarzać, skuwając ścieżkę lodową „polewą”….Szok!…Zbiegamy na trawę i tędy, z chrzęstem, przemieszczamy się…Myślę z niepokojem, jak będą wyglądały jezdnie, skoro tu bieżniki naszych butów nie mają żadnego podparcia. Naprawdę sytuacja jest poważna, bo dawno nie widziałem tak gwałtownej zmiany warunków…..Przy mostku rozciągamy się, ale buty z murku pokrytego lodem zsuwają się….

20140119_110615

20140119_110627

20140119_110632

Oj, będzie za kilka chwil wesoło…. 😉

Żegnamy się z Darkiem i Piotrem, którzy mają w planie jeszcze jedno kółko, a potem z Magdą, która zostawiła auto od strony ulicy Botnicznej…Z Agą, Jolą i Maćkiem idziemy na parking. Życzymy sobie szczęśliwego dotarcia do domu, wsiadamy do aut i ruszamy w różne strony miasta….Powoli….Bardzo powoli…..

Garmin zapisał…

Wrażenia….

Na koniec spotkania, gdy mieliśmy się rozchodzić, przyznałem się, że to dla mnie z reguły najtrudniejsza chwila – tak naprawdę oto właśnie największe niedzielne atrakcje się kończą. I nie chodzi tu o to, że wracam do domu, gdzie życie płynie swoim nurtem, ale że przez resztę dnia i kolejne będzie mi brakować tych emocji i endorfin. A dziś było ich naprawdę sporo 😉 .

To, co zapamiętam, to to nasze krótkie szaleństwo na podbiegu. Fantastyczne jest to, że często spokojni, opanowani, chłodni na co dzień w takich chwilach eksplodujemy radością i emocjami. To bardzo zbliża…to wywołuje głód kolejnego spotkania i tęsknotę za wysiłkiem… 😀 .

Podbieg też przyniósł kolejne punkty moim butom – świetnie się w nich czuję. Tak sobie myślę, że jeśli wrócą Mizunki, dojdzie do sytuacji znanej z piłki nożnej: zawodnik po zaleczonej kontuzji…musi grzać ławę, bo jego zmiennik spisuje się rewelacyjnie 😉 ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *