Sobota 07.12.2013r.

 

Zabawa biegowa – odsłona I

Orkan jednak się rozkręcił…Cały wczorajszy dzień energetyka miała masę pracy, by usuwać skutki silnego wiatru…W takich sytuacjach, gdy aura choć trochę odbiega od tej „zwykłej”, spokojnej i przewidywalnej, wychodzi jak na dłoni, w jakim stanie jest infrastruktura, od której w dużym stopniu zależymy i jaką sprawność wykazują państwowe instytucje w usuwaniu awarii i dostawie mediów. Tą samą sprawność, jaką niezmiennie się wykazują, gdy przychodzi czas egzekwowania od nas należności za swoje usługi… Ja byłem „szczęściarzem” wczoraj – kilka domów dalej, jak mnie poinformowała kablówka, zabrakło prądu w ich punkcie dystrybucji sygnału i dlatego od 8ej rano do późnego wieczora nie miałem tylko internetu (tv jest mniej dla mnie istotna), co właściwie spowodowało, że nie miałem również pracy 🙂 . Farta nie mieli jednak Ci, którzy ogrzewają się prądem, jak mój brat – ich czekała, delikatnie mówiąc, „chłodna” noc….

Mimo kłopotów, utrzymywałem „kontakt ze światem” dzięki telefonii GSM. Internet w komórce pozwolił mi wczoraj ustalić plan działania na nadchodzący poranek. Wiedziałem już, że na pierwszy „terenowy”, „zimowy” trening BBLowy wybiera się nasza Magda. Aga ma zajęcie od rana i może dotrze w trakcie, Pędziwiatr nie odpowiedział na smsa, ale przyjąłem założenie, że będzie ze mną jechał. Magda B. również zapowiedziała, że z nami biega. Pozostało jeszcze jedno małem „ale” – pod wieczór zaczął padać śnieg, który białą czapą okrył świat wokół i nie wiadomo było, czy w nocy nie pogrąży nas w zaspach 🙂 . Magda zastrzegła, że rano jeszcze i tak się potwierdzi, bo nie wie, co zastanie przed domem. To właśnie „uroki” tej pory roku i powód , dlaczego tak źle trawię ją w wydaniu miejskim..

Poranek przywitał smutną wieścią – nasza maratonka jednak utknęła w domu i nie będzie jej 🙁 …Zjawi się za to Maciek i na niego czekam właśnie przed 9tą przed domem. Śniegu wiele nie przybyło, wczoraj trochę odśnieżyłem wokół domu, nocą to, co sprzątnąłem, się uzupełniło 😉 . Gdy wytaczam auto z garażu i otwieram bramę, Pędziwiatr właśnie dobiega. Cieszymy się wspólnie, jadąc, z perspektyw dzisiejszego dnia – Yacool zaplanował bowiem trening „na starych śmieciach”, czyli w lesie na tyłach poznańskiej Malty, tam, gdzie niemal  dwa lata temu, jako żółtodziób pierwszy raz dotarłem na spotkanie BBL. Dzisiejsze Zajęcia mają mieć szczególną formułę – będzie to zabawa biegowa, specyficzny interwał „szybko-wolno”, krótki, ale intensywny. Mamy się podzielić na trzy grupy, względem czasu z ostatnich zawodów GP – to ważne, gdyż sekwencje biegowe mają być „w trupa”, jak to ujął Jacek i ciężko byłoby na przykład dotrzymać kroku Szymonowi, czy Maćkowi, bo to mogłoby się zakończyć zgonem już w przedbiegach 😉  . W drodze Pędziwiatr ma wątpliwości, czy sobie poradzi z tempem kolegów – zapewniam go jednak, że to oni powinni się martwić 😀 😀

Jesteśmy na parkingu przy Browarnej trochę przed czasem, zastajemy samotnie czekającego w swoim aucie Yacoola. Póki co więc też nie wychylamy nosa z ciepłej kabiny 🙂 . Gdy wreszcie podjeżdża Agata a wraz z nią Szymon i Qba, dwaj „ścigacze” 🙂 , przerywamy lenistwo i wyłazimy z samochodu. Pogoda dziś szykuje się idealna – po raz pierwszy przyjdzie nam ćwiczyć w typowo zimowym pejzażu, ze śniegiem po kostki i słońcem na niebie 🙂 . Jest też stosunkowo ciepło, w okolicy „zera”, do tego praktycznie bezwietrznie, co po ostatnich przygodach z orkanem jest miłym zaskoczeniem. Pomału zjawiają się kolejni uczestnicy – podjeżdża Łukasz, a od strony „lasu maltańskiego” nadbiega „wataha z Rataj”…

20131207_092950

20131207_092953

Przy okazji – miło spojrzeć na tą wiatę w ich kierunku – to tu pierwszy raz poznałem sympatycznych BBLowiczów przed debiutanckim wspólnym treningiem, wydawać by się mogło, wieki temu…. Tymczasem chłopaki zbliżają się do nas – To Bliźniacy a wraz z nimi dawno nie widziany Konrad, czyli Kony…Jego widok raduje mnie i Maćka 🙂

20131207_092957

To sympatyczny facet, z wyjątkowym poczuciem humoru, która zawsze, gdy zjawiała się na niedzielnych spotkaniach nad Rusałką, podnosi poziom wesołości 🙂 . Z Rataj jednak nad Rusałkę jest 7km, przez całe miasto, ostatnio Kony docierał więc tam rzadko…Miło go wiedzieć!

Yacool zagania do rozgrzewki…

20131207_093706

Skipujemy, a on koryguje nasze błędy. Potem krótkie „core stability”, czyli ćwiczenia na podniesienie sprawności ogólnej, w podporze na niskim drewnianym płotku wokół parkingu. Niestety, belka, na której byłem oparty, nie oparła się mojej masie 😉 i musiałem przesunąć się bliżej Kony’ego… Taka sytuacja 🙂 … Wszystko to jest intensywne i trwa krótko. Pada hasło: „na drugą stronę ulicy” . Ku zaskoczeniu, będziemy biegać pętlą, zlokalizowaną w lasku vis a vis – lubię bardzo te tereny, biegałem tam ostatnio dość dawno, latem, gdy zajrzałem tu w duecie z Maćkiem – Bliźniakiem.

Plan jest taki: zabawa potrwa około 35ciu minut, a składać się będzie z naprzemiennych serii mocnego i wolnego biegu. Rozkład w czasie jest następujący: 8x(40″/40″)+10x(30″/30″)+15x(20″/20″)+10x(20″/10″), gdzie „ułamki” oznaczają czas szybkiego ruchu i truchtu. Yacool ostrzega, by mimo zaangażowania siły w bieg, nie przesadzać i zostawić sobie coś na koniec, bo może zaskoczyć…Wie co mówi 🙂 – tu teren nie przypomina płaskiego tartanu, na którym dotychczas się spotykaliśmy, tu trasa kluczy zakosami, wspina się i opada, jest to typowy cross 😀 …

Następuje szybki przydział do grup i wyznaczanie „kapitanów”, którzy będą z zegarkiem na ręku wydawać komendy „start/stop” na zakończenie odcinków. „Mocnych” poprowadzi Szymon, a w składzie z „wymiataczami” będzie też m.in Qba i Pędziwiatr, który jeszcze tu się waha i nie kryje obaw. Na szczęście głos decydujący ma trener. Ja pobiegnę pod komendą Maćka – Bliźniaka, w towarzystwie jego brata, Marka, Agaty i Marka L. Pierwsi startują „ścigacze”, po nich my. Początkowe 40/40, gdy sił w zapasie, wydaje się łatwe. Tempo jest rzetelne (~3:58-4:30/mega-wolny trucht), ale staramy się nie rozerwać stawki – gdy tylko się rozciągamy w „peletonie”, Maciek, na odcinku wolnym zawraca do nas i znów jesteśmy „w kupie” 🙂 . Teren faktycznie jest różnorodny, trasa dobiega do brzegu stawku, wielokrotnie zakręcając lewo-prawo, by na ostatnim odcinku poprowadzić nas równolegle do Browarnej. Całość liczy około mili. Biegnę podwójnie uważnie – gospodaruję siłami, ale też uważam, by zwłaszcza na wirażach nie wywinąć orła…Odcinki 30/30 pokonuję również gładko (4:10-4:30/j.w.), znów denerwuje mnie oddech..20/20 już takie proste nie są (4:30-5:10/j.w.), bo odpoczynek w truchcie jest krótki, a wysiłek na zmęczeniu już daje się we znaki. Mimo to staram się cały czas realizować żelazną zasadę, wpajaną przez Jacka – przede wszystkim biec luźno, nie spinać się, nie zakwaszać dodatkowo mięśni…Już podczas GP kładłem na to akcent, bo gdzieś podświadomie wiem, że to jest klucz do sprawnego pokonania dystansu i pozostawienia sobie „czegoś” na koniec…Zabawa się kończy na ostatniej sekwencji 20/10 – tu tak naprawdę nie ma już wypoczywania (4:30-5:00/j.w., w ostatniej kolejce 3:36), jest bieg..kilka oddechów…i znów bieg…Dodatkowo są podbiegi, które dokładają zmęczenia. Mocno, mocno staram się ciągnąć…Dogania mnie „szybka” grupa, robię miejsce Szymonowi i Maćkowi, którzy „przelatują” dosłownie koło mnie, gdy ja w pauzie 10″ szukam tlenu…Oni kończą, a mi zostaje ostatni kawałek sprintu – w dodatku pod górę 😉 …Mimo to staram się go zrobić ładnie technicznie i mocno…Koniec. Podchodzę na szczyt podbiegu z ciężkim oddechem, ale mam jeszcze zapas sił. Odcinek przy Browarnej truchtamy na spotkanie Yacoola. Trener pyta o wrażenia i zapowiada powtórkę w odwrotnym kierunku za tydzień 😀 . Trudniejszą 😀 😀 . Ja cieszę się bardzo z tego dzisiejszego treningu, bo był konkretny, dał „kopa”, a jednocześnie był z głową – to już na pewno nie towarzyski „spacerek”….

Na parkingu kilka ćwiczeń rozciągających, znów z wykorzystaniem nieco chybotliwych niskich barierek. Potem Yacool pyta mnie, czy próbowałem na rozgrzewce pobawić się jego bokserską skakanką – jako że nie miałem jej w ręce, wyciąga ją ponownie z auta i mam teraz okazję jej wypróbowania. Tak właściwie jest to stalowa linka, w gumowej otoczce i rączki. Przymiarka…

20131207_104151

…i do dzieła. Pierwsze wrażenie – jest niesamowicie lekka, a jednocześnie wyważona i piekielnie szybka…Prowadzi się idealnie. O ile na zajęciach stadionowych, gdy Aga wyposażyła nas w takie zwykłe, sznurkowe, skakanie wypadało mi beznadziejnie, tu jakby dzieje się…samo… 🙂

20131207_104212

Lekko i przyjemnie…Łapię rytm i zadowolony, że gładko idzie podkręcam trudność…Zaraz mam okazję się przekonać, że linkę równie sympatycznie czuć na pośladkach 😀 😀 …

20131207_104215

Yacool zachęca do skipu A , ale średnio potrafię zsynchronizować wysokie podnoszenie kolan i szybki obrót skakanki…

20131207_104223

„Loża szyderców” przygląda się i komentuje 😀 😀

20131207_104231

Świetne narzędzie treningowe – mimo, że niedawno kupiłem w Dec’u taki gadżet, zapaliłem się do tego – to jest faktycznie równica kilku klas, a przyjemność z ćwiczenia nieporównywalna.

Pogoda jest świetna, czas jeszcze na pogaduchy 🙂

20131207_104304

Uzgadniam z Markiem biegowy „dodatek”- chcę dokręcić sobie lajtowo 3,5km, więc planuję pętelkę, przy okazji odprowadzając „Ratajan” w kierunku Malty…Jego brat w międzyczasie aktywnie pracuje z moim aparatem 🙂

20131207_104319

Niektórych zagadanych muszę przywołać do porządku….”Kony, ogarnij się, Pan robi zdjęcia!!” 😀

20131207_104336

Udaje się 😀 😀

20131207_104340

Zbieramy się razem do tradycyjnego grupowego kadru…

20131207_104358

….z grasującym na pierwszym planie psem Agaty…..

20131207_104455

Jesteśmy wolni 😀 .

Szybka narada. Ja zabiorę do siebie na Grunwald Szymona i Maćka, którzy chętnie jeszcze potruchtają ze mną „suplement”. W stronę miasta biegnie Kony, Qba i Bliźniaki – tworzymy więc wesołą gromadę i ruszamy. Truchcik pozwala spokojnie rozmawiać. Qbę znam z forum już długo, zaczytywałem się kiedyś jego blogiem, bo ma fajne, rzeczowe i „bystre” pióro, a jednocześnie sporą, biegową wiedzę. Jest testerem obuwia do biegania naturalnego marki Skora i facetem, który od kilku lat już dzień w dzień nie używa auta, by zjawić się w pracy. Rankiem przybiega i w taki sam sposób wraca, codziennie ponad 20km. Budzi mój podziw i cieszę się, że mam okazję z nim kawałek pobiec 🙂 . Mimo spokojnego tempa, zostaję skarcony za gadulstwo i o mało nie wykręcam sobie kostki na jakimś niewidocznym kamieniu, czy gałęzi – szczęście, że od wieloletniej gry w kosza mam wyrobione odruchy i gdy tylko stopa ucieka, „puszczam kolana”, by nie opierać na niej całej masy…Znów się udaje 😉 . . Grupa odbiega od nas w pobliżu miejsca, gdzie las styka się z tą bardziej „cywilizowaną” częścią Malty. My docieramy do granic ogrodu zoologicznego i wzdłuż niego wracamy na parking. Brakuje mi przy nim kilkudziesięciu metrów do „dychy”, robię więc radosne kółko, by zadowolić aptekarska dokładność 🙂 .

Teraz możemy zakończyć ten wyjątkowo fajny trening i wracać do domów 🙂

Garmin wyśledził…

Wrażenia….

Dziś wszystko było na TAK 🙂 . Pogoda, obsada, okoliczności przyrody, intensywność treningu, skakanka…Każdy element biegowej układanki mi się podobał. Może jedyne, czego zabrakło to obecność naszych dziewczyn – jak się okazało nawet Magda B. nie dotarła, bo…pomyliła Maltę z Rusałką 🙂 . No cóż, zdarza się 😉 . W przyszłym tygodniu będzie okazja do nadrobienia, choć niestety nie dla naszej Magdusi, która jak co miesiąc będzie poza Poznaniem…

Ja się cieszę, że jutro wszyscy spotkamy się na porannym bieganiu, już o 9tej, czyli godzinę przed zajęciami. Kto by kiedyś pomyślał, że wstając codziennie około siódmej, również w weekend nie będę się wysypiał, ale gnał na mróz truchtać wokół jeziora…Wszystko w życiu można zmienić, jeśli tylko są chęci… 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *