Olight H15S Wave XM-L2 – pierwsze wrażenia…
Zacznę od tego, że mój ulubiony, 100-lumenowy Mactronic HLS-K1+, który dzielnie oparł się nawet pożarowi paska (!), niestety dokończył żywota. Przyczyna? Prawdopodobnie zawał elektronicznego serca – pacjent zszedł nagle i zaskakująco, ale też godnie, bo w boju…Powstała niespodziewana potrzeba następcy i tu przypomniałem sobie, że mój kolega, Maciek, rok jakiś temu, wybierając się na nasze wieczorne, jesieno-zimowe, czwartkowe biegania, dokonał zakupu czołówki. Była bardzo podobna wizualnie do mojej, jednak mocniejsza i miała bardzo pożądany przeze mnie dyfuzor. Poszedłem tym tropem. Tak oto zakupiłem Olight’a H15S, z drugiej już odsłony tego modelu.
Nie podzielę się jeszcze spostrzeżeniami z praktycznego, biegowego testu, bo latarka dopiero do mnie dotarła, a jedynie pierwszymi wrażeniami.
Najpierw dane techniczne:
– dioda: Cree XM-L, żywotność 50000h,
– moc: 250 lumenów; 3 tryby: 250/100/15 lumenów
– żródło zasilania: akumulator litowy 1200mAh z wbudowaną ładowarką USB i diodą sygnalizacyjną; zamiennie możliwość zastosowania baterii 4xAAA,
– czas świecenia: odpowiednio 3/5.7/36h dla podanych trybów,
– klasyczny, przyciskowy włącznik/wyłącznik i czujnik ruchu (wyłączanie gestem z możliwością zablokowania tej funkcji),
– dyfuzor – zasięg światła przy wiązce szerokiej do 65m,
– elektroniczna stabilizacja prądu,
– obudowa: tworzywo sztuczne,
– szybka: szkło utwardzane typu UCL,
– klasa wodoodporności: IPX6
Pierwsze różnice w stosunku do poprzednika:
– masa: H15S jest mniejsza (zarówno głowica, jak i pojemnik) i o wiele lżejsza od HLS-K1+, zwłaszcza przy załadowanych pojemnikach na źródło zasilania; gumowe paski są węższe i niestety…krótsze (?); na moją głowę przydałyby się dłuższe mocowania, ale za to latarka wydaje się dużo subtelniejsza, a użytkownik nie przypomina speleologa, czy poszukiwacza Złotego Pociągu…
– moc: to głównie mnie pociągało – 250 lumenów, rozproszone dyfuzorem, mimo straty (ok. 50 lumenów), robi świetne wrażenie – testowałem w ogrodzie i miałem uśmiech od ucha do ucha; światło przyjemne dla oka, wiązka szeroka, ogród pięknie widoczny, nic więcej do biegu nie potrzeba; dyfuzor podnoszony automatycznie jednym dotknięciem, wówczas latarka zmienia się w mocnego „szperacza”,
– stabilizacja światła – tego Mactronic nie oferował, a jest to standardem w profesjonalnym sprzęcie; latarka bez tej funkcji świeci jak świeczka, z upływem czasu przygasa – H15S powinien świecić ze stałą mocą,
– wbudowany w pojemnik 3-diodowy sygnalizator stanu baterii – niebieskie diody, po naciśnięciu przycisku Power….
dają znać, jaki jest stan naładowania akumulatora; duży plus…
– obsługa gestem – obie latarki są w to wyposażone, dla mnie było to przydatne i było jednym z kryteriów wyboru,
– funkcjonalność pojemnika na baterie: w Mactronicu pomyślano o tylnej diodzie ostrzegawczej, Olight w nowej odsłonie czołówki zrezygnował z tego – minus…; inne „pogorszenie” w stosunku do poprzedniej wersji to – podobnie jak w HLS-K1+ – przymocowanie zasobnika na stałe, a co za tym idzie uniemożliwienie zdjęcia zródła zasilania np. mroźną zimą i schowania „za pazuchę” – minus…
– tryby pracy: w H15S brakuje trybu „czerwonej diody” – korzystałem z tego sporadycznie w poprzedniku, ale jednak – gdy oszczędzałem prąd, gdy potrzebowałem dyskretniejszego oświetlenia np. w sytuacjach…wiadomych ;); minus…
Na koniec to, co stanowiło o sporym dylemacie przy zakupie, choć czołówka Olight’a bardzo mi się podobała.
Po pierwsze – akumulator i czas świecenia w trybie max i pośrednim…Mactronic oferował tu o niebo więcej (21h!). Stosowałem do niego 3 cenione akumulatorki, Eneloop’y i mogłem pozwolić sobie na komfort zapomnienia o łądowaniu na jakiś czas. Mogłem, choć w praktyce i tak starałem się doładowywać po kilku treningach. Olight już mi na to nie pozwoli. 3.5h to – zważywszy towarzyski charakter wieczornego biegania – pewnie nie więcej niż dwa spotkania, będę musiał być „pamiętliwy” 😉 . Innym rozwiązaniem jest zakup za ok. 40pln drugiego akumulatora, korzystając z faktu, że ładowanie pomyślano jako „zewnętrzne”, bez udziału latarki. Dla moich potrzeb wystarczy to w zupełności, biegacze ultra już byliby tu jednak niepocieszeni…
Po drugie – cena…Olight z dostawą kosztował mnie ok. 180pln, Mactronic’a można kupić już za ok. 90pln. (!). Różnica jednak w komforcie używania (test na razie ogrodowy) – zasadnicza. „Mac” oświetlał drogę kręgiem światła, wystarczającym do poruszania, ale jednak o ograniczonym zasięgu na boki, Olight – dzięki dyfuzorowi – równomiernie oświetla przestrzeń w stopniu większym, niż stanowią potrzeby biegacza, dając mu w warunkach ciemnego lasu wysokie poczucie bezpieczeństwa. Słowem: drożej, ale dużo lepiej.
W działaniu i komforcie H15S przypomina mi Petzl’owe Myo RXP, które niegdyś poleciłem mojej koleżance…Myo jednak jest słabsze (tryb boost oferuje max 205 lumenów). Alternatywa u Mactronic’a? Epic. Brakuje mu jednak również nieco mocy, no i mojego ulubionego „triku”…gaszenia gestem 😉 .
To na razie tyle. Ciąg dalszy, gdy pobiegnę w teren 🙂
Jak wrażenia po biegu?
Wybacz, że dopiero teraz odpisuje, miałem sporą przerwę w pisaniu o bieganiu…Z H15S biega mi się wybornie, często wystarcza mi tryb pośredni, zbliżony mocą do tego, co miałem…Ale gdy jest kilka osób, a każda inaczej „toleruje” światło, albo gdy jest wyjątkowo ciemny wieczór, biegam z 250lm…Po biegu daję baterię na ładowanie i jest ok. Jestem bardzo zadowolony z zakupu – wreszcie mam latarkę, która miękko rozprasza światło i jest aż nadto mocna 🙂 …