W środę drugi raz założyłem na nogi „błękitne strzały”, czyli „lidlowe cudeńka”…Dwa razy to nadal za mało, by coś konkretnego napisać, ale „robocze odczucie” można przekazać.
Są troszkę cięższe i jakby masywniejsze od Ekidenów, choć stopa moja ma dużą wyrozumiałość po żelazkach z Saucony. Wczoraj czułem na początku biegu, przy temperaturze 30stp., jak się trochę grzeję w nich..Takiego uczucia nie miałem w Ekidenach, bo tam siatka jest bardzo przewiewna (widać to po powrocie z terenu – stopa jest zakurzona mimo skarpetek 😉 ). „Lidlaki” są bardziej obudowane wstawkami i stąd może to uczucie ciepła. Co do wygody biegu – są nowe, mam uczucie odrobinę większego komfortu pod śródstopiem, choć gdy stykam się z podłożem i w jednych, i w drugich czuję mocno wystające kamienie. Kluczowy jest tu nacisk, czyli moja masa…Sprawa kolejna – mam szeroką stopę i gdy przymierzałem sporą kolekcję obuwia uznanych marek, gdzie ceny oscylowały między 380 a 550 pln, to większość odpadała, bo konstrukcja zabudowy była taka, że preferowała szczupłe „kopytko” 😉 … „Lidlaki”, 5-8 x tańsze, mają w tym zakresie fenomenalny współczynnik komfort/cena…
Zawsze byłem asekurantem i to nieufnym, jeśli chodzi o tanie zakupy. Starałem się wyważać wydatki, ale przede wszystkim testując, sprawdzając, macając….Wcześniejsze, drogie buty kupowałem, bo były mi wygodne – teraz, te tanie, jak się okazuje, też takie mogą być. Jasne jest, że moja ulubiona marka, New Balance, ma pewnie dział badawczy, może laboratoria porozrzucane po świecie, testerów i wiele innych pożytecznych dla efektu finalnego pomocy. Jednak coraz częściej nurtuje mnie odpowiedź na pytanie……
…czy rzeczywiście trzeba wydawać aż tyle kasy, by bezpiecznie i z radością biegać??
😀