Niedziela 27.04.2014r.

Przeczołgiwanie…

Wczorajszy popołudniowe wieści do Magdy sprawiły, że mój entuzjazm przygasł…Zwyczajem naszym niepisanym było, że w niedzielę zawsze spotykamy się wcześniej i biegamy przed zajęciami…Bywało, że truchtaliśmy we troje, z Agą, bywało też, gdy któraś z dziewczyn nie mogła i realizowaliśmy plan w duecie… Tym razem obie koleżanki postanowiły umówić się na wycieczkę rowerową, a to oznacza, że zaostałem sam…No i na zajęciach zabraknie ich obu… 🙁 . Wybiło mnie to zupełnie z pantałyku…Odpuścić „przedtreningu” nie chciałem, oznaczało to jednak, że spędzę kilkadziesiąt minut z samym sobą i myślami, z którymi mocuję się na codzień…Wiele osób błogosławi taką szansę, ja ostatnio przeklinam…Mojemu bieganiu w grupie towarzyszą emocje, jestem w innym wymiarze, solowe zaś przecieranie znajomych zresztą kątów, po których biegam zwykle z przyjaciółmi, dołuje mnie…Jedynie muzyka pozwala mi przetrwać, wyciąga do mnie dłoń, zabiera ze sobą…Ale i ta nie zawsze bywa bezpieczna dla duszy i przyjemna…No ale cóż, życie…Nic nie poradzę… Czytaj dalej