Czwartek 30.01.2014r.

 

Lodzie – bój się!!

Sypnęło delikatnie śniegiem. Szału zimowego nie ma, ale ilość wystarczająca, by z czającego się pod nim lodu, uszykować niespodziankę 😉 . Przekonałem się o tym we wtorek, gdy wracając z siłowni, zajrzałem nad Rusałkę, by ucieszyć oko widokiem i sprawdzić „biegowy warun” na czwartek 🙂 ….Zahuśtało mną kilka razy w moich post-biegowych New Balance’ach, gdy zanurzyłem się w zabielonym, mroźnym terenie…

20140128_224814

Pomijając fakt, że, mimo boleśnie smagającego po nieosłoniętej twarzy wiatru, było zjawiskowo, ucieszyłem się podwójnie z niedzielnego zakupu kolców dla dziewczyn – uspokoiło mnie to i pomyślałem: „Lodzie – bój się!!” 😀 😀 .

Dystans od niedzieli do czwartku dłuży się zawsze…We wtorek tylko podsyciłem głód 😀 . Choć kolano nie daje mi spokoju i raz za razem ukłuje, jednak nie biorę pod uwagę pauzy. Mam tyle lat doświadczeń z różnymi kontuzjami, że jedyne, co teraz rozważam, to modyfikacja planu na sobotnie GP, potraktowanie zawodów jako delikatny trening i spotkanie z przyjaciółmi 🙂 . Zero „napinki”, tylko FUN. Zresztą…przy tych lodowo-śnieżnych okolicznościach ciężko byłoby się spodziewać życiówek 😉 ….

Od rana myślę tylko o wieczorze 😉 . Jest gdzieś w tle pracy, a głowa zajęta nawet kosztorysowaniem nie przestaje penetrować „wirtualnie” śnieżnego szlaku do Strzeszynka 😀 . Cieszę się na spotkanie podwójnie – dziś powinna dopisać frekwencja, będzie nas spora grupka 🙂 . Ze sprawami wyrabiam się do 17tej i…właściwie jestem wolny 🙂 . Wcześniej, w pauzie obiadowej, przygotowałem sobie ciuchy biegowe i gadżety… Aby czekały, przypominały, że to niedługo 🙂 . Przed 19tą Maciek zgłasza akces do auta 😉 – umawiam się na 19:35 u mnie. Pojawia się punktualnie. Ruszamy. Obaj bardzo cieszymy się na to, co wypełni kolejne kilka godzin 😉 . Na Lotników – lodowisko. Jadę w tempie marszu, a auto w zakręcie i tak ma własne pomysły co do kierunku. Odrobina szybciej i kłopot gotowy. Unikam parkowania w zakręcie, chowam się głębiej w parking, pomny tego, jak niegdyś, w pierwszej podróży z Pędziwiatrem, własnie w zakręcie straciłem przyczepność i o mały włos zdobyłbym tytuł „zimowego pogromcy parkingowego” 😉 …Gdy wysiadamy, nogi same się rozjeżdżają w miejscu. Zabieram plecak z wyposażeniem dla dziewczyn – wrzucę go do któregoś z aut przy rogatce. Pomalutku i ostrożnie zmierzamy na miejsce…W uliczce próbuję się rozgrzewać, ale kolanko od razu boleśnie protestuje…Irytuje mnie to, bo nadal to przypadłość nieokreślona, taka, która odzywa się tylko w biegu i gdy chcę ambitnie poćwiczyć nogami…Teraz próbuje zgasić mój entuzjazm i podniecenie. Schodzimy w dół. Dwa auta, Joli i Magdy, stoją przy torach, to drugie pracuje odpalone. Widzę, że Jola schowała się w nim z Magdą – wskakujemy na tylne siedzenia, gdzie będziemy czekać na resztę. Wewnątrz w powietrzu czuć endorfiny, a nie przebiegliśmy jeszcze ani kawałka (!) – radość bije od naszych dziewczyn 🙂 . Rozglądam się na prawo, ktoś biegnie – to Magda B. Robimy większy ścisk z tyłu i tym samym mamy w aucie komplet. Czekając na resztę, rozdaję paniom kolce – każda gimnastykuje się teraz przy skromnej swobodzie, by je naciągnąć na buty 🙂 . Podjeżdża Piotrek. Gdy się zbliża, odsyłamy go z powrotem do jego auta, bo u nas miejsca brak, a Aga dzwoniła, że dociera…Jej pojawienie się jest dopiero sygnałem do desantu na mróz 🙂 . Pomagam przy instalacji nakładek i możemy ruszać. Na przeszkodzie staje pociąg, który przytrzymuje nas po miejskiej stronie torów. Ekipa nie próżnuje – podskakuje, truchta w miejscu, rozgrzewa się, jednocześnie odbierając mi szansę na wyraźne zdjęcie 😉

20140130_201149

Pośpieszny do Szczecina znika na łuku, możemy przeprawić się przez żelazny szlak…Dziewczyny prowadzą stawkę, ja z Maćkiem zostajemy na starcie z tyłu. Już na zbiegu od rogatki próbuję rozgrzać stawy, robię delikatne skipy, a kolano natychmiast daje znać, że nie powinienem…Zabolało i to solidnie…Przez chwilę próbuję się rozluźnić i biec bez wygibasów”, ale każdorazowe opadnięcie na lewe śródstopie, wywołuje bolesne ukłucie….Przez ułamek sekundy przelatuje przez głowę myśl, że będę musiał zawrócić, ale decyduje się przetestować sprawność i dać kolanom się rozruszać…jak to się ładnie (i wiele razy z fatalnym skutkiem) mówi: „rozbiegać ból”…Dołączamy do dziewczyn. Ja już na wstępie zgasiłem czołówkę – biel wokół i rozproszone światło wystarcza mi w zupełności w nawigacji, a daje szansę chłonięcia niezwykłego klimatu zimowego wieczoru na zalesionym brzegu jeziora…Kierujemy się na „biegostradę”…Trucht z większym luzem sprawił, że mój kapryśny staw..też nieco wyluzował 😉 . Obie Magdy i Maciek są teraz nieco w przodzie, ja z Agą, Jolą i Piotrem spokojnie biegniemy za nimi. Jola dziś przyjechała z misją, by się przełamać na tej trasie, by wreszcie przebiec w zimowych warunkach z nami ten szlak. Mocno pracuje, a ja staram się, by tempo było jak najspokojniejsze…Za Lutycką czoło grupy znów odskakuje nam nieco do przodu, ale nic a nic się tym nie przejmujemy – przy najbliższej okazji zaczekają na nas 🙂 . Staram się tym lżejszym truchtem wspierać Jolę, która dzielnie sobie radzi. Pogadujemy z Agą, śmiejemy się 🙂 . Przez ten cały czas nie mogę się nacieszyć niezwykłą scenerią wokół – lasem w bieli, pomarańczowym blaskiem miasta, malującym chmury nad nami i charakterystycznym chrzęstem naszych butów wyposażonych w kolce…Dzięki nim trzymamy kierunek i nie zwalniamy, gdy przychodzi biec po błyszczącym lodzie…Tak jak się spodziewałem, Drużyna czeka na nas przy stadninie 😀 . Znów jesteśmy razem i ruszamy pomału, dając najpierw Joli szansę na kilka oddechów…We krwi już mocno buzują „hormony szczęścia” – na prostej w otwartym terenie już za Biskupińską, dodaję „gazu”, wyprzedzając jak na przebieżce Magdę i Agę 😀 . W pościg rusza Magda B. i przez krótki odcinek biegnie ramię w ramię 😀 . Kończę spontan przechodząc w wolniutkie dreptanie, aż mnie dogania grupa 🙂 . Znów lokuję się na tyłach, tym razem tylko w towarzystwie Joli. Team podkręca tempo, co jakiś czas ktoś z przodu mruga latarką, sprawdzając, czy biegniemy za nimi. Ja gestem zapalam i gaszę czołówkę na znak, że „jesteśmy w grze” 🙂 . Rozmawiam z Jolą, starając się samemu więcej mówić, by ona skupiła się na oddechu i samym biegu. Mimo to na kilku odcinkach przechodzimy do marszu, a Jola stabilizuje tętno…Jeszcze przed podbiegiem do początku wielkiej łąki, którą wiedzie ścieżka do plaży, widzimy jakąś postać – to Aga postanowiła poczekać na nas. Teraz we troje pokonujemy ostatni odcinek. Te 300ta metrów to biała, gładka, lodowo-śnieżna połać jakby arktycznej ziemi, na której po raz pierwszy odczuwamy podmuchy wiatru…Przebiegamy obok betonowego boiska do kosza, które teraz lśni zamarzniętą wodą, jakby było w polewie 😀 . Przyspieszam troszkę, ale nie na tyle, by prowokować kolano…Wreszcie pomost…

Drewniane, wąskie deski lśnią jak polukrowane – jak jest ślisko, przekonuje nas Piotrek, który może swobodnie w butach bez kolców urządzić sobie ślizgawkę…Przystajemy na chwilę przy barierkach…Piotr lewituje 😀 ….

20140130_204851

Zabieram wszystkich wgłąb pomostu. Robimy tam kilka fotek…

20140130_205012

..w tym prezentację naszych „podkuć”… 😀

20140130_205042

i jedno, przesympatyczne „zdjęcie rodzinne” 😀 😀 …

20140130_205222

Chłód jest przenikliwy i podstępny – kiedy nas grzeją emocje, on pomału dobiera się do naszych pleców. Ruszamy więc truchtem do kafejki, do ciepła, na filiżankę herbaty. Przed wejściem zdejmujemy nakładki.

Dziś nasza wesoła gromada nie zmieści się przy jednym stoliku 😀 . Zestawiamy dwa, by być razem. Pani zza baru wita nas uśmiechem – jesteśmy już jej stałymi klientami 😀 . Podobnie pewnie jak pan z psem, który zajmuje miejsce pod oknem 🙂 . Dziewczyny poprawiają „image”, my dostawiamy krzesła i zrzucamy mokre ciuchy. Te małe gabarytowo lądują na grzejniku….Jest swojsko, przytulnie i bardzo wesoło…Niesamowicie miło jest spojrzeć na cały nasz Team, że jest dziś tak liczny, że wszyscy się świetnie bawią, że dotarła tu z nami, na naszą „kultową” niemal herbatkę, Jola… 😀 . Rozsiadamy się wygodnie….

20140130_210425

20140130_210443

20140130_211139

20140130_211153

Wszyscy tryskają humorem…Świetnie się w naszym gronie czujemy i bawimy… Żartujemy i jesteśmy bardzo swobodni 😀

20140130_213329

20140130_213337

Nie wiem, czy nie bulwersujemy nieco pana z pieskiem, bo naprawdę czujemy się bardzo wyluzowani. Ale też i to chodzi – o to, by w ten czwartkowy wieczór, w oazie ciepła pośród krainy mrozu i lodu, odnaleźć siebie nawzajem, odciąć się od tego co tam, w oddali, od naszej pracy, problemów, przyziemności i żyć tu tą unikalną chwilą wypełnioną uśmiechem :D. W tych dwóch godzinach ruchu i pauzy przy herbacie dzielimy się tym, co w nas najlepsze, najcenniejsze, najcieplejsze…To mnie tak bardzo tu przyciąga i każe czekać przez 7 dni niecierpliwie… 😀 .

Dziś znów bijemy rekord długości biesiadowania 😀 . Ktoś wreszcie przerywa beztroskę i wspomina o powrocie…Czas narzucić na siebie to, co przeschło i to, co wciąż mokre 😉 , nałożyć na buty „uzębienie”…

20140130_214711

Zmierzamy do drzwi. Wcześniej uruchomiłem zegarek, by wszedł już w tryb wyszukiwania satelitów, skracając na zewnątrz oczekiwanie. Grupa błyskawicznie ruszyła, zostałem jedynie z Magdą B. Garmin tym razem spisuje się na medal. Po chwili biegniemy już, rozmawiając. Doganiamy najpierw Magdę z Jolą, Potem Agę i czoło grupy…Cały czas korzystam z cudzego oświetlenia, bo tak biegnie mi się komfortowo. Dziś spokojnie można biec bez światła, tym bardziej, że kolce dają poczucie stabilności i pewności siebie. Zatapiamy się w biel….

Kontroluję co jakiś czas światełka za mną, co tam słychać u Joli, ale przy niej czuwa na zmianę Magda i Aga. Nasze „podkowy” zabawnie chroboczą na śniegu i lodzie, a zgrzytają, gdy przekraczamy Biskupińską 😀 . Około połowy dystansu zwalniam, opuszczam przody i dobijam do Magdy…Tempo mamy na tyle spokojne, by swobodnie pogadać..Trzymamy się razem do Lutyckiej, gdzie wyczekujemy Agi i Joli i dalej w stronę Rusałki…W głosie Magdy czuć to, co lubię najbardziej – to radosne podniecenie, ekscytację, wibrującą za magicznym dotknięciem endorfin, duszę…. 😀 . Można to wyczuć w głosie i aurze wokół 🙂 …Jest schowana za blaskiem czołówki i kominiarką, ale jestem przekonany, że się uśmiecha 🙂 🙂 …Raz po raz oglądam się za siebie, ale wiem, że Jola jest pod czujnym okiem Agnieszki i wolniej, ale na pewno za nami biegną. Tymczasem skręcamy nad Rusałkę…Śmieję się, że po tych zimowych bieganiach skoczy mój rachunek za wodę, bo gdy wracam z Lodowej Krainy przyjemność z kąpieli jest nieopisana i celebruję ją bez końca 🙂 . Maciek z Magdą B. troszkę przyspieszają, za nami biegnie Piotrek…Zbiegamy po czystym lodzie…mamy przed sobą ostatni podbieg do torów…

To lubię najbardziej, na to czekam….Przyczajam się i przyspieszam… 😀 . Jestem pewny, że Magda pociągnie za mną 🙂 . Na 100% 😀 …Nie chcę za mocno szarpać, oboje mamy swoje kontuzje, ale nie mogę sobie odmówić tej szczypty szaleństwa na sam koniec… 😀 😀 . Nie mylę się – jak tylko wydłużam krok, podnoszę kolana wyżej i szybciej, Magdę mam u boku 🙂 . Wybuch radości pod kominiarką – gdyby zgasiła czołówkę, same ogniki z oczu dałyby wystarczającą ilość światła 😀 …Śmiejemy się w biegu… 😀 . Przyspieszam, a ona jeszcze bardziej 🙂 …I to mi się tak strasznie podoba! I LOVE IT!!…Tą eksplozję endorfin!! Nasz sprint trwa ledwie chwilę, bo rogatka zbliża się błyskawicznie, ale warto było 🙂 ….Naprawdę warto….Odrobina pełnej ekspresji i szczęścia rywalizacji 🙂 ….

Zatrzymuję zegarek. Przechodzimy przez tory. Jest rewelacyjnie!! Czuję się wybornie 🙂 . Zaczynamy się rozciągać, gdy dołącza Aga i zmęczona, ale uśmiechnięta Jola. Wesołość ogarnia wszystkich 😀 . Iskrzymy 🙂 . Mróz muska…Aga chce się już urywać…

20140130_222757

…Piotrek też. Jola jeszcze częstuje nas herbatką z nowego termosu. Pycha!!… Szkoda, że już musimy się rozchodzić….To był niezwykły biegowy wieczór….

Magda proponuje podwózkę na parking. Nie odmawiam, bo to okazja, by dopisać jeszcze kilka wspólnych chwil 🙂 . Magda B. i Maciek wskakują na tyły, ja do przodu. W aucie, z muzyką i ciepłem, jest przemiło…przytulnie…teraz miałbym ochotę pojeździć tak dłużej 😉 . Rozmawiamy o sobocie, o tym, że po raz pierwszy nie będziemy się ścigać, pobiegniemy dla zabawy i dla drożdżówki na mecie 😀 😀 . Zapowiada się kapitalna zabawa, mam tylko nadzieję, że nasze przypadłości nam na to pozwolą.. 🙂 . Na Lotników znów lodowisko. Ostrzegam Magdę, by spokojnie wracała, bo przyczepność stracić jest bardzo łatwo. Żegnamy się serdecznie i gdy jej auto pomału znika na dróżce, którą przyjechaliśmy, my małymi kroczkami pokonujemy lodową taflę…U Magdy było ciepło i przyjemnie, teraz, w tych kilka chwil dostajemy w kość. Chwytają dreszcze. Z przyjemnością chowamy się do mojego auta. Mnie robi się ciepło, jak tylko ruszam po tej śliskiej nawierzchni 😉 😉 ….Oby bez przygód do domu… 😀

Garmin bawił się świetnie z nami…

Wrażenia…

Co jest fajnego w tym naszym hasaniu w mrozie, lodzie, wieczornych ciemnościach, po lesie?  W dodatku tą samą trasą?…Wszystko 😀 . Przede wszystkim to, że się spotykamy i znów razem coś przeżywamy 🙂 . Zostawiając za sobą „normalny” świat, który zapewne wg własnych kryteriów przypiąłby nam łatkę „nienormalnych” 😉 , możemy cieszyć się swobodą i tym, co lubimy 🙂 . Czy nam się znudzi?..Patrząc w oczy każdemu, kto po 5,4km zasiada z uśmiechem przy stoliku śmiem twierdzić….że nieprędko 😀 😀 .

O sobie mogę powiedzieć, że jestem uzależniony od tych czwartków…od naszej wesołej ferajny 🙂 …Bardzo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *