Niedziela 01.12.2013r.

 

Na luzaku…

Grudzień. Nie chce się wierzyć – mam przemożne wrażenie, że czas przyspieszył…Wczorajszy bieg już jest historią – niezwykle barwną, emocjonującą, wspaniałą towarzysko i sportowo…ale kartą już zapisaną….Dziwna rzecz, że dopiero, gdy dotarłem przed kompa, „endorfinowa fala” porwała mnie jak dzikiego surfera – takie wstrząsy wtórne 😀 . Wieczorem strasznie pozytywnie się nakręciłem, sam na sam z wynikiem własnym i przyjaciół  😉 . Aż ze wszystkiego poszedłem późno spać – średnio przyjemnie, gdy o 9tej mam już meldować się nad Rusałką….

Ojjjj, boli wstawanie. Powieki ciężkie. Podwójnie. Czuję zawody i braki w śnie. Kawa jako tako przywraca percepcję. Na tyle, by legginsów nie wsuwać przez głowę ;)…ale za mało, by spokojnie i komfortowo podróżować na spotkanie 😀 … Spinam się, na szczęście puste ulice pomagają… 🙂

Parkuję „na punkt” przy żółtym płocie stadionowym, kilka miejsc dalej stoi auto Agi, ale…właścicielki brak 😉 . Wysiadam i rozglądam się wokół….Tłumów nie ma, w niedzielny poranek właściwie nie ma prawie nikogo…Dziewczyn też nie… 😮 . Omiatam wzrokiem okolicę niczym snajper, ale śladu po nich nie ma…”Czyżby umówiły się jeszcze wcześniej i dopiero dobiegały?” Wydaje mi się to jednak jakoś, po wczorajszych zmaganiach, mało realne…Jedyna rozsądna myśl to taka, że obie czekają, ale na mostku 😉 …Zamykam więc pojazd i maszeruję…Widzę prześwit pod torami, tunel, a za nim dwie dziewczyny w kolorowych, biegowych ciuchach. Są! 🙂 … Witamy się…Aga, jak to Aga – od razu energicznie rzuca hasło: „To jak??? Biegniemy?? Bo zimno” 😀 . Marznie, mimo, że ma na sobie odpowiednie ciuchy, a na wierzchu softshell…

Nie ociągamy się więc – wkraczamy na nasz znany szlak. Od samego początku tematem numer 1. są wczorajsze zawody. Każde wspomnienie to kolejna dawka emocji, które nie ostygły. Teraz możemy się nimi podzielić, opowiedzieć, jak wyglądał bieg oczami i duszą Magdy i moją, Nie wiem, co bardziej nas rozgrzewa: sam ruch, czy wzajemna opowieść, pełna radości i śmiechu. Magdusia w zabawny sposób prezentuje nawet, jak mijała ją jej rywalka 😉 😉 , ja relacjonuję ostatni kilometr, gdzie o mało się nie udławiłem 🙂 …Nawet nie wiem, kiedy mijamy gastronomię…To, że poza „cyplem” podążamy trasą wczorajszego wyścigu, dodatkowo wzmaga wspomnienia…Podbieg to osobna historia…Na południowym brzegu wracają w pamięci moje utarczki z Głosem – jakże zabawnie dziś o tym myśleć, wczoraj było mnie powodów do śmiechu….Przy mostku jesteśmy znów wcześnie, mamy niemal pół godziny, więc „dokręcamy” mniej więcej według schematu z zeszłego tygodnia: do gastronomii, ale trasą bliżej torów, a potem powrót odcinkiem, którym ruszaliśmy w odwrotną stronę. Dokładnie przy żółtym słupku z oznaczeniem 500m, skręcam w prawo, zabierając moje sympatyczne dziewczyny na krótki podbieg i cross do trasy nad brzegiem jeziora. Taki mały „ożywczy” przerywnik 🙂 . Cały czas towarzyszy nam świetny nastrój 🙂 ….Cudownie biega się, gdy obok są osoby tryskające humorem, a przede wszystkim wręcz namacalną radością z bycia razem w ruchu 🙂 . Przy mostku pusto. Jest jeszcze 10 minut z groszem do spotkania. Magda nie zatrzymuje się, chce zamknąć dystans poranka okrągłym wynikiem – biegnie na małą pętlę. Ja z Agą idę do auta po kilka łyków płynu, a potem wracamy na miejsce zbiórki…

Pusto….Magdusi brak – gdzieś się zapętliła 🙂 . Dobiera się do nas mało przyjemny północno-zachodni wiatr, przynoszący posłanie od Królowej Śniegu…..Brrrrrr….Proponuję schować się za wiaduktem, naturalną zasłoną – mam przetestowany z zeszłej zimy taki „ciepły kącik”, kiedy czekaliśmy z Anitą i Maćkiem na Piecha, by mu wręczyć urodzinową koszulkę.

20131201_095816

Wychylam głowę zza załomu, by nie przegapić, gdy ktoś ze stałych bywalców zamelduje się na „wcześniejszą 10tą” 😉 … Najpierw zauważamy Magdę, która nie dostrzegając nas, raz jeszcze zatacza małe kółko po okolicy, by w końcu do nas dołączyć, tuż za nią zmierza w naszym kierunku Maciek…

20131201_095759

20131201_095804

Ponieważ wybija już godzina spotkania, wystawiamy się znów na głaszczące chłodem podmuchy…Wokół nas wciąż pusto – sporo z biegających tu co tydzień osób, w tym zapewne uczestników naszych zajęć, zaliczało wczoraj Grand Prix i dziś wzięło pewnie „urlop” 😉

20131201_100802

….Czekamy zwyczajowo do 10:10, choć z uwagi na aurę, Aga naciska na szybszym start. Jako że jesteśmy w elitarnym, „klubowym” składzie, możemy dowolnie pofantazjować, czym wypełnimy zajęcia. Początkowo miałem dziś apetyt na przebieżki, albo nawet interwały, ale po wczorajszych zmaganiach należy nam się nieco relaksu 😀 . Zaczęliśmy dzień w takim stylu, spokojnym kółkiem we troje, teraz zrobimy coś podobnego w towarzystwie Pędziwiatra 🙂 . Aga proponuje odświeżyć sobie leśne ścieżki na północnym brzegu, więc przejmuję pilotaż i ruszamy trasą przy torach, potem w stronę szkoły rolniczej. Nawet na chwilę rozmowa nie ustaje – teraz jest z nami nasz „exportowy zawodnik”, możemy i jego wypytać o wrażenia z wczorajszego biegu 😀 . 19:02 robi wielkie wrażenie, jest o czym opowiadać 🙂 , choć – jak to Maciek ze swą skromnością – o wydarzeniach rozmawia zwyczajnie, jakby dotyczyły zwykłego, poobiedniego spaceru, a nie wkraczania pomału na biegowe salony 😀 😀 . Jedynie uśmiech zdradza, że jest zadowolony z wyniku i ma apetyt na więcej 🙂 .

Za szkołą i leśnym boiskiem wkraczamy na prawdziwie crossowy teren – mało wydeptana ścieżka zdradza, że niewiele osób się tu ostatnio zapuszcza. Zalegają na niej w poprzek gałęzie, a liście maskują właściwy przebieg. Improwizuję z pamięci, robiąc spore zakosy, by ominąć przeszkody. W końcu docieramy do asfaltu, by po 200tu metrach znów zniknąć w lesie…Tu na szlaku mamy nawet powalone małe drzewa, ale przynajmniej kierunek przemieszczania jest dobrze widoczny . Otoczenie o tej porze jest bardziej ażurowe, prześwietlone, oczy tęsknią za letnią zieloną gęstwiną i zapachem lasu….Zatrzymujemy się przy kolejnej zawalidrodze, którą obchodzimy bokiem…Jest okazja, by utrwalić tą chwilę cyfrowo 😉

20131201_103006

Tak właśnie bawimy się tym naszym wspólnym bieganiem – bez prężenia muskułów na wynik, czy treningowy cel. Liczy się to, że jesteśmy razem i nie wygrzewamy kanapy…..

Szum przejeżdżających aut zdradza, że dobiliśmy do Lutyckiej. Równolegle do niej, ale schowani w lesie, truchtamy do „biegostrady” – ostatni odcinek ostrożnie, bo jest stromy…Na szerokim dukcie czujemy się znów komfortowo. Mijamy po raz kolejny tajemnicze oznaczenia z kilometrażem – nie pochodzą z wczorajszego biegu, a raczej z innej imprezy….Gdy osiągamy podbieg, zrywam się do skipów pod górę, czym budzę oczywiście „wesołość tłumów” 🙂 . Na szczycie mała narada…

20131201_110421

Aga proponuje, by podtrzymać tradycję i zrobić kilka ćwiczeń 😉 . Zostaję wywołany „do tablicy” 😀 . OK. No to zaczynamy od krążeń ramionami i stopniowo przechodzimy do stałych elementów naszej „ogólnej sprawnościówki” i siły biegowej. Na odcinku kilkudziesięciu metrów przerabiamy w truchcie pakiet „standard” plus wieloskoki, a kończymy rozciąganiem 🙂 . Teraz można z czystym sumieniem wracać. Mijamy odejście ścieżki do rogatki, biegniemy naszą wesołą gromadą dalej. Zupełnie zapominam, że Magda dziś przybiegła i tu powinna właśnie skręcać – ona jednak celowo nas nie opuściła, bo chce uzbierać ponad 20km 😉 . Dopiero po kilkuset metrach zostaje nieco z tyłu i raptownie zawraca, kiwając i krzycząc „To do czwartku!”…W miejscu, gdzie wczoraj mój Głos kusił mnie, bym się przekonał jak odległa jest meta, mijamy sporą grupę biegaczy, oznakowanych jak na zawodach, ale sposobem..bardziej domowym 😉 . Wśród nich niespodziewanie macha do nas nasza BBLowa trenerka, Agnieszka :D. Ich tempo jest niewiele szybsze od naszego, więc domyślam się, że jest to jakaś okolicznościowa impreza 🙂 – wyjaśnia się przy okazji, czego dotyczyły spotkane przez nas wcześniej, tajemnicze tabliczki informacyjne 🙂 .

W drodze podpuszczam Maćka by pokazał nam, w jakim tempie wczoraj biegł po swoją życiówkę – w jednej chwili „odjeżdża” nam jak francuskie TGV 🙂 . Próbuję sobie wyobrazić utrzymanie takiego tempa na całej „piątce”…Szok…Mimo to, na końcu „polany startowej GP” przyspieszam, dając sygnał reszcie do mocniejszej końcówki. Wyhamowuję pęd przy mostku, ale że muszę ujarzmić oddech, kiwam tylko do pozostałych, że podreptam jeszcze kilkadziesiąt metrów…Rzut oka na Garmina: brakuje mi kilkuset metrów do 14km, wracam więc do ekipy i zabieram ich na jeszcze jedno małe kółeczko 🙂 . Ma być takie „schłodzeniowe”, więc powtarzam celowo dość głośno ‚COOL-DOWN!” – wszyscy się uśmiechają, bo wiedzą, co oznaczał ten termin niedawno w ustach Magdy 😀 😀 …. Ambitna grupa nie pozwala mi pobiec na skróty – ścieżka to ścieżka! 🙂 . Bawi mnie zacnie, mniej to, że po raz drugi i Aga, i Maciek szybciej finiszują – mnie się już najzwyklej w świecie…nie chce 😀 😀

Stretching i pogaduchy. Krótkie, bo Aga się spieszy. Nie na tyle jednak, by nie zawrócić i nie opowiedzieć jeszcze o wczorajszym koncercie, na który wybrały się dziewczyny 🙂 . Zostajemy z Maćkiem sami, Mistrz już nie będzie biegał, mówi „pas” 🙂 . Przez chwilę testujemy odporność naszą na wiatr, potem wędrujemy do auta.

To już koniec. Tak oto dopełniły się najsympatyczniejsze godziny tej niedzieli. W domu, po krótkim prysznicu, trzeba będzie zasiąść przed klawiaturę, by to wszystko zamknąć w słowie… 😉 🙂

Garmin zanotował…

Wrażenia…

Relaks był pożądany 🙂 . Tempo dziś pozwoliło przeżyć w opowieściach raz jeszcze wczorajsze GP,  opowieści zaś – oderwać uwagę od tempa 😀 . Mniejsza frekwencja, która tak naprawdę zawęziła skład do naszego Team’u, stworzyła nam sposobność, by nieco poimprowizować z kilometrażem i trasą 🙂 . Nie nudziliśmy się ani przez moment! 🙂 . W dodatku nie popadliśmy w lenistwo i nie odpuściliśmy sobie ćwiczeń, niezwykle istotnych dla jakości naszego biegania. No może do pełni szczęścia brakowało rytmów, ale spokojnie – nie zając, nie uciekną 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *