Niedziela 23.03.2014r.

 

Nie mogę się doczekać…

Czy bieganie mnie „wkręciło”?…Dowolny znajomy, który popatrzyłby z boku, powiedziałby nawet, że mi nawet…totalnie odbiło 😀 . No bo jak wytłumaczyć fakt, że wczoraj tak „drastycznie przeczołgany” na trasie Grand Prix przez moje urocze koleżanki i sympatycznego kolegę, dziś, w niedzielę, zrywam się „z kurami”, by o 9tej znów kręcić kółka wokół Rusałki?? 😀 😀 …A prawda jest taka, że bieganie stało się dla mnie aktywnością, dzięki której wypoczywam, spełniam się fizycznie, a ponad wszystko dostarcza emocji, których brakuje mi w codzienności…Daje ogromną radość, zarówno z ruchu, jak i z kontaktu ze wspaniałymi, pozytywnymi ludźmi. To ich bliskość „buduje mnie”, rozładowuje stres i zmienia szarość dnia w kolory tęczy :D…

Wczoraj wieczorem spędziliśmy cudny czas, śmiejąc się i wspominając wesołe chwile przy kieliszku wybornego wina…Chwile niezapomniane… 🙂 Mam wrażenie, że widzieliśmy się ledwie przed momentem, a ja ponownego spotkania

…nie mogę się już doczekać… 😀 😀 .

A jestem umówiony na rundę wokół jeziora z Magdą 😀 . Od samego poranka mam szeroki uśmiech na twarzy – bieganie z nią sprawia mi dużą przyjemność 😀 , sprtowo i towarzysko 🙂 . Daje mi niewiarygodną dawkę pozytywnej energii. Jej życie zdominowane jest trudną pracą od świtu po późny wieczór, więc i ona, gdy zakłada buty i wyrywa się z tego pełnego zawirowań i nerwów świata na wspólne biegowe ścieżki, mam wrażenie, że jest przeszczęśliwa 😀 . I emanuje tą radością w wyjątkowy sposób – zaraża mnie natychmiast 🙂 . Jadę więc znów nad Rusałkę z radością 🙂 …

Boże, jak ta droga, mimo pustych ulic, potrafi się dłużyć 😀 . Odpalam specjalnie w aucie płytę z utworami, które ostatnio przepięknie mnie kołyszą i dają moc…Ulubione dźwięki uwalniają do krwi hormony szczęścia i uruchamiają wyobraźnię, tak właśnie na mnie działają 🙂 …Jestem minimalnie spóźniony – gdy wjeżdżam, na przylegający do terenów Olimpii, parkowy Sołacz, wybija 9ta…O żesz…!…Mocniej duszę pedał gazu, choć tu już szaleć nie można…Wreszcie staję przy żółtym ogrodzeniu…Po mojej lewej dostrzegam w oddali błękitną bluzę, a mnie rozpiera radość – ależ się cieszę na to wspólne truchtanie! 😀 . Witam się z Magdą i natychmiast jestem w jej „polu magnetycznym” 😀 , w zasięgu działania jej endorfin 😉 . Oczywiście wspominamy wczorajsze spotkanie przy winie 🙂 , na którym było tak fajnie…Truchtamy do mostku i tu – niespodzianka! – przy murku czeka na nas Paweł, nasz sympatyczny kolega, który chętnie dołącza do naszych zajęć o 10tej, ale śledzi w necie to, co robimy poza nimi. Dziś postanowił sprawdzić, czy zjawimy się godzinę wcześniej i dołączyć. Z przyjemnością go „przygarniamy”, we troje będzie jeszcze weselej 😀 😀 .

Ruszamy naszą tradycyjną pętlą i od razu wracają wspomnienia wczorajszego Grand Prix 🙂 , zwłaszcza tych pierwszych dwóch kilometrów, które teraz też przemierzamy 🙂 . „A pamiętasz, jak tu….”, „a tutaj, to…” – tak co chwila zaczynają się nasze zdania 🙂 . Nie zamykają nam się usta…Mijamy gastronomię i na długim podbiegu postanawiam poprowadzić nasze trio w las. Zakręcam w prawo i ustawiam się na prowadzeniu. Mamy do dyspozycji tyle czasu, że spokojnie zrobimy około 7iu kilometrów, można więc poszaleć. Kieruję się leśnymi szlakami do Lutyckiej z planem, by ją przekroczyć i „ugryźć” kawałek terenu po drugiej stronie. Mijamy śródleśne piaski i docieramy do asfaltu. Mamy fart, auta nas nie zatrzymują – dziś niedziela, ruch jest znacznie mniejszy. Po drugiej stronie trzymam się szlaku, który wydeptują konie z pobliskiej Woli. Paweł chyba tu jeszcze nie biegł – cieszę się, bo jest mi miło zawsze, gdy mogę pokazać komuś jakiś nowy, ciekawy kierunek…Docieramy do „wielkiej łąki”, jak ją zawsze nazywam. Mamy jeszcze zapas minut, by ją obiec, ale chcę to uzgodnić z moją ekipą. Jednogłośnie są na „tak” . Choć pochmurno, jest dziś jednak ciepło. Magda zrzuca bluzę i zostaje w koszulce bez rękawów 😀 – to już nie jest wiosna, to LATO! 😀 😀 . Energetyczny widok 🙂 . Krawędzią lasu obiegamy pustą przestrzeń 🙂 . Po drugiej stronie, gdy truchtamy pod niskimi gałęziami iglaków, trącam je specjalnie – moja biegowa partnerka za mną ma mały prysznic 😉 😉 .

Jesteśmy na „biegostradzie”. W tym miejscu musimy zawrócić w stronę Rusałki, by ze spokojem dobiec do mostku na 10tą. Tempem się nie przejmujemy, ma nam nie przeszkadzać w rozmowie 🙂 . Mam jednak wrażenie, że podświadomie przyspieszamy, wiedząc, że to kierunek powrotny. Nad Rusałką, do gastronomii, trzymamy się bliżej jeziora, a potem wbiegamy na tradycyjny szlak. Troszkę nas nosi…Pod koniec robimy nawet mały akcent do 4:30. Rześko 🙂 . Jest przed 10tą, ale chcę dotrzeć auta, więc kierujemy się od razu pod wiadukt. Kilka łyków wody z sokiem jest sporą przyjemnością. Kolejna niespodzianka tego dnia – w kierunku nas zmierza z kijkami nasza kontuzjowana Dorotka. Miło ją widzieć, a przede wszystkim to, że pomimo złamania i długiego gojenia, wraca do aktywności, póki co w marszu. Fajnie jest zamienić kilka słów – okazuje się, że będzie krążyć wokół Rusałki, więc zawita do nas za podbieg, na treningową ścieżkę 🙂 .

20140323_100349

Jest już późno, czas nam wracać do mostku. Tu dołącza jeszcze Zbyszek, który często truchta z nami. Jest dziś szczuplejsza grupka „orlenowa” i ekipa TVP 3 (!), która z pewnością kręci reportaż o ogólnopolskich przygotowaniach do ich imprezy. Przez chwilę mam ochotę przebiec dla zabawy tuż za plecami udzielanego wywiadu, ale odpuszczam 🙂 . Odczekujemy chwilę, by dać ewentualnie szansę „spóźnialskim” i o 10:10 startujemy. Nie chcę kolidować z „Orlenem”, więc trzymamy się ścieżki bliżej torów. Jest lekko i przyjemnie, powyżej 6:00. Chwilami biegniemy grupą, a chwilami parami 🙂 . Obiegamy cypel i docieramy do podbiegu. Tu czeka na nas Dorota 🙂 .

20140323_103614

Tempo i temperatura mnie rozleniwiły – mam ochotę usiąść na ławeczce i się pobyczyć 🙂 .. Magda jednak mnie mobilizuje, nie ma lenistwa! 🙂 . Jest praca do wykonania. No cóż, zatem na ścieżkę…

20140323_104021

Zaczynamy jak zawsze od ramion, a na dłużej zatrzymujemy się przy skipach, które robimy w tempie „na 4”, „na 3” i w trybie ciągłym 😀 .

20140323_104056

20140323_104058

20140323_104456

20140323_104524

Największy „wycisk” jest przy skipie B, bo on w pełnej wersji mocno angażuje całe ciało do pracy 😉 . Potem przychodzi czas na wysokie unoszenie nóg w marszu..

20140323_104558

Magdę dopada niemoc 😉 . Protestuje 😀 ..no ale sama mnie zagoniła do prowadzenia ćwiczeń 🙂 . Nie pomaga nawet rozluźnianie w truchcie 🙂

20140323_104115

Fakt, tak lekko i przyjemnie nie jest 😉 – też czuję wczorajsze GP w kościach…

20140323_104626

Magdusię jednak endorfiny rozpierają, tylko że zamiast na kontynuację ćwiczeń, ma ochotę na zupełnie coś innego…np. przyprawianie mi rogów 😀 😀 …

20140323_104635

Jest wesoło 🙂 . Postanawiam wykorzystać dobry nastrój i obok core stability z wykorzystaniem ławki…

20140323_104732

20140323_104850

20140323_104941

…wprowadzić ćwiczenia „w parterze”, w tym popularną „deskę”….

20140323_105037

…w połączeniu z unoszeniem nóg…

20140323_105116

Całość zamyka stretching 🙂 . Wszyscy czują się rozruszani, możemy ruszać do mostku. Magdę trzyma  niemoc – postanawia więc, że już nie będzie nam towarzyszyć, tylko od razu odbije do rogatki i w stronę domu… Macha na pożegnanie : „To do czwartku!” i znika na podbiegu…My kontynuujemy trucht przez błotko, które tradycyjnie zalega na południowym brzegu. Rozmawiamy w biegu. 5:40 na to spokojnie pozwala. Przy mostku jeszcze mała powtórka z rozciągania…Paweł podpytuje mnie, czy mam ochotę na jeszcze jedno kółko. Szybko bilansuję, co za mną i postanawiam, że już sobie odpuszczę. Żegna się, więc i rusza na obieg jeziora. Stoję jeszcze dłuższą chwilę ze Zbyszkiem, odpoczywając. Okazuje się, że on zostawił swoje auto na parkingu za gastronomią. Wraca mi ochota na bieganie – postanawiam odprowadzić go biegiem, zrobić takie wahadełko „tam i z powrotem”. W drodze mijam Dorotę, która z kijkami zmierza do mostku i obiecuję, że za chwilę dogonię, wracając…Faktycznie, przy parkingu jeszcze chwila rozmowy ze Zbyszkiem o jego aucie i robię nawrotkę. Tym razem przyspieszam, jestem sam, mogę troszkę zaszaleć 😉 😉 Za gastronomią podkręcam tempo…Teraz jest już 4:40-5:15…Cieszę się, że mogę tak pohasać…Kiedyś marzyłem by otrzeć się o 5:30, dziś sięgam poniżej 5:00…Żeby tak jeszcze popracować nad wytrzymałością i umieć przytrzymać to tempo na dłużej…

Szukam wzrokiem Doroty, kolejne zakręty i nic…Dopiero ~200m przed mostkiem doganiam ją, a mijając krzyczę, że tylko zamknę dystans i zawracam do niej. Gdy wybija na liczniku druga dziś „7ka”, kończę. Teraz spokojnie mogę podejść spacerkiem z Dorotą na parking. mamy okazję jeszcze chwilkę ze sobą pogadać, a potem już do samochodów i czas wracać….

Garmin nas śledził…

Wrażenia…

Niesamowite, że po wczorajszym biegu dziś było we mnie tyle energii i ochoty na bieganie. Magda miała jej mniej, dlatego uciekła szybciej do domu. Najzabawniejsze, że po chwili pauzy przy mostku, znów byłem gotów biec 🙂 . Miałem po prostu apetyt na ruch, który wzrósł po wczorajszym, dość „konkretnym” GP. A po spotkaniu wieczornym – również na spotkanie z Magdą 🙂 . Świetnie mi się z nią biega, a po jej kontuzji świadomość możliwości wspólnego trenowania jest jeszcze przyjemniejsza.

Łącznie dziś zrobiłem ponad 14km. Zbieram je przed połówką, która mnie czeka 6go kwietnia i liczę, że regularne bieganie ponad 10km zaprocentuje…Zobaczymy 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *