Niedziela 30.06.2013r.

 

Jak ja lubię te biegowe niedziele 🙂

Imieniny, imieninami…Wielkiego imprezowania nie było, nooo..tak ciut-ciut 😀 . Jeszcze wczoraj popołudniem, choć sprawy zupełnie inne mnie ściągnęły w okolicę, „zahaczyłem” o Dec’a…Tak już mam, że jeśli znajdę się w odległości pół kilometra od tego sklepu, jakieś dziwne siły ciążenia sprawiają, że wchodzę na orbitę, a w konsekwencji ląduję pomiędzy regałami, najczęściej biegowymi 😀 . Efekt – kolejna koszulka, ale to nie zbytek, bo fajnych koszulek nigdy mało 😀 . Zamierzałem, rzecz jasna wypróbować na najbliższych zajęciach, czyli dziś 🙂 .

Od kilku dni temperatury zelżały, jest słonecznie, ale powietrze jest przyjemne, w sam raz do biegania. O tyle to istotne, że spokojnie mogę kalkulować sesję biegania „dodatkowego” po zajęciach, a nie – jak przed tygodniem – przed. To znowu pozwala mi nieco dłużęj się poprzeciągać poprzeciągać w wyrku i twarzy od poduchy nie odrywać aż do 8:00. Jaaaaak miiiiło 😀

Kawa, śniadanie „jednobułkowe”, prysznic, ciuchy….Uchylam drzwi do ogrodu, krok w przód…..”O ŻESZ JASNY GWINT!…Co jest z tą temperaturą???” – od razu zwiewa mocno chłodnym powietrzem. Krok w tył do ciepłego…Dumam…W słońcu będzie pewnie „sahara”, ale ten mocny wiatr może dać się we znaki na tradycyjnej łączce….Nie chciałem brać plecaka, napełniłem już nawet bidon, ale jednak go zabiorę, by schować tam wiatrówkę….Póki co narzucam ją na siebie.

I dobrze, bo już drodze do garażu chłodne powiewy głaszczą moją łysinę 😉 …Jadę…Tuż za krzyżówką Dąbrowskiego z Niestachowską doganiam po prawej Maćka Pędziwiatra – sunie chodnikiem z gracją i, jak to on, szybko 😀 😀 . Nie trąbię, zajęty osadzaniem w uchwycie mojego telefonu. Zaraz się zobaczymy przy mostku. Gdy parkuję i ogarniam się jeszcze na siedzeniu, jego sylwetka jak duch przemyka w lusterku wstecznym 😀 . Czas na mnie.

Główna przyjemność tych spotkań to uśmiechnięte twarze biegowej braci 😉 . Pierwsza jest Monika, która dogania mnie jeszcze przed wiaduktem. Przy mostku są już i znajomi, i kilka nowych osób :).

20130630_100008

Zaprzyjaźniona „generalicja” – Maciek i Przemo czekają już w „blokach startowych” 🙂

20130630_100225

Po chwili meldują się Bliźniacy, ostatni chyba dociera zdyszany Kuzyn ;)…Monika nie ma tradycyjnych planów „okołorusałkowych” – dziś realizujemy kolejny etap zapoznania z podstawami treningu biegowego: będziemy poruszać się w II zakresie tętna na kilometrowej pętli w okolicy mostku.  Popróbujemy biegu ciągłego w tempie wyższym od treningowego o minutę na tym dystansie. Dla chętnych i bardziej wytrzymałych – cztery pętle, czyli 4km 😀 😀 .

20130630_100612

20130630_100614

20130630_100619

Rozpoczynamy zapoznawczym truchtem po pętli. Potem kilka ćwiczeń rozciągających i ostatnie wskazówki. Ruszamy. Blisko mnie trzyma się Przemo, bo mam zegarek i mogę kontrolować tempo. Skoro mój bieg to zwykle 5:40-6:00, dziś pobiegnę 4:40-5:00. Sam jestem ciekaw samopoczucia po 2km i tego, czy uda się równy rytm utrzymać. Sama prędkość nie będzie raczej dla mnie problemem, bo przecie wczoraj na 1500m biegłem nawet szybciej :)…Jedyna istotna różnica to nierówny teren – na łuku, gdzie zawracamy, jest nawet niewielki podbieg. Zobaczymy, póki co biegnie się nieźle. Samo poruszanie się w kółko nie jest moim ulubionym – podobnie, jak na bieżni, psycha szaleje. Jakby mimowolnie powtarzam sobie w głowie, że za chwilę muszę pobiec tędy raz jeszcze i że mam tyle a tyle dystansu przed sobą…

Pierwsze kółko jest spokojne, w tempie założonym. Po drodze mijamy przykucniętą Monikę, która robi nam zdjęcia ;)…Nawrót. Jeszcze raz tyle. Czuję się dobrze, zmęczenie narasta. Na pierwszym odcinku dialog w głowie narasta, bo na końcu trzeba zakręcić i kilkadzieścia metrów podbiec..potem teren raczej opada, co pociesza. Pod górkę zwalniam, kilkanaście kroków, potem w prawo i jestem już na drugim długim odcinku do „mety”. Przemo urywa się do przodu – jest sporo szybszy. Przede mną biegnie któraś z dziewczyn…Doganiam ją, a potem…No właśnie – czemu nie przyspieszyć?? Ścieżka delikatnie opada w dół, to pomoże…Dorzucam więc „węgla do pieca” i dość swobodnie wkręcam się na wyższe obroty…Między ostatnimi drzewami zwalniam i zatrzymuję się przed mostkiem. Niektórzy biegną dalej, wśród nich Kuzyn. Ja…mam dosyć 😉 .

Rozciągamy się, opierając się o najbliższe drzewa…

20130630_102318

20130630_102322

Teraz czas na pobudzenie ciała po monotonnym biegu, czyli rytmy 🙂 . Monika aplikuje nam cztery przebieżki na dystansie 50 metrów. Zastanawiam się, czy dla pełnej swobody zdjąć i zostawić plecak, ale nie ma nikogo, kto by czuwał nad nim, więc spinam go mocniej i zabieram ze sobą, Sprinty są na luzie, wracamy marszem. Na deser jeszcze kilometr truchtem w kierunku przeciwnym do tradycyjnego. Przy okazji orientuję się, że mój Garmin „przysnął”. Wake-up pokazuje niewielką słabość zegarka i uczy, że trzeba kontrolnie zerkać na niego, gdy pauzuje, albo gdy wcześniej robię to ręcznie. Mimo wibracji niepostrzeżenie przeszedł do uśpienia i teraz, gdy trzeba się poderwać do działania, kilkudziesięciosekundowe wyszukiwanie satelitów powoduje, że fragment dystansu mi umyka a ja zostaję w tyle biegnąć i gapiąc się na tarczę…

Część oficjalną zamyka mała sesja zdjęciowa. Najpierw prosimy Marka-Bliźniaka o uwiecznienie naszej „trójcy”…

20130630_110232

a potem jeszcze bezcenna „grupówka” 😀

20130630_110921

Mocno dziś wieje, a przy mostku szczególnie….Bracia żegnają się, muszą zmykać do domu. W pozostałym składzie ruszamy „pod prąd” na dodatkowe małe kółeczko wokół jeziora. Po kilometrze odbija w stronę auta Przemo. Południowym brzegiem truchtamy bardzo wolno, rozmawiając i towarzysząc dziewczynom, po północnej stronie zaś biegnę przodem z Maćkiem. Mamy chwilkę by pogadać, nacieszyć się spotkaniem. Przy mostku jeszcze mały stretching i spacerujemy przed stadion. Tu Monika podpuszcza nas, by zobaczyć jak radzi sobie klubowa sprinterka, która właśnie rozpoczyna rytmy na tartanie. Zerkamy tylko na pierwszy odcinek, bo Maciek się mocno śpieszy. Co za dynamika!!! Młoda, niewysoka, ale zgrabna dziewczyna ma dynamit w nogach – sunie po płycie jak francuskie TGV, a podmuch dociera aż do nas 😀 ….

Na finał wsiadam z Pędziwiatrem do auta i wracamy razem do domu.

Garmin zanotował…

Zajęcia…

i kółko po nich..

Wrażenia…

Nie był to dystansowo długi dzień (trochę ponad 7km), ale za to bardzo pożyteczny , bo zrealizował ważny, treningowy cel. Równie cenny od strony towarzyskiej – widok znajomych, uśmiechniętych twarzy daje masę pozytywnej energii na całą niedzielę. Dobrym przykładem jest nasz Dorota – saksofonistka, która wkłada wiele serca i sił we wspólny trucht, ale po każdym jest uśmiechnięta od ucha do ucha. Dla Maćka natomiast tempo jest nad wyraz rozrywkowe i mimo, że chciałby pobiec szybciej, trzyma się nas i ma z tego uciechę. Szkoda, że bracia M&M i Przemo musieli już gnać do domu…

..Bo my po prostu….lubimy ze sobą biegać 😀 …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *