Czwartek 06.03.2014r.

 

Dalej i szybciej…

Zapaść frekwencyjna trwa…Wszystko wskazuje na to, że będę biegał dziś jedynie z Magdą B. Martwi mnie tylko to, że jej tempo może się okazać dla mnie zabójcze, jest przynajmniej o pół minuty na kilometrze szybsze od mojego 😉 . To sprawia, że cieszę się z obecności naszej Magdy na rowerze, która ostatnio tak czuwała nad tym, bym się nie wyrywał do przodu 🙂 ….Ale  radość trwa tylko do późnego popołudnia, gdy dostaję smsa…że jej zabraknie 🙁 🙁 …W ubiegłym tygodniu jej asysta mnie uskrzydliła, dziś mogła ocalić…Szkoda…A zatem zostaję sam na sam ze „sprinterką” 😉 … Czytaj dalej

Niedziela 02.03.2014r.

 

Duathlon…

Mój humor wczoraj wieczorem przygasł…Wszystko wskazywało na to, że będę dziś jedynym biegającym…Tydzień temu nie zjawili się bywalcy – ci, którzy do nas zaglądają raz po raz. Jola, Aga i ja oraz towarzysząca nam na rowerze, Magda, potruchtaliśmy do Strzeszynka. Teraz miało zabraknąć Joli, a Aga – z uwagi na bolące biodro – też chciała się przerzucić na dwa kółka i nawet zaproponowała taki wariant również mi. W głowie się zamieszało, bo – jak pisałem – myśl o pauzie była wciąż żywa – jednak wieczorem ani z Agą, ani z Magdą nie udało mi się skontaktować w kwestii szczegółów…Byłem w kropce. Mój rower nieszczęśliwie znalazł się  jesienią w epicentrum remontu i teraz czekało mnie najpierw wydostanie ze „strefy zero”, a potem mozolne doprowadzenie do stanu używania. OK, zrobiłem to, ale brak wiedzy co i o której robimy dziś, przygnębił mnie mocno… Mój wstępny plan zakładał, że połączę jedno z drugim…W niepewności kładłem się spać… Czytaj dalej

Sobota 01.03.2014r.

 

To be..or not to be…

Jeszcze wieczorem w piątek mocno się mocuję z sobą samym…Ciało podpowiada pauzę, ale głowa chce biec…Potrzebuje tego…Rodzi się dylemat – zostać, regenerować się, podejmując się domowych wyzwań, ze średnim entuzjazmem 😉 , czy…pojechać i zabiegać przypadłości, upajając się endorfinami… 🙂 . Ryzykowne?….Może…Ale gdybym się na dobre „rozklekotał”, nie byłoby opcji, a ja wciąż ogólnie „trzymam się kupy”…Postanowiłem ocenić rankiem… Czytaj dalej

Czwartek 27.02.2014r.

 

Na mlecznej drodze…

Biodro psuje humor. Muszę weryfikować plan, a ten nieśmiało miał wprowadzić…czwarty trening w tygodniu 🙂 . Kusiło, bardzo mnie kusiło zawitanie na popularny podbieg na poznańskiej Cytadeli, już od dawna – teraz perspektywa Maniackiej Dziesiątki za 2 tygodnie i półmaratonu za miesiąc uczyniła z tego konieczność 🙂 . Niestety sytuacja jest taka, że pierwsze podejście zrobię pewnie za tydzień – mimo to wczoraj, przy okazji obecności w pobliżu, zajrzałem na popularnego „grzmota” 😀 . Samo podejście nim podkręciło głód treningu…ale na założenie butów musiałem poczekać dobę… 😉

Rano się łamię – wciąż kuleję, nie wiedząc, czy to uraz, czy – jak to bywało w przeszłości – konsekwencja przeciążenia na koszykówce i ucisku w kręgosłupie…Ponieważ nikt nie odpowiedział na zajawkę o zajęciach na fejsie 🙁 , chcąc się upewnić, kto będzie dziś wieczorem, wysłałem w ciągu dnia bezpośrednie zapytania. Popołudniem rośnie niepokój…Najpierw Aga odpowiada, że dziś pauzuje z uwagi na kontuzję, potem Jola dołącza do nieobecnych… 🙁 . Tak naprawdę pozostaje Magda B. i nasza Magda, która od niedzieli czeka, by znów nam towarzyszyć na rowerze…Pierwsza z nich najpierw  wstępnie się potwierdza, mimo przeziębienia, zwłaszcza, że ma ochotę na małą. „pączkową” fiestę – dziś Tłusty Czwartek (!) – ale krótko przed 19tą też się wycofuje… 🙁 … Z biegających zostaję sam  (!), a ze mną Magda na rowerze…W niej jedyna nadzieja, że dziś znajdę siły, by ruszyć na szlak…Na szczęście ona nie rezygnuje 😀 .W sumie – mimo doła związanego z frekwencją, bardzo się cieszę, że będzie mi towarzyszyć i jestem pewien, że będzie to bardzo miło spędzony czas – ma w sobie tyle entuzjazmu, że może nim obdarować cała grupę biegaczy 🙂 . Nawet jadąc obok na rowerze 🙂 . O ile uraz mnie nie zatrzyma, będziemy się świetnie bawić 🙂 .

Z biodrem nie wszystko jest OK, ale czuję, że mogę pobiec…O 19:40 ruszam na Lotników. Znów muzyka z eteru buduje świetny nastrój 🙂 . Usta milczą, dusza śpiewa 🙂 . Nawet, gdy już jestem na miejscu, kolejny utwór nie chce mnie wypuścić na zewnątrz 😉 . W lusterku nagle, jak spod ziemi, pojawia się Magda – ubrana w narciarską kurtkę, z uśmiechem na ustach 😀 . Witamy się i ruszamy do tunelu pod Dąbrowskiego. Fajnie ją widzieć! Od razu się rozgadujemy i czuć tą niezwykłą pozytywną wibrację, gdy biegamy razem w naszym Team’ie 🙂 . Wesoło jest od pierwszych kroków 🙂 . Przy rogatce pauza na uruchomienie zegarka i rozruszanie stawów. Satelity meldują się dość szybko. Jestem gotów.

20140227_200348

Dziś będzie nam towarzyszył wyjątkowo baśniowy klimat – kiedy uruchamiam czołówkę, snop światła niczym szperacz przebija się przez mglistą przestrzeń wokół. Las i nasz szlak spowija mleczna zasłona… 😀 …Nie ma nikogo wokół, tylko my i ta nieziemska, tajemnicza biel wokół nas….Gdy wybiegamy na krótki odcinek otwartej przestrzeni, pokazuję otulone mgłą jezioro – Rusałka majaczy w niej jak tajemne moczary 🙂 . Światełko Magdy przeżywa agonię – nie naładowała akumulatorów, na szczęście moje wystarcza nam w zupełności…Magda jedzie po mojej lewej stronie, a ja oświetlam drogę nam obojgu. Biegnę dość szybko, śmiejemy się, że pędzę, więc przyhamowuję…Mając za punkt odniesienia rower, ciężko jest utrzymać spokojne tempo 🙂 . A mnie nosi!! Nie czuję bólu, a to podnosi radość z okoliczności – ze spotkania, z Magdy obok, z „drogi mlecznej” i tego, że z taką lekkością przychodzi mi dziś bieg 🙂 .

Kolejne odcinki, które z reguły odliczam, mijają niepostrzeżenie…Lutycka…Biskupińska –  zostają za nami…Miejscami mgła tak bardzo się zagęszcza, że pole widzenie ogranicza się do jednego kroku (!!)…Zwalniam…Magda stwierdza, że – pomijając fakt jej debiutu  na rowerze nocą, w lesie, z czołówką 😉  – że przy takiej widoczności nie miała jeszcze okazji podróżować na dwóch kołach 😉 . Mnie się ten klimat strasznie podoba, to w końcu bieg po lesie, w naturze, a ona ma swoje prawa. Mieszkańców również 🙂 i miło, że póki co ich nie spotykamy 😉 . Tak gęste mleko nie zalega wszędzie, a miejscami – kiedy się przez nie przebijamy, kawałek dalej światło mojej latarki sięga już odległych drzew…Znów wtedy przyspieszam, a Magda czujnie mnie strofuje. Bardzo fajnie układa nam się ta niezwykła współpraca 🙂 . Przypomina mi się dokładnie odwrotna sytuacja z pamiętnych wspólnych, ostatnich 10ciu kilometrów maratonu 😉 .

Rozmowa. Cały czas. Jakbyśmy się wieki nie widzieli. Pogaduchy jak przy kawie 🙂 . Tyle, że dla mnie „przy kawie w tempie 5:15” 😉 😉 . Mam dziś nadprodukcję endorfin 😉 . Docieramy do pomostu, aż na jego koniec…I staje się CUD 😀 😀 – choć wokół nas jezioro przybrane jest mgłą jak łóżko w sypialni pierzyną, to nad głowami mamy…OTWARTE NIEBO 😀 . W dodatku – pełne gwiazd!!! Nie sądziłem, że tak nam się poszczęści, ale widocznie…było nam dane 🙂 . Co więcej – to wyjątkowa nagroda dla mnie, bo ściągnąłem dziś na komórkę aplikację z mapą nieba, którą ostatnio nas tak miło zaskoczyła Magda B. Nie stawiałem na to, że tak szybko się przyda 🙂 . A okazja jest wyborna – wyciągam telefon i wpatruję się teraz z Magdą razem w ekran, próbując odczytać nazwy jasnych punktów, którymi usłany jest nieboskłon…Wbudowana w program muzyka dodatkowo buduje klimat….Niesamowita, urocza i ulotna chwila…. 😀 😀

Emocje biegu mocno mnie grzeją, ale Magda wcześniej już marzła już w dłonie – teraz chłód dobrał się do niej już na dobre…Kończymy więc „gwiezdny seans” na pomoście i idziemy na tradycyjną herbatkę. Pani z recepcji pozwala nam wprowadzić rower do środka, a my zajmujemy „nasz” stolik. Przytulnie. Ciepło. Kameralnie. Dwie filiżanki wydzielają aromatyczny zapach 🙂 .  Rozmawiamy o pracy, o bieganiu, o kontuzjach…Śmiejemy się…

20140227_213307

Widzę to wyraźnie – kiedy Magda się uśmiecha, jej oczy błyszczą. Zmęczenie pracą gdzieś ulatuje i czuję, że dobrze się bawi. Cieszę się – mam ogromną przyjemność w słuchaniu, jak opowiada i w ogóle, że jesteśmy tu razem. To właśnie takie chwile naszego biegania „kolekcjonuję” 🙂  – gdy w ucieczce od codzienności znikamy w świecie naszej pasji, ciesząc się wzajemnie ze swojej obecności, dzieląc się sobą…To właśnie jest piękne, to wywołuje magnetyzm, przyciągający wzajemnie…I to sprawia, że….zmieniamy dziś tradycję – zamawiamy drugą herbatę 😀 😀 . Nie tylko dla unikalnego aromatu 😉 .

Ale i ta herbatka kiedyś się kończy. Niechybnie. Trzeba wracać. Z pewnością moglibyśmy tak przegadać czas do rana 😉 . Cóż, trzeba ponownie zanurzyć się w mlecznej krainie…Znów to niemiłe uczucie chłodu na pierwszych kilkuset metrach. Potem już się rozkręcamy. Rozmową też. Tematów jest bez liku…Na otwartej przestrzeni, przy krzyżówce z drogą na objazd jeziora, zwracam uwagę na niebo usłane gwiazdami…Gaszę nawet na chwilę czołówkę w biegu, ale zaraz ją zapalam, żeby Magda nie złapała jakiegoś dołka pod kołami, zwłaszcza, gdy…patrzy w niebo 😉 . Biskupińska…Odrobinę błota na wysokości stadniny…Staram się biec równo, gdy przyspieszam, Magda czuwa 🙂 . Dalej jest połać lasu i Lutycka. Mimo, że droga nierówna, ja wciąż mam wrażenie nie biegu, a lotu 😀 …Negatywne bodźce z ciała dolatują do mnie w bardzo ograniczonym stopniu, co daje mi dodatkowego kopa. Tempo jest odrobinę niższe niż w przeciwnym kierunku, ale i tak moja „czarna skrzynka” w głowie nie prowadzi zapisu 🙂 – bieg jest dziś ledwie dostrzegalnym tłem…Nie wiem jak, ale jesteśmy już znów nad Rusałką…Na podbiegu przyspieszam i przypominam Magdzie przy okazji nasze sesje sprintów tutaj na jesieni, gdy ścigaliśmy się z nadejściem mroku 😀 . Potem w dół i drugi podbieg od torów – tu już nie podkręcam tempa, ale z gracją wspinam się do przejazdu. Po drugiej stronie króciutki stretching.

Wracamy spacerem, Magda prowadzi rower, a ja walczę z wybuchem endorfin 🙂 . Pomagam jej ponownie transportować rower w przejściu pod ulicą Dąbrowskiego. Moja miła koleżanka odprowadza mnie do auta, a potem żegna się i gna przyosiedlowym szlakiem do domu. Obserwuję ją i zastanawiam się, czy stawanie na pedałach aby jej nie szkodzi… 😉 . Szalona…. Ale uroczo 🙂 …

Garmin zanotował…

Wrażenia…

Swoboda i lekkość, mimo narzuconego sobie (niechcący 😉 ) szybszego niż zwykle tempa, były zastanawiające…Wielce prawdopodobne, że cała tajemnica tkwi w nastawieniu, w tym, z czym w głowie przychodzimy na trening…A ja na niego czekałem i ucieszyłem się, że mimo słabej frekwencji, Magda nie odpuściła….Jej obecność była kluczowa 🙂 . Wiem to. Sam na pewno bym nie pobiegł, a jeśli nawet bym to zrobił, zamęczyłbym siebie na śmierć. No i byłby to zwykły trening, taki: „odbyć i zapomnieć”. Tymczasem dziś nad wszystkim górowała radość i przyjemność 😀 . Były podwójne, jak ta nasza herbatka 😉 ….

Mógłbym napisać o tym dzisiejszym bieganiu: z piekła do nieba 🙂 , od myśli o pozostaniu w domu po wspaniały wieczór 🙂 . Czekam niecierpliwie na kolejny 😉

Niedziela 23.02.2014r.

 

Radosnym truchtem przed siebie…

Chyba w nagrodę za przedpołudniowy trud, wczoraj przyszła miła wiadomość, jak jaskółka, która oznajmia wiosnę 😀 … Magda, wciąż lecząca kontuzję, zjawi się dziś, by nam towarzyszyć – na rowerze. Bardzo mnie to ucieszyło, bo brak jej „iskierki” (i Maćkowego entuzjazmu) są cały czas odczuwalne, a wczoraj były szczególnie. Mija 21 dni od ostatniej wspólnej eskapady po terenie. Zapowiedź jej pojawienia się odbieram jako wyraźny znak, że idzie ku lepszemu, że czas do wspólnego biegu jest już bardzo bliski 😀 😀 . Brakowało nas Magdzie, a my tęskniliśmy za nią – teraz, choć na dwóch kółkach, ale będzie znów z nami 😀 . Ja szczególnie wiążę się z ludźmi emocjonalnie, wiele dla mnie znaczy, gdy razem rozwijamy pasję, coś wspólnie przeżywamy i odczuwam ich brak – dlatego teraz cieszę się na spotkanie z Magdą ogromnie i rowerowa formuła uczestnictwa wcale mi nie przeszkadza. Wiem, że razem z nią, Agnieszką i Jolą spędzimy świetne przedpołudnie  🙂 . Czytaj dalej

Sobota 22.02.2014r.

Na żywioł…

Piękny poranek…Ledwie otwieram powieki, a już radość w sercu na widok słońca 🙂 …Działa jak magnes – coś jest w jego promieniowaniu i tych naszych hormonach, że z nim żyje się i działa z większą werwą 😀 . Przyda mi się dziś bardzo – pomijam fakt, że przede mną kolejny bieg z cyklu Grand Prix, istotniejsze jest to, że gdzieś w duszy kołacze smutek…Nie będzie dziś takiej zabawy, jaka była podczas ostatniego biegu…Nie wiem, czy kiedykolwiek to się powtórzy, ale dziś na pewno nie.. 🙁 …Zabraknie Magdy, Maćka, Piecha, Magdy B. ….Oni tworzą atmosferę, tą otoczkę przed i po biegu…Być może paradoksalnie w całej tej zabawie właśnie o to chodzi, by dzielić się między sobą endorfinami, wzajemnie celebrować radość biegania….zamiast w ciężkiej orce „urywać” z życiówki kilka sekund, samotnie walcząc za linią mety z mdłościami….Przynajmniej ja mam takie wrażenie…. Czytaj dalej

Czwartek 20.02.2014r.

 

Czytanie nieba…

Czwartek mi jakoś nie wychodzi. Od rana mam problemy, w ogóle ostatni czas jest trudny…bardzo stresogenny. Bieganie stało się wentylem, magicznym zaworkiem 😉 , który odkręcam w takie dni, jak dzisiejszy, wieczorem i reguluję ciśnienie w głowie…Jest katalizatorem…buforem, oczyszczającym moje myśli…To jeden z głównych powodów, dla których wyczekuję spotkania… Czytaj dalej

Niedziela 16.02.2014r.

 

Od bezludzia po tłumy…

Lubię niedzielne poranki 🙂 . Na ulicach pusto, czuć, że to dzień wolny od pracy…Dziś jest podobnie…Jadąc, mogę się relaksować, wiem, że dojadę na czas, a dane mi też w spokoju pogapić się na nielicznych przechodniów i biegaczy, mknących chodnikami przed siebie..Jest w tym jakieś misterium, coś, co gubimy w zwykły dzień, gdy wszędzie nam spieszno…Auta gnające bez opamiętania i ludzie – zamyśleni, bez uśmiechu, jakby nieobecni…Od poniedziałku do piątku – bo w sobotę jest już troszkę inaczej, nie wszyscy muszą się zrywać wcześnie do służbowych zajęć…Ale niedziela – to święto 😀 …Dla niektórych błogie lenistwo, dla innych szansa, by po tygodniowym stresie wskoczyć w sportowy ciuch i poszukać ukojenia w naturze… Czytaj dalej

Sobota 15.02.2014r.

 

Browarna Mila czyli Spieprzaj Dziadu!

Myśli moje wciąż są zawieszone przy czwartku i tym naszym wieczornym „spontanie”, który tak zaskoczył Magdę 🙂 , a tu czas zbierać się na BBLa…Nie „czuję” tej soboty – zawsze towarzyszył mi Maciek, dziś mam pojechać sam…Próbuję jeszcze do niego smsować, ale telefon milczy…W programie dnia mamy rywalizację, która zrodziła się z pomysłu Agaty: Browarna Mila, czyli galop po naszej treningowej pętli w lesie, na trenach za Maltą. W obliczu ostatnich kłopotów z achillesem i kolanami, brakuje mi entuzjazmu, ale może to wynik perspektywy solowej wyprawy na Browarną…Nie wiem… Czytaj dalej