Środa 25.07.2013r.

 

Truchtem do wody…

Dwa dni przerwy w ruchu zawsze się przydają. Wczoraj troszkę mnie nosiło, by podjechać na zachód słońca do Strzeszynka rowerem – w końcu, przez bieganie 😀 , pierwszy raz od czasów niepamiętnych nadszedł lipiec, a ja jeszcze nie wyciągnąłem dwóch kółek 😉 . Ostatecznie dotarłem autem…Ma być relaks – niech będzie 🙂 . Muzyka na uszach, jezioro, resztki promieni słonecznych…tylko komary starały się zakłócić zadumę nad pięknem  😉 …. Wokół było zadziwiająco spokojnie, ledwie dwóch chłopaków skaczących do wody z pomostu, kilka osób, jak ja, żegnających letni dzień w ciszy…Wszystko. Żadnej spodziewanej o tej porze imprezy nadbrzeżnej, czy tzw. stonki…Idealne warunki, by oderwać duszę od codziennego stresu….

Wewnątrz towarzyszyła mi myśl, że jutro – czyli dziś – o tej samej porze przybiegnę tu z przyjaciółmi. I to malowało mi uśmiech na twarzy…Z tym nastrojem żegnałem plażę już przy świetle księżyca…

Dziś dzień mija szybko, wcześnie też – bo już przed 11tą – odzywa się Magda, z pytaniem o wieczór 🙂 . Anonsuje Olę, która ma ochotę dołączyć, jeśli się wyrobi. Fajnie!! Sympatyczne grono się poszerzy. W końcu dzisiejszy plan jest bardziej towarzyski, niż treningowy: 5.5km do plaży, kąpiel i 5.5km z powrotem. To jakby dwa krótsze treningi w jednym i to w spokojnym tempie. Wczesnym popołudniem wiadomo już, że będzie z nami też Agnieszka. Próbuję ściągnąć Przemka, ale gdy piszę smsa, on dopiero ląduje na Okęciu, wracając z urlopu. Pojawi się pewnie za tydzień 🙂

Nie mogąc się doczekać, zamykam biuro ok. 18tej. W domu zastanawiam się, czy zabierać plecak z piciem…To w końcu takie dwie „piątki z hakiem”…Wciąż jest bardzo ciepło, ok. 30stp. przy niewielkim wietrze, przyjemniej biegłoby się „na lekko”….Decyduję się jednak na tobołek – w niedzielę z Markiem mocno mnie suszyło po drodze, woda więc się przyda, a i ręcznik z mikrofibry wrzucę do plecaka.

Wyjątkowo wcześnie wyjeżdżam – tuż po 19tej, mam komfort spokojnej, bezstresowej jazdy. Jeszcze przed wyjściem napisałem do Anity, z którą ostatnio tak niewiele biegam, z propozycją przyłączenia się…Niestety, nie tym razem… 🙁 . Na Lotników jestem kwadrans po siódmej i gdy parkuję macha mi ….właśnie Anita. Wygląda, że idzie biegać…ale nie z nami (odpisała mi, że chce przetruchtać wokół Rusałki tradycyjna „piątkę”). Ponieważ widzę, że się ogląda, podczas gdy jej chłopak już pobiegł w przód, sprężam się i doganiam ją przy przejściu podziemnym pod ulicą Dąbrowskiego.

20130724_191827

Jest kilka chwil, by sobie pogadać….Okazuje się, że wyszła pobiegać, a potem wraca do zajęć…Z daleka widzimy przy torach Magdę, Macieja – kolegę Anity i jeszcze jednego, bardzo wysokiego chłopaka…Anita pyta: „Kim jest ten olbrzym?” 😀 . Sam jestem ciekaw, któż to 😉 …Witamy się ze wszystkimi. Nasz „Goliat”, Darek, okazuje się być znajomym Magdy i całkiem sympatycznym facetem. Biegają razem w zawodach, ale zalicza siebie do grona początkujących. To bardzo dobrze, bo gdyby był „zawodowcem”, to przy swoich „susach” i mojej prędkości, mógłby się zanudzić 😉 . Anita z Maćkiem machają na pożegnanie i ruszają……Szkoda  – mając w pamięci nasze wspólne, nocne, zimowe kółka wokół Rusałki…mroźne ścieżki Marcelina…uśmiech i radość na każde spotkanie Team’u….teraz czuję, że…coś pęka…coś, co było takie fajne, co owocowało wspólnym piwem na Starówce, niezapomnianą imprezą, przygotowaną właśnie przez Anitę i wieloma rozmowami….kruszy się na moich oczach 🙁 🙁 🙁 ….

Czekamy na Agnieszkę….

20130724_192448

Gdy tylko się zjawia kilka minut po wpół, zasypuje nas – jakże charakterystycznym dla siebie – wesołym gradem słów 😀 …I natychmiast rusza 😀 …. Dobrze, że mój Garmin był gotów do odpalenia! 😉 ….Przetaczamy się przez pierwsze górki, a Aga prze do przodu, cały czas coś opowiadając 😀 . Naprawdę wnosi do naszej gromady ogrom energii i wesołości 😉 …Skręcamy w stronę Strzeszynka, cały czas w tempie podkręcanym przez Agnieszkę – ma niespożyte siły, mam wrażenie, że gdy wysiadała z auta, już miała tempo poniżej 6:00, a teraz tempomat ustawiony jest na ~5:30 😀 …. Sporo sił jeszcze, więc nie ma kłopotu, by taki rytm utrzymać, choć większość trasy jeszcze przed nami.

Bawi mnie ta sytuacja i uśmiecham się sam do siebie – Magda i Darek dotrzymują kroku Agnieszce, ja się trzymam dwa-trzy metry za nimi, ale…żeby usłyszeć opowieści Agi, muszę być tuz tuż. Czyli – albo wolniej i spokojniej, ale nie słysząc, o czy mowa, albo razem, na szybszym oddechu i zmęczeniu 😉 😉 …. Zaiste dylemat godny Salomona 🙂 . Cóż, trzymam się grupy, by nie wypaść z tematu…

Obwodnica już daleko za nami, mijamy Biskupińską, wskakujemy na ostatni odcinek. W lesie, pod koniec jest już spokojniej, 6:30 pozwala na swobodną rozmowę, zresztą – Aga też musi kiedyś odpocząć 😉 🙂 . Dopiero, gdy wpadamy na trawę i ostatnie kilkaset metrów do plaży, wybiegam do przodu i „ciągnę”  aż do pomostu.

Kilka oddechów i wraca samopoczucie sprzed biegu. Doceniam częste bieganie, bo coraz szybciej odpoczywam. Przebieramy się, a ściślej dziewczyny – my faceci zrzucamy tylko biegowe ciuchy aż do majtek i jesteśmy gotowi 😀 . Gdy towarzystwo wypływa dalej, ja trzymam się bliżej brzegu, mając stale na oku nasze „klamoty” – licho nie śpi, kręci się kilku młodych chłopaków, nie chciałbym nikomu prezentować zegarka, do świąt jeszcze daleko 😀 … Jest super, woda ma idealną temperaturę, słońce zagląda za las po drugiej stronie jeziora. Wczoraj zdążyło mi uciec, nim się zjawiłem na pomoście, dziś je przyłapałem 🙂 . W wodzie rozmowy nie milkną…Do brzegu przybijamy z Darkiem pierwsi i póki dziewczyny jeszcze pływają, mamy chwilę na wymianę zdań o sprzęcie, o zegarku i bieganiu w ogóle 🙂 …. Ogarnięcie się po kąpieli mija nam sprawniej niż przed 😉 – chwila i znów jesteśmy w biegu. Gdy zostawiamy wodę za sobą, plażowicze przyglądają się nam z zaciekawieniem 🙂 … a może i lekkim uznaniem? 😉 … Magda tradycyjnie marznie, Aga zagrzewa opowieściami…

Po około pięciuset metrach w oddali na ścieżce widać błyski stroboskopów…Zbliżamy się…Karetka, porzucone rowery…”Może ktoś zasłabł??” myślę…Lekarze i sanitariusze pochyleni, więc nie widać, w czym rzecz….Gdy mijamy w ciszy ambulans, wszystko staje się jasne….Złamana noga, niespodziewana przygoda któregoś z dziarsko tu „śmigających” rowerzystów…Mimo wszystko, jakieś dziwne ciarki na plecach, ale też ulga, że nic poważniejszego…

Dzięki rozmowie połykamy metry błyskawicznie…Za obwodnicą Aga przyspiesza – nie wiem, czy to efekt zbliżania się do końca trasy, czy nadmiar energii, ale wyraźnie podkręca tempo. Magda też to dostrzega, staramy się dotrzymać kroku…W sumie nie jest to zły pomysł – taki mocniejszy akcent na koniec…Troszkę zwalniamy już przy Rusałce, a gdy mamy przed sobą podbieg, tym razem ja wyrywam się w przód…Pokonuję go w tempie 4:50, co mnie samego zaskakuje – wiele sił, mimo szybkiego i głębokiego oddechu, jeszcze drzemie…Teraz z górki, ostatni podbieg do torów i stop, Garminie :).

Żegnamy się znów pospiesznie, praktycznie tylko ja się odrobinę rozciągam. Na pożegnanie Magda mówi coś do mnie przez uchyloną szybę auta, ale jej słowa niestety nie dolatują…. Ruszam truchtem do auta i dokładam kilkaset metrów. Łącznie mam ich 11.14km. Druga próba rozciągania kończy się przegnaniem przez komary….No dobrze, nie bądźmy tacy aptekarscy – dwa łyki wody…głęboki wdech pachnącego lipcem powietrza…i do domu….. 😀

Garmin zapisał…

Wrażenia...

Nie pamiętam trasy – poza tymi kilkoma opisanymi fragmentami i szarpanymi odczuciami, w tym towarzystwie, przy tym poziomie przyjemności ze wspólnego biegu, po prostu te kilometry…przeleciały!!. Chciałbym tak biegać zawody – bezboleśnie…. 🙂 No ale tempo 6:00 nie gwarantuje, że nie dostałbym do niesienia napisu „koniec wyścigu”… 🙂 Tak to już u mnie jest – w dylemacie pomiędzy przyjemnością z rozmowy, towarzystwa a poważnym biegowym celem, wybieram świadomie to pierwsze. To ma gwarancję 100% satysfakcji 😉 😉 .

Póki co, wybornie się bawię, dbając o kondycję i stopniowo polepszając wydolność..Darek jest kolejną osobą, pytającą mnie o mój „plan zawodów”…Nie mam go określonego – biegam, pokonuję słabości, cieszę się tym, spędzam czas z ludźmi, których lubię, a gdy przyjdzie czas i odpowiednia wydolność…i może ciśnienie na wynik…wtedy stanę w szranki 🙂

Myślę o starcie na dychę….ale upały studzą zapał…Pożyjemy, zobaczymy 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *