Sobota 04.01.2014r.

 

W glorii chwały moich przyjaciół…

Życie bywa przewrotne i zadziorne. Moja plany powrotne ze Świąt posypały się jak domek z kart. W ułamku chwili. Jeszcze noworocznym wieczorem umawiałem się czwartkowe bieganie, spakowałem, by wczesnym rankiem wyjechać do Poznania, świetnie czułem, kładąc się spać…Ale to był krótki sen. Jelitówka objawiła się jak huragan, wytarmosiła mnie, wycięła z życiorysu resztę nocy i cały kolejny dzień. Pozbierałem się dopiero w piątek, na tyle, by zdecydować popołudniem, że jadę. Zdawałem sobie sprawę, że wirus wyjątkowo gwałtownie wyssał ze mnie MOC, ale lepsze samopoczucie dawało cień szansy, że może – choć tym razem towarzysko i „na zaliczenie” – przetruchtam sobotnie zawody z cyklu Grand Prix nad Rusałką. Udział uzależniłem od samopoczucia i braku gorączki. Wyjechałem tak, że udało mi się jeszcze dotrzeć do Biura Zawodów i odebrać pakiet. Nadzieja kwitła…Cieszyłem się na wspólny bieg z moimi „fighterami”, Magdą, Maćkiem, Piechem i wszystkimi BBLowymi przyjaciółmi i znajomymi. Do późnej nocy. Wtedy termometr przyniósł rozczarowanie. Oczywiście, mogłem udać, że nie widzę, wziąć „coś na noc” i rano pognać, ale myśl o dłuższej pauzie potem ostudziła zapędy. Decyzja podjęta – nie biegnę, ale biorę aparat i idę dzielić zapał, wątpliwości i – w co wierzę – radość moich przyjaciół 🙂 . Czytaj dalej

Wtorek 31.12.2013r.

 

Ostatni biegowy zachód słońca’ 2013 🙂

Koniec roku, choć to tylko umowna granica czasu, sprzyja jednak jakiejś wyjątkowej celebrze, innemu podejściu do przemijania i wierze, że to, jak się zakończy stary, albo powita nowy, będzie rzutować na kolejnych 12 miesięcy. Nie wiem, czy faktycznie układ gwiazd jest dziś wyjątkowy, a kolejne minuty tego dnia mają moc decydowania o przyszłości 🙂 , ale sam ulegam magii chwili 😀 . Zaplanowane na dziś bieganie miało jakoś podsumować te niezwykłe, pod względem tej aktywności, minione 365 dni… Czytaj dalej

Niedziela 29.12.2013r.

 

Testując grawitację…

Rozochociłem się. Wczoraj zrobiłem sobie pauzę, ale dziś jestem zwarty i gotowy na kolejną przygodę. Nie będzie dziś słońca i błękitu, ale najważniejsze, że wciąż ciepło, około 5stp. Wybieram nowy kierunek. W wiosce, gdzie stacjonuję, był kiedyś okazały pałac. Miałem przyjemność gościć i nocować w nim nie raz, mieszkała tam moja rodzina. Czasy się zmieniły, obiekt pustoszał, PGR się rozpadł a państwo nasze w nosie miało mienie poniemieckie (niegdyś należał on do niemieckiej szlachty, rodziny von Borcke), brakowało opiekuna. Za niewielkie pieniądze sprzedało nieruchomość Polakowi z USA. Nie wiem, czy zamierzał to odrestaurować, wiem, że się zabrał za remont. Niestety Pani Konserwator postawiła zaporowe warunki. Wkrótce runęła część dachu, a potem szybko pałac popadł w ruinę….Serce pęka, gdy się na niego patrzy….Na zapleczu był piękny park ze starodrzewem, dziś zarosły. Tam właśnie zacznę dzisiejszy trail… Czytaj dalej

Piątek 27.12.2013r.

 

Mocnym przełajem…

Słowo się rzekło. Trzeba znów w teren. Tym razem w bojowym nastroju, nie ma już pitu-pitu. Wczoraj miałem wystarczający bodziec. Dziś nawet słońce mnie dopinguje. Czas ruszać 🙂 . Nie mam konkretnego planu, bo tu wystarczy wysunąć nos za drzwi, rozejrzeć się dookoła, a wariantów dokąd i którędy jest wiele. Kraina improwizacji 😀 . Wrzucam na siebie ciuchy – dziś termo i moja leciuteńka, czerwona wiatrówka, buff na głowę i dość niepewnie cienkie rękawiczki…najwyżej je zdejmę 😉 … Czytaj dalej

Czwartek 26.12.2013r.

 

Odmulanie…

Po naszym niedzielnym „biegowym opłatku” nadszedł świąteczny tydzień. W tym roku układ dni wolnych wypadł średnio korzystnie. We wtorek Wigilia, środa i czwartek świąteczne, piątek teoretycznie pracujący i po nim weekend…Od lat spędzam ten czas u rodziny na Zachodnim Pomorzu, krainie wymarzonej do biegania, gdzie – jak w snach – ubieram buty i biegnę prosto do lasów, gdzie wokół malownicze górki i dolinki, jeziora i małe śródleśne stawki, a pośród tego wijące się i nie wiedzieć dokąd zmierzające leśne dukty…Tym razem zastanawiam się, jak rozłożyć sobie w czasie „zajęcia terenowe” – chciałbym dać odpocząć nieco nogom, ale też zdaję sobie sprawę, że ascezy przy stole nie będę uprawiał i ruch będzie niezbędnym elementem  walki z nadprogramowymi kaloriami… Czytaj dalej

Niedziela 22.12.2013r.

 

Nasza Wigilia…

Bardzo czekałem na ten dzień. Moje bieganie ewoluowało..Tak, jak większość, swoją walkę zaczynałem samotnie…Dwa lata temu, zimą, łapiąc dramatycznie równowagę na nieodśnieżonych, skutych lodem chodnikach, konsekwentnie realizowałem swoje marszobiegi, wdychając łapczywie mroźne powietrze…Byłem tylko ja i…muzyka. Potem przyszedł czas na próbę – pierwszy BBL nad Maltą…I jedyny wówczas. W jego trakcie myślałem, że umrę, gdy towarzystwo ruszyło galopem na znaną sobie pętlę. Zaraz po zajęciach na kilka tygodni powaliły mnie zatoki, a gdy wróciłem, znów byłem sam…Lato…Jesień…Na swój sposób dobrze się bawiłem, przeżywałem w ciszy porażki i uniesienia, złość i wzruszenia…Przebiegłem bez postojów pierwszą godzinę…Stopniowo zaczynało mi brakować towarzystwa. Biegałem już troszkę szybciej i dalej…Byłem gotów, by po raz drugi poszukać pokrewnych dusz…Ponad rok temu przyszedłem nad Rusałkę na zajęcia pod okiem Moniki i Piotra…I tak się zaczęło…Nadeszły pierwsze biegowe Święta – Anita spontanicznie upiekła ciasteczka i zabrała nas do małej knajpki kilka kroków od naszego miejsca spotkań. Mieliśmy pierwszą wspólną Wigilię 😀 😀 ….Minął rok, przemierzyłem z przyjaciółmi setki kilometrów i dziś znów mamy usiąść przy świątecznym stoliku, podzielić się opłatkiem, złożyć życzenia, uścisnąć…. 😀 Czytaj dalej

Sobota 21.12.2013r.

 

Zabawy biegowej odcinek III…

Życie pisze scenariusze, które ciężko jest przewidzieć…Wczoraj wieczorem w trybie alarmowym wiozłem brata z powrotem do szpitala…Sporo nerwów kosztowała ta noc…Późno się kładłem spać, ale – jeśli tylko sytuacja pozwoli – z treningu BBLowego nie miałem zamiaru rezygnować. Zaplanowałem nawet, że z racji sąsiedztwa Malty i szpitala, zajrzę tam w drodze z zajęć… Czytaj dalej

Środa 18.12.2013r.

 

„Ach, co to był za..bieg!”

Tak, to nie pomyłka z datą. To środa zamiast czwartku. Już rozstając się w ubiegłym tygodniu rozmawialiśmy o tym, że kolejny tydzień przyniesie falę firmowych Wigilii i spraw przedświątecznych. Zmiana terminu na wcześniejszy ratowała sytuację, choć jeszcze nie wiedziałem, czy dla wszystkich. Dla mnie oznaczała mocne sprężanie się, ale przeniesienie spotkania o dzień wcześniej na podobną porę było do przyjęcia. Co do pozostałych konsultację zacząłem na fejsie wczoraj – wszystko wskazywało na to, że z naszego doborowego Team’u zabraknie tylko Agnieszki, która obsadzona miała oba wieczory i żadna zmiana nie satysfakcjonowałaby…Tak było do wieczora, gdy Aga przysłała info, że może jednak uda jej się zjawić 🙂 . Super wieści 🙂 . Czytaj dalej

Niedziela 15.12.2013r.

 

Po przeciwnej stronie bieguna…

Wczoraj było mocniej, to dziś pora na relaks. Co prawda, w świetle starych nawyków, wstawanie w niedzielę w porze analogicznej do dnia roboczego i brak możliwości porządnego wyspania się od długiego już czasu, to jest swego rodzaju ekstremum 😀 , jednak ja się nie zrażam i nadal mam zamiar wyłamywać się ze stereotypów. Zresztą mój zegar biologiczny i tak stawia mnie na nogi w porze codziennego budzenia, tak jest i dzisiaj. Czytaj dalej

Sobota 14.12.2013r.

 

Zabawy biegowej odsłona druga…

Może tym razem pięknego słońca nie ma, ale nie pada i ciepło jest – pogoda więc wyśmienita, by pohasać po lasach za Maltą. Wczoraj wklepałem sobie trening do Garmina, będzie więc dziś komfortowo – tak myślę, bo dotychczas nie korzystałem jeszcze z tego podstawowego dobrodziejstwa zegarka 🙂 . Zeszły tydzień był lekcją, zbieraniem doświadczeń, jak pobiec, by z jednej strony zmęczyć się, a z drugiej nie trafić na nieodległy SOR w Szpitalu na Szwajcarskiej 😉 😉 . Czytaj dalej