Herbatka…mro偶ona 馃檪
No i przysz艂a Arktyka. D艂uuuugo nas oszcz臋dza艂y wschodnie wiatry, d艂ugo aura zach臋ca艂a do wyj艣cia i biegania. Do czasu. Pierwszym symptomem zmian by艂a ju偶 niedzielna go艂oled藕, w poniedzia艂ek szklanka nie ust膮pi艂a, a od wtorku – zamiast rosn膮膰, s艂upek rt臋ci przyj膮艂 odmienny kierunek…I tak oto 艣wiat wok贸艂 zastyg艂 w przezroczystej, ob艂ej i 艣liskiej skorupie, jakby Kr贸lowa P贸艂nocy przyby艂a na wielkich saniach i jednym oddechem, jednym gestem r臋ki zamkn臋艂a wszystko w szklistej polewie…Dla nas, biegaj膮cych, nie mia艂a tym samym lito艣ci. I mr贸z, kt贸ry si臋gn膮艂 ponad 10ciu stopni poni偶ej zera, i miejscami nie daj膮ca 偶adnej przyczepno艣ci nawierzchnia, wielu amator贸w ruchu uziemi艂a w domu….Ale….nie nas 馃榾 .
Wczoraj, pisz膮c info na fanpage’u na temat spotkania, zastanawia艂em si臋, co dzi艣 ubior臋…Pewne jest, 偶e b臋d膮 to 3 warstwy: termo+bluza+wiatr贸wka…We wtorek podjecha艂em do Dec’a – wcze艣niej, po wieczornym klikaniu z Magd膮, wpad艂a mi w oko bluza z kapturem, jakby stworzona do obecnych warunk贸w. Cena wyprzeda偶owa zach臋ca艂a. Kaptur, chroni膮cy przed zimnem, d艂u偶sze r臋kawy z wyci臋ciem na kciuk – to by艂o co艣 nowego w艣r贸d moich ciuch贸w. Pojecha艂em. Kupi艂em. Dywaguj膮c, co ubior臋, mia艂em ju偶 w g艂owie nowy nabytek :D. Jedyne, co mnie zastanawia艂o, to czy na wierch zarzuci膰 jedn膮 z materia艂owych wiatr贸wek Kalenji, czy t膮 moj膮 ultralekk膮 – i tym samym…ultracienk膮 馃槈 . Postanowi艂em, 偶e dzi艣 zrobi臋 ma艂a pr贸b臋 generaln膮 馃槈 .
Wczesnym popo艂udniem, w porze lunch’owej, zrzuci艂em szybko „cywilki” i ubra艂em ustalony komplet. Do艂o偶y艂em jeszcze buff’a z polarkiem, r臋kawiczki…Ma艂y rekonesans po ogrodzie – b臋dzie dobrze 馃檪 , wezm臋 tylko dodatkowo cienkie r臋kawiczki r贸wnie偶, bo palce najszybciej obrywaj膮….Zbli偶a si臋 wiecz贸r…
P贸藕nym popo艂udniem wykrusza si臋 ze sk艂adu Magda B….Temperatura przekroczy艂a ju偶 10 stopni na minusie…Przed 19t膮 odzywa si臋 nasza Magda – i od razu daj mi pozytywnego kopa – nie waha si臋, nie kalkuluje – zastanawia si臋 tylko, jak ja wczoraj, co za艂o偶y膰 馃榾 馃榾 . Tu偶 przed samym wyj艣ciem, gdy w moim odpalonym aucie siedzi ju偶 Maciek, odzywa si臋 telefon…To Agnieszka…Skrobie auto, a lodowisko przed domem tchn臋艂o w ni膮 w膮tpliwo艣ci. „B臋dzie 艣lisko” 偶ali si臋…..Nie mam jak rozmawia膰 w biegu 馃槈 , obiecuj臋 oddzwoni膰 zaraz. Ruszamy, a ja daj臋 telefon Ma膰kowi – on wczoraj biega艂 z Piechem nad Rusa艂k膮, jestem pewien, 偶e zda w艂a艣ciw膮 relacj臋 Agnieszce, jak tam jest. Tak, jak si臋 spodziewa艂em – magia Mistrza dzia艂a 馃榾 (i m贸j smutek w g艂osie 馃槈 ) – Aga ju偶 jest w drodze… 馃槈 .
Parking na Lotnik贸w. Wyj艣cie z ciep艂ego auta przypomina skok do przer臋bli 馃檪 . A tu trzeba b臋dzie zaraz pobiec w tych warunkach 馃槈 . Ch艂贸d, co oczywiste czuj臋 w d艂onie – dlatego od razu zak艂adam podw贸jne r臋kawiczki, ale te偶 – o dziwo – delikatnie w uda. Reszta jest OK, szyj臋 chroni polarek, a twarz os艂ania mikrofibra g贸rnej cz臋艣ci buff’a. Na osiedlowych szlakach 艣lisko, nawet bardzo. Maciek radzi spacer, zamiast biegu. Marszowo pokonujemy tunel i zakr臋camy w stron臋 rogatki. Na dole stoi ju偶 auto, pewnie kt贸rej艣 z dziewczyn… Kilka zda艅 i nagle za naszymi plecami wyrasta jak spod ziemi Magda! :D. B艂ysk oka i u艣miech schowany tym razem pod kominiark膮 馃槈 . Gdy stajemy przy rogatce, w strefie 艣wiat艂a, dostrzegam, 偶e rz臋sy Magdy si臋 biel膮 (!) – mr贸z magicznie je przyozdobi艂, wygl膮da nieziemsko 馃榾 馃榾 ….
Mia艂em racj臋 – obok w aucie jest Aga. Gdy nas dostrzega, z charakterystyczn膮 rado艣ci膮 wyskakuje na zewn膮trz.. 馃檪
My w艂a艣ciwie jeste艣my ju偶 gotowi do startu…
gdy wi臋c do艂膮cza, Wielka Czw贸rka 馃榾 rusza na podb贸j lodowej krainy 馃槈 . Ma艂y falstart ma Maciek, kt贸ry reguluje plecak, ale zaraz do nas dobiega. Stawiamy od pocz膮tku kroki rozs膮dnie, staramy si臋 wyczu膰, jakie trzymanie oferuj膮 nam nasze bie偶niki. Mam w Ma膰kowym tobo艂ku schowane nak艂adki z kolcami, gdyby mia艂y okaza膰 si臋 niezb臋dne, ale, p贸ki co, moje buty dzielnie pracuj膮 na m贸j szacunek do nich 馃檪 – nawet gdy pod stopami l贸d, a na nim odrobina 艣niegu, pozostaj膮 niewzruszone 馃槈 . Brawo. Oby tak dalej. Dziewczyny nie maj膮 ju偶 tak r贸偶owo, a P臋dziwiatr, kt贸ry konsekwentnie dzi艣 w ubiorze „startowym” do lutowego P贸艂maratonu Komandosa, w wojskowych „glanach” ca艂kiem „p艂ywa”… Nie ma szans na szybszy bieg i w sumie…bardzo nam to odpowiada 馃榾 . Teraz to warunki b臋d膮 dodatkowo nas strofowa膰. A i wreszcie mo偶na pogada膰 bez zadyszki. Co prawda w tej kwestii jest inny problem – akustyczny: chustki i kominiarki t艂umi膮 s艂owa i co chwila trzeba pyta膰: „Taaak?…S艂ucham?… 馃檪 . Jako艣 sobie jednak radzimy.
艢wiat wok贸艂 jest magiczny – biel, a nad g艂ow膮, roz艣wietlone 艂un膮 miasta, niskie chmury 馃檪 . Co chwila zerkam a to do g贸ry, a to na boki. Zachwycam si臋. Delikatne szczypanie pod oczami, chrz臋st 艣niegu przy ka偶dym kroku, nasze oddechy, para z ust w 艣wietle czo艂贸wek, majestatyczna cisza wok贸艂 i te drobiny bia艂ego puchu, kt贸re figlarnie skrz膮 si臋, jakby odpowiada艂y na nasze emocje…. – to wszystko buduje niesamowity nastr贸j, unosi serce i pozwala ca艂ym sob膮 by膰 tu i teraz, czerpa膰 gar艣ciami rado艣膰 z biegu i blisko艣ci przyjaci贸艂.
Tempo jest idealne – nie艣pieszne, wywa偶one…Nie jest to cz艂apanie – krok jest kr贸tszy, ale i bardziej elastyczny. Odbijam si臋 z rado艣ci膮 jak pi艂ka od gruntu, staram si臋 cieszy膰 ka偶dym ruchem. Pr贸buj臋 rozmawia膰, ale by dobrze s艂ysze膰 musz臋 by膰 blisko. Gdy sam m贸wi臋, zsuwam na brod臋 buff’a. Po po艂owie dystansu do Strzeszynka troszk臋 ju偶 ta zas艂ona na usta zaczyna dra偶ni膰 – optymalne ustawienie znajduj臋, zostawiaj膮c ods艂oni臋ty nos, a zakrywaj膮c reszt臋 pod nim. Do oskrzeli i p艂uc trafia w ten spos贸b powietrze o przyja藕niejszej temperaturze….Na otwartej przestrzeni, tu偶 za Biskupi艅sk膮, endorfiny daj膮 o sobie zna膰 – mam ochot臋 krzycze膰 z rado艣ci, na szcz臋艣cie tylko unosz臋 r臋ce 馃檪 . Dobiegamy do zakr臋tu w kierunku pla偶y. Dziewczyny t臋skni膮 ju偶 za ciep艂膮 herbat膮, ale biegn膮 dalej z nami do pomostu. Maciek dobiega pierwszy i ostrzega, 偶e jest 艣lisko.
Wreszcie jeste艣my. Zn贸w. W tym miejscu, kt贸re noc膮 jest tak urokliwe…kt贸re tak przyci膮ga… 馃槈 . Gasimy czo艂贸wki. Nie ma co prawda na niebie gwiazd, co z nut膮 smutku w g艂osie podkre艣la Magda, ale dzi艣 ich nawet nie potrzeba. Magia jest i tak 馃榾 . Wystarczy ws艂ucha膰 si臋 w cisz臋, wtopi膰 w otoczenie, na chwil臋 zastygn膮膰, jak otaczaj膮ca nas, dotkni臋ta zim膮, przyroda…i poby膰 tam razem 馃榾 . Kontrast mi臋dzy rozdygotanym biegiem sercem, a katedralnym spokojem tego miejsca jest niesamowity. I te my艣li, s艂owa niewypowiedziane. Wszystko zostaje wewn膮trz duszy, jak w skarbcu….
Jest jeszcze co艣 niezwyk艂ego…Dostrzega to Agnieszka i nie kryje zachwytu 馃檪 . Lodowa tafla na jeziorze. Nie ma ona, jak zazwyczaj, mlecznej struktury, ale jest kryszta艂owo przejrzysta!!! Widok niezwyk艂y, szkoda, 偶e nie mog臋 tego zapami臋ta膰 okiem aparatu….i 偶e nie ma warunk贸w, by poby膰 tu d艂u偶ej – ch艂贸d robi si臋 przenikliwy….Truchtamy do kafejki 馃檪 . Przy wej艣ciu mijamy dwie panie, kt贸re okazuj膮 podziw dla naszego biegowego zapa艂u i odporno艣ci na aur臋 馃槈 .
Ciep艂o…przyjemnie…przytulnie…Tak jest wewn膮trz 馃檪 . Jeste艣my jedyni, mo偶emy si臋 wi臋c go艣ci膰. Zanim zrzucimy ciuchy pr贸buj臋 uchwyci膰 szron na rz臋sach Magdy, ale on okazuje si臋 ode mnie sprytniejszy 馃槈 . Na pocieszenie zostaje i tak pi臋kny kadr… 馃榾
Mokre cz臋艣ci dw贸ch warstw naszej biegowej garderoby l膮duj膮 na grzejniku – ja kurtk臋 r贸wnie偶 wieszam w pobli偶u na por臋czy krzes艂a, korzystaj膮c z tego, 偶e niewielka masa pozwoli jej b艂yskawicznie schn膮膰. Dzi艣 Magda zamawia dla nas herbat臋 馃檪 . Postanawiam spr贸bowa膰 tej z konfiturami 馃檪 .
Rozsiadamy si臋 wygodnie na swoich miejscach i cieszymy chwil膮. Aga zawzi臋cie walczy ze swoj膮 star膮 kom贸rk膮. My uskuteczniamy pogaduchy 馃檪
W naszych 偶y艂ach przyjemnie ju偶 kr膮偶膮 endorfiny 馃槈
Gdy Aga ju偶 uwalnia si臋 od kom贸rki, rozmowa nabiera jeszcze wi臋kszego kolorytu 馃檪 . Pojawiaj膮 si臋 zabawne opowie艣ci z antypod贸w, z podr贸偶y w dalekie strony – Agnieszki – o szczurach w Wietnamie i Magdy – o gigantycznych karaluchach 馃檪 . Ubaw na ca艂ego 馃檪 …S艂ucham, ale r贸wnolegle, w duszy po prostu smakuj臋 chwil臋…chcia艂bym zatrzyma膰 „kadr” i tak trwa膰 tu i teraz, z nimi razem, „no limits”….Patrz臋 na Ag臋, Magd臋, Ma膰ka…na gesty, spojrzenia, na oczy zaszklone, b艂yszcz膮ce, patrz臋 jak m贸wi膮, jak si臋 u艣miechaj膮, jak gestykuluj膮….I wszystko tak bardzo mi si臋 podoba….
Bycie w艣r贸d nich niesamowicie wci膮ga…jest jak daleka podr贸偶 od szarej codzienno艣ci do pe艂nego kolor贸w, 偶ycia i emocji 艣wiata z odleg艂ej galaktyki…Czasem mam wra偶enie, 偶e siedz膮c razem w tym ciep艂ym i przytulnym miejscu, z zapachem herbaty wok贸艂 i u艣miechem na twarzach…mogliby艣my nic nie m贸wi膰, a i tak bawiliby艣my si臋 przednio 馃檪 . Tak ju偶 jest, tak ju偶 si臋 w niezwyk艂y spos贸b dobrali艣my, tak dobrze czujemy si臋 w swoim gronie 馃槈 馃榾 .
Fili偶anki puste…to niemi艂y fakt. Troszk臋 przeci膮gamy nieuniknion膮 chwil臋, ale w ko艅cu i tak pada pytanie: „No to co?…Lecimy?” ….Dzi艣 szczeg贸lnie niech臋tnie, w obliczu tego, co za drzwiami, podnosimy si臋 z krzese艂. Nasze ciuchy troszk臋 przesch艂y i chwyci艂y ciep艂a, to 艂agodzi jako艣 bolesne my艣li.
Jeszcze rzut oka na Ma膰ka w pe艂nym rynsztunku…
I tak trzeba przekroczy膰 (cholerny) pr贸g 馃榾 …Panie przodem, za nimi P臋dziwiatr…Ja bardzo licz臋, 偶e Garmin oka偶e si臋 艂askawy i szybko zamelduje satelity. Wychodz臋…Paskudnie zimno, jakbym przelaz艂 z hawajskiej pla偶y wprost do stacji Arctowskiego na Antarktydzie…W dodatku te d艂u偶膮ce si臋 sekundy ze wzrokiem na cyferblacie 馃槈 . Zegarek okazuje zrozumienie. Jest wibracja, mo偶na odpala膰 czo艂贸wk臋 i rusza膰 艣ladem przyjaci贸艂. 艢wiate艂ka zd膮偶y艂y si臋 oddali膰 ju偶 na 100 metr贸w. Nic to – powiedzmy, 偶e okoliczno艣ci sprzyjaj膮 szybszemu przebieraniu n贸偶kami. Jeszcze przed lasem jeste艣my razem. Magda聽 marznie w d艂onie..Ja czuj臋 lekki ch艂贸d na plecach, ale wiem, 偶e to chwilowe. Aga jest dobrze ubrana, a Maciek z regu艂y nie narzeka 馃檪 . Szybko rozgrzewa nas rozmowa…Gasz臋 swoj膮 latark臋 – przy bieli wok贸艂 艣wiat艂o zza plec贸w z obu czo艂贸wek dziewczyn jest wystarczaj膮ce…Lepiej mi si臋 biegnie, oczy mniej si臋 m臋cz膮. Ciekaw jestem, czy pojawi si臋 w po艂owie dystansu tradycyjne „wiotczenie” 艂ydek 馃槈 , p贸ki co jest 艣wietnie. Powiem wi臋cej – jest BOSKO!. Endorfiny sprawiaj膮, 偶e energia mnie rozpiera, zn贸w mam ochot臋 wrzeszcze膰 馃檪 …Naelektryzowane miastem, czerwone niebo wygl膮da niesamowicie! Na 艣liskich kilkuset metrach otwartej przestrzeni dziewczyny, w trosce o nogi, mocno zwalniaj膮, niemal do marszu, ale ju偶 przy stadninie wracamy do spokojnego truchtu. Biegnie si臋 wspaniale – 偶adnych efekt贸w ubocznych pauzy, 偶adnego wych艂odzenia. Tylko buff na twarzy komplikuje 偶ycie, ale to drobiazg 馃槈 . Momentami pogaduchy gasn膮, a wtedy ws艂uchuj臋 si臋 w melodi臋 naszych rytmicznych krok贸w…Jest mi tak dobrze….
Za Lutyck膮 serce ro艣nie. Wr贸cili艣my „do siebie”. Zwalniam, zr贸wnuj臋 si臋 z dziewczynami, chc臋 biec z nimi, cieszy膰 si臋 kilkoma ostatnimi chwilami dzisiejszego spotkania. Nad Rusa艂k膮 jasno, albo to tylko takie wra偶enie, gdy zbli偶amy si臋 do skupisk ludzkich 馃檪 . Zakr臋camy. Mostek, prosta, potem podbieg. Za nim ogl膮dam si臋 za siebie, sprawdzam, czy Aga nie zostaje, ale obie lampki trzymaj膮 si臋 dzielnie tu偶 tu偶 馃槈 . Czuj臋 si臋 wybornie, wi臋c mog臋 troszk臋 „po艣wirowa膰” – jak tylko ko艅czy si臋 wyp艂aszczenie i zbiegamy do podstawy podbiegu do tor贸w, przyspieszam i wyd艂u偶am krok. Zgodnie z przypuszczeniem, P臋dziwiatr towarzyszy mi jak cie艅. Dynamicznie, szybko, ale nie na maxa, wspinam si臋 w g贸r臋…Przy torach chc臋 zastopo:D w stron臋 auta Agi i zawracam.
Rozci膮gamy si臋, ale nie mamy zamiaru si臋 hibernowa膰. Zgromadzonego ciep艂a starczy na chwil臋, ale przy takim mrozie wych艂odzenie nast臋puje szybko. A ja chc臋 zrobi膰 nam jeszcze pami膮tkowe foto – szalonej, niesamowitej, jedynej w swoim rodzaju, kochanej ekipy 馃榾 馃榾
Dziewczyny roz艣mieszaj膮, my podchwytujemy – a偶 mi si臋 r臋ka trz臋sie przy „spu艣cie” migawki 馃槈 ….
Aga odwozi Magd臋 – proponuje i nam podw贸zk臋..W pierwszej chwili dzi臋kujemy, ale gdy pada zach臋ta: „A ja mam ciep艂膮 herbat臋 馃槈 „, natychmiast zmieniam zdanie 馃榾 . W aucie jest przytulnie, a ciep艂o z termosu z ka偶dym 艂ykiem rozchodzi si臋 po ciele. Bosko. Oszukujemy czas, bo ci臋偶ko nam si臋 rozej艣膰. Aga spontanicznie, ale uroczo przyznaje: „Bo偶e, jak my艣my si臋 艣wietnie dobrali!”. Fakt, to co艣 wyj膮tkowego…..Jedziemy poma艂u uliczkami w艣r贸d dom贸w jednorodzinnych. Magda wyskakuje, a my jej machamy na po偶egnanie. Zazdroszcz臋 jej tej wanny i gor膮cej k膮pieli ju偶 za kilka chwil 馃檪 – .nasza droga do przyjemno艣ci jeszcze potrwa 馃槈 …Wyskakujemy na przystanku przy Lotnik贸w i machamy z kolei Agnieszce….Teraz ju偶 tylko szybko do mojego auta i do domu. Niestety………….
Chcia艂bym, aby takie chwile…takie wieczory si臋 nie ko艅czy艂y….Jak bardzo to nasze bieganie mnie zmieni艂o… 馃榾
Garmin przetrwa艂 mr贸z…
Wra偶enia….
Kiedy zaczyna艂em sw贸j powr贸t do biegania, mia艂em skromne cele, nie buja艂em w ob艂okach, chcia艂em po prostu pracowa膰 nad sob膮 i 艣wietnie si臋 bawi膰. Zadziwiaj膮ce, jak niewiele si臋 w moich oczekiwaniach zmieni艂o. By艂em sam, teraz mam wspania艂ych, weso艂ych przyjaci贸艂. Podziwiam ich i zachwycam si臋 nimi. Razem odnale藕li艣my w tej aktywno艣ci to, co czasem w 偶yciu gdzie艣 si臋 zapodziewa, znika, co mo偶na 艂atwo zgubi膰 – pasj臋 i g艂贸d prze偶ywania czego艣 nowego…..
Taaaak……bieganie sta艂o si臋 NASZ膭 WSP脫LN膭 PRZYGOD膭 馃榾 …..