Czwartek 17.10.2013r.

 

Bieganie bywa..ryzykowne 馃槈

W艂a艣ciwie od niedzieli jedn膮 rzecz robi艂em rzetelnie i bez reszty…Pracowa艂em? No w艂a艣nie nie. Zajmowa艂em si臋 domowymi sprawami? Te偶 nie. Nic z tych rzeczy….Od niedzieli bezustannie i przy ka偶dej okazji…my艣la艂em „biegu dla Magdy” 馃檪 . Po cz臋艣ci dlatego, 偶e chcia艂em to opisa膰, a to prowadzi艂o do analiz i przemy艣le艅, zadumy nad taktyk膮…a po cz臋艣ci dlatego, 偶e tamto uczucie, z mety zawod贸w, wci膮偶 we mnie d藕wi臋czy….A 偶e mi艂e to uczucie, nie chcia艂em tego zag艂usza膰. Bez ko艅ca czyta艂em o bieganiu, ogl膮da艂em i cho膰 kolejna dawka ruchu dopiero przypad艂a na dzi艣 dzie艅 – niestety koszyk贸wka odroczy艂a si臋 o dwa tygodnie z przyczyn remontowych, a wtorkowa si艂ownia wypad艂a przez inne obowi膮zki – to ja przez tych kilka dni od pocz膮tku tygodnia w my艣lach wci膮偶 bieg艂em 馃榾 馃榾 . Dzi艣 wreszcie ponownie mia艂em za艂o偶y膰 buty i spotka膰 si臋 z bohaterami marato艅skiej opowie艣ci 馃榾 .

Dzie艅 zapowiada si臋 pogodowo przeci臋tnie, po po艂udniu mo偶e przetoczy膰 si臋 front z opadami. Licz臋, 偶e meteogram ICM oka偶e si臋 precyzyjny i deszcz zjawi si臋, gdy ju偶 b臋dziemy…pod prysznicami 馃檪 . Niestety ju偶 z rana okazuje si臋, 偶e prognozy swoje, 偶ycie swoje…kapa膰 z nieba zaczyna jeszcze przed po艂udniem 馃檨 馃檨 ….Um贸wienie jeste艣my na 18:10, wi臋c z niepokojem 艣ledz臋 to, co za oknem…Bieganie w deszczu oczywi艣cie grzechem nie jest – w艂a艣ciwie po kilku chwilach cz艂owiek przestaje zwraca膰 uwag臋 na przypad艂o艣膰 aury (zw艂aszcza w naszej weso艂ej gromadzie 馃槈 ), jednak bieganie w ci臋偶kich od wody ciuchach prowadzi do szybkiego wych艂adzania i przyjemno艣ci膮 nie jest. A mi si臋 marzy bieg z przyjaci贸艂mi w bardziej komfortowych warunkach 馃榾 .

Po obiedzie, zamiast wraca膰 do obowi膮zk贸w w pracy, zasiadam….do kontynuacji opisywania maratonu 馃槈 ….Zatracam si臋 w tym bez reszty, bo ka偶de s艂owo zn贸w mnie przenosi na te gwarne ulice, do walecznych chwil….Nie mog臋 si臋 oderwa膰 od laptopa, ale w ko艅cu ju偶 musz臋 to brutalnie zrobi膰, bo na zegarku wybi艂a 17:30…Robi si臋 krytycznie p贸藕no…

Tu偶 przed wyj艣ciem smutne zaskoczenie – Magd臋 za艂apa艂y k艂opoty zdrowotne i dzi艣 si臋 nie zjawi…Wielka to szkoda, bo jest Nasz膮 Bohaterk膮 i chcia艂em powspomina膰 ju偶 „na spokojnie” niedzieln膮 przygod臋 馃檨 . Mam nadziej臋, 偶e niedyspozycja jest chwilowa i w weekend do nas wr贸ci…..Nie b臋dzie te偶 Przema, bo leci na tygodniowy urlop…Szykuje si臋 sk艂ad: Aga, Maciek, Adrian i ja. No chyba, 偶e kt贸ry艣 z zes偶艂otygodniowych go艣ci do nas zawita 馃檪

P臋dz臋 na Lotnik贸w. Czasu zn贸w ma艂o, ale mieszcz臋 si臋 w limicie. Ubra艂em na siebie termo i na to koszulk臋 techniczn膮, teraz, stoj膮c przy aucie i maj膮c pod r臋k膮 wiatr贸wk臋, zastanawiam si臋, czy j膮 ubra膰 zamiast koszulki, czy nie. Jest wilgotno, na zach贸d s艂o艅ca troch臋 niebo si臋 przeczy艣ci艂o, ale kolejne chmury nadci膮gaj膮 (zgodnie z prognoz膮), wi臋c podczas godziny treningu mo偶e nam pokropi膰. Problem w tym, 偶e jest ~10stp. a wi臋c ciep艂o, w kurtce b臋d臋 si臋 grza艂…Rezygnuj臋, najwy偶ej zmarzn臋 馃槈 . Rozgrzej臋 si臋 rozmow膮 馃榾 ….

Zbiegam do rogatki…Niespodzianka – jest kolega naszych dziewczyn, Darek, kt贸ry zbiega艂 do nas w niedziel臋 z trasy maratonu, by si臋 przywita膰 馃檪 …

20131017_181257

20131017_181307

Adrian ma ze sob膮 czo艂贸wk臋, kt贸r膮 zam贸wi艂, a kt贸ra ma defekt – przez chwil臋 j膮 ogl膮dam, wszystko wskazuje, 偶e ma 藕le polutowane kabelki i dlatego 艣wieci na raty…Trzeba reklamowa膰…

Ustalamy tras臋. Jeste艣my zgodni co do Strzeszynka, ale proponuj臋 tym razem „zaatakowa膰” g贸r膮, tj. przez tereny Woli i szlakiem bli偶ej trasy kolejowej, a wr贸ci膰 normalnie. Wszyscy si臋 zgadzaj膮, wi臋c ruszam przodem. Biegnie ze mn膮 Maciek i Adrian, Aga z Darkiem rozmawiaj膮 i zamykaj膮 ty艂y.

Nie lubi臋 tego pierwszego odcinka – tu biegnie si臋 mi臋kkim, chwilami trudnym, piaszczystym terenem, rozje偶d偶onym przez ko艅skie kopyta. Za dnia mo偶na precyzyjniej kluczy膰 po trawie, ale teraz to trudne…Z przyjemno艣ci膮 mijam barierk臋 i wprowadzam ekip臋 na ubit膮 drog臋 pomi臋dzy domami. Za chwil臋 przekraczamy obwodnic臋. Resztki 艣wiat艂a dziennego na nic si臋 nam ju偶 przydaj膮, biegniemy przy zapalonych czo艂贸wkach – Aga wspomaga Darka, ja obu ch艂opak贸w, bo P臋dziwiatr niestety swoje 艣wiate艂ko zostawi艂 w domu….

Obawia艂em si臋, 偶e mocno zmoczymy buty w trawach, ale nie jest tak 藕le. Biegniemy „g臋siego”, ale gdy dziel臋 si臋 wra偶eniami z niedzielnego supportu, Maciek biegnie lekko z boku, by aktywnie w opowie艣ci uczestniczy膰…Kierunek jest mi dobrze znajomy, bieg艂em tedy wielokrotnie, ale za dnia…Teraz trasa wymaga wi臋kszej uwagi. P贸ki co wszystko uk艂ada si臋 dobrze, tempo nie jest wymagaj膮ce, bo Aga prosi艂a, by艣my dzi艣 si臋 nie spieszyli tak, jak ostatnio. Faktycznie 5:30-5:40 wesz艂o ju偶 nam w krew 馃槈 馃槈 …Jest wi臋c teraz ponad 6:00, co pozwala zupe艂nie spokojnie pogada膰…Znajomo艣膰 trasy pomaga mi prowadzi膰 grup臋 bez przeszk贸d….Wy艂aniamy si臋 z mrok贸w lasu na asfalt..Tu ulica Beskidzka mo偶e nas przeprowadzi膰 przez tory i dalej zaci膮gn膮膰 do Kiekrza, ale to trasa na d艂u偶szy wypad – my kierujemy si臋 tward膮 nawierzchni膮 w stron臋 Biskupi艅skiej, kt贸ra sprowadzi nas do „biegostrady”…T艂uczenie cennymi stopami po czarnej nawierzchni nie jest moim ulubionym zaj臋ciem, wi臋c aby je ograniczy膰, skr臋cam w prawo, w niegdy艣 ogrodzony fragment lasu, a dzi艣 – kawa艂ek ziemi niczyjej (przynajmniej na taki wygl膮da…) . Grupa pod膮偶a za mn膮. 艢cie偶ka jest tu do艣膰 w膮ska, ca艂o艣膰 to taki skr贸t na prze艂aj, zamiast biegu asfaltem po literze „L”. Jestem na przedzie, Maciek rozmawia ze mn膮, korzystaj膮c z mojego jasnego „kr臋gu” i jest za mn膮 lekko z lewej, za nami Adrian, a kilka metr贸w z ty艂u Aga z Darkiem.

W艂a艣nie kontynuuj臋 opowie艣膰 maratonow膮, gdy nagle P臋dziwiatr si臋 potyka…Nie wygl膮da to jako艣 szczeg贸lnie, ot, jakby zahaczy艂 o korze艅 i zaraz mia艂 z艂apa膰 r贸wnowag臋, okazuje si臋 jednak, 偶e to, co za dnia mo偶e wydawa膰 si臋 proste, po ciemku, bez w艂asnego 艣wiat艂a na czole, ju偶 takim nie jest…W u艂amku sekundy Maciek l膮duje na wyci膮gni臋tych d艂oniach i pewnie spokojnie by si臋 podni贸s艂, gdyby nie to, 偶e trafi艂 d艂oni膮…na gw贸藕d藕… 馃檨 馃檨 – kto艣 porzuci艂 na 艣cie偶ce kawa艂ek mebla, naje偶ony „niespodziankami” i przysypany li艣膰mi by艂 zupe艂nie niewidoczny….Gdy nasz przyjaciel si臋 podnosi, w pierwszej chwili wszystko wydaje si臋 ok, bo r臋kawiczka jest nietkni臋ta (!), gdy j膮 jednak zdejmuje, prawda jest brutalniejsza. Gw贸藕d藕, kt贸ry si臋 wbi艂 pod palcami, zrobi艂 spustoszenie na d艂ugo艣ci oko艂o 4ech centymetr贸w, a rana jest g艂臋boka, jak ci臋ta brzytw膮….Oceniamy sytuacj臋…Szybka burza m贸zg贸w, kilka pomys艂贸w na powr贸t – bo biec ju偶 dalej, rzecz jasna, nie b臋dziemy. Aga proponuje, 偶e zostanie z Ma膰kiem, a my szybkim tempem wr贸cimy po auto i przyjedziemy po nich….Spekulacje ucina sam P臋dziwiatr – zaciska d艂o艅, z臋by i oznajmia, 偶e spokojnie mo偶emy wraca膰 razem po trasie, kt贸r膮 przybiegli艣my…Fakt, rana nie krwawi obficie, wi臋c przystajemy na to…Mamy za sob膮 3.4km i tyle samo, by dotrze膰 do rogatki, sk膮d rozpoczynali艣my bieg. Po chwili biegu w ciszy, zaczynamy rozmawia膰, by czas szybciej zlecia艂…Tym razem podw贸jnie uwa偶amy, by nic wi臋cej nam si臋 nie przytrafi艂o…Zn贸w jestem na przedzie, zn贸w prowadz臋…W duszy wyrzucam sobie, 偶e mog艂em nie kombinowa膰 dzi艣 i pobiec zwyk艂ym szlakiem – to, co si臋 zdarzy艂o jednak, mog艂o si臋 przytrafi膰 ka偶demu i gdziekolwiek…Marne to pocieszenie…Tym razem „piaski Woli”, kt贸re musimy pokona膰 na ostatnim odcinku, po prostu mnie wkurzaj膮…Zn贸w k艂ania si臋 brak naturalnego o艣wietlenia….Szcz臋艣liwie, bez kolejnych przyg贸d, docieramy do auta Agnieszki. Ustalamy, 偶e najbli偶sz膮 czynn膮 „uraz贸wk臋” mamy na ulicy ulicy Lutyckiej – Aga deklaruje si臋 zabra膰 tam Ma膰ka, bo sama niedaleko mieszka. Ja tymczasem p臋dz臋 sprintem do swojego samochodu po drugiej stronie D膮browskiego, by pojecha膰 ich 艣ladem. Do szpitala jad膮 te偶 ju偶 rodzice P臋dziwiatra, do kt贸rych zadzwoni艂 i kt贸rzy go odbior膮.

Wskakuj臋 do samochodu jak pilot z Krzesin do F16, natychmiast rozpoczynam ko艂owanie i start….Do szpitala nie jest daleko, dziesi臋膰..mo偶e kilkana艣cie minut, uwzgl臋dniaj膮c sygnalizacj臋 uliczn膮…Z parkingu przed wjazdem robi臋 przebie偶k臋 do ambulatorium. Maciek z Ag膮 ju偶 czekaj膮 na przyj臋cie…

Nikt nie lubi szpitali, co oczywiste, ja mam jednak szczeg贸ln膮 alergi臋….Tam u艣wiadamiam sobie dobitnie, jak wa偶nym jest dba膰 o zdrowie, by bywa膰 tu jak najrzadziej…Uraz贸wka wp艂ywa na mnie do艂uj膮co, w korytarzu jest kilka os贸b z b贸lem i r贸偶nymi dolegliwo艣ciami…Ciarki przechodz膮 po plecach…Ma膰kowi zak艂adaj膮 kilka szw贸w, daj膮 zastrzyk przeciwt臋偶cowy, opatruj膮 ran臋 i mo偶emy przej艣膰 ju偶 w stron臋 drzwi, by poczeka膰 na rodzic贸w. Aga 偶egna si臋, nie ma ju偶 dzi艣 ochoty na dalsze bieganie…Ja czekam na Ma膰kow膮 famili臋, z kt贸ra razem w臋druj臋 na parking.

Gdy wracam, w g艂owie ko艂acz膮 si臋 r贸偶ne my艣li „co by by艂o, gdyby”, ale staram si臋 otrz膮sn膮膰. Sta艂o si臋 i teraz musi si臋 szybko zagoi膰.

Jestem w dylemacie. Czuj臋 si臋 jak cz艂owiek zbudzony po艣rodku mi艂ego snu, maj膮cy ochot臋 przy艂o偶y膰 zn贸w g艂ow臋 do poduchy…Mam jeszcze sporo energii i ochoty na bieganie, zostawili艣my za sob膮 dopiero nieca艂e 6.5km…Tylko…czy chce mi si臋 biega膰 samemu??…Na wszelki wypadek odbijam z Niestachowskiej na Gol臋cin, by „pozastanawia膰 si臋” w pobli偶u Rusa艂ki…Za szko艂膮 „pancerniak贸w” przystaje na bruku i szybko rozwa偶am „za i przeciw”….Dobrze. Pobiegn臋, ale ma艂e k贸艂ko. Szybkie k贸艂ko! 馃檪 . Jeszcze kilka chwil temu wy艂uszcza艂em Agnieszce, jakie niebezpiecze艅stwa mo偶e nie艣膰 za sob膮 solowe nocne penetrowanie las贸w , a teraz decyduj臋 si臋 zrobi膰 samotn膮 „dokr臋tk臋” :D…Jestem niekonsekwentny 馃槈

Nie chcia艂em porzuca膰 auta w ciemnych zau艂kach, stawiam go wi臋c vis a vis baru, w kt贸rym onegdaj Anita zorganizowa艂a spontanicznie przed艣wi膮teczn膮, op艂atkow膮 herbat臋 馃檪 . Ruszam. Najpierw asfaltem z g贸rki, potem z kolei podbieg i k艂adka nad torami. Zag艂臋biam si臋 w las, korzystaj膮c zn贸w ze znajomo艣ci terenu. Chc臋 szybko, ale nie chc臋 przedobrzy膰 – przypadek Ma膰ka by艂 dzi艣 przestrog膮…Wybiegam w okolicy gastronomii i dalej kontynuuj臋 tras臋 艣ladami naszych niedzielnych spotka艅. Zostawiam jednak w spokoju „cypel”, chc臋 do艂o偶y膰 z 5 kilometr贸w, ale z jego pomini臋ciem…Gdy jestem za podbiegiem, na odkrytym plateau, pierwsze krople, kt贸re mnie dopad艂y wcze艣niej, przechodz膮 w deszcz…Nie jest on mocny, male sam jego fakt wp艂ywa na mnie depresyjnie….Jestem tylko ja, m贸j 艣wietlisty kr膮g, kt贸ry teraz przecinaj膮 w r贸偶nych kierunkach deszczowe drobiny, ponury, ciemny las wok贸艂 i…偶ywej duszy. Nie spotykam nikogo. Nie dziwi mnie szczeg贸lnie, bo aura taka, 偶e nawet pies zatrzasn膮艂by na amen swoja bud臋, by panu nie przysz艂o do g艂owy go czasem wyp臋dzi膰 na dw贸r 馃槈 馃槈 …My艣l臋 teraz tylko o tym, by jak najszybciej zako艅czy膰 t膮 „nier贸wna walk臋” 馃檪 .

Od chwili, gdy min膮艂em znajom膮 gastronomi臋, narzuci艂em mocniejsze tempo, 5:00-5:30, teraz jeszcze je podkr臋cam, zegarek pokazuje mi 4:40-5:10…M臋cz臋 si臋, ale to nie ma znaczenia – na Gol臋cinei czeka na mnie auto, a w domu prysznic. Kr贸ciutka, 15-sekundowa pauza przy mostku na wyr贸wnanie oddechu i zn贸w w las, tym razem wolniej, tym bardziej, 偶e teren si臋 wznosi. Na kulminacji, czyli k艂adce, zn贸w mikro-przerywnik i w drog臋….Ostatni kawa艂ek asfaltu, pokonuj臋 „na dobicie”, od 5:00 do ciut powy偶ej 4:10 na finiszu. Zwalniam dopiero na doj艣ciu do parkingu….Pada. Pogoda wielce nastrojowa 馃槈 . Znajduj臋 kawa艂ek daszku przy zamkni臋tym sklepiku i tam si臋 rozci膮gam. Pragnienie powrotu wygrywa…Byle jak najszybciej pod prysznic…byle pod ciep艂y prysznic…………..

Garmin wszystko widzia艂…

Wypadkowy odcinek:

Dokr臋tka nad Rusa艂k膮:

Wra偶enia…

Te dzi艣 s膮 akurat bardzo konkretne. Pomys艂 innego wariantu trasy do Strzeszynka, ni偶 ten prowadz膮cy szerok膮, znan膮 艣cie偶k膮, okaza艂 si臋 niewypa艂em z racji zastawionej przez „ma艂orozumnych” ludzi pierwotnych, wyrzucaj膮cych meble do lasu, pu艂apki…Dobrze jednak, 偶e ta lekcja, cho膰 fizycznie bolesna dla Ma膰ka, okaza艂a si臋 og贸lnie 艂agodna – rana si臋 zagoi, a mog艂o by膰 gorzej. Nauka jest taka, 偶e na nocne, lajtowe bieganie, trzeba wybiera膰 zak膮tki znane i cz臋sto penetrowane. Noc膮 na mniej ucz臋szczanych szlakach mog膮 czyha膰 niebezpiecze艅stwa….

„Dok艂adka”, jak膮 zafundowa艂em sobie wok贸艂 jeziora, odnotowa艂a si臋 jedynie w statystykach, dok艂adaj膮c kilka kolejnych kilometr贸w do przebiegu. Ani aura, ani okoliczno艣ci, ani nastr贸j wewn臋trzny, nie zaznaczy艂y si臋 szczeg贸lnie w mojej biegowej historii. Niegdy艣 sprawozdawca sportowy, relacjonuj膮cy jedno ze spotka艅 ligowej kolejki pi艂karskiej, wypowiedzia艂 najkr贸tszy komentarz, jaki s艂ysza艂em: „jedyne, co mo偶na powiedzie膰 o meczu X z Y jest to…偶e si臋 odby艂” 馃榾 …

Moja „dokr臋tka” r贸wnie偶 si臋 odby艂a. Koniec. Kropka.

Obecno艣膰 obok moich u艣miechni臋tych dziewczyn, czy rozgadanych koleg贸w jest bezcenna. Bez nich…bieganie…jest jak czarno-bia艂y film „W Starym Kinie”…Niby bywaj膮 arcydzie艂a, ale kt贸偶 pragnie je nami臋tnie ogl膮da膰??? Ja wol臋 nami臋tnie biega膰 z nimi :).

Dodaj komentarz

Tw贸j adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola s膮 oznaczone *