Niedziela 13.10.2013r.

 

Dedykując Magdzie…

Wczoraj wieczorem wszystkie myśli były skoncentrowane już tylko na misji…Popołudniem posłałem info Agnieszce, przyjmując główne założenia naszego supportu. Po pierwsze – najważniejszym odcinkiem dla maratończyka jest ten za 30tym kilometrem. Tam zaczyna się właściwy bieg, bo większość uczestników, przekraczając ten próg wchodzi w strefę nieznaną. Dystanse pokonywane treningowo najczęściej własnie tu się kończą – jak zafunkcjonuje organizm, co pokaże na ostatniej „dyszce” jest często wielką niewiadomą…Wybieram więc na wsparcie te ostatnie 10 kilometrów, będąc przekonanym, że tam będziemy Magdzie najbardziej potrzebni. Po drugie – trasa tak jest ułożona, że za „trzydziestką” znajduje się owiany złą sławą, nie kończący się podbieg ulicą Serbską i kawałek Aleją Solidarności, a dalej, gdy już wydaje się, że na horyzoncie meta, na 41ym kilometrze – wyłożony brukiem, kolejny „killer”, na ulicy Mickiewicza. Nad właściwym rozłożeniem sił tam właśnie będziemy z Agnieszką czuwać.

Umawiam się z Agą tuż za rondem na Śródce – wg mapki będzie to przed tablicą z cyfrą „33”… 😀 . Mój plan jest szerszy…

Trasa 14. Poznań Marathonu tak jest ułożona, że przebiega zarówno przed moim obecnym domem – w początkowej fazie, jak i tym, w którym się urodziłem i wychowałem  – blisko finiszu 😀 😀 . Uczestnictwo w ostatniej „dyszce” da mi szansę przebiegnięcia obok tego drugiego, natomiast zacznę towarzyszenie Magdzie właśnie w okolicy miejsca, gdzie mieszkam dziś 😀 . Będzie to jeszcze przed 6tym kilometrem, a więc w idealnym momencie, by swobodnie sobie pogadać i przygotować się na kolejne spotkanie w decydującej fazie maratonu.

Bardzo późnym wieczorem zdecydowałem się podjechać do marketu i kupić takie malutkie batoniki Snickersa, jakie ostatnio sprezentowała mi Jola 🙂 . Będę je miał przy sobie na wypadek, gdyby Magdzie potrzeba było trochę cukru. Wracając, około 23:30, pomyślałem, że skoro już siedzę za kółkiem, to…może…objadę większość trasy, aby zakodować sobie konfigurację, pochylenie, zwłaszcza na odcinku, który pokonamy razem 😀 😀 . Gdy się kładłem spać, wszystko miałem już w głowie ułożone…

Dzień wita nas pochmurnie – nie ma zaskoczenia, tak miało być. Mam nadzieję jednak, że deszcz nie będzie się spieszył 😉 . Warunki do biegu póki co – wyborne. Mam około półtorej godziny, nim pierwsi Kenijczycy przebiegną przed moimi oknami. Ciuchy uszykowałem jeszcze wieczorem, plecak gotowy do zatankowania – po raz pierwszy wlewam do bukłaka wodę z sokiem, który zawiera też cukry i może być bardziej wartościowy niż czysta woda…

9:05. Jestem gotów. Magda powinna zameldować się za około pół godziny, sporo jeszcze czasu mam, ale już wychodzę na chodnik, porobić fotki czołówce 😉 . Umówiliśmy się z naszą miła koleżanką, że zastosuje technikę „negatywną” – spróbuje zacząć wolniej w pierwszej połowie, by w drugiej przyspieszyć. Liczę na to, że zachowa równowagę i nie da się porwać zbyt szybko na początku przez kilkutysięczny tłum….

9:18…Jest wóz prowadzący z wyświetlanym czasem…Są też pierwsi czarnoskórzy biegacze…

20131013_091816

20131013_091824

Ich czas i tempo, w jakim się przemieszczają, tak, jak w zeszłym roku, powalają mnie…..Ciężko mi sobie wyobrazić ich wydolność, skoro początek maratonu mają podobny do tempa zwycięzcy naszego Rusałkowego GP na 5km 😉 😉 ….Ja czekam na większą grupę…Biegaczy zaczyna przybywać….Wśród nich, w czarnej koszulce ten, który tak niedawno biegł „królewski dystans” w Berlinie – Bartek, a po lewej, w jasnej koszulce, inny nasz „biały kenijczyk” – Qba 😀 …

20131013_092745

Gdzieś, jak mi się wydaje, w okolicy balonika na 3:45 mija mnie z pozdrowieniem..Arek – przez ułamek chwili główkuję z zaniepokojeniem, że wg mnie daje on ostro do wiwatu i myślę, czy starczy mu sił…Pocieszam się, że wie co robi, bo starannie się przygotowywał …. Gotowy, by się włączyć, wypatruję Magdy, której spodziewam się trochę za pacemaker’em na 4:00 (idealnie byłoby na początek około 4:15, ale zdaję sobie sprawę z adrenaliny na starcie 😉 ). Tymczasem z uśmiechem, jak zwykle, mija mnie mój „latający” przyjaciel, Marek 😀 , przybijając „piątkę”…

20131013_093511

Dopada mnie niepokój – Marek miał tu być za Magdą, tymczasem jej nie widać…Może ją przeoczyłem w grupie 🙁 , co nie było trudne…może ona, niesiona „endorfinami” przeoczyła mnie…..Ale nie – JEST!…Dostrzegam ją i Szymona, gdy są już bardzo blisko – jej uśmiech zdradza radość i moc 😉 …. Miałem wątpliwości, czy mogę współdzielić z maratończykami asfalt, czy nikt nie będzie miał z obsługi do mnie pretensji i nie będzie próbował usuwać z trasy – w odpowiedzi na oficjalnego maila biuro zawodów wykluczało „wspólny” bieg…Teraz jednak, w ułamku sekundy przestało mieć to znaczenie – porwała mnie rzeka kolorowo ubranych biegaczy i stałem się częścią biegowego święta 😀 😀 ….

Supportu część 1.

Uśmiech obojga i mnie buduje, ale po chwili spoglądam na zegarek: 5:3x…To nie jest tak, jak poplanowaliśmy…Może się martwię na wyrost, może ich nie doceniam, ale pewnym jest, że aby zrealizować plan i mieć siły na drugą połówkę, powinno być wolniej….Na wszelki wypadek komunikuję to, by gdy w okolicach Dębiny zejdę z trasy, oboje sobie to przemyśleli 😉 …Póki co biegnie się koncertowo – wokół panuje beztroska atmosfera piknikowa. Nie czuję się jak intruz, choć formalnie nim na trasie jestem 😉 , ale jak członek wielkiej, radosnej rodziny…To niezwykłe biec ulicami, które tak dobrze znam, słyszeć głośny doping, nawet, gdy nie jest on dla mnie…Ja, mimo swobodnej rozmowy i wymiany uśmiechów, nie przestaję być skoncentrowany na tym, co czeka nas dalej….znacznie dalej :)….Hetmańska za Głogowską opada w dół, można się zrelaksować na zbiegu…Pod wiaduktem, korzystając z akustyki, wznieca się głośna wrzawa :D…Dalej jest troszkę pod górkę do Rolnej i znów w dół. Przed nami wiadukt nad Dolna Wildą i początek „dębińskiej pętli”. Maratończycy będą tu zbiegać i skręcać w lewo. Ja planuję na zakręcie właśnie się odłączyć…Ostatnich kilka motywacyjnych słów, prośba o panowanie nad tempem i z żalem odprowadzam wzrokiem różową i żółta koszulkę… 🙂 

Ten odcinek pomyślany został tak, że po zatoczeniu koła o obwodzie ok. 4km zawodnicy ponownie wbiegną na Hetmańską dokładnie w miejscu, w którym teraz ja się odłączyłem. Muszę szybko przeskoczyć na chodnik, bo najlepsi już nadbiegają po zrobieniu kółka 😉

20131013_095423

20131013_095501

Tak się rozkręciłem, że muszę się hamować, by nie biec! 🙂 . Kawałek dalej jest wiadukt nad Drogą Dębińską, którą pokonywać będą biegacze w drodze powrotnej na Hetmańską, przystaję więc, by spróbować z góry wyłowić w tłumie znajomych i zrobić im zdjęcia…Udaje mi się np. przyłapać…naszą „Królową Maratonów”, Dorotę, która dzielnie wspiera dziś na trasie Arka…Chwytam ją w kadr najpierw, gdy stoi na barierce i wypatruje męża, potem dobiega i podaje mu chyba picie, a następnie, galopem pędzi po piachu na poboczu, by go wyprzedzić i zrobić mu zapewne foto 😀 😀 ….

20131013_100351

20131013_100421

20131013_100430

20131013_100439

Ponieważ coraz więcej osób nadbiega już Hetmańską, a po mojej stronie ścieżka spacerowa opada w dół, decyduję się przeskoczyć na druga stronę, na trawę tam, gdzie torowisko i stopniowo się przemieszczać aż do Ronda Starołęka. Cały czas monitoruję mijające mnie grupy, czy nie wyłowię wśród nich znajomych. Jak się okazuje, oni sami mnie wypatrują 😀 …

Darek, kolega naszych dziewczyn i raz po raz uczestnik „biegowych czwartków” 🙂 ….

20131013_102021

Artur, z poniedziałkowej koszykówki… 🙂

20131013_102156

Dominik, który wczoraj mnie motywował na teście BBLowym 😀 ..

20131013_102806

Kipiąca entuzjazmem Ola, pielęgniarka, która przybija ze mną „piątkę” 😀 …

20131013_103023

Wreszcie są i moi bohaterowie… 😀 😀

20131013_103202

Magda szaleje 😀 20131013_103203

20131013_103204

20131013_103205

Odprowadzam kolorową parę wzrokiem i aparatem…

20131013_103211

kierując się crossem przez rondo na przystanek – teraz nastąpi mała pauza, maraton pobiegnie w kierunku centrum Handlowego M1, potem dalej w stronę Antoninka, pokonać mocny podbieg na Browarnej, a na koniec wbiegnie na niesamowicie długi odcinek powrotny w kierunku miasta – ulicę Warszawską. Ja mam „chwilę dla siebie” – około półtorej godziny do spotkania z Agnieszką za rondem na Śródce…

Mam fart. Nadjeżdża tramwaj, więc wraz z biegnącymi, przemieszczam się teraz wzdłuż ulicy Zamenhofa, tyle że „na szynach” . W tłumie udaje mi się znów wypatrzeć Magdę i Szymona…

20131013_103810

Dzielnie walczą….Ja przyjmuję kierunek na CH Malta – tam wypiję ciepłą herbatę, bo jest mi teraz chłodno, a gdy nadejdzie czas, przejdę brzegiem Jeziora Maltańskiego pieszo do Ronda Śródka, na spotkanie mojej supportowej partnerki 😉 .

Pogoda nadal jest sprzyjająca, co najważniejsze – nie pada, choć mam wrażenie, jakby za chwilę biel na niebie miała się skroplić….W małej kawiarence na 1ym piętrze siadam samotnie przy stoliku z widokiem na jezioro…Po chwili miła dziewczyna przynosi mi herbatę z plasterkiem cytryny….

20131013_105928

Jest przyjemnie ciepło, a herbata rozgrzewa od wewnątrz…Wpatrzony w taflę jeziora, myślami jestem na Browarnej…”Jak Magda sobie radzi?…W jakiej kondycji przebrnie wzniesienie, a potem jak poradzi sobie z odcinkiem na Warszawskiej, który również nie jest płaski?…Jeszcze przed Śródką wybije 30ty kilometr i zacznie się nieznane” . Myśl goni myśl….Korzystam jeszcze z toalety i jestem gotów na „główny akt dzisiejszego przedstawienia” :D. Telefonicznie melduje się Dorota (!), która mimo kontuzji, wyjedzie nam rowerem na przeciw i dołączy do „grupy wsparcia” 😀 😀 . Bardzo się cieszę!! Im więcej nas, tym lepsza pomoc dla koleżanki 🙂 . No i ktoś nas uwieczni razem 😀 .

Przecinam znajome, ale niezbyt lubiane, biegowo-rowerowe „asfalty maltańskie”, przechodzę przejściem podziemnym i ruszam w kierunku, w jakim biegną pojedynczy już tu biegacze…Wzrokiem szukam Agnieszki. Widzę przy okazji, że z ruchu wyłączona jest cała prawostronna arteria ulicy Prymasa Augustyna Hlonda, a zatem jest i miejsce, gdzie można kontynuować bieg, gdyby ktoś nas z trasy wyprosił 😉 .

O! Jest i moja partnerka 🙂

20131013_114217

Rozentuzjazmowana, bo od kilku chwil kibicuje tym, którzy koło niej przebiegali :). Witamy się radośnie 🙂 . Wielka chwila nadeszła – chwały dla Magdy, dla nas – pomocy, by ta chwała spłynęła na nią w jak najlepszym stylu 🙂 .

Do przybycia Magdy i Szymona zostało jeszcze, wg obliczeń około dziesięciu..piętnastu minut…Tymczasem zbiega do nas Darek, by przywitać się z Agą…Jak na ponad 30ty kilometr, wygląda świetnie…

20131013_120202

Przemyka obok nas, niezmiennie z uśmiechem, Ola – też w rewelacyjnej formie 😉 …

20131013_120507

Wypatrujemy „naszych”…

12:10…JEST MAGDA!!!

20131013_121018

Wygląda na to, że ucieszyła się na nasz widok 😀 ….

20131013_121019

Nie ma z nią Szymona….(?)…Chowam aparat – od teraz aż do mety nie będę już robił zdjęć, czas popracować 😉 …Startujemy…Zaczyna się to, na co czekaliśmy…. 😀 😀

Supportu część 2.

Nasza „gwiazda dzisiejszego dnia” wygląda – wyśmienicie 🙂 . Pierwsze nasze pytanie jest oczywiste: „gdzie jest Szymon?” . Okazuje się, że dopadł go kryzys za 20tym kilometrem i „wypuścił” Magdę do przodu…W trudnym momencie, bo jeszcze przed mocnym podbiegiem na Browarnej, musiała radzić sobie sama. I dała radę 😀 . Doświadczenie z wielu półmaratonów przydało jej się. Cieszę się, że mogliśmy tu czekać na nią i teraz biegniemy obok. Już jej nie odpuścimy, będziemy razem do mety 😀 

Aga zabiera Magdzie butelkę z izotonikiem i żele, tak by miała jak największą swobodę. Potem oznajmia: „Ty sobie biegnij, ja będę opowiadała” 😀 . A to Agi specjalność 😀 . Bawi nas opowieściami do końca ulicy Hlonda, za którą przebiegamy mostem nad Wartą. To kiepski odcinek, bo z ruchu wyłączone są tylko pasy, po których biegniemy, co powoduje, że wdychamy spaliny stłoczonych w przeciwnym kierunku aut. Ale jest też i sympatyczny akcent – boczne drzwi jednego z busów się rozsuwają, a załoga głośno zaczyna dopingować 🙂 . Za mostem jest zbieg, taka „cisza przed burzą”….Zaczyna się najtrudniejszy moment – ulica Serbska….

W zeszłym roku morze biegaczy nie przypominało tu wartkiej fali, a raczej wolno sunące po piasku kraby 😉 …Większość zdyszanych uczestników podchodziła tu, walcząc ze skumulowanym zmęczeniem…Widziałem o tym dobrze, więc instruuję Magdę: „wolniej, wolniej…”. Tempo spada do ponad 6:00, ale nadal biegniemy, nie idziemy. Zaczynamy mijać pierwszych z tych, którzy nie dają rady…”Spokojnie, Magduś, jesteś świetna, ale pokażemy to na końcu” 😉 ….podpowiadam…Aga dodaje: „jeśli chcesz, możesz kawałek pomaszerować”…Ale Magda jest twarda. To właśnie różni przegranych od zwycięzców, te „troszkę więcej” 😀 …Gdy inni się poddają, ona wyskrobuje tą „odrobinę”, która robi różnicę 😀 . To własnie teraz pokazuje, na co ją stać! – wspina się konsekwentnie asfaltem w górę, nie przyspieszając, ale utrzymując stałe tempo… Mija biegacza za biegaczem, biegacza za biegaczem… 😀 . Jest niesamowita, bo choć zmęczona, jednak z radością prze dzielnie do przodu….

1

Bałem się tego miejsca, wiedziałem, że daje w kość tysiącom nieźle przygotowanych maratończyków, tymczasem ona biegnie…I to jak biegnie! :D….Gdy na ulicy Solidarności teren się wypłaszcza, ma nawet ochotę przyspieszać!…Znów kontrolujemy tempo i sugerujemy…”wolniej, wolniej”…

2

Na zmianę podajemy jej picie i co jakiś czas żele…..Nieoczekiwanie mijamy i zostawiamy za sobą Arka, którego wspomaga Dorota. Mam ochotę zbiec na prawo i podtrzymać go na duchu, bo widzę, że walczy „ze ścianą”….Zbyt mocny początek teraz daje się we znaki…Oby wytrzymał, oby przetrwał i dobiegł do końca!….Nie mam szans dojścia do nich, krzyczę tylko i zaraz odwracam się, by nadążyć za Magdą….Zakręt. Ulica Mieszka I. W oddali majaczy centrum miasta – zaczynamy wielki powrót na Targi, tam, gdzie czeka na Magdę zasłużona chwała :)…Od podbiegu na Serbskiej jest z nami już Dorotka na rowerze 😀 . Jej widok też mobilizuje i dodaje otuchy, tym bardziej, że co chwila nas wyprzedza, przystaje i robi zdjęcia 🙂 . To też sprawia, że dystans szybciej umyka pod nogami….

4

5

Konfiguracja teremu sprzyja…Od krzyżówki ze Słowiańską, Mieszka I opada w dół…”Teraz spróbuj się rozluźnić i odpocząć na zbiegu” – mówię do Magdy, samemu też wykorzystując nachylenie ulicy…Jest już tak blisko, ledwie kilka kilometrów, a jednocześnie tak daleko…

6

Zakręcamy w ulicę Pułaskiego . Z radością wskazuję na tablicę z napisem „40” – to niesamowite, ale zostało niewiele ponad 2 kilometry!!!…

7

Ale wtedy własnie dzieje się to, czego się obawiałem…Magda wypowiada słowa, których nie chciałem usłyszeć…”Nie mam już sił”….Widzę, jak przygasła i jak bardzo jest zmęczona…a wiem, że czeka nas jeszcze jedna przeprawa – Mickiewicza…Nie mam już butelki z izotonikiem, pustą wyrzuciłem kilometr wcześniej, zamieniam się więc stronami z Agą i podaję Magdzie wężyk od mojego bukłaka….Bierze tylko kilka łyków….Agnieszka wyciąga mały kartonikowy soczek, on bardziej jej smakuje. Dobiegam do ostatniej strefy „bufetu” i porywam kubek z wodą…nie podaję go jednak Magdzie, ale pytam szybko: „Na plecy?”. „Tak” odpowiada, więc wylewam zawartość gdzieś w okolicy karku, by przynieść ochłodę….Podbiegam po kolejny, chwytam – a tu niespodzianka – niebieski izotonik 🙂 …A niech to!!…Magda się uśmiecha: „to teraz musisz wypić” 😉 . Próbuję, ale wszystko rozlewam po sobie, w końcu, zirytowany, wyrzucam resztę na trawnik….Zza pleców wyrasta uśmiechnięta, znajoma twarz – to nasz trener i świetny biegacz górski, Piotrek Karolczak. Dziś w szlagierowym swoim stroju – dżinsach, koszuli i kraciastej czapeczce 😉 😉 . Jego widok, to otucha – odwraca uwagę od zmęczenia i pozwala dobiec do wiaduktów na Pułaskiego. Zaraz za nimi zaczyna się delikatne parcie pod górkę…To preludium. 

Przy szpitalu im. Raszei mijamy tablicę „41km” i skręcamy w ulicę Mickiewicza…Teraz najważniejsze przed nami. Magda jest bardzo zmęczona, od chwili, gdy się pożaliła na brak sił jest jakby nieobecna…Niesie ją niezwykły hart ducha i ambicja….Jak tylko pojawiają się kocie łby, mówię do niej: „To ostatnie trudne 200 metrów. Dalej będzie płasko, a potem już kawałek, Targi i meta…”. Magda znów potwierdza, że brakuje jej sił….”Zwolnij więc, jeszcze bardziej…” odpowiadam… Aga świetnie ją motywuje „do drugiego ucha” i podtrzymuje na duchu. To ważne, że jest i ona, i Dorota – obie dziewczyny. Razem powtarzamy to, co jest tak oczywiste: „Magda, JESTEŚ WIELKA!!” .

8

Po mojej prawej ręce odzywa się sympatyczny facet w czerwonej bluzie – mówi, że dołączył do nas już dosyć dawno temu i świetnie mu się biegnie, gdy nas słucha 😀 . Miło słyszeć, że mogliśmy i komuś innemu pomóc 🙂 . Przybijam z nim serdecznie „piątkę”, gratulując, że dobiegł aż tu i że już na pewno zrobi życiówkę!! 😀 ….Na wysokości Dąbrowskiego pojawia się asfalt a trasa łagodnieje. Jest cudownie, Magda dała radę i ani na moment nie przeszła do marszu!!! Przed krzyżówką Słowackiego i Mickiewicza wskazuję dziewczynom dom, w którym się urodziłem i przemieszkałem większość życia… Znów staram się odwrócić uwagę, zagadać….

9

Mamy przed sobą dobieg do Zeylanda, potem może 150 metrów ulicy, ostry zakręt w lewo, kolejne sto..to pięćdziesiąt metrów do bramy targowej i wielki finisz 😀 😀 ….Przecinając Zwierzyniecką zachęcam publiczność, by skandowała „Magda! Magda! Magda!” 😀 . Jeszcze nie skończyliśmy misji, a ja czuje w sobie narastającą radość, czuję, że wygrywamy 😀 . Patrzę na Naszą Bohaterkę – walczy ze zmęczeniem, ale bliskość mety zaczyna ją nieść…Prosta…Zakręt…Widać bramę…Już tak niewiele….

To jest czas, gdy przychodzi mi powiedzieć do Agi: „Ok, nasze zadanie wykonane 🙂 . Ta ostatnia prosta należy do Magdy. TO JEJ MARATON 🙂 „. 

Mamy fart. Udaje nam się błyskawicznie pokonać na wlocie na Targi liny, odgradzające publikę i – korzystając z wolnego miejsca – dogonić sprintem Magdę, biegnąc równolegle 🙂 . Patrzymy na te ostatnie kilkadziesiąt metrów….jak podnosi ręce w górę na znak tryumfu…jak przekracza metę….jak tworzy swoją biegową historię :D…

Ściska mnie w gardle i hamuję łzy….Jestem z niej dumny jak diabli!!!!!!

Ściskam w euforii Agę, ciesząc się i dziękując, że była, że pomagała, że mogliśmy to zrobić razem 🙂 . Brak mi słów, wewnątrz gra muzyka, jaką kocham: wzruszenie, pomieszane z dumą, radością i niesamowitą satysfakcją, że się udało. Magda dała radę i to w wielkim stylu! 🙂 . A my mieliśmy radość jej pomóc.

4:01:55 netto 😀 . Jak na debiut, wynik marzenie 🙂

Czeka nas teraz odnalezienie Magdy przy wyjściu ze strefy dla uczestników. Jeszcze przez chwilę ją widzę, ale ułamek sekundy i znika w tysięcznym tłumie, tak samo okrytych złotą folią, innych biegaczy….

20131013_130740

Rozdzielamy się. Aga czatuje przy wyjściu, ja wypatruję przy bocznych barierkach. Minuty mijają, a jej nie ma…Wreszcie dostrzegam, jak kieruje się do innej „śluzy”, zabieram tam Agę i czekamy.

Wreszcie możemy ją wyściskać 😀 😀 . Widzę, jak „wraca”, jak pomału zmęczenie ustępuje naporowi endorfin – uśmiechają się już nie tylko usta, ale i oczy 🙂 . Cała promienieje. Jest z nią jej córka, Julcia… 😀

20131013_132239

Od dziś może się pochwalić, że ma mamę, która przebiegła maraton! 😀 ……Mamę, która mimo kontuzji, mimo losowych przeszkód, podjęła wyzwanie…I WYGRAŁA….

20131013_132244

Piękny pamiątkowy medal zawisł na jej szyi. Ma jeszcze do odebrania podobny, w klasyfikacji swojego zawodu, więc podprowadzamy ją do „strefy medalowej”, by wypytała, gdzie po takie trofeum można się zgłosić …Pomału przychodzi się pożegnać, chcemy Naszą Gwiazdę oddać bliskim….Ściskamy się i znikamy w tłumie – idziemy jeszcze pokibicować tym, którzy wbiegają z czasami około 5:00:00. Każdy z nich jest zwycięzcą – wielu jest takich, którzy pobiegli pierwszy raz, albo takich, którzy zmagali się z bólem na trasie…Zasługują na wielkie brawa! Nie szczędzimy ich 😀 ….

W końcu i nam przychodzi się pożegnać…Szkoda, że ten niezwykły dzień kończy się już dla nas – jak stwierdziła Agnieszka: „Moglibyśmy jeszcze pobiec”. To prawda. Nie czuję zmęczenia, a wręcz niedosyt…. 😉 . Rozchodzimy się. W drodze do wyjścia z Targów, spotykam i gratuluję mojemu koledze z koszykówki, Arturowi – od dziś ma osobisty rekord maratonu z „trójką z przodu” 🙂 . Super!!…Wpadam też niespodziewanie na mojego przyjaciela, Marka. Jego Hania robi nam pamiątkowe foto – Marek też poprawił życiówkę i przebiegł całość szybciej, niż zamierzał 🙂 .

Zostawiam za sobą rozentuzjazmowany tłum….Przechodząc przez oszklony budynek z kasami targowymi mam uczucie, jakbym budził się ze snu…A dokładniej – dalej śnił, ale znów… w zwykłym świecie…

Zaczyna kropić. Dopiero teraz. Misja zakończona, deszcz może już sobie robić, co chce…

Garmin zwyciężał z nami…

Support – część 1.:

Support – część 2.:

Wrażenia….

Opisując nasze wsparcie, z każdym słowem przeżywałem bieg na nowo. Nie mogę oderwać się od niezwykłych przeżyć, jakie stały się moim udziałem. Nie ja przebiegłem 42km, nie ja pokonałem słabości i zatryumfowałem, ale sprawia mi niewymowną radość cieszenie się tym, że osiągnęła to Magda….Razem we troje tak często biegamy, rozmawiamy i śmiejemy, że sukces którejkolwiek z obu przemiłych dziewczyn będę przeżywał jak swój własny 😀 …

Nie mogę pracować, nie mogę wypoczywać, nie mogę nic zrobić skoncentrowanym – ja wciąż jestem tam w towarzystwie Agi, na finiszu, z Magdą, patrząc jak z podniesionymi rękoma przebiega linię mety…..Wciąż z nią biegnę……….. 😀 😀

********************

Team….

dsc04617

2 myśli nt. „Niedziela 13.10.2013r.

Skomentuj Miazgator Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *