Piątek 27.12.2013r.

 

Mocnym przełajem…

Słowo się rzekło. Trzeba znów w teren. Tym razem w bojowym nastroju, nie ma już pitu-pitu. Wczoraj miałem wystarczający bodziec. Dziś nawet słońce mnie dopinguje. Czas ruszać 🙂 . Nie mam konkretnego planu, bo tu wystarczy wysunąć nos za drzwi, rozejrzeć się dookoła, a wariantów dokąd i którędy jest wiele. Kraina improwizacji 😀 . Wrzucam na siebie ciuchy – dziś termo i moja leciuteńka, czerwona wiatrówka, buff na głowę i dość niepewnie cienkie rękawiczki…najwyżej je zdejmę 😉 …

Rozgrzewka. Ach, jak zupełnie inaczej jest, gdy duszę ogrzewają promienie słoneczne! Ma się ochotę góry przenosić!!…Patrzę i myślę. Przede mną, po drugiej stronie drogi jest młody las – niegdyś tam było szczere pole, potem leśnicy je obsadzili a choinki dawno mnie przerosły 🙂 . Do niedawna ten areał był ogrodzony płotem, teraz jest „uwolniony”. W poprzek biegnie kilka linii średniego napięcia, a na ich trasie są dość obiecujące przecinki. Jedna z nich jest dokładnie przede mną 🙂 . Hmmmm, spróbujemy…. Jeśli się uda, przebiję się przez ten lasek do polnej drogi, ona skosem doprowadzi mnie do asfaltu, który mam teraz przekroczyć, kilometr od tego miejsca. Dalej będę improwizował. Ok, „no to w drogę”.

Z początku jest trawiasto, tylko lekko w górę. Biegnę trasą wydeptaną przez zwierzęta, wąskim pasemkiem, kluczącym pomiędzy „nagimi”, wysokimi krzewami.

Stamtąd przybiegłem…

20131227_131028

…to przede mną…

20131227_131017

Niestety, krzaki gęstnieją, ścieżka zaczyna coraz bardziej meandrować, jest ciasna, ma teraz szerokość stopy, więc muszę odgarniać gałązki rękoma. Zwalniam coraz bardziej. Co gorsza, pod nogami robi się strasznie nierówno, jakby ktoś kiedyś zaorał ten teren w sposób niezwykle radosny – bruzdy ziemi chwilami sięgają kolan..Jest tak źle, że, chroniąc kostki, przechodzę do marszu – przede mną jest fragment wolnej przestrzeni, chcę się tam przedostać…Muszę!…Ten odcinek to biegowa porażka!! Chcę szybciej, ale nie mogę…Wreszcie wydostaję się na drogę leśników – po prawej prześwituje asfalt w stronę sąsiedniej wioski, po lewej…szlak prowadzący dalej w młodnik – próbuję tędy, bo wygląda wygodnie…Trasa jednak zbiega i zaprowadza mnie do tajemniczej i szerokiej….dziury 😀 …

20131227_131756

Zastanawia mnie ten lej, jego regularny kształt…Kto i po co go zrobił? Człowiek, czy zwierzę? Może zagubiona Perseida? 😉 …Nie mam pojęcia, ale wiem, że to nie tunel czasoprzestrzenny 😉 i nie tędy droga.. 😉 …Sonduję możliwości po lewej – grząsko….

20131227_131759

Teraz w prawo, bardziej obiecująco…ale teren podobny.

20131227_131804

Wracam. Cóż, trzeba się cofnąć. Tym razem muszę podbiec. Na szczycie, po lewej, jest niewyraźna ścieżka pomiędzy gęstymi drzewami, ale widać ślad kół…Spróbuję tędy. Początkowo ok, dalej jednak wycinka i przewrócone młode drzewka tarasują całkiem drogę. Na pewno nie da się tędy biec….

20131227_132155

Po lewej mam rzadsze choinki i niewielki prześwit – stamtąd zagląda do mnie słońce. Zachęcająco…Jest jeszcze coś – pod drzewami dopala się ognisko…(?)

20131227_132151

Podchodzę bliżej – faktycznie ktoś tu niedawno się przy ogniu grzał i ten ktoś gdzieś tu zapewne jest….

20131227_132400

Prostuję się i rozglądam – wsłuchuję się w ciszę, ale nic nie zdradza „towarzystwa”. Ruszam w stronę światła, przy krawędzi młodego lasu jest ślad dawnej ścieżki, trzymam się go…Zakręcam po łuku…Przede mną w oddali wreszcie pusta przestrzeń – to powinna być drogą, którą chciałem osiągnąć. Nie mylę się. Staję na twardym gruncie. Mam przed sobą duże pole, skręcam w lewo. Znam ten szlak. Wreszcie mogę cieszyć się w miarę równym terenem pod nogami 🙂 . Łapię nareszcie biegowy rytm…Po prawej, w oddali, pod lasem, oko dostrzega ruch – kilka wyraźnych, dużych, brązowych punktów przeskakuje z pola do lasu – to prawdopodobnie łanie, albo jelenie, bo gabarytowo dość duże…Postanawiam pobiec w tamtym kierunku. Gruntowa droga zaprowadza do asfaltu, ale ja skręcam na prawo, wzdłuż styku wolnej przestrzeni i gęstwiny. Ktoś tędy jechał, tyle, że nie właściwą drogą, a bardziej polem – pewnie unikając błota. Trzymam się tego. W miejscu, gdzie była zwierzyna, znajduję tylko jej zapach. Kawałek dalej przystaję – nie wiem, czy kierować się prosto, czy próbować w las. Przede mną w oddali jest samotne gospodarstwo…Wiem, kto tam mieszka i mam nadzieję, że ani mama, ani jej czterej synowie nie są miłośnikami myślistwa i że tolerują obcych w okolicy 😉

20131227_133858

Jak dobrze pamiętam, droga prowadzi niemal centralnie pomiędzy budynkami – to średnio fajna perspektywa, bo spodziewam się jeszcze jednego kłopotu – luźno biegającej, ujadającej sfory. Lepiej byłoby lasem obejść to jakoś, po lewej mam nawet wygodną drogę…

20131227_133903

..ale z zakazem wstępu i na tej wysokości skróciłaby moją trasę. Zakaz mnie nie odstrasza, bardziej perspektywa kombinowania, co dalej. Decyduję – biegnę na wprost, może znajdę wygodniejszy „obieg”.

Nie znajduję. Nieuchronnie zbliżam się do zabudowań. Brak oznak życia, ale tak, jak się spodziewałem, atak przychodzi nieuchronnie. Najpierw szczekanie, potem z prawej wyskakuje jeden mały – brązowy, drugi większy – czarny „kudłaty”. Zęby wyszczerzone, dzikość w ślepiach. Zwalniam, pilnując pięt :). Nie przystaję, negocjuję w ruchu. Dogadujemy się. Droga tu skręca, więc zaczynam się oddalać. Psy uznają, że zagrożenie mija, odpuszczają i wracają pod strzechę.

20131227_134210

Znów odcinek prostej wzdłuż lasu. Dobiegam do asfaltu…Chwila zadumy: w lewo – krócej, ale nierównym poboczem, czy prosto, na około, ale znanym lasem…

20131227_134759

Prosto. Przyjemniej…co nie znaczy łatwiej 😉 …

20131227_135859

Dopiero na wysokości tzw. Kolonii droga normalnieje i można przyjemnie się „rozkulać” . Czuję się dobrze, biegnę równo. Muzyka przyjemnie dopinguje, a słońce rozpieszcza 🙂 . Na końcowym odcinku widzę, że nie uzbieram „dychy”, mijam więc punkt startu, docieram do asfaltu i robię małe wahadło, przy okazji fundując sobie mocniejszy akcent. Mam wiele sił i to mnie cieszy 🙂 .

Garmin zapisał…

Wrażenia….

Początek był dziś fatalny, właściwie taki biegowy falstart, ale to właśnie lubię w terenowej improwizacji, że nie zawsze wszystko da się przewidzieć. Jest dzięki temu ciekawie, jest FUN, jest przygoda. Jeśli do tego dołożyć piękną aurę, wówczas zabawa jest przednia 🙂 . Cieszy mnie to, że się odmuliłem – czuję się coraz lepiej, to, co zalegało po Świętach, chyba już troszkę przepaliłem. Nogi – mimo wczorajszego biegania – niosły mnie dziś, zobaczymy, jak będzie dalej, bo to oczywiście nie ostatnie bieganie w tym beztroskim urlopowaniu 😉 ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *