Sobota 01.06.2013r.

 

Żółte okulary, czyli tajna broń..

No i mamy kolejny biegowy miesiąc 😀 . Nowe wyzwania, nowe przygody, masa radochy i pracy na leśnych szlakach 😀 . Jeszcze wczoraj, z racji cotygodniowej popołudniowej wizyty w pobliżu Rusałki, chciałem dorzucić kilka kilometrów do majowej statystyki i „przebić” kwietniowe notowania, ale brakującą „siódemkę” do złamania 123km  nie byłbym w stanie wcisnąć w czas, jaki miałem do dyspozycji.. 🙂 . Odpuściłem w myśl zasady „jutro też jest dzień” i ze spokojem pokibicowałem córce w treningu na korcie 😉 , zasiadając samozwańczo na wysokim, sędziowskim stołku 😀 .

Wczoraj nie robiłem konkretnych planów na dziś, a to z racji pogodowej ruletki i Dnia Dziecka, który obligował mnie do większej dyscypliny czasowej. Sobotę zaczynam więc od spojrzenia za okno i w serwisy pogodowe – szału  nie ma, choć  – z drugiej strony – nie pada, a to już wiele 😀 . Na myśl o ponownej solowej Rusałce minę robię kwaśną…wypadałoby choć na chwilę zmienić otoczenie…tym bardziej, że jutro będę tam biegał z przyjaciółmi na zajęciach. Tylkooooo..co tu wykombinować ciekawego?? Marcelin jakoś nie ciągnie..Dębina – powyżej „szóstki” trzeba dublować kółko…A może tak…No właśnie…

Jaki zatem dziś kierunek??

Wielkopolski Park Narodowy – Jezioro Góreckie i okolice.

Po ostatnim „tuningu” endomondo pogrzebałem troszkę w trasach i znalazłem dość ciekawą propozycję, którą jeden z użytkowników wrzucił tam pod tajemniczą nazwą „Pogoń za Wilkiem”, a która  – jak się okazuje – jest wizualizacją zawodów, jakie będą miały miejsce latem…

pogon-za-wilkiem

„Dycha” wydaje się idealna, trasa – super 🙂 – znam ją jeszcze z czasów szkolnych, gdy przedreptywałem z kolegami Park wzdłuż i wszerz, a część z niej – tą brzegiem Jez. Góreckiego – biegłem w zeszłym roku. Dwa dni odpoczynku za mną, pora więc wziąć się do pracy 🙂 .

Do południa czas mija mi przy kompie – hmm, blogowanie jest, jak się okazuje….czasochłonne 😀 :D. Dopiero po 13tej przebieram się i sposobię do wyjścia. Plecak znów zabieram ze sobą, będzie pełnił tą samą funkcję, co w środę 🙂 .

WPN jest dla mnie o tyle korzystny, że szybko osiągalny – do wylotu na Wrocław i „ekspresówki” w stronę Komornik mam przysłowiowy „rzut beretem”, a tuż za nimi Park stoi już otworem 🙂 . Ruszam. „Miśków” po drodze brak, więc godnie z przewidywaniem błyskawicznie nabieram prędkości na dwupasmówce…Niepokoi mnie widok przede mną – wygląda na to, że załapię się na deszcz nieuchronnie…. 🙁

20130601_133555

Wielce się tym nie przejmuję, jestem na tą ewentualność przygotowany 😀 . Za Komornikami jeszcze tylko dłuższy postój pod światłami…

20130601_134147

ale potem w lewo…

20130601_134152

…po kilkudziesięciu metrach w prawo i jestem na „grajzerówce” – drodze, którą nieomylnie można rozpoznać po stukocie, dobiegającym spod kół. Tak dają znać o sobie niezniszczalne, niemieckie betonowe płyty z czasów okupacji, które w latach 40-tych ubiegłego stulecia francuscy jeńcy wylewali tu na miejscu i układali. Wielu z nich straciło życie przy budowie tego 7-kilometrowego odcinka, prowadzącego do ówczesnej rezydencji namiestnika Kraju Warty, pojmanego i straconego w 1946 roku na stokach poznańskiej Cytadeli, Arthura Greisera.

Jak solidnie została wybudowana ta droga niech świadczy fakt, że ponad 70 lat od chwili jej niechlubnej budowy mogę nią bez obawy o utratę zawieszenia dojechać do serca Parku. Pobliska, „współczesna” asfaltówka, DK 5 na Wrocław nie wytrzymuje próby czasu i miejscami przypomina „ser szwajcarski”, a ma lat wielokrotnie mniej. Droga do byłej siedziby Gauleitera, a obecnie Dyrekcji WPN, na odcinku 4,5km zwęża się do jednego pasa, co wymusza czujność i wypatrywanie pojazdów z naprzeciwka, którym w tym kierunku trzeba ustępować pierwszeństwa i zjeżdżać na gorsze już pobocze. Na szczęście mam „psa przewodnika”…

20130601_134713

który toruje mi drogę 🙂 …

20130601_134721

Ruch tu dziś, mimo wszystko, niewielki, notuję tylko dwie „mijanki” nim docieram na parking. Gdy przygotowuję się do startu, z nieba zaczyna padać mżawka….Szarość nad głową wieszczy nie najlepiej i przygnębia nieco w perspektywie czekającej mnie na leśnych duktach „dychy”…….Ale na szczęście wziąłem dziś ze sobą „tajną broń” 😀 , która już nie raz dodawała mi skrzydeł w takie ponure i „zapłakane” dni, jak ten dzisiejszy. To moje okulary z wymiennymi szkłami, a zwłaszcza z ulubionymi – żółtymi 😀 😀 .

Ich zadanie „z urzędu” to poprawa widoczności, gdy brakuje światła, ale w moim przypadku – poprawiają one przede wszystkim nastrój 😀 . Wystarczy założyć je na nos, a „szaro-bury” świat wokół ożywa i staje się radosny :D. Uwierzcie mi – to działa do tego stopnia, że gdy na początku użytkowania musiałem je zdejmować, robiłem to z bólem serca 😀 . Dziś też je zakładam i od razu zapominam o aurze 😉 . Ich inną zaletą jest to, że dobrze chronią przed muszkami, które stadami wirują w powietrzu, lubiąc od czasu do czasu „wpaść w oko” 😉 .

Odpalam endo i zgodnie z przewidywaniem już na „dzień dobry” wrzucam z opaską do plecaka. Nakładam na niego pokrowiec i jestem gotów do „deszczowej” drogi. Nie mam telefonu pod ręką, muszę więc trasę odtwarzać z głowy. Początkowe kilkaset metrów biegnę równolegle do asfaltu, prowadzącego do Puszczykowa, dopiero na łuku odbijam w las. Trasa jest szeroka, ale miejscami błotna…

20130601_140740

Dokładnie tego się spodziewałem 😉 – grząsko, mokro, czyli PRAWDZIWY TRAIL 😀 :D. Jest to trasa „bardziej szurniętych” 😉 rowerzystów, kilku z nich mnie mija z zaskoczenia…Nie jest płaska, cały czas faluje, dlatego schodzę z mojego tempa, lokując się ok. 6:00-6:10…Przyroda wokół powala….Jest pięknie!…Co kawałek czuję w powietrzu zapach zwierzyny, a trakt miejscami zryty jest wyraźnie przez dziki…Biegnę spokojnie, choć zastanawiam się, czy dokładnie tą trasą, jaką nakreślał plan…Mam wątpliwości i postanawiam na rozdrożu upewnić się, sięgając po telefon z endo………Niemiła niespodzianka – aplikacja sama się zamknęła!!! 🙁 🙁 …Znów trening będę miał niepełny, a braki będę sam musiał wykreślać – a niech to !!…(„zegarku z GPSem – już tęsknię za Tobą…..”). Uruchamiam apkę raz jeszcze i próbuję podejrzeć mapę….Kolejna porażka – przy kiepskim zasięgu GSMa, dane ładują się bez końca, więc zniecierpliwiony wrzucam z powrotem komórkę do plecaka, postanawiając pobiec w prawo „na czuja’, zgodnie z ogólną orientacją w przestrzeni 🙂 . Dobry wybór – docieram do „klapek” z oznaczeniami szlaków pieszych i potrzebną wskazówką. Teraz w lewo, nieco ponad kilometr, tam las się przerzedza, a w tle pojawia się tafla wody…

20130601_142432

Osiągam pierwszy „waypoint” 🙂 – Jezioro Kociołek….

20130601_142506

To jest urokliwe miejsce, jeziorko otaczają wysokie i stare drzewa – niektóre okazy mają tu ponad 200 lat…Zachwycam się widokiem w ruchu, ale uważam też, by nie stracić z oka szlaku. Obiegam zielone wodne oczko ścieżką wzdłuż brzegu i osiągam krzyżówkę szlaków: niebieskiego, którym się kierowałem i czerwonego, którego teraz dalej będę się trzymał. Mam przed sobą ~3,3km drogi, która opada się i wznosi, zmuszając do kontroli tempa…Czuję dziś w nogach trudy terenu, co każe rozkładać siły….Dodatkowo na odcinku kilkuset metrów naddaję drogi, bo złe oznakowanie wprowadza mnie w błąd. Zawracam i nadrabiam. Fotki, które robię w trakcie dają mi zawsze kilkadzieścia sekund cennego wytchnienia…Przystaję w miejscu, które pamiętam z foto-opisu „Pogoni za Wilkiem”, jako „punkt z wodą” 🙂 …

20130601_144212

20130601_144214

Miejsce zaprasza do odpoczynku, ale ja nie korzystam 🙂 …Prę dalej naprzód…Leśny dukt przed szóstym kilometrem przerzedza się z lewej strony – jestem obok malowniczo położonej leśniczówki Górka…

20130601_144847

Za nią znajduję tablicę informacyjną WPNu…

20130601_144858

z której dowiaduję się, że kolejny punkt trasy tuż tuż…..Jeszcze kawałek i szlak skręca gwałtownie w dół…Przede mną mocno zarośnięte Jezioro Skrzynka – punkt numer dwa dzisiejszej biegowej wycieczki.

20130601_145011

Moja dalsza trasa na prawo, wzdłuż brzegu znaczonego drewnianymi palikami (bo właściwego nie widać) kluczy góra-dół pomiędzy powalonymi drzewami, tworząc klimat Mickiewiczowskiego „matecznika” 😀 . To chyba najładniejszy zakątek całej pętli 🙂 …

20130601_145015

Na ścieżce spotykam turystów – trzy panie, do których dobiegam, mając przekonanie, że słyszą z daleka mój krok i sapanie ;)…Jednak na dźwięk słowa „uwaga” (wydawało się, że z bezpiecznej odległości), rozbiegają się przerażone, podnosząc zgodny krzyk, który niesie się echem po lesie… 😀 :D…Pozostaje się cieszyć, że to tylko ja, a nie np. dzik :D…..Nie cucąc spłoszonych kobiet 🙂 , odbijam od jeziorka w prawo, na mały podbieg….Czuję zmęczenie, więc próbuję zmobilizować siebie do większej dynamiki…Łydki mocno pracują….Przede mną kolejny słupek z „klapkami”…

20130601_145424

a za nim moja dalsza droga…

20130601_145436

Pracowicie spędzam czas, zwolniłem nieco tempo, oszczędzając energię na to, co przede mną – tak naprawdę nie wiem, jakim kilometrażem zamknie się dzisiejsza trasa, bo już na początku co nieco pokręciłem, a trzymając się szlaku nie mam pewności, w jakim miejscu dotrę do trzeciego punktu trasy. Póki co krok za krokiem posuwam się do przodu leśnymi ścieżkami, wsłuchując się w delikatną muzykę i odgłosy lasu…Dociera do mnie świadomość, że wciąż mży, czego głębiej w lesie nie odczuwałem…

Wreszcie przede mną odsłania się między drzewami widok na trzeci i największy z odwiedzanych, naturalny zbiornik wodny – Jezioro Góreckie.

20130601_150135

Mój biegowy szlak prowadzi teraz najpierw ścieżką na wysokim brzegu…

20130601_150143

a potem wąską półką w bezpośrednim jego pobliżu…

20130601_150500

To widokowy odcinek – po lewej między drzewami widać taflę, przeciwległy brzeg, pałac….W tamtą stronę właśnie biegnę, ale mam do pokonania jeszcze kilka kilometrów 🙂 ….Ścieżka dostarcza wrażeń wizualnych, ale też jest miejscami wymagająca, zabierając siły na podbiegach. Na deser czeka na mnie najbardziej stromy z nich, w miejscu, gdzie szlak odbija od jeziora…

20130601_151524

Pamiętam go dobrze, nie jest on długi, ale konkretny 😀 ..Ostatnio pokonywałem go pieszo, tym razem mobilizuję się, by biegowym tempem wdrapać się do góry….Oj serducho kołacze mocno, ale po chwili mam to już za sobą…

20130601_151650

Kilka kroków dla złapania oddechu, zakręt w lewo na szeroką, leśna drogę i mogę w ruchu spróbować wypocząć, bo tu teren się stopniowo obniża…Za dużym łukiem kolejny punkt orientacyjny ze wskazówkami i dużym głazem narzutowym – niemą pamiątką po lodowcu…

20130601_152033

Stąd jeszcze jakieś dwieście metrów do małej „plaży” na brzegu chronionego zbiornika….Strasznie po drodze grząsko, dwa razy z trudem łapię równowagę, łapiąc spory poślizg…Zbiegając tanecznym krokiem do jeziora widzę wyraźnie , jak deszcz marszczy taflę wody…

20130601_152233

Kilka kroków i jestem ponownie na ścieżce nadbrzeżnej, tylko po drugiej stronie – niemal jednocześnie słyszę wyraźnie w konarach drzew, jak gwałtownie nasila sie opad. Las jest jednak jak parasol – chroni i osłania mnie. Koncentruję się na tym, jak stawiam krok za krokiem, bo są miejsca, gdzie grunt dosłownie ucieka spod nóg. Tu też szlak wznosi się i opada, mocno więc pracuję, by znacząco nie zwalniać i tak już „ślimaczego” tempa…Wiem, że gdy dotrę do ulubionego miejsca odpoczynku turystów, docierających nad wodę z parkingu, na którym zostawiłem auto, będę miał przed sobą jeszcze jeden, konkretny, dłuższy podbieg, dzielę więc rozsądnie resztę sił….I słusznie – podbieg mnie na chwilę stopuje, ale łapie wreszcie oddech i ruszam, pokonać ostatni odcinek…Teren się wypłaszcza, wbiegam na płyty, na końcu których majaczy już finisz 😀

20130601_153319

Dobiegam do asfaltu, przecinam go i jestem w punkcie startu…i mety :D. KONIEC. Daje odpocząć urządzeniom i z ulgą siadam na chwilę pod drewnianym daszkiem..

20130601_154621

Mżawka ustała…Jestem zmęczony, średnie tempo wyszło słabe, a ja jednak mocno odczułem dystans. Ukształtowanie terenu zrobiło swoje. Cieszę się z ponad dwunastu kilometrów, bo to więcej, niż planowałem…..Nie ma co jednak z siedzeniem przesadzać – czas podnieść się z miejsca i wracać – i tak już mam spory „poślizg”:) , a Dzień Dziecka czeka 😀 .

Co zanotowały gadżety?

Trasa: WPN, czyli parking w pobliżu Grajzerówki ->Jez. Kociołek ->Jez. Skrzynka -> Jez. Góreckie -> parking

Mapki z endo…

mapka-1

mapka-2

… a dane z Garmin Center, bo zegarek notował rzetelnie cała trasę:

Start: 14:03
Czas: 1:21:29
Dystans: 12,22 km
Tempo śr.: 6:25
Tempo max: 3:24
HR śr.: 163
HR max: 179

wykr-1

wykr-2

Jakie wrażenia?

Boskie 😀 . Trasa malownicza, prowadzi odcinkami i widokowymi, i tajemniczymi, ukrytymi w głębi lasu 😀 . Idealna wycieczka biegowa 😀 . Na początku tylko troszkę przesadziłem z tempem, miało być rekreacyjnie, ale gdy sił w zapasie, to człowiek nieświadomie „ciśnie” mocniej, a potem, pod koniec, trasy musi sięgać do rezerw. Dziś fizycznie dzień nie był najlepszy, już na półmetku miałem niemiłe uczucie, jakbym biegł z dodatkowym obciążeniem na łydkach (!) – to efekt ukształtowania terenu, jakby nie było, polodowcowego :). Muszę przyznać, że to nie góry, ale pofalowane ścieżki potrafią dać się we znaki 😉 …

Mam kilka spostrzeżeń technicznych. Pierwsze – wcześniej wspominane: telefon z endo powinien być pod ręką, czyli najdalej na ramieniu 😉 , ale gdy pada deszcz „z musu” ląduje w plecaku i jest ryzyko utraty kontroli nad zapisem danych (będzie zegarek, problem się rozwiąże). Drugie –  też związane z komórką: podpieranie się nawigacją w aparacie, która czyta mapy (np. google’owe) on-line, w terenie leśnym, gdzie sygnał jest wątpliwej jakości to porażka (zwłaszcza w warunkach deszczu) – nie udało mi się doczekać załadowania grafiki, by ocenić, gdzie jestem, biegłem dalej na wyczucie…Trzecie: po raz kolejny mini-pauzy na fotki pozwoliły szybko się zregenerować, nie ma co gnać na przód i pić w biegu, czasem warto się zatrzymać, rozejrzeć, napoić ze spokojem…Czwarte: warto przed wyjazdem napatrzeć się na mapę, to pomaga w kiepskich warunkach pogodowych, gdy stawanie, a potem wyciąganie sprzętu z bagażu i osłanianie przed deszczem jest dalece kłopotliwe – dobra orientacja w terenie to podstawa sprawnego przemieszczania się. Piąte: jakość „znakarstwa” w Polsce często załamuje… 🙁 , trzeba być czujnym i domyślnym, podstawa to nie gnać na oślep, a czasem – kosztem sił – cofnąć się do ostatniego znaku i sprawdzić alternatywy (szkoda, że, wzorem gór, z miejsca gdzie jest jeden znak, nie można wypatrzeć kolejnego). Ja dobrze odnajduję się w terenie (zwłaszcza tym), mam praktykę, więc nie stanowi to dla mnie kłopotu, ale w miejscach całkiem obcych może być różnie…

WPN urzeka….Koniecznie muszę tu zabrać moich przyjaciół, pora jest już odpowiednia, nawet w deszczu jest tu sympatycznie i ciekawie 🙂 . Każdemu, kto ma okazję zajrzeć do Wielkopolskiego Parku Narodowego – gorąco polecam !!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *