Środa 07.08.2013r.

 

Szybko…wolno…czyli tenecznie 🙂

Trzy dni od niedzieli zawsze mi się dłużą. Poniedziałek jest dniem regeneracji, we wtorek mam dość nieszczęśliwie odczulanie i zakaz ruchu, środa więc, gdy wreszcie nadchodzi, jest wyczekana 🙂 . Co prawda śladu nie zostało po niedzielnej aurze, bo właściwie już popołudnie, po zbawiennym deszczu, było pogodne i ciepłe, znów jednak słońce rozkręciło potencjometr na maxa…W Krakowie dziś notowane są temperatury bliskie 40stp. w cieniu, najwyższe od niemal dwustu lat – koszmar jakiś….Kiepsko to wróży wieczornemu bieganiu….

Gorąco jest też w Turcji 🙂 . Magda donosi, że mimo to nie wytrzymała – o poranku założyła buty i śmiga po okolicznych górkach 😀 . O ile same wzniesienia w tej konfiguracji i skali, co tam, to dla niej nowość i spory wysiłek, o tyle warto się na nie wspinać choćby dla widoków…My takich atrakcji dziś mieć nie będziemy – jedyną i zasadniczą, w taką pogodę, motywacją dla nas jest ożywczy chłód wody na finale zmagań.

Z każdym stopniem w górę skali termometru moja przyjemność z biegania gwałtownie spada. To, co trzyma zasadniczo entuzjazm, to spotkanie z przyjaciółmi 😀 . W ciągu dnia odzywa się do mnie Agnieszka, której potwierdzam 19:20 jako porę spotkania. Cisza jest ze strony Darka, kolegi Magdy, ale piszę za to do Przemka, który jest chętny z nami pobiec. Dziś jednak jego plan się komplikuje, bo potruchtać chce również jego Ania, z którą mieliśmy przyjemność niedawno się przebiec, ale która dopiero „raczkuje” i z dystansem Rusałka-Strzeszynek-Rusałka może sobie nie poradzić…Proponuję więc, a Przemo podchwytuje pomysł, by we dwoje podjechali do Strzeszynka, tam – gdy dotrę z Agą – razem się wykąpiemy, a potem obiegniemy sobie jezioro – to jakieś 3-4km, powinno być dla Ani ok 🙂 . Mam nadzieję tylko, że w tej pogodzie starczy nam z Agą sił, ochoty i światła, by jeszcze wrócić do macierzy…

Czeka mnie dziś zatem start w duecie z Agnieszką 🙂 . Jestem pewien, że to będzie sympatyczne spotkanie i fajny bieg, wiem, bo Aga taka właśnie jest – bawi nas zawsze swoimi opowieściami, niektórymi zaskakującymi, a przede wszystkim wrze w niej energia, co w każdym jej krótkim, ale szybkim kroku widać 😀 😀 . No właśnie – tu jest też mała moja obawa o tempo, będę musiał jakoś nad nim zapanować, bo Aga bardzo prze do przodu 😀 . Idealnie się pod tym względem dobrały z Magdą, wspólnie stanowią świetny zespół. Szkoda, że dziś Magda będzie z nami tylko duchem, ale będzie na pewno 🙂

Spotykam się z Agą niemal równo o umówionym czasie. Wciąż jest duszko i bardzo ciepło, a powietrze ani drgnie…Agnieszka, jak zwykle uśmiechnięta szeroko, wita się ze mną i od razu zaraża mnie pozytywna aurą 🙂 . Jest typem ekstrawertyka, pełnego emocji, którego wszędzie po trochu, który szybko myśli, szybko mówi i ….szybko biega 😀 :D…I tak też zaczynamy naszą „trasę kąpielową”…Tempo 5:xx, przy czym to „xx” zdecydowanie bliżej „piątki” niż „szóstki”….Dobiegamy do „biegostrady” błyskawicznie, a potem już kierunek: Strzeszynek. Aga się rozkręca w tempie i w opowiadaniach 😀 . Przez chwilkę rozprasza ją trzech młodych chłopaków, którzy nas mijają jeszcze przed krzyżówką z „cyplem”…Wszyscy trzej dobrze zbudowani, przy czym ten najbardziej z lewej, biegnący bez koszulki, skóra w kolorze gorzkiej czekolady, z ładnie wyrzeźbionym ciałem…Aga przyspiesza specjalnie z zadziornym uśmiechem, dając mi znać „taaaak, pobiegnijmy troszkę za nimi!!” 😀 😀 😀 …. Mam oczywiście ubaw, razem się śmiejemy, tymczasem młodzi herosi skręcają na cypel, zostawiając nas na głównym szlaku…Tym razem jęk zawodu 😀 😀 …Ojjj, wesoło jest! Tempo, jak patrzę, też dość radosne, w dodatku przy obwodnicy nawet nie zwalniamy, bo auta nas wyjątkowo nie zatrzymują…Muszę troszkę nad tym zapanować, bo upał daje się we znaki i zamiast rozmawiać, wtrącam tylko pojedyncze zdania…Staram się nieznacznie zwolnić i udaje się zejść do ~6:15. Mimo to męczę się, a to połowa dystansu nad jezioro. Rozmowa, która jest właściwie takim monologiem, przerywanym moimi zdaniami prostymi 😉 , trwa w najlepsze. Super – szybko docieramy do Biskupińskiej i bez postoju wkraczamy na ostatni odcinek.

Bieg jest już spokojniejszy. Agnieszka zaskakuje mnie mówiąc, że niespecjalnie ma dziś ochotę pobiec wokół i potem jeszcze wracać…Śmiejemy się, że od razu widać, że nie ma Magdy 😀 , bo ona zaraz by pomysł podchwyciła…Aga jutro po pracy wyjeżdża weekendowo, a póki co nie jest spakowana, chce więc dziś rozsądnie wrócić…Zastanawiam się nad tym zaplanowanym z przyjaciółmi kółkiem…W końcu to ja je sugerowałem, a teraz chcę się mignąć, bo coś mi dziś duchota znów daje popalić…Ustalamy, że jakoś się z Przemkiem i Anią dogadamy…Docieramy na pomost zaskoczeni, że mimo późnej w sumie pory i dnia roboczego, sporo tu ludzi…Odnajdujemy przyjaciół na brzegu, zrzucamy ciuchy i szybko zanurzamy się w wodzie….Boże, co za ulga!!! A jaka przyjemność!!….Aga nawet w wodzie nie przestaje rozmawiać 😀  – bardzo mi się to podoba 😉 , zawsze czułem się świetnie w towarzystwie wesołych i energicznych osób, a ona jest jedną z nich 🙂 . Po powrocie na brzeg wspólnie debatujemy, co dalej…Jest dość późno, słońce zaszło za lasem, gdy zatoczymy kółko wokół jeziora, na trasie powrotnej będziemy wracać o czołówce (dziś ją na szczęście zabrałem), tylko…nie chce nam się..;) . Z pomocą przychodzi Ania, która rzuca pomysł, byśmy wszyscy pobiegli wokół, a potem zapakują nas do auta i podrzucą do rogatki kolejowej przy Rusałce. Świetny pomysł – może zrobimy dziś kilometr, dwa mniej, ale za to teraz pobiegniemy spokojnie i regeneracyjnie :). Nim startujemy, Przemo z Anią odnoszą drobiazgi plażowe do samochodu. Czekamy chwilkę wpatrując się w oddalone jezioro…

20130807_202632-jpg

Gdy wraca Ania…

20130807_202730-jpg

…jesteśmy gotowi. Na początek Aga z Przemkiem w przodzie, ja z Anią za nimi. Podpatruję, jak się porusza i czy się męczy. To młoda, ładnie zbudowana dziewczyna, której brakuje jedynie rozbiegania. Biegnie lekko, a co najfajniejsze – dobrze pracuje rękoma, tak sama od siebie. Ma zadatki 🙂 . Tempo joggingowe ~7:00. Początkowo trasa w kilku miejscach nawet wznosi się i opada, co daje dodatkowy impuls do mocniejszej pracy. Odpoczywam, ale jednak odczuwam ten mocniejszy dzisiejszy start 😉 . Dobrze, że nie będziemy wracać biegiem nad Rusałkę…W drugiej połowie pętli zamieniam się z Agą – to ona teraz towarzyszy Ani, a ja truchtam z Przemkiem z przodu…Kilka razy przystajemy lub zwalniamy i wyczekujemy dziewczyn. Cała pętelka okazuje się mieć jednak więcej niż 4km, troszkę więc nie doszacowałem dystansu, ale za to Ania ustanawia życiówkę :D…

Dobiegamy do ławeczek przy tutejszej gastronomii i trochę się rozciągamy. Postanawiam, że przebiegnę jeszcze kawałek asfaltem w stronę, w którą zmierzamy do auta – Aga się przyłącza. Przy miejscu wydzielonym na okolicznościowe ogniska zawracamy i biegniemy przyjaciołom na spotkanie. miałem nadzieję „domknąć dychę”, ale braknie kilkuset metrów. Eeee tam! Nie samym uklepywaniem ścieżek człek żyje! Resetuję Garmina i wędruję do samochodu. Przemo rusza i jedzie spokojnie, teraz jest okazja, by w sobie „na luzaku” pogwarzyć, bez oddzielania zdań pauzami, jak to ma miejsce w biegu. Przemo z Agą rozgadują się o Indiach – oboje zwiedzali niegdyś tamte zakątki świata, dzielą się wrażeniami, a ja słucham z zaciekawieniem. Aga opowiada tak sugestywnie i z taką werwą, że chwilami odpływam myślą w stronę połaci herbacianych pół, albo słyszę modlitwę w jednym z tybetańskich klasztorów…. 😀 .

Wysiadamy koło rogatki. Nie mam jak się pożegnać a Agnieszką, bo odbiera ważny telefon, czekam więc, aż porozmawia… Koniec końców Aga zaprasza do auta i podrzuca mnie na parking, gdzie zaparkowałem 🙂 . Rozmawiamy o Magdzie, naszym wspólnym bieganiu, zBNie, życiu…właściwie o wszystkim, o czym się jeszcze da w tą krótką chwilę, bo dystans do pokonania mamy niewielki 😉 . Na Lotników wyskakuję, bo z tyłu naciska inne auto, życząc przyjemności w weekend. W ten, co przed nami, zabraknie na zajęciach obu dziewczyn – wielka szkoda….

Garmin zapisał…

Wrażenia…

Moje obawy co do rześkiego tempa na początku były uzasadnione, ale wszystko wyszło dziś idealnie. Energia poświęcona na początku zrekompensowała się relaksem na końcu. Dobrze, że nie truchtaliśmy z powrotem – wieczór nie dał ani odrobiny wytchnienia i ochłody, swoje wybiegaliśmy, a runda autem z Przemkiem i Anią dała okazję do kolejnych opowieści :). Wisienką na torcie była kąpiel – muszę powiedzieć, że dawno już „miejskim” latem nie miałem okazji tyle razy zjawiać się nad wodą, jak teraz, przy okazji biegania z przyjaciółmi 😀 😀 .

Te nasze spotkania, jakkolwiek ze sportowego punktu widzenia o małym aspekcie rozwojowym, są cudownym panaceum na całodniowy stres, na złe myśli i nerwy, jakimi przesiąknięte jest nasze życie…Ja odżywam, mimo wydatku fizycznych sił, co oczywiste, regeneruję się i odpoczywam psychicznie. Całkowicie! Do tego mam poczucie pysznej zabawy, jak dziecko, któremu po poważnej pracy szkolnej, daje się czas na rozrywkę 🙂

Jestem od niej … uzależniony 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *