Sobota 10.08.2013r.

 

Dzień konia 🙂

Wczoraj miałem stresujący dzień, wymęczył mnie, więc jeszcze wieczorem uznałem, że skoro idę wcześniej spać, mogę spróbować zrobić to, czego nie udało mi się zrobić tydzień temu – wstać na 8:00 na bieganie 🙂 . Plan o tyle sensowny, że po nocnym przejściu frontu, niebo miało się zachmurzyć, a temperatura spać w boskie okolice 15-20stp. 🙂 .

Pierwsze więc przetarcie oczu i co widzę – pochmurno 😀 YES!! brzmi absurdalnie – sierpień, lato, sezon urlopowy, a ja aż podskakuję na widok chmur 🙂 . Jak to się wszystko potrafi wywrócić do góry nogami 🙂 . Termometr za oknem też potwierdza zapowiedzi – będzie dziś więc idealnie do ruchu na świeżym powietrzu 🙂 . Nawet nie wiem, co w planach BBLowych na dziś jest – nieobecność tydzień temu wytrąciła mnie z rytmu. Na 100% jest test na otwarcie, ale nie wiem, na jakim dystansie…Niezależnie od tego, nie chce mi się dziś wybitnie ścigać, może więc sobie zaliczę same ćwiczenia 😉 .

Jadąc na stadion przez opustoszałe jeszcze o tej porze miasto, przyglądam się ludziom, zwłaszcza biegającym…Wśród nich dostrzegam znajomą postać – to Ola, która częściej biega z grupami Night Runners, ale bywała u nas i w sobotę, i w niedzielę. Truchta raźnie w stronę Golęcina, ale z przypiętym pasem i dużym bidonem wygląda „groźnie” 😉 , więc nie wiem, czy kieruje się na zajęcia, czy raczej na długie wybieganie po okolicy…

Cumuję przy płocie stadionu przed ósmą…jak się okazuje, Ola biegła do nas, teraz mnie mija, pozdrawiając 🙂 . Wchodzę za nią na płytę stadionu. nasza grupka już się formuje, cieszy oko widok Bliźniaków i pozostałych znajomych 🙂 .

20130810_080002-jpg

Niestety dziś, mówiąc kolokwialnie, „dałem ciała” z zegarkiem. Kładąc się spać, nie wstawiłem go na ładowanie, dziś więc zabrałem ze sobą dwa telefony – SE Neo V, który będzie pracował z endo w biegu po zajęciach i Samsunga Galaxy SIII, który to zadanie spełni podczas BBLa. Właśnie na nim uruchamiam aplikację, idąc w kierunku znajomych. Kiepskie to rozwiązanie, bo GPS w tym smartfonie w zapisie ścieżki przypomina impresjonistów 😉 , no ale….to cena sklerozy 😀 …

Witam się ze wszystkimi.

20130810_080242-jpg

Jak się szybko dowiaduję, dziś test będzie dotyczył 800 metrów. Nie byłem z rana entuzjastą ścigania, ale krótkie dystanse biega mi się swobodniej, więc jednak spróbuję, traktując to bardziej treningowo.

Narady z trenerem trwają…

20130810_080325-jpg

…pozostali są już na rozgrzewce, więc i ja robię kółko, cały czas dumając nad trafnością decyzji – dziś nie mam tego parcia, tej ochoty, która zawsze towarzyszy rywalizacji…No ale cóż – zdeklarowałem się, odwołania nie ma. Dobiegam do ławeczek i przenosimy się na start. Yacool deleguje po dwie osoby na każdy tor, bo jest nas większa grupka. Ustawiam się na najbardziej cofniętym, skrajnym wewnętrznym z Olą – będziemy ścigać całe towarzystwo 😉 . Najbliżej nam do Marka…

Mój bieg.

Po sygnale startu ruszamy spokojnie, powiedziałbym, że konwersacyjnie 🙂 , bo na pierwszym łuku rozmawiamy trochę 😀 . To jest specyficzny dystans, dwa kółka konkretnego biegu, ale dziś po prostu biegnę przed siebie. Nie mam zegarka na dłoni, nie mam więc pojęcia, jakim tempem, staram się nawiązywać do Marka przed nami. Ola wychodzi przede mnie i tak we troje zamykamy stawkę, gdy następuje zbiegnięcie do wewnętrznej…Oczywiście czołówka gna na złamanie karku, ale to „wymiatacze”, nie zawracam sobie nimi głowy 😉 , staram się robić swoje. Pierwsze kółko szybko mija. Za łukiem, na prostej Ola przyspiesza, zbliża się do Marka i mija go, postanawiam się jej trzymać. Dorzucam trochę energii i również mijam kolegę, wygłupiając się przy tym trochę. Mam świadomość, że pewnie teraz pociągnie za nami, ale – ku zaskoczeniu – nie dzieje się tak…Tymczasem Oli włączyła się „turbina” 😀 – próbuję jeszcze na wyjściu z łuku wydłużyć krok i „dorzucić do pieca”, ale dystans nas dzielący się nie zmienia…Uuu, nie dojdę jej niestety, rozluźniam się więc i spokojnie docieram do mety. Już po ukończeniu biegu dowiaduję się, że Marek jest po infekcji, więc nie szafował siłami…Smutno mi trochę, że go tak „brutalnie” minąłem w niewiedzy, no ale było to w nieświadomości…Mój czas 3:17 jest bez historii, chociaż dla mnie ważny jest jeden istotny szczegół – dziś biegłem na luzie, bez pomiaru bieżącego, od niechcenia, a jednak jestem lepszy od samego siebie z „poważniejszej” próby czerwcowej o całe 10 sekund! i mam przekonanie, że spokojnie mógłbym jeszcze lepiej pobiec. To cieszy.

Wracamy na naszą „setkę” do zajęć koordynacyjnych. Jacek uczula jak zwykle na rozluźnienie całego ciała, bo każdy w mniejszym lub większym stopniu spina się, a to nie służy jakości biegu.

20130810_083621-jpg

20130810_083622-jpg

20130810_083623-jpg

Wszystko kończymy tradycyjnie „rozluźniającym” krążeniem ramion w różnych konfiguracjach…

20130810_090326-jpg

To z pozoru łatwe ćwiczenie wcale mnie nie uspokaja, a bardziej męczy..Mam mocniejsze ramiona, ciężkie, a w dodatku – jako scheda po ćwiczeniach obręczy barkowej – specyficzną ich ruchomość, zamiast więc się relaksować, trochę muszę się napracować 😉 😉 …

Zajęcia mają się ku końcowi, ale wywiązuje się jeszcze rozmowa o luzie w biegu, o naszych błędach, w efekcie czego każdy z nas robi jeszcze po kilka przebieżek pod okiem Jacka. Trener ma teraz „gorący” materiał do omówienia…

20130810_092344-jpg

To, na co zwraca uwagę, to praca miednicą i charakterystyczne „wyrzucanie krętarzy” do przodu przy stawianiu kroku. Dobrze obrazuje to ruch oszczepnika w ostatniej fazie wyrzutu, gdy przeciwległe biodro „wyskakuje” do przodu. Taki ruch też sobie ćwiczymy w marszu wcześniej.

Yacool z charakterystycznym dla siebie humorem odtwarza ruch niektórych uczestników zajęć własnie po to, by pokazać, co robimy źle. Cenna to lekcja, bo nie sami często myślimy, że biegniemy poprawnie technicznie, a tak wcale nie jest. Życie to nieustanna nauka…… 😀

Zajęcia się kończą. Pogoda wręcz zaprasza do biegania!…Niestety obaj bracia dziś pędzą do domu, zostaje na placu boju sam…Prawie..bo na kółko wokół Rusałki ochotę ma Ola 😀 . To właśnie lubię we wspólnych zajęciach, że często po nich mam okazję pobiegać z kimś nowym, podpatrzeć, jak sobie radzi, a przy okazji pogadać i poznać się lepiej 🙂 .

Ola biega ilościowo odrobinę więcej ode mnie, jest niższego wzrostu, ale jak pokazała bieżnia, ma turbodoładowanie 😀 . Na spotkaniach Nocnych Bigaczy przeciera często Maltańskie i Cytadelowe szlaki. Teraz mamy przed sobą wspólne kółko wokół Rusałki. Zanim na nie ruszam, wymieniam jeszcze komórkę – mój niezawodny, były towarzysz biegowy, SE Neo V, rzetelnie zapisuje tracka, więc teraz właśnie jego uruchamiam.

Dobrze, możemy ruszać 🙂 . Zabieram Olę na „swoje” szlaki – najpierw wzdłuż torów, potem asfaltem do gastronomii i, kontynuując, do parkingu leśnego na „Piotrowe ścieżki”. Ola nie biegała tędy, co jest dla mnie dodatkową przyjemnością. Tempa nie mogę dziś podglądać, bo nie mam zegarka, a telefon w pasku na plecach, ale czuję, że jest rześkie…  :). Oczywiście, co jest najfajniejsze w moim Run4Fun – cały czas rozmawiamy 😀 . Ola chciała zasadniczo obiec jezioro i ten plan realizuję, ale kilometraż trochę wydłużam, meandrując ścieżkami pośród lasów w okolicy obwodnicy. Wreszcie zbiegamy stromo na „biegostradę”, wtedy moja dzisiejsza partnerka orientuje się, gdzie jesteśmy 😀 . Wracamy nad Rusałkę, szturmujemy podbieg i kontynuujemy bieg dużym obwodem 😉 . Mam dziś sporo sił, czuję duży zapas – na dobiegu do mostku proponuję podkręcenie tempa – Ola oczywiście wyskakuje do przodu 😀 😀 . Finiszuję, jak dla mnie, szybko, w tempie poniżej 3:30! 🙂 🙂 ….

Czas na złapanie oddechu…Ola kontynuuje walkę ze swoim telefonem i endo…

dsc_0002-jpg

Próbuje okiełznać tą „parę”, ale u niej ten związek jest toksyczny 😉 …Po krótkim rozciąganiu siadam obok na murku, przyglądając się jej zmaganiom i rozmawiając. W międzyczasie wokół robi się gwarno – od strony Olimpii, jak to bywa dość często, przybywają grupki dzieci i młodzieży na trening nad jezioro…

dsc_0004-jpg

Pauza trwa dobry kwadrans, gdy Ola się żegna a ja zastanawiam się, co dalej…Pogoda cały czas zaprasza….

dsc_0003-jpg

więc postanawiam wykorzystać swoją dyspozycję i warunki, dokładając jeszcze duże kółko…Zdążyłem delikatnie się schłodzić, więc ruszam spokojnie…Do gastronomii docieram błyskawicznie, potem długi podbieg i zbieg…Cypel zaliczam jakby z marszu – wciąż mam uczucie sporej MOCy 🙂 ….Na dobiegu do Rusałki jest płasko, więc łapię jednostajny, równy rytm……Zaczynam rozumieć, jak to jest, gdy biegnie się po laury – najpierw ciężką pracą nad wydolnością i prędkością kształtuje się ten parametr, a gdy przychodzi chwila próby, wystarczy załapać….swój rytm 😀 i staje się na podium 😉 …Ja dziś nie biegnę w zawodach, ale czuję, że fizycznie delikatnie przesuwam własne bariery – umacniam to wrażenie po „szkoleniowym” podbiegu, który łykam jak bułkę na śniadanie 😀 . W czasie Grand Prix tu zawsze przeżywałem kryzys, teraz „przeleciałem” podbieg jak Pendolino 😀 …Jeszcze przed nim przybijam „piątkę” z nadbiegającym z naprzeciwka Dominikiem, prawie dwumetrowym kolegą z BBLa, z którym miałem przyjemność truchtać tu niedawno – dziś na zajęcia nie dotarł, bo realizuje własny plan i wybrał samotne wybieganie…

Na południowym brzegu znów to przyjemne uczucie równowagi pomiędzy rytmem, oddechem a poziomem zmęczenia 😀 . Niesamowite symbioza! Dziś chyba mam swój „dzień konia”! 😉 . Korzystam z tego i w biegu, świadomie, próbuję pracować nad tym, czego dziś uczył Yacool – pracą miednicy i wypychaniem krętarzy w przód 🙂 … Staram się też rozluźniać co jakiś czas górne partie ciała, by ręce pracowały swobodniej…Nie ma nic przyjemniejszego, dla uprawiającego dowolną aktywność, jak poczucie pracy nad sobą  🙂 Na ostatnim odcinku do mostku jak zwykle próbuję nieco przyspieszyć…Koniec. Endo – stop. Ależ się świetnie czuje!! Rozciągam się, choć mam uczucie, że pobiegłbym jeszcze. Na finał siadam tradycyjnie na murku, twarzą do jeziora i tym razem zakładam na uszy muzykę…….Odlot……Odpływam w ulubionych dźwiękach…Endorfiny sprawiają, że chce mi się śpiewać, ale nie jestem sam w tym uroczym zakątku, więc się hamuję 😉 😉 .

Kątem oka dostrzegam, że dociera do mnie Dominik i że będzie chyba kończył na dziś. Rozmawiamy, a potem idziemy razem przed stadion do aut. O bieganiu można gadać bez końca, a on również ma za sobą niemal profesjonalny epizod koszykarski w życiu, tym trudniej się rozejść 😉 ….Ale trzeba, więc się żegnam i pakuję do pojazdu. Gdy tylko uruchamiam radio, płyną do mnie znajome rytmy – teraz wreszcie mogę wreszcie dać sobie upust i powydzierać się do woli 😀 😀 😀 ……………………

Endo zapisało…

wykres-1-jpg

wykres-2-jpg

Wrażenia….

Niezwykłe – gdy dotarłem do domu i podejrzałem dzisiejszy bieg, zwłaszcza solowe kółko, okazało się że biegłem z narastającą prędkością (!!):

7 km 6:01
8 km 5:45
9 km 5:45
10 km 5:34 (!)
11 km 5:24 (!!!)
12 km 2:26 (niepełny)

Tempo końcówki bardzo miło minie zaskoczyło – można powiedzieć, że te dzisiejsze ~11.5 km rozdzieliłem mała pauzą odpoczynkową, ale tak czy siak 5 km pokonałem dziś w niewiele ponad 27 minut. Treningowo. I to w końcówce stale przyspieszając!! To mnie nawet napawa lekką dumą 😉 – jeszcze nie próbowałem zmierzyć się z „piątką” poza zawodami, ale może czas sprawdzić, co wypracowałem konsekwentnie biegając…:) . Myślę, że jeszcze lepiej będzie wprowadzić odcinki o zmiennym obciążeniu, czyli interwały, zaczynając od przebieżek….

Tylko…kiedy?? Skoro ja tak lubię biegać towarzysko 😉 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *