Środa 31.07.2013r.

 

Mały „ciutek” więcej…

Po ostatniej niedzieli i wyczerpującej walce w parnym, ciężkim powietrzu, wylanych litrach potu i uldze po końcowej wibracji zegarka ekscytacja pokonywaniem własnych słabości nieco osłabła 😉 …. Zawsze było we mnie tyle samo szaleństwa, co rozsądku – te dwa głosy ścierają się bezustannie 🙂 . Wygrywa to pierwsze, to drugie – pozwala zachować równowagę 😉 . Ogólnie – mieszanka wybuchowa 😀 …

To ona sprawia, że wystarczy kilka dni, nawet po tak mało „atrakcyjnym” treningu, jak niedzielny, a ja już żyję wieczornym spotkaniem i biegiem 🙂 . Tym bardziej, że pogoda się ulitowała i po przejściu frontu atmosferycznego, rozdmuchało nam się nieco, ale przede wszystkim opadł słupek rtęci…Wzrosła automatycznie chęć ruchu 🙂 . Czuję się świetnie, nawet prawa kostka w okolicach achillesa odpuściła mi – roznosi mnie energia, która szuka ujścia. Ostatnio miałem troszkę emocjonalnych zawirowań, dużo niepotrzebnego stresu, przeczącego mojej życiowej zasadzie, by zachowywać dystans do faktów, bo w naszym do nich podejściu tkwi tajemnica szczęśliwego życia….Ogromnie potrzebuję zarówno samego wysiłku, jak i towarzystwa Magdy, Agi, ostatnio również Darka, a może nawet Anity i Przemka, jeśli uda się ich ściągnąć…

Już wczoraj nie wytrzymałem i wysłałem do Magdy smsa w kwestii spotkania. Zdopingowała mnie Anita, ostatnio zapracowana (żeby nie rzec wprost ” zarzucona robotą”), odzywając się na fejsie..Bardzo mnie cieszy, że chce wrócić do częstszego biegania, do nas, do środowych wybiegań, które przecież współtworzyła 🙂 . Limitowana kolejnymi zajęciami, chciała nas chociaż odprowadzić do obwodnicy…Niestety nie uda się, jednak zabraknie czasu…Szkoda……

Stali już bywalcy, Magda, Aga, a także Darek potwierdzają godzinę startu – 19:20. Szczególnie cieszy to, że będzie z nami Przemo. Trzy tygodnie urlopu całkowicie wybiły go z rytmu – ale chce go odszukać i wrócić na ścieżki. Również z nami 😀 . Skład się uformował, wyczekuję więc niecierpliwie wieczora, by stawić się przy rogatce.

Pogoda dziś pokazuje troszkę różki – od rana sporo chmur, z których koło południa zaczyna kropić. Patrzę na to, zastanawiając się, czy atrakcja wieczoru w postaci kąpieli, będzie aktualna…..Ale po kilku godzinach wszystko rozchodzi się po kościach, niebo robi się przejrzyste, a słońce przyjemnie ogrzewa w stopniu bardziej umiarkowanym, niż w miniony weekend. Udaje mi się wyrobić z obowiązkami szybciej, znajduję nawet chwilę popołudniem na drzemkę, zbierając siły…Wcześniej Magda przysyła propozycję Darka, by po bieganiu zajechać na dziedziniec Starego Browaru na film „Samotność długodystansowca” – pomysł fajny, ale moim zdaniem, nie mamy szans się wyrobić. Przy okazji podpytuję o plany wieczorne – Magda zdradza, że dziś chciałaby zrobić…”ciutek większe kółko” w Strzeszynku…(??)…Zaintrygował mnie poważnie ten „ciutek”, podejrzewając, że chodzi o kółko wokół jeziora 😀 :D….Bingo! 😉  – ale nasza miła koleżanka oczywiście uzależnia to od decyzji ogółu 😉 . Cóż, szybko wyliczam na endo, że łączny dystans przekroczy 14km…Ładnie!..Czemu nie 🙂 – wszystko zależy, czy zdążymy przed egipskimi ciemnościami, bo przecie mamy się jeszcze w międzyczasie wykąpać 😉

Mimo zapasu czasu i spokoju, jaki miałem popołudniem, w aucie jestem późno, co kosztuje mnie trochę barwnego słownictwa i stresu na poznańskich ulicach…Regułą już jest, że gdy się spieszę, nie układają się światła, a na drodze spotykam maruderów…Wreszcie parkuję, zabieram w pośpiechu plecak, uruchamiam zegarek, by złapał satelity i ruszam na spotkanie dwie minuty przed wyznaczoną godziną. Z daleka widzę już trio, czekające na mnie. Witam się – fajnie znów ich widzieć 😀 . W żółtawym świetle z niska nad horyzontem patrzącego na nas słońca, dziewczyny wyglądają, jakby promieniały 🙂 . I tak jest w rzeczywistości 🙂 . Zaczynamy się rozgrzewać. Wszyscy pytają jednym głosem o Przemka, wyciągam więc telefon, by zadzwonić, ale w tym samym momencie on podjeżdża. Jesteśmy w komplecie.

Agnieszka, która jak zwykle kipi energią, zagania nas do biegu – i słusznie, jeśli mamy zrobić plan z „ciutkiem”, czasu nie jest za wiele 😀 . To już standard i razem z Magdą się z tego śmiejemy, że Aga – nawet, gdy ogłasza wszem i wobec, że jest zmęczona i bez sił – od samego początku nadaje ton i tempo. Tak jest i tym razem, podobnie jak z jej opowieściami – zabawnymi, zaskakującymi i pozwalającymi zapomnieć o trudzie pokonywania trasy 🙂 . Już sama obserwacja stylu jej biegu – lekkiego, krótkiego kroku, odbijającego się od podłoża wdzięcznie jak kolorowa, dziecięca piłeczka, pełnego wdzięku, spontaniczności – wlewa w duszę sporo sympatii. Jest tylko, zwłaszcza dla mnie, jedno maluśkie „ale” – tempo. Aga ma sporo żywiołowości, czasem czuję, jakby nasza obecność nieco ją poskramiała 😉 , hamowała…A ja (i chyba tylko ja w tym gronie) muszę troszkę w biegu popracować, by „być na bieżąco” 😉 . Ta żywiołowość sprawia też, że teraz, będąc kilka kroków z tyłu…nie słyszę tego wszystkiego, o czym Aga opowiada 😀 . Trzeba się bardziej postarać, panie Pawle… 😉 😉 .

Aga biegnie z Darkiem – siedmiomilowe kroki, które mógłby stawiać przy swoim wzroście, są celowo krótsze – dzięki temu dotrzymuje towarzystwa Agnieszce 🙂 . My biegniemy trójką za nimi. Magda, najbardziej z lewej, musi stale uważać na pędzące rowery – co chwila ktoś z tyłu pokrzykuje „Lewa!…Dziekuję”…Przemo jest pomiędzy nami – dla niego to rozruch po długiej przerwie, co zdradza nieco oddech. Nie przeszkadza mu to jednak rozmawiać i opowiadać o urlopie. Jest silny – kilka treningów i znów wszystko będzie mu przychodzić z łatwością – tak, jak wtedy, gdy dla zabawy wyprzedzał nas, a potem biegł w przeciwnym kierunku 😉 😉 .

Magda porusza się z gracją, wdziękiem i ogromną swobodą. Jest w tym wiele sportowego akcentu, czuć MOC i ogromne pokłady energii. Gdy rozmawiamy, wyczuwam w niej sporą (niepotrzebną) rezerwę do własnych możliwości, której gdzieś wewnątrz przychodzi się mierzyć z niezwykłą ambicją i biegowym „zakręceniem”. To taki  tygiel, który sprawia, że wzięła udział już w tym roku w kilku półmaratonach, w tym w dwóch bardzo ciężkich – nie dość, że dała radę, to czasy końcowe były świetne. Nie mogę wyjść z podziwu dla jej sylwetki – pomijając aspekt czysto kobiecy, o którym nie wypada mi tu pisać 😉 😉 – jej świetna figura, która łączy lekkość z dynamiką, jest jakby stworzona do biegania i łamania „życiówek”. Cały czas staram się mniej lub bardziej wprost jej o tym mówić, bo czuję, że drzemie w niej siła i powinna być jej świadoma. No a poza tym zawsze miło wywołać jej uśmiech 🙂 (drobna próżność dojrzałego faceta 😉 ).

Kolejne odcinki, okraszone opowieściami Agnieszki i rozmową naszej trójki, mijają niepostrzeżenie. Tempo 5:40-6:00 jest w sam raz. Bliżej Strzeszynka delikatnie zwalniamy. Ponieważ zbliżamy się do miejsca, gdzie trasa odbija na obieg jeziora, podpytuję, co robimy z „ciutkiem”. Wymiana zdań nas zatrzymuje. Szybka sonda: Przemo odpuszcza, Aga – z uwagi na kolano – też… Magda z Darkiem biegną. Postanawiam im towarzyszyć, a tym samym podkręcić rekord dystansu 😀 . Magda mnie podpuszcza – cały czas „pracuje” nade mną, bym się rozbiegał i pokusił o wspólny z dziewczynami półmaraton 😀 😀 …Ruszamy. Trasę znam, biegłem nią kiedyś, gdy pierwszy raz łamałem „dychę”, a ostatnio, zimą, fragmentarycznie z Piechem. Już dawno chciałem tu wrócić….

Pętla wokół jeziora jest znacznie krótsza, niż ta „rusałkowa”, ale równie przyjemna. W kilku miejscach są małe podbiegi i zbiegi. Pokonujemy je, rozmawiając. Miło tu i spokojnie, bo nie ma pędzących rowerów…Nawet się nie oglądamy, a jesteśmy po drugiej stronie i skręcamy na ścieżkę, prowadzącą do plaży 😀 . Zegarek pokazuje 8.5km. Pauza.

Słońce kiwa na pożegnanie znad lasu…

20130731_203121-jpg

Jest bajecznie. temperatura wody idealna. Aga wciąż w wodzie, Przemo już na brzegu. Nie czekamy z Darkiem długo – tym bardziej, że czas jest dla nas cenny. Zanurzamy się w towarzystwie ostatnich promieni słonecznych……Mam na oku nasze ciuchy, nie oddalam się, tym bardziej, że nie na pływaniu mi zależy, a bardziej na ochłodzie…..Gdy wychodzę z wody, nie jest mi nawet zimno – ehhh, będę wspominał takie chwile w długie, mroźne zimowe wieczory….. 😀

Magda przysiadła koło pomostu, nie kąpie się, ale zachęcam ją chociaż do dania wytchnienia stopom…W blasku gasnącego dnia nasza skóra przybiera kolor karmelowy :)…Na niebie trwa spektakl barw…Szkoda, że musimy się już ubierać, zostawiając za sobą tak bezcenny widok….

20130731_203424-jpg

Bagaż znów na plecach, kilka łyków wody i jesteśmy w truchcie. Wziąłem ze sobą żel energetyczny, który kilka spotkań temu dostałem od Magdy – teraz sama mnie instruuje, jak z niego skorzystać. Żel jest słodki, o smaku pomarańczowym – wyciskam go do ust, a potem zasysam wodę z bukłaka. Zobaczymy – to są cukry proste, powinny dostarczyć energię na te ostatnie 5.5km….

W lesie jest już dość ciemno…Przypomina mi się, że nie zabrałem mojej awaryjnej czołówki, trzeba będzie więc biec ostrożniej…Tempo ponownie jest idealne: 6:00-6:30 – pozwala rozmawiać i odpoczywać…Magda, biegnąca po zewnętrznej, musi teraz, w półmroku podwójnie uważać na rowerzystów – nie wszyscy są oświetleni. Nie zatrzymując się, Aga sięga do plecaka po latarkę – jako jedyna przygotowała się w pełni. Brawo :). Dzięki temu i my jesteśmy dla innych widoczni, zwłaszcza na krętym ostatnim odcinku do Rusałki. Wcześniej jednak wpadam prawą stopą w dołek – szczęśliwie bez konsekwencji. Biegnę w stronę podbiegu i analizuję samopoczucie – jak na 14ty kilometr w nogach, jest rewelacyjne – mam też sporo energii, być może jest to zasługą słodkiego „wspomagania” od Magdy. „Na fali” entuzjazmu postanawiam ostatnie metry podbiec szybciej – w efekcie melduję się koło rogatki pierwszy, dokładnie w chwili, gdy ze świtem tory przecina, niczym świetlisty pocisk, rozpędzony pociąg…Dobija reszta, czekamy chwilkę na Przemka. Razem przechodzimy na drugą stronę…Rozciągmy się. Dzień wciąż jeszcze wydaje ostatnie tchnienia, opierając się nocy….

Wszyscy poza Magdą i mną mają przy torach zaparkowane auta. Uścisk dłoni na „do widzenia”. Było suuuuuper!!! Magda przybiegła na spotkanie, ma więc jeszcze 1.5km do domu, proponuję więc delikatny trucht w stronę parkingu – na zegarku braknie mi 30tu metrów do zamknięcia 14km. Prześcigamy się w komplementowaniu dzisiejszego treningu i wzajemnych możliwości biegowych 🙂 . Po drugiej stronie ruchliwej wylotówki na Świecko żegnamy się już niestety – to był kolejny niezapomniany, biegowy wieczór… 😀

W pobliżu auta wyciszam się i w tradycyjnym miejscu rozciągam. „Zaglądam” też w okno Anicie – ciekawe, czy wciąż jeszcze pracuje…..Ostatni łyk wody – wszystko jakby wyliczone…Dalszy ciąg uzupełniania płynu już w domu……Dobra. W drogę…

Garmin zapisał…

Wrażenia…

Nie ukrywam, że czekałem na ten wspólny bieg, na spotkanie…Potrzebowałem go bardzo…Sportowo i towarzysko. Chciałem znów zaczerpnąć pozytywnej energii, zanurzyć się w niej…Udało się 😀 . Z nawiązką.

Bardzo podobał mi się ten dodatkowy „ciutek” Magdy 😉 . Mimo, że miałem moment zawahania, nie żałuję, że okrążyliśmy razem jezioro i wydłużyliśmy dystans. Cieszę, że mnie wyciągnęła – poza MOCą, jaką ma niewątpliwie w sobie, ma też miły magnetyzm – ta mieszanka przyciąga i pozwala duszy przyjemnie wibrować. Jest też wzajemne wsparcie, którym się dzielimy – to daje właśnie wspólne bieganie 🙂 .

Cały Team sprawdził się na medal, a piękny zachód słońca dał wspaniałą oprawę! Jest tak miło, że żal mi się zawsze rozstawać….Pamiętam, gdy zimą miałem pauzę zdrowotną, przyjechałem nad Rusałkę wieczorem, postać chwilę, popatrzeć na iskrzący się śnieg i na świat otulony delikatna pomarańczową poświatą miejskiego światła…W mrozie, ciszy, jedynie przy dźwiękach delikatnej muzyki marzyłem o takich wieczorach, jak te obecne, środowe……

Nadeszły. Fajniejsze niż przypuszczałem 😀 .

********

A przy okazji – pobiłem dziś i rekord dystansu, i miesięcznego wybiegania 😀 … Może 140km na kolana nie rzuca, ale dla mnie jest to jak dotąd najintensywniejszy miesiąc odkąd zacząłem biegać 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *