Czwartek 03.10.2013r.

 

Po prostu….wyjątkowo!

Cztery dni czekania to dużo…Czuję narastające napięcie, nie mogę się doczekać…No dobrze – co ma powiedzieć Magda?? Pauzowała…kilka tygodni 🙂 . Dziś wraca do nas 😀 . Aga była w masywie Babiej Góry, nie biegała, też czeka na spotkanie :)…Do tego Jola, której wystarczy napisać, a zaraz kombinuje, by się stawić…No i Maciek, który ze względów zdrowotnych był nieobecny, wrócił w niedzielę, a teraz to pierwszy po przerwie wspólny trening w tygodniu, w biegu wieczornym….Udział potwierdził również Przemo, więc stara gwardia powraca!! Jest też niespodzianka – po moim newsie na fanpage’u odezwał się Adrian z chęcią dołączenia do składu 😀 ….Super!!! Ekipa rośnie w siłę!! Nie mogę doczekać się spotkania….. Czytaj dalej

Niedziela 29.09.2013r.

 

15h w drodze, 4h snu i na trening 🙂

Wariactwo…

Prognozy dla Semonzo były bezwzględne – to, czego udało się jakoś uniknąć w tygodniu, miało nadejść nieubłaganie w niedzielę…Dlatego w piątek już zadecydowaliśmy – wracamy dzień wcześniej, w sobotę…To rodziło niespodziewanie szansę na to, bym nie tracił biegowo obu dni, a ocalił niedzielne spotkanie zBiegiemNatury, które od czasu zarządzenia pauzy trenerskiej sami animujemy 😀 …. Czytaj dalej

Czwartek 26.09.2013r.

 

Samotnie w górę Doliny Santa Felicita..

Wieczór za wieczorem, spędzane na wesoło, nie pozwalały na potruchtanie…Wczoraj Marek próbował mnie wyciągnąć po kolacji i winie, ale zważywszy, że separacja między posiłkiem a wysiłkiem u mnie to minimum dwie godziny, a do tego nie biegam po spożyciu, nie dałem się zabrać 🙂 . Mój kolejny plan biegowy zresztą, jak pisałem wcześniej, był zgoła odmienny 😀 ….Miałem ochotę na zapuszczenie się w dolinę, która zaczyna się kilkaset metrów od campu, za naszą ulubioną, ziejącą magicznymi zapachami włoskiej kuchni, Anticą Abbazią. Ochotę tym większą, że zabrałem ze sobą „Mizunki”, dedykowane w teren… 😀 . Poszedłem więc spać z konkretnym zamiarem w głowie… Czytaj dalej

Środa 18.09.2013r.

 

Na raty…

Pomysł, by zamiast w czwartek, pobiec w środę, zrodził się z kilku powodów…Po pierwsze – wyjątkowo na czwartek zmieniły mi się plany i nie wyrobiłbym się. Po drugie – już przed południem zrobiłem z Agą mała burzę mózgów na fejsie pt. „gdzie biegamy?”. I to Aga podpowiedziała mi nie Rusałkę, nie Marcelin, a powtórkę z Moraska. A tak się ładnie złożyło, że i tak na 18tą dostarczyć miałem tam córkę na lekcję tenisa – godzina patrzenia na przebijaną przez siatkę piłkę była więc do wykorzystania 😉 . Po trzecie – Morasko miało być tylko tłem 😀 – tym razem mieliśmy „odkryć” nieznane mi tereny nad Wartą (!). Po czwarte – wszystkie zainteresowane dziewczyny, czyli prócz Agi również Dorota i Jola, dobrze znają ten teren, bo tam biegały i mają względnie blisko. Bardzo mnie ucieszył ten pomysł więc i nie mogłem się od rana doczekać spotkania 😀 . Czytaj dalej

Niedziela 15.09.2013r.

 

Ambitni – wygrywają 🙂

OK. Perspektywa zabawy ślubnej nie sprzyja planom sportowym. Przynajmniej w teorii 🙂 . Wystarczy jednak tylko dobrze kombinować 😉 😉 . Moje ślubno-weselne wędrowanie sobotnie zakończyło się dość odmienną od tradycyjnych, obiadokolacją, z pełnym sortem atrakcji towarzyszących tej wzniosłej okazji, ale bez szaleństw do utraty tchu 😉 . To się okazało zbawienne w perspektywie moich biegowych planów na niedzielę 😉 . O godzinie 1ej byłem w domu 😀 …..Co prawda zachciało mi się sprawdzać, co miał na myśli kolega, przysyłając mi smsem ligowy rezultat 2:0 i odpaliłem w nocy nagrany mecz Śląska z Lechem. Kiedy było już i tak za późno, a rezultat i gra naszych „gwiazdorów” wołały o pomstę do nieba, dopadł mnie dołek, że….straciłem GODZINĘ SŁODKIEGO SNU…(!!). Przecie jestem umówiony z Dorotą przy Olimpii na 9:15. Czytaj dalej

Sobota 14.09.2013r.

 

Między deszczem a…deszczem 🙂

Przyzwyczajenie jest podobno drugą naturą człowieka 🙂 . Przywykłem do przyzwoitej biegowej pogody. Faktycznie, od jakiegoś czasu weekendowe poranki, jeśli nie słoneczne, to są z reguły jeszcze przyzwoicie ciepłe, a na pewno suche.

Podciągam roletkę w oknie i przez chwile próbuję zrozumieć widok: kałuże z bąbelkami powietrza?..znaczy – pada….gałęzie się chwieją?…znaczy – wieje… 🙁 . Ciężko to jakoś do mnie dociera, ten widok jest mi jakoś obcy….Parzę sobie kawę i dochodzę do siebie po tym pierwszym szoku. Jak tu się ubrać? Termo + wiatrówka??…Nie no, przesada, jeszcze nie jest tak zimno…Zaglądam do ogrodu – faktycznie zimno nie jest, ale i przestało nawet kropić…No!…To rozumiem, można się zbierać na trening. Czytaj dalej

Czwartek 13.09.2013r.

 

Truchcikiem na Górę Moraską…

Ok. Kupiłem buty. Jeden demon został usidlony 😀 . Cieszę się bardzo, bo jednak im więcej oglądałem filmów z biegania terenowego, im bardziej nakręcała mnie tematyka górska, tym mocniej męczyła mnie świadomość, że ja nawet na te nasze skromne parkowo-leśne tereny nie mam odpowiedniego obuwia… Oczywiście teraz powstał „głód debiutu”, czyli niecierpliwe czekanie na czwartek, na pierwszy bieg…Perspektywa idealna – bieg na Górę Moraską, niezbyt wyniosły „szczyt” (raptem niecałe 154m n.p.m.), bardziej taka podmiejska górka, ale oferująca kawałek zalesionego, pofałdowanego terenu, a nawet zapraszająca na szczyt całkiem rasowym podbiegiem 😀 . Czytaj dalej

Niedziela 08.09.2013r.

Niestety, ten wpis „popełniam” po raz drugi…Wczorajsze trzy godziny pracy, z przyczyn mi całkowicie nieznanych..”wyparowały” z WordPressa!!….Nie ma chyba nic bardziej frustrującego, niż pójście spać (wreszcie) z poczuciem zostawienia za sobą kawałka fajnej roboty, a potem rano przekonanie się, jak życie potrafi być złośliwe…Co się stało??..Nie mam zielonego pojęcia….Szkic tego, co pisałem zniknał…I tyle. Ani śladu…Postaram się raz jeszcze, może już skromniej, opisać to, co przyniosła niedziela……………..

******************

„W bieganiu najbardziej lubię….regenerację”….

…te słowa wypowiedział niegdyś nasz biegowy kolega, Piechu i faktycznie je podzielam…Móc położyć się po treningu na zielonym dywanie, popatrzeć w niebo, nigdzie się nie spiesząc…po prostu „się pobyczyć”…Czysta przyjemność….Oczywiście, jeśli nie zmusza nas do tego uraz 😉 …. Czytaj dalej

Sobota 07.09.2013r.

 

Lato..wciąż tu jest..

Tym razem lubię synoptyków. Dane pogodowe z serwisów internetowych potwierdzały, że nie wciskają nam kitu – ale też i prawidłowe zdiagnozowanie tego, co przed nami nie stanowiło specjalnego problemu. Ku wielkiemu szczęściu „rozsiadł się” wygodnie nad naszymi głowami wyż, serwując biegowe warunki jak z bajki!!: na kryształowym, bezchmurnym niebie słońce, oferujące ciut powyżej 20stp., a jakby komuś było za ciepło – delikatne podmuchy orzeźwiającego wiatru. I tak ma być dziś i jutro!!! Mmmmm… Czytaj dalej