Czwartek 12.12.2013r.

 

Otuleni mgłą…

Tym razem dyskusja na temat czwartkowego biegania rozpoczęła się na początku tygodnia, a to za sprawą Maćka, któremu bardzo do gustu przypadło sobotnie bieganie na tyłach Malty i chciał tam wrócić. Temat omówiliśmy na fejsie, tradycyjnie na naszym fanpage’u. Zmiana miejsca spodobała się Przemowi i Kony’emu, którzy dołączyliby do nas wtedy, ale nie na rękę było dziewczynom, dla których lokalizacja Rusałki jest korzystniejsza. Po tym, jak ze składu jednak wypadł Przemo, a większość opowiedziała się za starym miejscem, uzgodniliśmy, że o 20tej widzimy się znów przy rogatce. Jak się miało okazać wybór był trafny, bo aura szykowała małą niespodziankę…

18ta. Jestem w domu. Muli mnie strasznie. Nie wiem, skąd ta senność, ale zdaję sobie sprawę, że gdybym teraz przysnął, mógłbym się wieczorem zgubić w lesie 😀 . Magda B. pyta, czy ją zabiorę po drodze. Nie widzę przeszkód. Ma dla nas mały prezent – kupony rabatowe na zakupy w sklepbiegowy.com 😀 . Umawiam się na 19:20, bo chciałbym tym razem być10 minut wcześniej i troszkę się rozgrzać, może nawet potruchtać w stronę jeziora, zanim gromadnie ruszymy na szlak.

Tymczasem zmienia się pogoda. Dziś było pochmurno i dość ciepło. Temperatury 5-6stp nie są typowo grudniowymi. W nocy ma jednak przymrozić, bo zbliża się chłodniejsza masa powietrza…W efekcie tych zmian pojawia się i zaczyna gęstnieć mgła…

Po uzgodnieniach na fejsie jestem po Magdę B. równo o wpół do ósmej pod jej domem. Dalej – kierunek: Lotników. Wszystko jak w japońskim ekspresie – wyszykowani, przy torach jesteśmy dokładnie 10 minut przed czasem. Pusto. Mleczne światło latarni otulone białym kożuchem tworzy jasną kulę. Jest też charakterystycznie cicho, jakby mgła tłumiła wszelakie dźwięki. Niesamowity nastrój tworzy się na to nasze dzisiejsze biegowe spotkanie. Magda B. ma termos z gorącą herbatą. Popijamy rozgrzewając się. Niemal jednocześnie z gęstniejącej zasłony wynurzają się z przeciwnych kierunków dwa auta – Agi i Magdy 😀 . Jest jeszcze kilka minut, czekamy na Maćka, który zamknie dzisiejszy skład, nie dotrze bowiem niestety nasza miła, BBLowa trenerka, Agnieszka.

Oto i on – Pędziwiatr we własnej osobie 🙂 . Na jego liczniku już ponad 22km, czego oczywiście nie widać 🙂 . Szykujemy się…

20131212_200040

Nie przeciągamy startu. Miałem propozycję, by spróbować innego wariantu dotarcia na herbatę 🙂 , trasą podobną do tej, gdy wypadkowi uległ Maciek, ale Aga ma rację – mleko wokół nas może nie sprzyjać eksploracji lasów znanych słabiej i tylko za dnia…Zostajemy przy „biegostradzie” 🙂 . Staram się od początku, by tempo mieć w ryzach – dziś ma być faktyczne EASY 🙂 , czyli trucht konwersacyjny, w myśl zasady „aby biegać szybciej, trzeba biegać wolniej” 🙂 . Ostatnimi czasy zawsze się mimowolnie rozkręcamy, a efekt z tego taki, że końcówkę przemierzamy w milczeniu ;). Dziś chcę tez sprawdzić, czy moja niedyspozycja w nogach to również efekt zbyt wartkiego biegu. Trzymam się zatem przodów i podczas, gdy nasze panie na tyłach omawiają kobiece tematy, ja z Mistrzem skupiam się na spokojnym prowadzeniu. Mgła tworzy niezwykły klimat biegu, świat wokół nas otacza aura tajemniczości, a światła latarek świecą jak latarnie morskie…Lutycka niemal w bezruchu, wpisuje się w nastrój – przecinamy ją praktycznie bez zatrzymywania się…Maciek pokrzykuje, by sprawdzić akustykę  😉 – dźwięk się „odbija” i tłumi, jakby ktoś przykrył nas poduszką 🙂 . Biegniemy wolno, przynajmniej tak się staram – planowałem wstępnie dziś obiec jezioro, „zachodząc” je od góry, ale teraz nie wiem, czy nie pobiegniemy prostu na pomost…Wszędzie cicho, żywej duszy…Za Biskupińską jest otwarta przestrzeń, a dalej, pod lasem, stoi willa, jeszcze ze starej epoki….Za jej krawędzią odchodzi w las ścieżka, która powinna łączyć się z wariantem alternatywnym dla „biegostrady”, biegnącym pomiędzy malowniczymi stawami. Magda B. rzuca hasło, by tym razem pobiec tamtędy. Mimo, że nie mieliśmy schodzić z wyznaczonego kursu, odbijamy…Nasza koleżanka prowadzi pewnie, zdajemy się na nią. Pewność jednak rozpływa się w gęstej białej zasłonie już kilkaset metrów dalej ;), na rozstaju dróg…Krótka konsultacja – wybieramy najpierw trasę po prawej, ale zawracamy – lewa okazuje się właściwą…Wbiegamy pomiędzy stawki….W tych okolicznościach, w mlecznej oprawie, mroku okolica ta robi niezwykłe wrażenie 😀 😀  – jak z dobrego horroru….

Magda B. wciąż prowadzi, jest 7-8 metrów przed nami, dobrze widać jedynie jej odblaski wkomponowane w biegowe ciuchy… 🙂 . Chwilami gaszę latarkę, opierając się na świetle czołówek dziewczyn, które są za nami i chłonę niesamowity widok…Miejscami jest błotnisto i tam nasze koleżanki wydają odgłosy przerażenia, tragedii jednak nie ma, uwzględniając podmokły charakter tego miejsca…Kilkaset metrów i niepostrzeżenie w mglistej chmurze wtaczamy się z powrotem na szlak do Strzeszynka…Prawdopodobnie aura odebrała wszystkim chęci na wydłużanie dziś dystansu, bo odbicie drogi na obieg jeziora mijamy bez słowa…Pod górę…w lewo…trawa….i nagle jesteśmy na pomoście :)….Gasimy sprzęt…

20131212_204237

Cisza…jakbyśmy byli w chmurze….Siebie nawzajem widzimy dobrze, ale wokół, poza krawędzią desek pod nogami, tylko biel….Wędrujemy na skraj pomostu, tam uruchamiamy nasze światełka, które rozcinają jak ostrze noża przestrzeń przed nami…W powietrzu wirują drobinki deszczu..

20131212_204601

20131212_204610

Moja czapka się oszroniła 😀 …

20131212_204735

Aga operuje moim aparatem. Odkrywamy w niej kolejny talent – szczegółowo i starannie aranżuje każde ujęcie tak, by było widać nas i snop światłą z latarek 😀 … Nie wszystko wychodzi wyraźnie, ale to z racji ciemności wokół i kłopotów z ostrzeniem…

20131212_204758

20131212_204831

Sama też pozwala siebie uwiecznić 🙂

20131212_204901

Czas na chwilę przyjemności, czyli na tradycyjną gorącą herbatę z cytryną  😀 . Wędrujemy do knajpki. Ciepło i przytulnie tu, czujemy się prawie „jak u siebie” 😀 . Uśmiech nie schodzi z ust 🙂

20131212_205409

Można zrzucić z siebie trochę gadżetów i ciuchów 🙂 . Ta herbatka, choć smakująca naprawdę pysznie, jest pretekstem do tego, by sobie razem usiąść i pogadać – na spokojnie, bez szybkiego oddechu i przebierania nogami 😀 …Taka chwila tylko dla nas 🙂

20131212_211356

Czas galopuje. W rozmowie tracimy nad nim kontrolę. Przy okazji Magda B. obdarowuje wszystkich obiecanymi kuponami od sklepu biegowego 🙂 . Taki miły akcent przemiłego wieczoru 🙂 . Gdy herbata się kończy, ubieramy się i zanurzamy z powrotem w mleczno-mrocznym krajobrazie…Dziewczyny uciekają do przodu, ja czekam chwilę na Maćka. Doganiamy je w lesie….Tempem podobnym do poprzedniego, przemierzamy trasę w odwrotnym kierunku. Znów staram się nie zrywać, nie spieszyć, tak, by oddech i praca serca były jak najspokojniejsze. A ciężko o to, gdy ma się obok tak zacnych kompanów 😀 . Już sama tematyka rozmów podnosi puls i rodzi co chwila wesołość. Od nietypowych aspektów pracy Magdusi, aż po osławiony „gender” i całkiem poważne rozważania behawioralne…Jakby obok tego mija nam trasa. Staram się wyczuć, w jakiej kondycji są moje nogi i ku miłemu zaskoczeniu jest dobrze. I tak bieganie po ciemku, z własnym światłem jakby nieodłącznie wiąże się z dyskomfortem, większym nakładem sił i uwagi, ale chyba eksperyment z wolniejszym tempem przyniósł sukces – nogi niosą mnie znacznie lepiej, niż przed tygodniem i przed dwoma.

Za Lutycką zawsze czujemy się już „domowo”. Tu poluźnia się nieco cugle tempu, bo koniec treningu – każdy to czuje. Za podbiegiem najpierw Maciek i Magda B. przyspieszają, a za nimi do przodu wyskakuje nasza Magda. Odprowadzam tylko wzrokiem jej zgrabną sylwetkę, mnie tym razem nie chce się pokręcać osiągów, zwłaszcza na podbiegu. Przy torach gaszę Garmina i przechodzę na drugą stronę, by się porozciągać. Tu kontynuujemy „poważne Polaków rozmowy”, tym razem dotyczące meandrów polskiego prawa, a potem Aga odjeżdża w swoim kierunku, a my – dzięki uprzejmości Magdusi – w stronę parkingu. W aucie wymieniamy się opiniami o biegowej literaturze, którą właśnie przerabiamy. Na Lotników przesiadamy się do mojego auta, a ja najpierw odstawiam Maćka pod jego dom, a potem kawałek dalej – Magdę B.

Gdy jestem już u siebie, na progu domu….mam ochotę znów biegać…Ehhh, te endorfiny! 😉

Garmin dziś był grzeczny…

Wrażenia…

Gdy podzieliłem się wrażeniami i zdjęciami na fejsie odezwał się głos jednego z moich sympatycznych kolegów: „no to pobiegali, ale lajtowo, z przerwą pośrodku” i że zbliżająca się sylwestrowa „dycha” będzie bez pauzy… 🙂 . Przypadkowo dotknął istoty i celowości naszych czwartkowych spotkań 🙂 . Otóż każdy z nas, biegaczy, w poszukiwaniu przyjemności z tego, co robi, kładzie akcent gdzie indziej…Dla jednych jest on bardziej sportowy, dla innych – nazwijmy to – „rekreacyjny”. Dla jednych biegacz obok jest rywalem, którego trzeba pokonać, dla innych partnerem i przyjacielem, z którym świetnie się spędza czas. Jedni uwielbiają gnać przed siebie samotnie do tzw. „wyrzygu”, inni zamiast opróżniać żołądek z zawartości, z przyjemnością spożywają smaczną herbatę z cytryną na półmetku dystansu…Przeciwstawne cele?? Nieeee. Po prostu inne. I przyjemność zlokalizowana w innym miejscu.

Ja lubię dobrze się bawić. Pisałem o tym niejednokrotnie – to wszystko co opisuję, może wywołać u jednych grymas politowania, u innych zaciekawienie, a jeszcze u innych westchnienie: „ale oni mają fajnie…”. Każdy bowiem ocenia to z własnej perspektywy, przez pryzmat własnej definicji celu treningowego i biegania w ogóle.

Nieskromnie powiem: tak, mamy fajnie! 🙂 . Bo nie mamy ciśnień, bo jeśli chcemy szlifować formę pod zawody, robimy mocniejszy trening, taki jak na ostatnim, czy najbliższym BBLu…Jak chcemy się wyluzować, pośmiać się, „skonsumować” nieco endorfin, albo nimi wymienić 😀 – śmigamy na czwartkową herbatę do Strzeszynka 🙂 . I nie „szczypiemy się”, by się zatrzymać w trakcie dla fajnego foto, czy zapatrzenia w to, co wokół…Niczego nam nie brakuje. Mamy wszystko, co chcemy. Mamy siebie 🙂 .

I jest jeszcze jedno….Skoro prawdziwemu fighter’owi i sportowcowi, osobie, która wygrywa kobiece półmaratony i ma na koncie mistrzowskie sukcesy, która niejednego krytyka „zjadłaby” w zawodach „na śniadanie” 😀 , a taką jest nasza trenerka, Agnieszka, chce się tarabanić przez miasto tramwajem, by potruchtać i pobyć z nami (co bardzo sobie cenię i co mnie OGROMNIE CIESZY!)….coś w tym fajnego musi być 😀 😀 .

Mimo, że biegowy weekend już pojutrze i że będzie się dziać…ja już czekam na kolejny lajtowy, zakręcony czwartkowy wieczór 🙂 .

Pamiętajcie: bieganie może nieść „pot, krew i łzy”, ale nie gwarantuje tego, że będziecie biegać. Bieganie musi nieść RADOŚĆ, a wtedy jest pewne, że biegać nie przestaniecie…

„Nie chodzi o to czy wygrasz, czy przegrasz, lecz o to jak grasz. Ktoś kto gra dla przyjemności zawsze wygrywa, bez względu na wynik”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *