Niedziela 03.11.2013r.

 

Leśno-polno-górskie crossowanie…

Liczyłem cicho na jakąś małą odmianę pogodową, choćby po to, by zmienił się nastrój do spędzenia godziny na świeżym powietrzu..Niestety poranek przywitał zasłoniętą kotarą z chmur i nic nie wskazywało na poprawę. Kawa, lekkie śniadanie…Siedzę przed laptopem, z odpalonym serwisem endo i wykreślam nową trasę – czas na odmianę, ciekawi mnie inna połać lasu, znana mi z wypadów na rowerze. Problem w tym, że aby zanurzyć się w nią, trzeba najpierw 1,5km przebiec asfaltem, a ja będę miał trailówki na nogach…Cóż, zobaczymy, co ma do zaoferowania pobocze…

Chcę wybiec najpóźniej około 11:30. Jak na złość około 11tej zaczyna najpierw padać, potem deszcz jest już bardzo intensywny…

20131103_110612

20131103_110651

Wyczekuje więc momentu, by nie dać się przemoczyć już na wstępie i ruszam, gdy na zewnątrz opad jest już „zwyczajny” 🙂 . Od początku próbuję biec poboczem, taki jest warunek dotarcia w terenowym obuwiu na miękkie, leśne trasy, ale nie jest to takie łatwe – skrawek ziemi równoległy do drogi to albo skiba ziemi na skibie, albo grzęzawisko ze stojącą wodą…Buty szybko nabierają wody, ale gorsze jest to, że muszę sprawdzać każdy krok i esować na tej małej przestrzeni…To wkurzające…Udaje mi się pokonać 3/4te tego odcinka…

20131103_114653

przede mną jeszcze kawałek i zakręt, gdzie asfalt ucieka w prawo, a ja z ulgą pobiegnę prosto…

20131103_114656

Cały czas we mnie trwa zaduma co do kształtu dzisiejszego treningu. Dobieg do lasu traktuję jako rozgrzewkę w tempie ~6:00…Dalej myślałem o tym, by wykorzystać naturalny, dość długi podbieg na trasie i poćwiczyć siłę biegową, zamiast błąkać się w deszczu i tłuc kilometry 😉 …Aura już odebrała mi wcześniej ochotę na asfaltowe interwały, teraz intensywnie się zastanawiam, co szykuje dawno nie odwiedzany zakątek, jakie tam będą warunki….

Zaczyna się, poznanym już wczoraj, błotnym slalomem, ale dalej nawierzchnia, mimo, że przepłukana silnym opadem sprzed pół godziny, jest już stabilna. Smutny widok ociekającego deszczem lasu słodzi muzyka na uszach…Docieram do wspomnianego odcinka, który w tym kierunku opada w dół….

20131103_115939

Po prawej, za drzewami, widać znacznie niżej położoną dolinkę…

20131103_115942

Zbiegam….

20131103_115948

Już na wypłaszczeniu, po lewej otwiera się widok na bardzo ciekawą, treningowo, górkę – niegdyś skrytą w drzewach, teraz „wyłysiałą”, przygotowaną do nowego obsadzenia. Nie skupiam się na niej jednak – w kościach, a dokładniej w przyczepach „czwórek” i „dwójki” w prawej nodze czuję wczorajsze poletko, akcent dzisiejszego biegania przesuwa się więc jednak w kierunku spokojniejszej „dychy”. Popędzę przed siebie do piątego kilometra i tam, gdzie on mnie zastanie, po prostu zawrócę…Na płaskim poruszam się dość sprawnie, tempo podniosło się do 5:30-5:40. Mijam po lewej „prześwietlony” kawałek lasu – uwagę moją zwraca widok ognia i dymu pomiędzy drzewami. Aura jest wybitnie „nie-pożarowa”…Okazuje się, że to zapewne służby porządkują po wycince gałęzie…Biegnę dalej…Widzę, że „piątkę” zamknę idealnie w miejscu, gdzie kończy się las, a zaczyna pofałdowane pole…Postanawiam zrobić tam mała pętelkę, licząc, że jeśli odbiję w lewo, to po stu metrach nawrócę drogą na brzegu otwartej przestrzeni….Mylę się jednak – leśny dukt zawraca do lasu, a po prawej zaorane pole przylega ściśle do linii drzew….Staję na zakręcie, mając w zasięgu wzroku to co za mną i to co przede mną…

20131103_121342

Cóż…wyjścia innego brak – spróbuję potruchtać tym brzegiem…Zobaczymy, jak pójdzie – jest po silnym deszczu, wciąż z nieba się coś sączy, a teren w dodatku pagórkowaty….Obawy się potwierdzają – gliniasta ziemia tylko dzięki moim Mizunkom na nogach nie przygarnia mnie do siebie 😀 , zwłaszcza, gdy zbiegam w zagłębienie, a potem podbiegam szlakiem spływającej wody….Przystaję obok ambony…

20131103_121603

Do drogi, którą przybłąkałem się tu i którą zamierzam wracać nie zostało wiele…

20131103_121607

decyduję się jednak odbić na prawo w las, by do niej dotrzeć, zamiast dalej mocować się na błotnistej „ślizgawce”….

Wreszcie twardszy grunt pod stopami…uffff…Znów, tym razem z prawej strony, mijam tajemnicze ogniska w lesie…

20131103_121902

Choć dokładnie nie widzę ludzi, mam jednak wrażenie, że mnie obserwują – jest duże prawdopodobieństwo, że widzą tu biegacza po raz pierwszy 😉 … Przez ułamek sekundy zastanawiam się, czy aby na pewno to są służby leśne, bo auto, stojące w głębi ścieżki, odchodzącej w bok, bynajmniej terenowe nie jest…Zostawiam jednak te dywagacje i biegnę dalej. Po prawej otwiera się widok na „łysą górkę”…Z tej perspektywy wygląda bardzo zachęcająco…

20131103_122554

I kusi dość skutecznie, by się na nią wdrapać 🙂 ….Tym bardziej, że z drugiego końca wręcz zaprasza… 😀

20131103_122753

Jestem wystarczająco rozgrzany, więc postanawiam zrobić ten rekonesans…Najpierw muszę pokonać pierwszy odcinek usłany gałęziami po wycince, potem odbijam stromo pod górę…Tu kontakt z podłożem ma wyłącznie śródstopie i palce – czuję jak napinają się łydki i achillesy, staram się kroki stawiać dynamicznie i mocno pracować ramionami…Miękkie podłoże sympatycznie sprężynuje….Zmęczenie błyskawicznie rośnie, choć tętno o dziwo nie szaleje – mam 158 uderzeń. Ostatnie metry i dobiegam do wykarczowanego wierzchołka….Oddech zwariował – podpieram się na rękach i czuję, jakby pojemność płuc była za mała…”Boże” – myślę – ” i ja mam zamiar biegać po górach? z taką wydolnością?”…Zawsze, gdy moje zmęczenie sięga „wysokiego C”, mój Głos ma najwięcej do powiedzenia….Mija kilkanaście sekund i wątpliwości znikają, jest moment, by się rozejrzeć – ze szczytu rozpościera się świetny widok, dymy nad lasem wskazują, gdzie działają „wypalacze” 😉 …

20131103_123041

20131103_123044

20131103_123048

Dzięki wycince za plecami otworzył się równie fajny „podbiegowo” teren 🙂 …I tu mam ślady działania służb – dziwnie się czuję, jakbym wkroczył na teren plemion, zamieszkujących tu w mrokach średniowiecza 😀 ….

20131103_123053

Zbiegam, zataczając pętlę wokół góry i bacznie uważając, by nie wywinąć orła na gęsto zalegających pozostałościach po wycince…Błyskawicznie jestem na dole i truchtam do miejsca, gdzie startowałem pod górę…Mam sporo sił, więc….robię „powtórkę z rozrywki” 😀 …Znów staję na szczycie – tym razem płuca spokojniej proszą o tlen, a ja, po jego uzupełnieniu, zbiegam bardziej stromym zboczem….Na dole już żałuję, że nie mam więcej czasu, bo tak mi się spodobało, że chętnie bym tu jeszcze „pokrążył” 😀 ….

Nadmiar energii ma gdzie jednak ujść – przede mną podbieg, który wstępnie miał być areną dzisiejszego treningu….Około 200cie metrów pokonuję bardzo spokojnie – droga, mimo, że się wznosi, w zestawieniu z odcinkiem pokonywanym przed chwilą wydaje się być….płaska 😀 ….Dalej teren łagodnieje, a jedyne, na co trzeba uważać, to ryzyko błotnej kąpieli….Deszcz nie odpuszcza…..

Wybiegam z lasu na krzyżówkę….

20131103_125122

Przede mną 1,5km znanego, nieciekawego pobocza…”Stuknął” 9ty kilometr, główne atrakcje dnia za mną, teraz już tylko nudny „dotrucht”, choć koncentracji nie wolno odpuścić – pobocze czyha na błąd 😉 ..Zaczynam z lewej strony asfaltu, a potem co jakiś wędruję na prawą i wracam, szukając jak najbezpieczniejszego wariantu dla moich luźnych kostek 😉 …Gdy wbiegam do wioski, brakuje mi niewiele do 11km, więc przedłużam kurs do miejsca, w którym wczoraj zaczynałem i kończyłem trening – pozwala mi to godnie zamknąć dystans i dzisiejsze, mokre zmagania 😀 ….

Garmin zanotował…

Wrażenia…

Gdy po kąpieli bliżej przyjrzałem się treningowi, orzekłem krytycznie, że d**** ze mnie, nie biegacz 😉 ….Bardziej przypominam CST, czyli Ciężki Skład Towarowy pełen węgla, niż zgrabnie przemieszczającego się człowieka…Tempo dzisiejszego treningu, kilka pauz na foto i złapanie oddechu utwierdziły mnie w przekonaniu, że nawet jak na „rozrywkowego” biegowego „wycieczkowicza” nie imponuję osiągami….Wiem, że  teren niełatwy, że miejscami pagórkowaty, ale styl, w jakim powinienem pokonywać takie „dychy z hakiem” powinien być – przy założeniu regularnego biegania – inny. Zamiast iskrzenia spod butów, ja przypominam beztroskiego ślimaka, który wybrał się na SPOKOJNY ŚLIZG do lasu 😀 😀 ….Myśląc o nowej edycji GP, czuję, że się mogę sobą rozczarować….

Taka sytuacja…. 😉

No dobra – ale frajdy z ruchu nic mi nie odbierze ;), zwłaszcza, gdy w perspektywie najbliższej mam biegowy czwartek z przyjaciółmi 😀 ….Na to czekam. Czas wracać do domu 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *