Niedziela 15.12.2013r.

 

Po przeciwnej stronie bieguna…

Wczoraj było mocniej, to dziś pora na relaks. Co prawda, w świetle starych nawyków, wstawanie w niedzielę w porze analogicznej do dnia roboczego i brak możliwości porządnego wyspania się od długiego już czasu, to jest swego rodzaju ekstremum 😀 , jednak ja się nie zrażam i nadal mam zamiar wyłamywać się ze stereotypów. Zresztą mój zegar biologiczny i tak stawia mnie na nogi w porze codziennego budzenia, tak jest i dzisiaj.

Czuję zmęczenie fizyczne. Od jakiegoś czasu moje nogi nie wypoczywają. Niby przywykłem do bólu, ale trochę to dyskomfortowe – co rano potrzebuję czasu, by się rozruszać, a moje ciało, by przestało wysyłać sygnały „zużycia” 😉 . Niby przez lata gry w kosza przywykłem do tego, że o poranku czuję się jak po wypadku 😉 , ale wcześniej regeneracja trwała dzień po wysiłku, czasem dwa…Teraz, gdy ruch jest permanentny, obejmuje 5 dni w tygodniu, szanse, bym wstawał rankiem rześki i pełen sił są znikome…Ale za to, w takie dni, jak wczoraj, czy dzisiaj, czynię to ze śpiewem na ustach 😀 – perspektywa wspólnego biegania z przyjaciółmi uskrzydla, a samopoczucie odsuwa na plan dalszy 🙂 …

Umówiony jestem z Agą na 9tą. Dołączyć ma Maciek, który będzie tam wcześniej w pełnym rynsztunku trenował do „komandosa”. Nasza Magda niestety wczoraj i dziś pilnie uczy się w Warszawie, więc jej zabraknie…Myślę, że smutno jej trochę, gdy spaceruje po Złotych Tarasach, ale najprawdopodobniej już w środę – a nie jak co tydzień w czwartek – dane nam będzie znów razem pobiegać…Tymczasem ja się szykuję. Pogoda, całkiem nie grudniowa, bardzo mnie cieszy – nie tęsknię ani za mrozem, ani za pluchą. Jest powyżej zera, sucho, przyjemnie. Będzie fajnie.

Gdy gaszę auto przy stadionie, obok kilka pań z kijkami śpiewa sto lat i otwiera szampana 🙂 . Rozglądam się za Agnieszką, okazuje się że schowana w swoim samochodzie już czeka na mnie. Po przywitaniu właściwie nie zwlekamy, ruszamy…Z Pędziwiatrem możemy się spotkać, jak wynikało z jego grafiku, gdzieś około wpół do dziesiątej, więc możemy swobodnie poczłapać w dowolnym kierunku, jest trochę czasu…Ponieważ wraz z zajęciami o 10tej będziemy obiegać jezioro, dla urozmaicenia wybieram wariant na północnym brzegu – lasami, do Lutyckiej, potem kawałek za nią i powrót. Biegając z Agą ma to i tak mniejsze znaczenie – czas schodzi nam zawsze na rozmowie, więc pewnie kręcąc się w kółko też bawilibyśmy się przednio 🙂 . Tempo jest spokojne, nawet bardzo. Najpierw trzymamy się troszkę torów, potem za gastronomią na szczycie podbiegu, robimy mały cross, by dobiec do znajomych leśnych szlaków i dalej już znanymi kątami osiągamy „obwodnicę”. Za nią najpierw kawałek trudniejszej nawierzchni, piaszczystej, bo to droga jeździecka, ale powrót już jest „normalny”. Z Agą nie można się nudzić 🙂 – z reguły jest wesoło, świetnie się bawimy, gadając i pokonując kilometry…Dziś tematyka jest jednak odmienna, poważniejsza, życiowa i cieszę się, że akurat mamy i sporo czasu, i sprzyjające okoliczności, by sobie porozmawiać. To kolejny już z niezliczonych plusów wspólnego biegania – razem jesteśmy w ruchu, robimy coś pożytecznego, ale nie tylko dla ciała – również dla ducha 🙂 …Z tych chwil dzisiejszych bardzo się cieszę…. 🙂

Wracamy „biegostradą”. Mamy dopiero pół godziny za sobą, czas oglądać się za Maciejem. Aga proponuje, byśmy pobiegli jednak wokół Rusałki, ale mniejszym kółkiem. Czasu jest aż nadto, więc nie widzę przeszkód – i tak przy mostku będziemy mieli jeszcze spory jego zapas do zajęć. Truchtamy w tempie powyżej 6:00, raz nawet, w rozmowie, przystajemy. Nic nas nie goni. Pędziwiatra nie widać, a gdzieś tu już powinien być. Spotykamy za to osoby, które już na stałe wpisały się w tutejszy koloryt, które znamy z widzenia i tydzień w tydzień tu mijamy w biegu 🙂 . Są jak nieznajomi członkowie „Rusałkowej” rodziny, weseli i uśmiechnięci, zawsze gotowi, by podnieść rękę, pozdrowić, a nawet zagadać. Bardzo to miłe, a gdy ich mijamy, w sercu rodzi się przyjemne poczucie jedności w pasji.. 🙂 .

Tak jak przypuszczałem, mamy przy mostku niemal kwadrans zapasu, więc nawet nie stajemy, tylko kierujemy się na parking – Aga zaprasza na łyk ciepłej herbaty 🙂 . Niebo jakby się przejaśniało, a słońce chciało rozgonić zasłonę z chmur – zobaczymy, może znów na czas zajęć dane nam będzie się nim nacieszyć 😉 . Wracamy na miejsce zbiórki. W marszu zabieramy ze sobą kolegę, który z reguły do nas dołącza. W prześwicie wiaduktu widać niebieską kurtkę – dotarł już Piotrek, czekamy na następnych…

20131215_100045

20131215_100047

Robiąc zdjęcia dostrzegam w telefonie smsa…To Pędziwiatr melduje, że dopadła go grypa żołądkowa i musi dziś odpuścić 🙁 🙁 …Szkoda to wielka…Ale pojawia się za to Jola – dawno nie widziana z racji kontuzji. Teraz ze zdrowiem jest już lepiej, więc postanowiła do nas dołączyć 🙂 . 5-6 minut po 10tej towarzystwo rwie się już do biegu, ja jednak wstrzymuję je, bo tydzień temu w podobnych okolicznościach poczekaliśmy i dołączyła spóźniona Dorota, może teraz będzie podobnie. No i nie mylę się! Nie mija chwila, a zjawia się, warto było więc zaczekać. Jola, która nie forsuje się i zajmie dziś „tyły”, będzie miała w swoim tempie tempie towarzystwo 🙂 . Jesteśmy gotowi. Startujemy.

Standardowa trasa z „cypelkiem” zaprowadza nas na podbieg i płaskowyż za nim. Jak się okazuje Dorota z Jolą wcale nie straciły do nas wiele 🙂 . Dołączają po chwili.

20131215_103238

Nie ma na co czekać – czas zaczynać ćwiczenia na ścieżce. Wymachy, przeplatanka, krok dostawny, marsz dynamiczny jako wstęp do skipów, skipy A-B-C, podskoki – to niektóre ze standardowych punktów programu. W międzyczasie też ćwiczenia rozluźniające. Kończymy tą część „grzybkami”. Teraz czas na mały suplement „statyczny”. Wędrujemy do ławeczki.

20131215_104230

Przerabiam z przyjaciółmi kilka elementów core stability, którymi rozgrzewał nas wczoraj Jacek. W podporze przodem, kontrolując, by ciało miało jedną linię, unosimy i przytrzymujemy przez chwilę najpierw prawą, potem lewą nogę. Powtarzamy.

20131215_104254

To samo wykonujemy w podporze bokiem i tyłem.

20131215_104534

Na koniec rozciągamy nasze mięśnie…

20131215_104559

20131215_104619

20131215_104636

20131215_104643

Agnieszka się spieszy, chce się z nami już żegnać. My jednak mamy już wszystko za sobą, wracamy więc razem z nią. Pod koniec, jak zawsze, przyspieszam, by trochę odmulić serce i zmobilizować do żywszej pracy 🙂 . Przy mostku brakuje mi kilkudziesięciu metrów do 12km, więc nie zatrzymuję się tylko truchtam jeszcze kawałek dalej. Aga „urywa się” już do domu, kiwa do mnie na pożegnanie. Wracam na krótki stretching i pogaduchy końcowe. Zawsze żal mi się rozstawać z tym miejscem, z ludźmi, więc ani siebie, ani nikogo nie wyganiam – cieszę się, że możemy jeszcze się pośmiać na finał.

To już reguła, że wracam z Rusałki w świetnym nastroju. Już choćby dlatego warto tam być 🙂 . Ulice miasta pomału wypełniają się autami, a chodniki pieszymi…Otuleni w zimowe płaszcze, schowani głęboko w kurtkach, owinięci szalami zmierzają do kościoła, na świąteczne zakupy…Patrzę na nich z zaciekawieniem, zwłaszcza na ich zatroskane zimnem twarze…Mnie jest ciepło 🙂 …Mnie grzeją endorfiny, mam uśmiech na ustach 😉 . Bezcenne….

Garmin zanotował…

Wrażenia…

To był wartościowy poranek. Nie sportowo, choć w ruchu i dla zdrowia…Wartość jego była w kontakcie z ludźmi, w rozmowie z Agnieszką, w czasie wzajemnie sobie poświęconym.

Życie przedziwnie się układa. Lepiej, gorzej. O wielu sprawach decyduje przypadek, w wielu kwestiach – temu przypadkowi sami pomagamy. Ja myślę jednak, że tkwi w tej naszej rzeczywistości, czasem zagmatwanej, jakiś głębszy zamysł…To on sprawił, że kiedyś w jednym miejscu i jednym czasie się spotkaliśmy, by razem biegać…razem rozmawiać….razem być. Nie mam pojęcia, czy samo bieganie jest i będzie moją pasją, bo to wielkie słowo…ale wdzięczny jestem, że pozwoliło mi spotkać niezwykłych ludzi 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *