Środa 18.12.2013r.

 

„Ach, co to był za..bieg!”

Tak, to nie pomyłka z datą. To środa zamiast czwartku. Już rozstając się w ubiegłym tygodniu rozmawialiśmy o tym, że kolejny tydzień przyniesie falę firmowych Wigilii i spraw przedświątecznych. Zmiana terminu na wcześniejszy ratowała sytuację, choć jeszcze nie wiedziałem, czy dla wszystkich. Dla mnie oznaczała mocne sprężanie się, ale przeniesienie spotkania o dzień wcześniej na podobną porę było do przyjęcia. Co do pozostałych konsultację zacząłem na fejsie wczoraj – wszystko wskazywało na to, że z naszego doborowego Team’u zabraknie tylko Agnieszki, która obsadzona miała oba wieczory i żadna zmiana nie satysfakcjonowałaby…Tak było do wieczora, gdy Aga przysłała info, że może jednak uda jej się zjawić 🙂 . Super wieści 🙂 .

Tak, jak przewidywałem, od rana muszę się mobilizować do załatwienia wszystkich spraw, bo popołudnie nie da mi już szans na korektę. Spieszę się. Pracy nie mam wiele, ale idą Święta, a ja jak co roku przeżywam katusze z perspektywą zrobienia zakupów. Może i miałbym więcej do tego serca, gdyby nie odwieczne dylematy, gospodarka budżetem, kolejki, a przede wszystkim brak „spokojnego i czystego umysłu”, który pozwoliłby mi się relaksować i nie zwracać uwagi na wszystkie niesprzyjające okoliczności. A jeszcze lepiej, gdyby ich w ogóle nie było 🙂 . Niestety. W tym roku wybitnie jest pod górkę….

Jakoś udaje mi się okiełznać uciekający czas…Wiem, że mimo zbiórki o 20tej, ja do 17:30 muszę być gotów, bo o tej porze jadę z córką na tenisa. O 19tej wracam, a biorąc poprawkę na masowy szturm kierowców na sklepy i pełne ulice będę miał w domu tylko tyle czasu, by wejść, przebrać się w biegowe łachy i wyjść. Przewidywania się spełniają – pół godziny zajmuje przejazd kilku kilometrów przez zapchane i pełne remontów w kluczowych miejscach miasto. Wcześniej uszykowałem sobie wszystko, co potrzeba, teraz tylko narzucam to na siebie, robię coś ciepłego do picia i w drogę. Martwiłem się, że Magda B. poprosi mnie o podwózkę, teraz z duszą na ramieniu odbieram info od niej: tym razem jednak pobiegnie na zbiórkę 🙂 …Ufffff….nie dałbym rady podjechać po nią i nie spóźnić się…I tak muszę gnać rajdowo na Lotników, bo limit czasu się kurczy.

Dzień dzisiejszy jest szczególny…Dla Agi, która wczoraj miała urodziny i dziś pewnie odśpiewamy jej „Sto lat!”, ale też dla mnie…

Otóż równo dwa lata temu pierwszy raz uruchomiłem endo i po rozłące z bieganiem od czasu studiów znów ubrałem buty i ruszyłem chodnikiem przed siebie.
Dziś też odnotuję na liczniku mojego przebiegu…2000 kilometrów 😀  😀 

To tylko liczby, ale dają one w podtekście satysfakcję z konsekwencji i wykonanej pracy…Mówią też o tym, że radość i przyjemność trwają nadal, a to jest dla mnie najważniejsze 🙂 . Gdy obchodziłem tysięczny kilometr, około roku temu, wydrukowałem sobie okolicznościową kartkę. Co szczególne, potruchtałem wtedy w towarzystwie Anity z Czesiem i…Magdy (!) – być może był to pierwszy wspólny bieg „poza zajęciami” z Magdą i zalążek dzisiejszego Team’u. Zdjęcie zrobiła mi wtedy właśnie nasza miła koleżanka i to jest dla mnie szczególne, bo dziś też będzie i liczę, że wspólnie uwiecznimy tą okoliczność 🙂 . Kartkę przygotowałem sobie zanim wyszedłem z biura – specjalnie dla jej transportu zabiorę dziś w drogę plecak, dokładnie tak, jak przed rokiem 😀 .

Teraz zarzucam na plecy tobołek, zakładam na czoło latarkę i gnam do rogatki na spotkanie przyjaciół 😀 . Gdy dobiegam, podjeżdża akurat nasza Magda. Parkuje obok..Agnieszki 🙂 – jednak jest, dotarła, będzie zatem bardzo wesoło 🙂 . Jak miło obie je widzieć, obie promieniejące 🙂 . Oglądam się na prawo…w oddali różowa kurtka – Magda B., jak japoński ekspres, dociera do nas szybko i punktualnie 😀 .

20131218_200252

20131218_200258

Z mroku po drugiej stronie torów, niczym duch, materializuje się Maciek 😀 😀 . Po prostu nagle „objawia się” tuż za nami 😉 . Jesteśmy w dzisiejszym komplecie, nikt więcej nie dołączy…

20131218_200434

Można ruszać. Oczywiście znów muszę zaczekać na mojego Garmina – „uśpienie” to irytująca cecha mojego „szpiega” – w euforii przedstartowej, na treningu, czy na zawodach, cichaczem zapada w sen dla oszczędności energii, a uruchomienie ponowne kosztuje denerwujące czekanie na złapanie fixa…Światełka dziewczyn znikają już w lesie, a ja z Pędziwiatrem wpatruję się w tarczę zegarka . Jest. Nareszcie satelity w komplecie. Cała naprzód ;)…Błyskawicznie dochodzimy nasze panie 😉  i już razem kierujemy się w stronę Strzeszynka. Od początku czuć entuzjazm Agi i Magdy. Jest wesoło 🙂 , przez co zapominamy o tempie – korygujemy je właściwie dopiero za Lutycką. Maciek jest dziś cichszy niż zwykle, ma na uszach słuchawki…Magda B. synchronizuje się z dziewczynami i również się rozkręca…Próbuje nawet sprawdzać, czy Pędziwiatr jest na nasłuchu, czy nie 😉 , ale ten nie daje się zaskoczyć 😀 …Biegnie mi się bardzo dobrze, trochę z przodu, a trochę na tyłach, w rozmowie z Magdą i Agą. Mam wrażenie, że mimowolnie przyspieszamy…Nad głową , za cienką zasłoną z chmur, świeci księżyc….Za Biskupińską Maciek wyraźnie przyspiesza i zrywa się do przodu…Dołącza do niego Magda, która dziś przyjechała niemal wprost ze spotkania wigilijnego w pracy i pała ochotą spalenia karpia, krokiecików i innych pyszności 🙂 . Są kilkanaście metrów przed nami i gdy osiągają krzyżówkę szlaków, niespodziewanie odbijają na trasę wokół jeziora, krzycząc do nas „Do zobaczenia na herbatce!” 🙂 . Widać, że nosi ich energia…Choć miałem dziś znów ochotę obiec „wielką wodę”, teraz bardziej myślę o tym, by znaleźć się na plaży – już się po prostu na to nastawiłem. Pomost osiągamy w kilka chwil, biegnąc jakby niezależnie. Magda M. z przodu, ja za nią, a za mną Aga.

Gasimy czołówki, bo księżyc, który przebił się przez delikatną warstwę chmur, świeci z nieboskłonu jak latarnia 😀 ….

20131218_204226

Zajmujemy najbardziej wysunięte w jezioro miejsce i przez chwilę delektujemy się ciszą i niezwykłym widokiem jeziora skąpanego w bladym, mlecznym blasku…

20131218_204138

Jestem daleki od uczucia chłodu, czy mrozu – mam wrażenie, że temperatura sięga wysoko ponad 0 stopni, ale zupełnie inaczej odbiera to Magda M. – ona szybko się wychładza i teraz zachęca nas do szybkiego przemieszczenia się do knajpki 🙂 . Jeszcze przez chwilę odprowadzamy wzrokiem dwa „świetliki” po drugiej stronie jeziora – Magda z Maćkiem są teraz dokładnie vis a vis nas, a ich czołówki, tam daleko, pośród mroku lasu wyglądają zjawiskowo…

Stajemy przed drzwiami, za którymi czeka nas ciepła herbata, ale…są one zamknięte!…Dziewczyny niemal jednocześnie wydają jęk zawodu i niedowierzania…Na szczęście w recepcji obiektu pali się światło i siedzi pani, która nam otwiera . „My na ciepłą herbatę” mówimy, a zaskoczona recepcjonistka, widząc chyba błagalny wzrok, wpuszcza nas do wewnątrz 🙂 . Możemy spokojnie rozsiąść się w cieple przy „naszym” stoliku  i czekać na „fighterów”. Błyskawicznie czuję się wypoczęty. Zrzucam z siebie wiatrówkę, zdejmuję czapkę, czołówkę i chustkę z szyi…Mmmm – jak fajnie!!! O tym marzyłem!! Po kilku chwilach zjawia się Magda, zaraz za nią Maciek. Dołączają do nas. Aga częstuje urodzinowymi czekoladkami, a gdy na stoliku pojawiają się dwie brakujące herbaty, wstajemy i „toastowo”, z filiżankami w dłoniach, śpiewamy naszej jubilatce gromkie „Sto lat!!” 😀 😀 . Jest przesympatycznie!! Tak swojsko, klimatycznie, wesoło i jak…u siebie 🙂

20131218_205213

20131218_210026

…Wystarczy zajrzeć każdemu w oczy, by łatwo dostrzec, ile radości czerpie z tej chwili. Chcemy to uwiecznić. Prosimy panią z recepcji, by zrobiła pamiątkowe foto 🙂 …

20131218_212200

Dziewczyny kipią entuzjazmem, przyprawiają mi nawet rogi 😉

20131218_212256

To 50 minut było wspaniała chwilą zatrzymania w biegu…momentem wyjątkowym…na długo zapadnie w pamięci…Trzeba się jednak zbierać w drogę powrotną, tym bardziej, że ot tak, od niechcenia, rzuciłem hasło obiegnięcia jeziora w przeciwną stroną, jak to zrobił kilka chwil wcześniej nasz „eksportowy duet”. Wyzwanie zostało podchwycone i „nie ma, że boli” – gdy tylko opuszczamy przytulne wnętrze, obieramy kierunek na prawo, Jak spod ziemi wyrastają za plecami trzej biegacze i mijają nas z pozdrowieniem – kolejni miłośnicy biegania po zmroku, bardziej ekstremalnego, bo…bez światełek 🙂 …Odpuszczamy im, nie gnamy przed siebie – nie sprawdzam, ale tempo oscyluje koło 6:00. Biegnę obok Magdy. Odpocząwszy przy herbacie, teraz mamy okazję się wygadać. Tematy odchodzą zdecydowanie od biegania i całkiem niepozornie oddalają się w głąb życiowych spraw, postaw i tego, jacy potrafią być faceci i jakie bywają kobiety. Myślę, że kiedyś będziemy kontynuować tą tematykę, bo każdy z nas może mieć do powiedzenia w tym zakresie sporo, a różne spojrzenie może być arcyciekawe i pozwolić nam się lepiej poznać. Jesteśmy w najbardziej oddalonym od startu punkcie, tu ścieżka skręca w prawo – w stronę Kiekrza i w lewo – na drogę powrotną i obieg jeziora. Uderzamy w lewo…Gdzieś w pobliżu miejsca, gdzie widok „naszego” pomostu zaczynają już zakrywać rośliny przybrzeżne…pojawia się znajoma niemoc w nogach, do tego muszę opróżnić nos . Gaszę latrarkę, zachwycając się ciszą, lasem i widokiem zaglądającego do nas przez korony drzew księżyca…Doganiamy dziewczyny i już im nie odpuszczamy…W gromadzie znów wesoło 😀 …

Dodanie obiegu jeziora nieco pokrzyżowały moje plany odnotowania 2000-cznego kilometra – normalnie ten moment „planowałem” idealnie przy rogatce, na sam koniec, teraz – wypadnie….gdzieś w lesie… 🙂 . Zerkam więc coraz częściej na Garmina. Dodatkowo wspiera mnie Maciek, który co jakiś czas pyta: „Już?” 🙂 . Jesteśmy znów na „biegostradzie”. Niemoc pomału mija. Rozświetlamy szlak czołówkami, ale księżycowy blask dodaje magii…Już za Biskupińska Aga na chwilę przystaje, by poprawić wiązanie, ja kontroluję dystans – JEST!!…Oto „stuknął” mi na liczniku drugi tysiąc 😀 😀 😀 . Hamuję wszystkich, by mi nie uciekli, zrzucam plecak, wyciągam „transparent” i oznajmiam dobrą nowinę 🙂 . Wyściskujemy się, odbieram gratulacje, a ja wszystkim dziękuję, bo to również zasługa ich i ich entuzjazmu, tego, że razem przemierzamy dniem i nocą biegowe ścieżki 🙂 . To oni dają mi siłę i moc, są jak magnes, który przyciąga. Nie sposób ich nie lubić, za każdym z nich tęskno, gdy się rozstajemy, ale jednocześnie na każdego z nich się czeka, na kolejne spotkanie 🙂 . Są częścią mojego życia i biegowej historii 😀 …MÓJ TEAM…

20131218_220322

20131218_220353

20131218_220418

Każdy z nich wnosi coś swojego, wyjątkowego: Aga – niezwykłą pozytywną energię, którą promieniuje, Magda – zapał, upór i wdzięk, Maciek – MOC i Magda B. – spontan. Wszystkich łączy jedno – radość biegania, uśmiech na ustach i błysk w oku 🙂 . Cieszę się, że dane jest mi być wśród nich….

Gdy ruszamy, Magda B. się śmieje, że lubi z nami biegać, bo co chwila mamy jakąś okazję do świętowania 🙂 . Fakt, dziś jest przepych okoliczności 😀 . Zmierzamy truchtem do Lutyckiej. Nie przyspieszamy, wciąż trzymamy się tempa konwersacyjnego. Myślę o tym, że niespodziewanie dziś wykręcimy ~14km 🙂 – to też dobra wiadomość. Na zakręcie przy Rusałce żartujemy, że można by jeszcze „machnąć” kółko wokół „naszego jeziora” – dziewczyny mają już jednak dosyć, ja też już nastawiłem się na finisz. Nie brykam jednak do przodu, za podbiegiem serce bije o kilka uderzeń mocniej. Aga z Magdą są za mną, a Maciek z Magdą B. wytracają nadmiar energii w przodzie. Nie chce mi się zmieniać rytmu, tak jest mi dobrze. Wspinam się do rogatki równym biegowym krokiem. Mijam metalowe barierki i dostrzegam, że została mi zaledwie odrobina do 14km, zatrzymuję się więc dopiero przy autach dziewczyn, tam zawracam 😉 . Mija mnie Aga z promiennym uśmiechem – jakby coś tam sympatycznego kombinowała 😀 …. Chcę się rozciągać, ale dostaję do ręki…..dziecięcego szampana 😀 😀 – to będzie „urodzinowych obchodów część druga” 😀 😀 . Ależ miłe zaskoczenie!!! Aga jest niesamowita 😉 . Rozdaje nam plastikowe kubeczki a ja zastanawiam się, czy „strzelać”, czy otwierać „z gracją” 😀 …

20131218_222719

Drużyna decyduje, żeby było z hukiem 🙂

20131218_222728

20131218_222736

Korek wylatuje wysoko w górę i spada obok torów za plecami. Bezalkoholowe bąbelki, gdy usta spragnione, smakują wybornie 🙂 . Kolejna niezapomniana chwila….

Magda B. marznie, więc zachęca nas do powrotu. Machamy na pożegnanie Agnieszce, a sami wskakujemy do przytulnego wnętrza samochodu naszej Magdy, która odwozi nas na Lotników. Jeszcze chwilka, by pogadać sobie i pośmiać się 🙂 . Naprawdę ciężko nam się rozstać, a dziś szczególnie…Jednak trzeba…

Przesiadamy się do mojego pojazdu, a ja zawożę pod dom najpierw Magdę B., a potem Maćka 🙂 . Mimo, że zostaję sam, emocje wieczoru i endorfiny sprawiają, że mam ochotę śpiewać 😀 ….Z radia dochodzi dźwięk znanej melodii, a ja zaraz ją parafrazuję….

Achhh, co to był za bieg! 🙂 …..

Garmin towarzyszył…

Wrażenia…

Niesamowity wieczór. Lepiej nie mogłem sobie wymarzyć świętowania okrągłych rocznic biegowych 🙂 , niż razem z Maćkiem, Agą i obiema Magdami 🙂 . Kiedy razem biegamy jest między nami jakaś przedziwna chemia, coś niematerialnego w powietrzu, a odczuwalnego w duszy. Nie żyłujemy czasów, czasem wydłużamy dystanse, ale traktujemy tą naszą aktywność, jako niezwykłą ucieczkę od codzienności, która często nie jest w kolorze różu 😉 ….Jesteśmy niczym mała Ofelia z „Labiryntu fauna” – gdy dopada nas proza życia, mamy swój tajemniczy labirynt, w którym przepadamy bez wieści na czas jakiś… 😀 . I jest to na tyle wciągające, że nie chcemy opuszczać tego bajkowego świata…

😀 …..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *