Sobota 23.11.2013r.

 

Ostatnie BBLowanie…

„Wstawaj, chłopie, już czas!”…błogosławię zegar biologiczny ;), bo ten w komórce odezwał się tylko raz…A potem kołdra sama nasunęła się wyżej…I to przyjemne ciepło…Mmmm…Myśl, że zaspałem, jak piorun w górach postawiła mnie do pionu…Na szczęście nie jest tak źle, jest spokojnie czas na kawę i powrót świadomości…Gromadzę sprzęt, golę się, włażę pod prysznic – dla ocucenia 😉 . Wreszcie jadę.

Ostatni Marcelin nastroił mnie bardziej optymistycznie, przynajmniej teraz nie mam myśli defetystycznych. Dziś będzie się troszkę działo – przede wszystkim wraca po dalekich wojażach nasza Aga i już się cieszę na jej opowieści – ona na każdym spotkaniu emituje niemal namacalną energię, teraz oczekuję….choroby popromiennej! 😀 😀 . Druga kwestia – ta sobota zamyka tegoroczny, oficjalny cykl zajęć BegamBoLubię…będzie nam go bardzo brakowało (liczę, że wzorem lat ubiegłych, będziemy się konspiracyjnie spotykać nad Maltą 😉 ) . Dzisiejsze zajęcia trzeba więc wykorzystać na maxa…

Nie będzie z nami niestety Magdy, która dokształca się daleko stąd i już od poranka, zapewne ze smutkiem, spogląda na świat przez szybę pociągu 🙁 … Szkoda, bo jej iskierek i uśmiechu będzie nam brakowało….

Wkraczam na stadion – grupka już wyczekuje rozgrzewki, na zegarku równo 9:30…Podchodzę bliżej i z radością ściskam Agę – miło ją widzieć po tak długiej przerwie 😀 …Śniada karnacja zdradza, że tam dokąd podróżowała, było….o wiele cieplej, niż tu i teraz 🙂 . Witam się też z Jolą, Maćkiem i wszystkimi znajomymi, których mam „pod ręką” 😉 ….Agnieszka też się bardzo cieszy – mimo, że miała na urlopie wiele atrakcji, bardzo ją raduje powrót. Dziś zabawi z nami tylko na zajęciach, by się nie przeciążać, ale jutro nad Rusałką pobiega już dłużej 😉 . Ruszamy na dwa kółka po bieżni. W ich trakcie chaotycznie podpytujemy naszą koleżankę o jej wrażenia, ale trudno jest tak w ruchu w kilku zdaniach opowiedzieć o dalekiej podróży, o przygodach, orientalnej kuchni i o tym wszystkim, co się zabrało we wspomnieniach. Wracamy więc do tematyki biegowej, nam jest łatwiej streścić, co działo się tu, w czasie, gdy Aga wojażowała 😉 .

Dziś grupa dzieli się na dwa zespoły – aby nikogo nie urazić, nazwę je: „profi” i „standard” 🙂 . Ta pierwsza, pod okiem Yacoola, wzorem zeszłego tygodnia, ma przed sobą specjalistyczny trening: 16x250m poniżej (tak mniemam) 3:40/150m marszu. Druga ekipa, pod dowództwem Agnieszki, zajmie się ćwiczeniami. Aktualnie niezbyt zadowolony z siebie postanawiam zostać w spokojnej ekipie „standard”, ze mną są też dziewczyny. Na widok przystępującego do nas Pędziwiatra, wszyscy się oburzamy 🙂 i siłą wypychamy go w stronę „ambitniejszych” – w końcu jego poziom ustawia go w ich czołówce, w co wierzę mocno i przykro byłoby, gdyby nie skorzystał z wyjątkowej okazji, by na ostatnich zajęciach pobiec z najlepszymi, a może nawet ich lekko zawstydzić 🙂 … Pod presją Maciek z uśmiechem daje się przekonać….

My bierzemy się za pracę nad sobą…

20131123_095348

a „ścigacze” zaczynają galopować po tartanie, przeplatając „sprinty” marszem…

20131123_095350

Formujemy dwa rzędy. Nasza trener aplikuje podstawowy zestaw ćwiczeń w ruchu…

20131123_095907

20131123_095909

20131123_095912

tymczasem BBLowe „Pendolino” mknie po pomarańczowych torach…Jak się słusznie domyślałem (kurcze, jaka szkoda, że nie można tego obstawiać u bukmachera…) motorniczym i kierownikiem „składu” jest Maciek 😀 😀

20131123_095928

20131123_095929

20131123_095930

20131123_095931

20131123_095934

Po przejeździe, uważając, by nas nie zassało podciśnienie 😉 , przechodzimy przez „torowisko” do barierek. Tu kontynuujemy pracę ogólną nad naszą sprawnością…

20131123_100734

20131123_100739

20131123_100810

Kolejny etap – schody na trybunie. Przechodzimy tam, a Aga wyjaśnia, jak mamy z nich korzystać 😉 . Po zrobieniu serii w górę przemieszczamy się koroną do kolejnego rzędu schodków, a ćwiczenia się nieznacznie komplikują 😉 . Przy okazji mamy świetny widok na „Wielką Pardubicką” na tartanie 🙂 …

20131123_101515

20131123_101523

Po wszystkim schodzimy znów na płytę…Kusi nas, by pobiec z „mocniejszymi”, a więc kto chętny dołącza do nich w chwili, gdy maszerują. Maciek zachęca mnie od razu, bym biegł przy nim, ale zastanawiam się, czy go aby nie spowolnię 😉 . Postanawiam, że pierwsza z trzech „ćwierćkilometrówek” będzie spokojna, na rozeznanie tematu, choć takowe wstępne mamy – tydzień temu już załapaliśmy się na jeden „odcinek testowy” 😉 . Ruszamy rześko i tak jest do końca – staram się utrzymywać zdecydowanie dłuższy krok…ale nie pcham się na czoło…Zwalniamy do truchtu, a potem marszu…Stabilizujemy oddechy i jesteśmy gotowi na kolejne wyzwanie 🙂 . Ten drugi raz, niesiony endorfinami, biegnę już z Maćkiem 🙂 … PROWADZIMY 😀 …. Miłe to uczucie 😀 …. Odpoczywamy w marszu, próbując z trudnością wymienić na gorąco kilka zdań nim oddech wróci do normy… Ostatnia seria ma być bez rygoru tempa, na maxa 😉 . Dopiero teraz jest szaleństwo – każdy wyciska z siebie resztki 🙂 . Nam jest łatwiej , bo grupa ma za sobą 15 serii, my ledwie dwie. Sprężam się bardziej, paliwa starcza na 200 metrów, potem stopniowo wyhamowuję. Wracamy do miejsca, gdzie czekają nasze plecaki, rozluźniając się w marszu. Te trzy szybkie przebieżki dały świetny bodziec końcowy, „odmuliły” – teraz będzie można spokojniej potruchtać nad Rusałką. Zanim jednak nastąpi zmiana miejsc, nasza trener ma dla nas prezent – przekazuje nam w imieniu organizatora pamiątkowe koszulki z logiem akcji 😀 . Co mnie bardzo cieszy, trafia mi się idealny rozmiarowo egzemplarz – ciuch jest markowy, Adidasa i pasuje jak ulał!

20131123_165738

20131123_154114

Podziękowania i oklaski kończą tegoroczną edycję spotkań stadionowych – pozostaje nadzieja, że od czasu do czasu, jak w latach ubiegłych, będziemy widywać się w terenie, by wspólnie przetruchtać zimę i nie zapomnieć tego, czego się w tym świetnym sezonie nauczyliśmy…..

Ku zaskoczeniu nie ma wielu chętnych na suplement „Rusałkowy” – nasza Aga nie chce po powrocie od razu szaleć, zostawia sobie to na jutro, Jola też dziś nie kwapi się, a Bliźniaki muszą wracać….Zostaje niezłomny duet, czyli Pędziwiatr i ja 😉 . Maciek, który już zdecydował o uczestnictwie w lutowym Półmaratonie Komandosa dla służb mundurowych, uszykował niespodziankę – wracamy do auta, a on przebiera się w spodnie moro i buty woskowe 😀 . Trening do takiej imprezy najlepiej jest robić w sprzęcie, w którym przyjdzie startować 😀 …

20131123_111040

Ja przy okazji też zmieniam obuwie na terenowe. Koło mostku chwytam nas w kadr i wysyłam Magdzie, by gdzieś tam, daleko, siedząc i słuchając wykładu, wspomniała nas ciepło i wiedziała, że będziemy czekać na nią tu jutro 🙂 .

20131123_120220

Standardowe kółko zaczynamy spokojnie, ale i tak, jak to z Pędziwiatrem u boku, tempo z każdym kilometrem niepozornie rośnie…Za naszym ćwiczebnym podbiegiem przystaję, by zrobić porządek z zatokami – od dłuższego czasu dają mi popalić, wraz ze spadkiem temperatury, jaka nas czeka, nie będzie lepiej…. Do mostku krzywa prędkości się wspina, choć zupełnie nie celowo. Nie mam parcia na finisz, po prostu dobiegamy do mostku i rozciągamy się. Trochę ciężko dyszę, dopiero jak odpocznę, zdecyduję, czy chce mi się biec dalej…Zegarek brutalnie informuje, że mamy dopiero 5km za sobą – pięknie, a ja czuję zmęczenie jak  po 20tu!….Odpoczywam chwilę i perspektywa się zmienia – proponuję spokojniejszą (jeśli to w ogóle możliwe) pętlę 2-kilometrową do gastronomii i powrót brzegiem jeziora. Tym razem udaje się utrzymać luźniejszy i wolniejszy rytm, choć walka z niemocą trwa…Pod koniec troszkę przyspieszam. Nie jestem zadowolony – właściwie bardzo mi (żeby nie rzec wprost: cholernie) daleko do szczęścia. Znów odpoczywam moment, rozciągam się i wraca ochota na „dokładkę” – chciałbym, uwzględniając stadionowe hasanie, mieć dziś w nogach choć 10km….Brakujący kilometr proponuję dołożyć na treningowej pętli w pobliżu, a że jestem zły i chcę sobie dać „klapsa”, nie będzie to bieg ciągły, a rytmy 😛 ….Maciek w ciężkich butach nie będzie uprawiał sprintów, ale poasystuje ze stalą prędkością 😉 . Tak oto ruszamy wzdłuż torów potem crossem przez las i wracamy wydeptanym szlakiem. W międzyczasie wykonuję 4 „setki”, pierwszą po ~4:30, pozostałe ~4:00, z przerwą w truchcie po ~7:00. Kilometr do przebiegu się dopisuje, a ja czuję wreszcie satysfakcję z kawałka rzetelnie wykonanej pracy 🙂 .Przypominało to trochę defibrylację na umierającym pacjencie 😀 😀 , ale efekt przyniosło zamierzony – uspokoiłem swoją irytację 😀 . Po kuracji szokowej – czas do domu 🙂 ….

Garmin się przyglądał…

…na rozgrzewce i w interwałach…

a także nad Rusałką…

Wrażenia…

Przede wszystkim niezwykła była ta 250-tka na czele z Maćkiem – biegło się szybko i treściwie, tak jak lubię, choć zdaję sobie sprawę, że demonem szybkości nie jestem. Znacznie lepiej, a przede wszystkim z wrażeniem lekkości, radzą sobie lżejsi, smuklejsi koledzy o długich nogach. Mimo to sprawia mi przyjemność krótkodystansowe, szybkie przebieranie nogami 🙂

Na pewno wydarzeniem jest powrót Agnieszki – trzy tygodnie zleciały dość szybko, a jednak wiele się w międzyczasie działo. Jej energia jest nam potrzebna – będziemy jej potrzebować zwłaszcza teraz, gdy na jakiś czas z oficjalnego „rozkładu jazdy” znika sobotni BBL. Więcej jednak nacieszymy się tym comeback’iem, kiedy nad Rusałką, już o 9tej stawi się pełny skład, wraz z Magdą.

Już czekam na spotkanie….

******

Wieczorem odwiedziłem jeszcze, zabierając po drodze Maćka, nowo otwarty Decathlon w Komornikach (wylot z Poznania na Wrocław). Jego niewątpliwym plusem dla mnie będzie to, że będę miał do niego najlepszy dostęp – ledwie kilka przecznic i wygodna „ekspresówka”. Byliśmy jednak nieco zawiedzeni, bo pomijając brak atrakcji cenowych, męski dział biegowy zlokalizowano tam… w kąciku….Bezczelność! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *