Sobota 21.12.2013r.

 

Zabawy biegowej odcinek III…

Życie pisze scenariusze, które ciężko jest przewidzieć…Wczoraj wieczorem w trybie alarmowym wiozłem brata z powrotem do szpitala…Sporo nerwów kosztowała ta noc…Późno się kładłem spać, ale – jeśli tylko sytuacja pozwoli – z treningu BBLowego nie miałem zamiaru rezygnować. Zaplanowałem nawet, że z racji sąsiedztwa Malty i szpitala, zajrzę tam w drodze z zajęć…

O 9tej, zgodnie z „grafikiem” 🙂 , zjawia się u mnie Maciek. Razem mkniemy Hetmańską…Tuż przed wiaduktem nad Drogą Dębińską stłuczka na lewym pasie przypomina, że mimo braku śniegu mamy jednak grudzień i warunki zimowe 😉 … Na parkingu jesteśmy znów dość wcześnie, ale tym razem Jacek, który zjawia się też przed czasem, zarządza rozgrzewkę wcześniej…Formujemy szereg obok parkingu i wymachami ramion zaczynamy zajęcia…

20131221_092909

Jest nas spora grupka, podobna do tej ubiegłotygodniowej. Brakuje jedynie Piecha, no i nie ma wciąż Magdy, mimo, że zapowiadała swoją obecność. Gdy nawracamy w ćwiczeniach i truchtamy twarzą do Browarnej, rozglądam się za nią. Wreszcie podjeżdża znajomy samochód, a nasza koleżanka dołącza do nas 😉 , akurat, gdy przenosimy się na parking na skipy i core-stability. Yacool twardo koryguje błędy i zaleca powtórki, gdy coś nie wychodzi…Wyjaśnia też wątpliwości, gdy ja np. mam pytania co do skipu A 🙂 …. Przy tym wszystkim jest sporo dobrej zabawy…Gdy kończymy, daje nam znać do przenosin na drugą stronę jezdni 😀 😀 . Show się zaczyna 😀 …

20131221_094932

Gromadzimy się i dzielimy na tych, szybszych i wolniejszych.

20131221_095056

Dziś w grupie „sprinterów” prócz Maćka, Kony’ego i Szymona, będzie też Mariusz – gabarytowo mniejszy i niższy, nie tak „długonogi”, jak koledzy, ale dysponujący świetną wytrzymałością i prędkością.

20131221_095108

Oj, będzie się działo!…U nas pobiegnie m.in. Agata, Michał, Marek L., obaj Bliźniacy i Magda 😀 . Na poprzednich dwóch odsłonach jej nie było, będzie to więc jej mały „debiut” w tej formie treningu. Podszeptuję, by nie szarżowała, a rozłożyła dobrze siły 😉 . Nie zna trasy, będzie się na początku trzymać mnie 😉 . Jeszcze w nocy ustawiłem sobie i wgrałem trening do zegarka, będę więc miał kontrolę i sygnalizację czasu podczas biegu.

„Szybcy i wściekli” ruszają, my się sposobimy…Na szczęście Maciek-Bliźniak ma przygotowanego swojego Garmina, będzie nas prowadził, jak w zeszłym tygodniu, w innym przypadku ja musiałbym być na czele 😉 …Maciek zarządza: „Najpierw kawałek truchtu, potem START i zaczynamy”. Włączam zegarek. Kierujemy się tak, jak dwa tygodnie temu, wzdłuż stawku…

Przed nami nowa sekwencja interwałów szybko-wolno: 6x (1’/1’15”) + 5x (1’/1′) + 4x (1’/45″) + 3x (1’/30″). Będzie mniej odpoczynku, więcej biegu 🙂 . Zaczynamy mocno, ale równo…Mam wrażenie, że większa ilość, ale krótszych odcinków, będzie przyjemniejsza niż, jak przed tygodniem, 3-minutowe sekwencje na otwarcie. Kończy się początkowa minuta…Nie słyszę odliczania mojego Garmina..(?) Nagle oświeca mnie: „Nosz, jasny gwint!” przeklinam w duchu. Owszem – wgrałem trening, ale uruchomiłem zegarek w zwykłym trybie…”A niech to!”…Zły jestem jak diabli…Co prawda nieszczęście się nie stało, jest kapitan i on daje sygnały, ale chciałem mieć orientację na bieżąco, ile zostało czasu do końca poszczególnych faz…Teraz, no cóż, muszę się zrelaksować jakoś i słuchać uważnie, co Maciek-Bliźniak zarządza i liczyć odcinki 😉 …Tym bardziej, że mam obok Magdę, która mnie podpytuje, „Co teraz?” 😀 . Minuta odpoczynku mija szybko…Kolejne powtórzenia 1’/1’15” . Magda jest z przodu, widzę, że ma mnóstwo zapału i energii, idealnie byłoby, gdybyśmy biegli w podziale na trzy grupy, bo ona klasyfikuje się do środkowej, a nie tej ~25’/5km….Podobnie jak Piechu, ma nadmiar siły i biegnie szybciej niż część z nas…Nie mam jej nawet kiedy poinstruować, że gdy odległość się zwiększa, powinna w interwale odpoczynkowym zawrócić i potruchtać w naszym kierunku…Grupka trochę się rozciąga…Około połowy całego treningu czuję znużenie, jakby odbijał się na mnie brak snu i wczorajsze atrakcje…W reakcji na to staram się rozluźnić i biec lżej, swobodniej, a w coraz krótszym truchcie maksymalnie odpocząć, oddychać tak, by ciału dostarczać niezbędny tlen w odpowiedniej ilości…

Dłuży mi się…Podpytuję kapitana, który to odcinek….Maciek dowodzi bardzo dobrze, informuje o czasie pozostałym do rozpoczęcia kolejnego biegu, czuwa nad całością. Ja zastanawiam się, ile sił zachować na koniec, bo zdaję sobie sprawę, że nie biegnę solidnie, ale nie w trupa, mam rezerwy…Miło mi patrzeć na Magdę z przodu – biegnie lekko i jakby chciała przyspieszyć, a powstrzymywała ją tylko nasza obecność. Szczerze podziwiam ją za tą ukrytą moc, nie mogę się na nią napatrzeć…Będę usilnie twierdził, że ma w sobie ogromny potencjał i dopiero go pokaże…Może już w najbliższym roku 😀 …

Finisz wypada na podbiegu. Nie szaleję. Ostatni zakręt… Zastanawiam się, czy Maćkowi „nie zaspał” zegarek 🙂 – instynktownie wyczekuję pięciu „piknięć”, odliczających koniec…Nie słyszę, ale szczęśliwie nie muszę – pada sygnał STOP. Koniec… Doganiam Magdę… Pytam ją z zaciekawieniem „I jak? 😀 „. „Fajnie, ale nie zmęczyłam się bardzo” – odpowiedź mnie powala 🙂 , ale czy aż tak zaskakuje? 😀

Wracamy na parking. Tak, jak zwykle – wystarczy kilka chwil, nawet po mocniejszym treningu, a ja przestaję czuć zmęczenie, endorfiny zaś żądają kontynuacji 😀 . Maciek, Szymon i Magda mają jeszcze ochotę pobiegać, co mnie bardzo cieszy. Proponuję przekroczyć znów asfalt i wkroczyć na ścieżki, które szczególnie lubię – teren mieszany, lekko pofałdowany, gdzie ścieżki biegną trochę lasem, trochę brzegiem malowniczych stawków. Zawsze bardzo chciałem tu zabrać mój Team 🙂 . Najpiękniej jest tu wiosną i latem, gdy wokół kolorowo i widokowo. Pętla nie jest zbyt długa, ma może w całości 6-7km. Można ją wydłużać o tzw. Wschodni Klin Zieleni, wąski kawałek zieleni w sąsiedztwie Zalasewa, albo pogalopować zurbanizowanym łącznikiem do Swarzędza, nad tamtejsze jezioro. My nie będziemy zapuszczać się aż tak daleko 🙂 .

Najpierw robimy powtórkę z pętli ćwiczebnej – towarzyszymy Bliźniakom, którzy próbują odszukać Sudana, psa Agaty. Pohasał dziś z nami, a teraz zniknął gdzieś w okolicy. Bracia biegną przodem i nawołują, my się rozglądamy 🙂 . Przy okazji doświadczamy sympatycznego towarzystwa – truchtając równolegle do ulicy Browarnej, po drugiej stronie asystuje nam, niczym gazela…sarna 🙂 . Zataczamy pełne kółko, ale zguby nie odnajdujemy – szczekanie z okolic parkingu może wskazywać, że sama się odnalazła 😉 . Żegnamy Bliźniaków, a sami skręcamy w lewo, na małą śluzę, a tuż za nią, wzdłuż stawku oddalamy się od miejskiego ruchu. Po prawej stronie teren się wznosi, a my podziwiamy niesamowitą widokowo lokalizację domów jednorodzinnych…Można pozazdrościć… 😉 . Tempo jest odpowiednie dla cool-down, konwersacyjne, a ja mam ogromną radochę – jestem w ulubionym miejscu, w ulubionym towarzystwie i poruszam się tak, że mogę pożartować i pogadać 😀 . A tematyka jest zaiste przeróżna – od lekkiej, łagodnej po budzące szacunek, ale i lekkie zniesmaczenie niuanse pracy lekarsko-pielęgniarskiej 😉 😉 . Widoki są niestety o tej porze roku ubogie, ale też i…całkiem nowe – ażurowy las zmienia perspektywę postrzegania, chwilami nie mogę się nadziwić, „jak tu jest inaczej” 😉 . Docieramy do linii kolejowej i głębokiego tunelu pod nim. Tuż za nim jest mniej lubiany podczas rowerowych wypadów, piaszczysty odcinek nieco pod górę. Potem ścieżka doprowadza do krzyżówki z utwardzonym szlakiem – tu skręcamy w lewo i przebiegamy pod kolejnym wiaduktem. Dalej można biec prosto w stronę Zalasewa, ale tam niebawem las się kończy, więc my trzymamy się linii kolejowej, to jest punkt zwrotny pętli. Zbiegamy ścieżką w stronę niewielkiego cieku wodnego, łączącego stawki z Jeziorem Swarzędzkim – on wyznaczy dalszy nasz kierunek. Latem to ciekawe miejsce, teraz jest tu nieco..szaro i „łyso” 🙂 . Humory dopisują, moim przyjaciołom, którzy są pierwszy raz na tym szlaku, bardzo podoba się trasa 🙂 .

20131221_111925

20131221_111948

Po raz trzeci i ostatni przebiegamy tunelem pod torami, tym razem towarzyszy nam po prawej rzeczka i …wyjątkowa akustyka 🙂 . Wkraczamy na ścieżkę nad brzegiem Stawu Antoninek, będziemy się jej trzymać aż do Browarnej. To piękny kawałek trasy. Po drugiej stronie cywilizacja, po naszej las, a szlak dodatkowo meandruje wzdłuż nierównej linii brzegowej. Wskazuję Maćkowi drogę, z której może skorzystać, gdy będzie chciał wydłużyć wybieganie o okolice Swarzędza. Świetnie się bawimy, cały czas rozmawiamy, żartujemy – mimo, że jest to w ruchu, to prawdziwy relaks 😀 . Nad Młyńskim Stawem można odbić w las i nieco skrócić pętlę, albo dotrzeć do ścieżki, którą ruszaliśmy, ja staram się jednak nie opuszczać jeziorka. Biegniemy wzdłuż niego, a moi kompani przyznają się, że…kompletnie nie wiedzą, gdzie są 😀 😀 . Ja wiem bardzo dobrze 🙂 . Po prawej rozpościera się widok na pięknie położoną, zbudowaną całkowicie z drewna, urokliwą restaurację, Młyńskie Koło. Osiągamy znów ulicę Browarną, teraz kilka kroków pod górę, odbicie w las i…wróciliśmy na naszą treningową pętlę 😀 .

Gdy do miejsca, w którym rozpoczynaliśmy dzisiejszą zabawę biegową, zostaje może 200 metrów, rzucam hasło do mocniejszego finiszu….Maciek z Szymonem zrywają się jak czempioni ze Służewca, ja podrywam do sprintu Magdę: „Dajesz, dajesz!”…Ależ to fajne uczucie: biegniemy dość wartko, ramię w ramię, krok w krok, z identyczną kadencją, jednym rytmem 😀 😀 . Kątem oka patrzę z podziwem na moja partnerkę 🙂 . Ma na pewno jeszcze wiele sił, ale ja nie chcę przyspieszać, wręcz przeciwnie, chciałbym tą chwilę zatrzymać jak w kadrze, nacieszyć się do woli, bo towarzyszy temu niezwykłe uczucie harmonii i biegowej symbiozy. 🙂 ..Ten krótki odcinek to dla mnie taka wisienka na torcie, najsmaczniejszy jego kawałek – taki pozawerbalny wyraz mojej radości, że jesteśmy razem i razem spędzamy czas 🙂 ….Uwielbiam to…. 😀 😀

Wszyscy są bardzo zadowoleni. Ja też się cieszę, że udało się zrealizować to, co sobie kiedyś wymarzyłem. Na pewno tu wrócimy, bardzo tego chcę. Tymczasem przechodzimy znów na parking. Magda się żegna „w locie”, ja chcę jeszcze troszkę się porozciągać. Zabieram na pokład kolegów, ale w drodze planuję jeszcze podrzucić coś bratu, który leży tu w szpitalu w sąsiedztwie. Nie wydłużam więc „pożegnania z Afryką” – po kilku łykach picia, wskakujemy do auta i odjeżdżamy…Na odchodne trąbię na „do widzenia” Magdzie..To właściwie „do zobaczenia jutro nad Rusałką”, bo za niecałą dobę znów spotkamy się, by pobiegać a potem usiąść do naszej Team’owej Wigilii, jak rok temu, w Restauracji Pod Sosenką 🙂 …..

Czekam niecierpliwie 😀

Garmin też to widział…

Zabawa biegowa:

Cool-down po okolicy:

Wrażenia…

Właściwie każdy odcinek mojego „biegowego serialu” przynosi mi ogromną radość. Nie umiem pisać inaczej, jak w pozytywnych emocjach. Czasem zdarza mi się wahnięcie formy, czasem coś wychodzi gorzej, niż myślałem, ale gdy o tym piszę, widzę te jasne strony 🙂 . Nie da się inaczej. Na tym polega radość życia 🙂 .

Dzisiejsza zabawa biegowa po raz kolejny przekonała mnie do takiej formy treningu, być może niedługo sam ją powtórzę. Ona adaptuje organizm do pracy na wyższych obrotach i utrzymywania ich. Stopniowe przenoszenie akcentu z truchtu nabieg daje wyższą wytrzymałość tempową, a to jest mi bardzo potrzebne. Słodycz dzisiejszego dnia jednak tkwiła w tej naszej konwersacyjnej, przemiłej pętli po okolicy, którą lubię, z tymi, których obecność obok siebie tak sobie cenię 🙂 . Nie mogę doczekać się powrotu tu wiosenną porą, gdy przyroda wybuchnie kolorami i zapachami, tak, jak nie mogę się doczekać jutrzejszego spotkania wigilijnego…..

Życie trzeba kosztować małą łyżeczką, a wtedy smakuje wybornie 😀 …..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *