Środa 18.09.2013r.

 

Na raty…

Pomysł, by zamiast w czwartek, pobiec w środę, zrodził się z kilku powodów…Po pierwsze – wyjątkowo na czwartek zmieniły mi się plany i nie wyrobiłbym się. Po drugie – już przed południem zrobiłem z Agą mała burzę mózgów na fejsie pt. „gdzie biegamy?”. I to Aga podpowiedziała mi nie Rusałkę, nie Marcelin, a powtórkę z Moraska. A tak się ładnie złożyło, że i tak na 18tą dostarczyć miałem tam córkę na lekcję tenisa – godzina patrzenia na przebijaną przez siatkę piłkę była więc do wykorzystania 😉 . Po trzecie – Morasko miało być tylko tłem 😀 – tym razem mieliśmy „odkryć” nieznane mi tereny nad Wartą (!). Po czwarte – wszystkie zainteresowane dziewczyny, czyli prócz Agi również Dorota i Jola, dobrze znają ten teren, bo tam biegały i mają względnie blisko. Bardzo mnie ucieszył ten pomysł więc i nie mogłem się od rana doczekać spotkania 😀 .

Jedyną niewiadomą była aura – wg map i zapowiedzi rzetelnych serwisów pogodowych miało….padać 🙁 . Faktycznie cały dzień od rana był pochmurny i teraz, gdy zbliżyło się popołudnie sytuacja nie polepszała się, a zmieniła na gorsze…

Przebijanie się przez korki dostarcza zawsze wybuchu adrenaliny we krwi. Tak jest i tym razem. Nerw przez cała drogę – ostatnio się spóźniłem i nie chcę tego powtarzać. Jakoś się udaje dotrzeć chwilę przed czasem 🙂 . Od razu przyjmuję kurs na kort za budynkiem, w którym mieści się – nomen omen – moja siłownia 😉 .

20130918_181037

Ku zaskoczeniu spotykam tu Dorotę, która zastanawia się, czy zamiast biegania po lesie…nie pobiegać z rakietą. Daję jej czas na decyzję, wracam na parking…

20130918_181041

by sprawdzić, czy pozostałe dziewczyny już są 😉 …W drodze tu już zaczęło kropić, teraz nie pada, ale deszcz może w każdej chwili powrócić…Agę i Jolę zastaję w aucie. Zapraszają mnie do środka – proponują podjechać bliżej leśniczówki i stamtąd zacząć trucht, bo las nas nieco ochroni przed ewentualnym deszczem, a poza tym czas biegnie i moja „limitowana” godzina już się skurczyła do trzech kwadransów. Biegiem wracam po Dorotę, ale widząc, że już gra na korcie, zawracam i ląduję w Toyocie Agnieszki…

Śmigamy sprawnie ulicami, potem zjeżdżamy w polną drogę, która zaprowadza nas na skraj lasu, na mały, ale wygodny parking leśny na kilka aut. Szykujemy się do biegu…

20130918_181804

Aga jak zwykle promienieje radością 🙂

20130918_181854

To ona ma trasę „w głowie” i ona ma nas poprowadzić 🙂 . Ruszamy. Pierwszy kilometr wiedzie skrajem lasu. Zwracam uwagę na wtopione po obu stronach w zieleń ładne prywatne domy…Lokalizacja prawie „pozamiejska”, otoczenie lasu i bliskość rzeki, a do tego jakby „kamuflaż” w stosunku dla wcale nieodległych osiedli wielorodzinnych, budzi mój podziw i rodzi przeświadczenie o luksusowym charakterze tych domostw…Na rozstaju przystajemy na moment – zgadzamy się na propozycję Agi, by skręcić w prawo w stronę Warty. Rzekę osiągamy po chwili i w tym miejscu jakby zawracamy w stosunku do pierwotnego kierunku. Wąziutka ścieżka zmusza do biegu „gęsiego” 😉 .

20130918_182933

Po lewej piękne widoki na zakola rzeczne..

20130918_182937

Miejscami wysokie i wilgne trawy zachodzą na ścieżkę. Nie jest ona równa, faluje góra-dół, ale strasznie mi się podoba 😀 …Po niedługim odcinku bez „dachu” nad głową nagle zanurzamy się w las…Widok jest nieziemski: szlak prowadzi prosto, a nad nim nachylają się nisko drzewa i krzewy, tworząc zielony tunel – jakby chciały oddać nam szacun, że zapuściliśmy się dziś tutaj 😉 . Kawałek dalej przystajemy – jest mi za ciepło w wiatrówce, zrzucam ją i ładuję do plecaka…

20130918_1836080

Joli, która biega zwykle po płaskim i mniejsze dystanse, pagórkowaty przebieg trasy daje się we znaki, więc przystajemy i łapiemy oddech. Ścieżka wznosi się 6-7 metrów ponad lustrem wody, schowanym teraz za drzewami. Aga zatrzymuje się i sprowadza nas nad sam brzeg, nad jedno z malowniczych zakoli…

20130918_184520

20130918_184527

Tu czeka nas niespodzianka – dziewczyna z chłopakiem, który wędkuje i których tam spotykamy, okazują się znajomymi Agnieszki 😀 …. Spory, ale sympatyczny zbieg okoliczności…

20130918_184559

Wokół jest uroczo…

20130918_184642

Z pomocą przyjaciół Agi robimy sobie pamiątkowe foto 🙂 …

20130918_184745

Wdrapanie się z powrotem na ścieżkę przypomina kawałek solidnego podbiegu 😉

20130918_185118

Biegniemy dalej…Szlak wyprowadza nas na styk lasu i młodnika…

20130918_1854160

a potem znów zanurza się w las. Tempo staramy się trzymać bardzo spokojne. Gdy wbiegamy na rozstaj dróg w sąsiedztwie leśniczówki, wprost sprzed nas wskakuje w las …potężna para dzików 😮 . Agnieszka w ogóle się tym nie przejmuje, rzucając przez ramię: „spokojnie, ja je znam!” 😀 :D….Dalej szlak już nie „faluje”, a prowadzi typowym leśnym duktem, który wyprowadza nas wprost na parking z autem. Tuż przed nim Garmin oznajmia zamknięcie w pętli 5ciu kilometrów. Niewiele…jest ochota na więcej, ale niestety mój czas dobiegł końca i muszę wracać na kort. Wskakujemy do auta i zgrabnie przemieszczamy się do miejsca, z którego startowaliśmy…Niebo kaprysi, ale raczej symbolicznie. Dziewczyny, podobnie jak ja, mają mało biegania, więc żegnają się i ruszają wzdłuż lasu, dołożyć jeszcze kilka kilometrów 😉 .

20130918_191220

Ja wracam z córką do domu, ale w głowie kiełkuje mi myśl, by mimo, że zapadł już zmrok, wyskoczyć jeszcze nad Rusałkę. Robię nawrót pod domem i obieram kurs na Lotników. Tu zostawiam auto i zbiegam do znajomej rogatki. Mży. Za moimi plecami tory kolejowe – za nimi, poza zasięgiem ulicznych lamp, ciemna czeluść, którą teraz będę rozświetlał swoją czołówką…

20130918_201136

Ruszam. Najpierw znajomy zbieg, potem w prawo. W świetle latarki bieganie jest nieco kulawe – pomijając brak widoków, postrzeganie zawęża się do świetlistego kręgu. Jest płaskie, takie 2D, co ma znaczenie przy kontakcie stopy z podłożem. Z początku nie stanowi to kłopotu, ale gdy nogi się już zmęczą i krok nie jest już taki sprężysty i wysoki, łatwo jest się potknąć, czy wpaść w zagłębienie. To sprawia, że – pomimo całej magii miejsca i uroku biegania z czołówką – z treningu po zmroku czerpie się mniej przyjemności, a jest on bardziej skoncentrowany na określonym celu.

Mój cel kształtuje się po dwustu metrach – tempo jakie utrzymuję, niewiele przekracza 5:00. To jak dla mnie szybko, ale dobrze się czuję, wręcz się rozkręcam, postanawiam więc nie zwalniać, a trzymać tą prędkość najdłużej jak się da 🙂 . Biegnie mi się zaskakująco lekko, choć czuję, że po wcześniejszej „piątce” to „dogrywka” 😉 . Oczywiście chodzi mi po głowie, by cały dystans pokonać tak żwawo, nie wiem tylko, czy starczy mi sił…Przebiegam koło mostku, na razie nie spotykam nikogo, ani żywej duszy…”Głos” zaczyna szeptać i dopominać się pauzy, ale ja nie zwalniam – może uda mi się upolować jakąś życiówkę na 5km 😉 ;). Uśmiecham się do myśli, bo to przecież nie jest słoneczny dzień, a wokół nie ma atmosfery zawodów – to bardziej przypomina szybszy bieg na orientację 😉 …Koło gastronomii uginam się pod presją „drugiego ja” i zatrzymuję się na kilka oddechów. Zegarek sam pauzuje. Teraz ruszę pod górkę, więc zluzuję nieco, by za cyplem, na odcinku powrotnym, spróbować wrócić do tempa z początku. Biegnę i zastanawiam się, czy przy braku ludzi spotkam jakieś zwierzęta 😉 …. Realizuję to, co postanowiłem….Nawet na podbiegu staram się nie zwalniać…..Ciężko, bo zmęczenie już się zsumowało z bieganiem nad Wartą…..Jeszcze tylko ostatni podbieg do rogatki….Uffff, koniec. Nie spotkawszy żywej duszy, jestem u celu.

Zerkam na Garmina….Równo 27 minut – nigdy po zmroku, w mżawce nie biegłem tak szybko, właściwie nigdy nawet nie próbowałem. W porównaniu z dziennym czasem to nieźle, choć, gdybym tylko wcześniej rzucił okiem na zegarek, urwałbym jeszcze trochę sekund – 26:xx brzmiałoby o wiele lepiej 😀 😀 . Oczywiście dla wielu to ślimacze tempo, ale ja odnoszę je do moich wcześniejszych osiągów i do stylu, w jaki to zrobiłem: daleko było mi do biegu „w trupa”, nawet nie wyszedłem za wiele ze strefy komfortu. To cieszy 😀 .

Po powrocie na parking rozciągam się i chwilę odpoczywam, siedząc pod otwartym bagażnikiem auta. Nie są to już jednak ciepłe letnie wieczory – dziś aura sama wygania do domu.

Odjeżdżam, zerkając tradycyjnie w stronę okien Anity. Szkoda, że już nie biega. Może wróci…

Garmin asystował….

nad Wartą:

i nad Rusałką:

Wrażenia…

Największą radością dnia był wspólny bieg z Agą i Jolą w dziewiczym dla mnie terenie. Piękna widokowo i pofałdowana trasa – jak marzenie!. Nawet pogoda, rozpłakana chwilami, nie miała znaczenia – towarzystwo promieniejącej Agnieszki i dzielnie walczącej Joli dawało przysłowiowego „kopa” 🙂 . Szkoda, że na sam bieg zostało nam z godziny niewiele ponad 30 minut, bo chęć na kontynuację była ogromna. Solowa „dogrywka” nad Rusałką była trochę jak dokładka dla kogoś, kto ma wilczy apetyt i „chce dojeść” 😀 . Miała inny wymiar – bardziej dla siebie, bardziej sportowy. Była próbą przesunięcia kolejnej bariery – szybszego biegu z czołówką, po zmroku. Wyszło nie najgorzej i uzupełniło radość z całości dzisiejszego biegowego popołudnia. Najlepiej mówią o tym międzyczasy kolejnych kilometrów: 5:33, 5:13, 5:21, 5:29 i 5:20….Zaczynam „śmigać”…ciut konkretniej 😀 😀 …

Strasznie mi już szkoda, że pojutrze wyjeżdżam na coroczne latanie do Włoch i opuszczę zarówno najbliższy weekend nad Rusałką, jak i bieganie za tydzień i w jego końcu. Cóż, kiedyś muszę urlopować a tak, jak teraz, nigdy tego nie potrzebowałem bardziej. Sprzęt biegowy ze sobą zabieram i – w miarę sposobności – będę zdawał Wam relacje 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *