Wtorek 31.12.2013r.

 

Ostatni biegowy zachód słońca’ 2013 🙂

Koniec roku, choć to tylko umowna granica czasu, sprzyja jednak jakiejś wyjątkowej celebrze, innemu podejściu do przemijania i wierze, że to, jak się zakończy stary, albo powita nowy, będzie rzutować na kolejnych 12 miesięcy. Nie wiem, czy faktycznie układ gwiazd jest dziś wyjątkowy, a kolejne minuty tego dnia mają moc decydowania o przyszłości 🙂 , ale sam ulegam magii chwili 😀 . Zaplanowane na dziś bieganie miało jakoś podsumować te niezwykłe, pod względem tej aktywności, minione 365 dni…

Dla mnie ten czas mogę „czasem Naszego Team’u” 😀 . Rok temu poznałem Macieja, sympatycznego młodego chłopaka, który wówczas mimo zaledwie kilku miesięcy biegowego stażu, czarował swoimi możliwościami i rzucał na kolana postępem, jaki czynił. Dla niego ten rok był jak rollercoaster, ale jeśli chodzi o wspólne relacje zaprzyjaźniliśmy się i sporo kurzu na butach razem zebraliśmy 🙂 . Poprzednia zima to był trójkowy zespół, a właściwie „3 i pół”, bo Anita zabierała ze sobą swojego czworonoga, Czesia. Zalążek TEAM’u przebrnął przez surowe mrozy, zmiecie, brał udział w zaśnieżonych Serpentynach Moraskich i Grand Prix nad Rusałką. Po swoim pierwszym półmaratonie, Anita złapała kontuzję i rozstała się czasowo z bieganiem, ale ta zima należała bezwzględnie do nas 🙂 . W tamtym czasie po raz pierwszy pobiegłem też z Magdą, która towarzyszyła nam na zajęciach niedzielnych i która szturmem weszła w świat zawodów na 21km…Gdyby oceniać miniony rok w kategorii „najbogatszy debiut półmaratoński”, to był wybitnie jej czas – bieganie a zwłaszcza gromadne wciągnęło ją bez reszty. I zbliżyło do nas 🙂 . Z nią dołączyła Agnieszka, uśmiechnięta, naładowana energią, której obecność wśród nas jak zapalnik uwolniła radość i humor. Do naszego czteroosobowego TEAM’u z doskoku dołączały kolejne osoby, a każda z nich dawała nam cząstkę siebie: Dorota, Jola, Basia nazwana „dzikuską”, od jej lęku przed dzikami, Przemo…i kilka innych osób. Dla mnie absolutnie niezwykłe było lato i nasze trasy do Strzeszynka z kąpielą na pożegnanie dnia 🙂 …Uwalniały pozytywna energię i pozwalały delektować się pięknem cudnych letnich wieczorów, spędzanych wspólnie, na wesoło… Mocno nas wszystkich zbliżyły do siebie, bo z biegania – przejawu zwykłej aktywności, uczyniły coś więcej – przygodę…Gdy życie nabiera jej smaku, staje się życiem szczęśliwszym, a to nasze bieganie stało się już jego częścią 😀 ….Bardzo za tymi letnimi chwilami tęsknię….Nasza Team’owa przyjaźń się zacieśniła, gdy na coniedzielnych treningach zabrakło trenerów i sami musieliśmy przejąć pałeczkę prowadzenia, ale prawdziwym wydarzeniem stał się Poznań Marathon i radość wsparcia, jakiego mieliśmy przyjemność udzielać Magdzie. To były dla nas wszystkich niezapomniane chwile i bardzo się cieszę, że mogłem razem z Agnieszką uczestniczyć w jej sukcesie 🙂 . Gdy opadał kurz wielkiej imprezy, a dzień się jesienią kurczył, zaczęliśmy biegać przy świetle czołówek…Obecnie wypady czwartkowe na herbatkę do Strzeszynka już nabrały swoistej celebry, klimatu i magii….Tak jak latem, teraz również, bezśnieżną jeszcze zimą wesoło pokonujemy mrok, czasem deszcz, czasem nawet silny wiatr, który pustoszy okolicę, po to, by stanąć na pomoście w ciszy nocy i – jeśli szczęście dopisze – zachwycić się morzem gwiazd nad głowami, albo mgłą ścielącą się na tafli jeziora….

W takim nastroju, choć niestety samotnie na szlaku, przychodzi kończyć mi ten wyjątkowy 2013 rok….Każdemu życzyłbym, by w swoimi biegowym życiorysie zapisał takich 365 dni – może nie błyszczących złotem, srebrem, czy brązem, ale pełnych niezwykłego ciepła i pasji, jakie daje z bieganie z najfajniejszymi biegaczami, jakich znam. I wyjątkowymi przyjaciółmi 🙂

Słońce i błękit godnie dziś wieńczą rok. Aura zaprasza do wypadu w teren. Poprzedziła ją rozgwieżdżona noc, niezwykła, ale za to chłodna. Mróz jak artysta w przebłysku geniuszu jednym pociągnięciem pędzla pomalował nagle świat na biało 🙂 . Natura znów okazała się zdolniejsza od ludzi… 😉

Zbyt późno zorientowałem się, że mój Garmin wymaga ładowania, więc nie udaje mi się skorzystać z uroków poranka. Gdy na wyświetlaczu pojawia się „100%”, natychmiast zakładam zegarek na rękę i ruszam. Jak zwykle plan rodzi się spontanicznie. Były już okoliczne lasy i bezdroża, miejsca w większości znane mi – czas na odkrywanie nowych terenów, słowem: na dreszcz emocji 😀 . Przed wyjściem robię mały wywiad na temat nieodległego jeziora – znam je z kąpieli i wędkowania, nigdy tam jednak nie biegałem, a interesuje mnie możliwość okrążenia go. Nie udaje się dowiedzieć, jak wygląda droga wykraczająca poza miejsca, które znam, trzeba będzie przekonać się na bieżąco. Ruszam mało lubianym wariantem – poboczem wzdłuż asfaltu. Spokojnym tempem, w pięknym słońcu i, o dziwo, przy sprawnie grających słuchawkach pierwsze półtora kilometra mija gładko. Przed sobą mam zakręt do wioski – zastanawiam się, czy uda mi się minąć ją bezszelestnie, czy wypatrzą mnie miejscowe „burki” i będą zainteresowane moim skrzecząco-żółtym zdobieniem butów 😉 . Ciekawi mnie też, czy będę musiał „tłuc po twardym”…Bezgłośnie nie przemykam – ale przynajmniej wyszczerzone zęby są bezpiecznie za płotami. Znajduję tez wąski pasek gruntu przy drodze, mogę nim bez zdzierania obuwia posuwać się sprawnie naprzód. Przy starym, pięknym młynie, zamienionym niedawno na hotel…

20131231_144705

wreszcie wkraczam na drogę gruntową. Tu zaczyna się właściwy bieg…Po pokonaniu odcinka w kształcie rozległej litery „S”, docieram na dzika plażę nad jeziorem. Robię tu „słitfocię” i wrzucam z pozdrowieniem dla przyjaciół na fejsa.

20131231_145239

Trasa okrąża jezioro od wschodu i zaprowadza mnie na przeciwny brzeg. Próbuję dotrzeć do właściwego „kąpieliska” obok wioski „letnią drogą” i po drodze wpadam w grząskie błoto…Na plaży pusto.

20131231_145914

Położone nisko na nieboskłonie słońce daje mi jasne przesłanie, że nie poszaleję z czasem, jest on dziś dla mnie poważnym ograniczeniem. Nie zwlekając, zaczynam improwizować – dalszej drogi okalającej jezioro już nie znam…Wspinam się najpierw brukiem, który tu mocno łukiem opada od strony zabudowań…

20131231_145942

Nie znajduję jednak odbicia, więc wracam i próbuję tuż przy brzegu. Wydeptana i mokra ścieżka zaprowadza mnie nad wartki strumyczek, płynący pod zielonym dywanem…czyli donikąd.

20131231_150137

Zawracam. Muszę raz jeszcze podbiec i być może zagłębić się we wioskę…Na szczęście nie okazuje się to konieczne – przy pierwszych domach jest wąska ścieżynka, prowadząca w lewo, która doprowadza mnie do właściwej drogi polnej, wyprowadzającej z cywilizacji…Cieszę się, że nie musiałem stresować siebie i  tutejszych „entuzjastów nogawek” 😉 😉 . Znów sporo błota, ale szybko docieram do końca jeziora i rozdroża, gdzie szlak umożliwia cross w stronę lasu…

20131231_150904

Wybieram dłuższy wariant, w kierunku domu na horyzoncie. Zdaję sobie sprawę ze skromnych zapasów czasu, ale że kilometraż jeszcze mizerny, planuję zanurzyć się w nieznany teren. Kontynuacja drogi, którą dobiegam na wysokość domostwa wydaje mi się mało ciekawa, więc zgodnie z pierwszą myślą, zakręcam w lewo w kierunku ambony…Tam z daleka widziałem mocny podbieg i nim się pokieruję. Przy okazji domyślam się, że dalej prosto wiedzie szlak kontynuujący pętlę wokół jeziora – cenna informacja, może przydać się później. Znikam w lesie i szturmuję górkę. Ciężko. Droga pnie się po łuku i końca nie widać…Przystaję…Tyle za mną…

20131231_151251

…tyle przede mną…

20131231_151257

Mijam po drodze dziewczynę, rozmawiającą przez komórkę – wydaje się ciężko zaskoczona widokiem biegacza w tej okolicy, moja obecność chyba ją lekko przepłasza 😉 ….Cóż, skośnych, dużych oczu nie mam, ale pewnie znaczę dla nie tyle, co UFO ;)…Na szczycie małe wypłaszczenie. Po prawej, schowany w drzewach głęboki wąwóz…Rozpoczynam stromy i długi zbieg…Wypłaszam przy tym stado dorodnych łani, które mimo dużych gabarytów przeskakują na lewo i ostro pod górę zmykają w zaroślach niczym kozice…Malownicza okolica 😀 …Na dole dobiegam do zakrętu w prawo…Tak naprawdę jest to krzyżówka, ale z kierunków na lewo i na wprost nikt dawno nie korzystał…Ja próbuję – niestety w lewo kiepsko to wygląda, powalone drzewa, a szlak prowadzi w stronę mokradeł, na wprost jest o wiele ciekawiej. Po kilkudziesięciu metrach otwiera się uroczy widok na niżej położone, śródleśne zakola Regi 😀 …Zaskakuje i zachwyca, sięgam po aparat…

20131231_151757

Potwierdza on moje przypuszczenia o bliskim sąsiedztwie rzeki i o tym, że to ona decydować będzie o mojej dalszej trasie. Skoro koło młyna przeszedłem na jej prawy brzeg, aby wrócić do domu muszę znów znaleźć się po lewej jej stronie, czeka mnie zatem przeprawa a do tego konieczny jest mostek…Przynajmniej w teorii 😉 . Nie wiem, gdzie jest najbliższy…Wracam do krzyżówki i kontynuuję bieg szlakiem, który w pewnej odległości biegnie, jak oceniam teraz, równolegle do Regi…Mam ogólny zarys lasu w głowie z mapki na endo, ale dokładnie w którym miejscu jestem, nie wiem…Zbiegam..Pod nogami jest miękko, tutaj chyba wszystko jest lekko podmokłe. Nagle, kilkadziesiąt metrów przede mną przebiega kolejne stado, tym razem mniejszych, saren…Pod butami ziemia jest pobrużdżona, jakby ktoś ją rozkopał. „Kraina dzika” – myślę i wyłączam muzykę na uszach. Sarny mnie zaskoczyły, to samo mogłyby zrobić mniej empatyczne stworzenia 😉 …Docieram do dużej polany z poukładanym drzewem, przez którą przebiega uczęszczana droga leśna – ślady kół są tu świeże i wyraźne.

20131231_152514

Najprawdopodobniej zbliżyłem się do kolejnej wioski, ale czy ona jest za dwa czy za pięć kilometrów, tego nie wiem…Martwi mnie słońce, zaglądające przez korony pod coraz niższym kątem…Jest późno…prawie wpół do czwartej. Jeśli pobiegnę „na czuja” dalej, istnieje duże ryzyko, że gdy znajdę przeprawę, zapadnie zmrok i nie uda mi się wrócić. Z każdą chwilą będzie też coraz chłodniej – przy czystym niebie, jak dziś, temperatura szybko spadnie poniżej zera. W takich okolicznościach perspektywa spaceru po ciemku lub czekania na transport byłaby kiepska. Najważniejsza jednak jest nieznajomość terenu – z zapasem dnia i światła próbowałbym kontynuować trasę łukiem drogi w dół…

20131231_152521

…a tak…podejmuję decyzję, jak to robiłem nie raz w górach – wracam jedyną zapamiętaną trasą, czyli tą, którą przybyłem…

W tym kierunku podbieg jest jeszcze dłuższy, ale z kilkusekundowym postojem na złapanie oddechu szybko udaje mi się wrócić na rozdroże przy zakolu jeziora. Teraz skręcam w drogę, którą wypatrzyłem wcześniej…Taflę za drzewami zostawiam po lewej stronie…

20131231_153833

Wiem już dokładnie, gdzie jestem. Docieram do wybrzuszenia „Ski”, którym biegłem w przeciwnym kierunku i po chwili staję przy młynie. Nie chcę wracać poboczem asfaltu przez wioskę, ani podobnie dalej, zastanawiam się nad innym wariantem. Za mostkiem, czyli po „domowej” stronie rzeki, naprzeciw młyna są zabudowania, a za nimi w pole odchodzi droga…Na mój gust powinienem tędy, przez łąki, dostać się do tzw. „brzózek”, w których byłem w niedzielę. Choć pewien nie jestem, czy nie naruszę prywatnych terenów, ruszam tamtędy. Najwyżej będę przez cały wieczór wydłubywał śrut ze szlachetnych części ciała 😀 😀 …Po kilkuset metrach otwiera się przede mną zaszroniona przestrzeń, a ślady drogi się rozmywają…Nikt nie krzyczy, nikt nie strzela, psy milczą 🙂 . Widzę stare słupki ogrodzeniowe, ale siatki już raczej tam nie ma. Na horyzoncie jest „mój” lasek… Niczym Indianin, zamieniam się  tropiciela – kierunek wyznacza mi bowiem wąziutki pasek wydeptany przez zwierzynę 😀 . Wiem, że pola poprzecinane są rowami z wodą, ale zakładam, że sarny znają je lepiej ode mnie i zaprowadzą do przeprawy. Nie mylę się 🙂 . Na jedną trafiam już nieopodal…

20131231_154903

Dalej odnajduję zarys dawnej drogi, która pozwala mi swobodniej biec. Zbliżam się do lasu…Słońce już kilka chwil temu schowało się – teraz niebo wybucha purpurą….Przecudny widok…

20131231_155245

Nie wiem, czy pod jego wpływem, czy dlatego, że złapałem rytm, ale mam wrażenie, jakbym był w transie – nie biegł, a frunął bez dotykania ziemi 🙂 …W duszy przeżywam dziwne uniesienie, mam wrażenie, jakby przyroda, w nagrodę za trud, przyszykowała dla mnie ten niezwykły spektakl światła i cienia, ognia na niebie i bieli pod stopami…Jakby dzień z nocą walczył o moje istnienie, i ,choć skazany na porażkę, wciąż mnie chronił, szepcząc do ucha: „Gnaj co sił!”, odganiając chłodne dłonie mrozu i podtrzymując żar w sercu… 😀 . Łza na policzku nie zamarza… 🙂

Obiegam lasek dołem, potem długi odbieg, kawałek asfaltu i jestem na skraju wioski…Wróciłem 🙂 . Mam kilkaset metrów, by uzupełnić dystans, więc kieruję się poboczem do miejsca, gdzie zwykle zaczynam swoje wyprawy…11km za mną. Staję pod dogasającym, jak ogień w kominku, niebem i odprowadzam wdzięcznym wzrokiem dzień…Jest zimno, długo tak się nie da, jednak nie odmawiam sobie tej przyjemności i chwili wyciszenia…. 😀

20131231_160710

Ostatni biegowy akcent tego roku za mną – roku niezwykłego, pełnego pięknych wspomnień….

Garmin był ze mną…

Wrażenia…

Wiele na początku napisałem o tym, jaki był odchodzący, 2013y rok. Dla mnie na pewno był to rok w biegowych butach. Zadziwiająco mało szybowałem pod niebem – co zresztą było wynikiem niekorzystnego zbiegu kilku okoliczności. Bieganie wypełniło przestrzeń i stało się moją główną aktywnością…Nadal, patrząc kilka lat wstecz, jest to dla mnie niezwykłe, choć zbieżne z moją naturą, kochającą sport i ruch pod każdą postacią…

Dziś było tak, jak na ostatni bieg roku przystało – była ponad „dycha” w pięknym, słonecznym i dość chłodnym, zimowym dniu. Na deser – piękny zachód słońca…Nie było tylko…mojego ulubionego TEAM’u 🙁 . Za kilka dni jednak do nich wracam i rozpoczniemy kolejny rok wspólnej przygody 🙂 .

Życzę Wam wszystkim wspaniałych przeżyć, tych sportowych – czyli udanych zawodów, życiówek, realizacji celów…i tych, jakie bieganiu towarzyszą – w szczególności wielu wzruszeń i zachwytów na biegowych szlakach w Nowym 2014tym roku 😀 .

Bo bieganie to nie tylko rywalizacja – to również przyjaźń, roziskrzone serca, uśmiech, wzajemne wsparcie i radość ze wspólnej pasji 😀 . Bieganie to też bycie pośród natury, zachwyt i podziw dla jej piękna, obcowanie z jej pradawną i magiczna mocą, jakie stają się naszym udziałem na leśnych, górskich, czy nadmorskich szlakach….To źródło uniesień i lepszego zrozumienia sensu naszego bycia tu i teraz, mądrzejszego jego kształtowania. Bieganie to też odnajdywanie w sobie tej najcenniejszej cząstki nas samych i hojnego dzielenia się nią z innymi 😀 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *