Wyczekany…

No i wreszcie jest 😀 😀 …

Pamiętam, jak kiedyś zajechałem do Olsztyna, do znajomych i poszedłem w sobotę potruchtać po przepięknej okolicy (uwielbiam to miasto, jego położenie, lasy i jeziora wokół 🙂 – moja druga ojczyzna). Po krótkiej, zostawionej informacji, że jestem i truchtam, odnalazł mnie, śledząc endo i przewidując, którędy będę wracał, niezwykle sympatyczny kolega Krzysiek, zwany wśród „lokalersów”, RunKrisem…Bieganie sprawia, że krzyżują się ludzkie ścieżki w sposób zaskakujący – ja usłyszałem, jak daleko poza rodzinnym miastem, ktoś usilnie woła moje imię:). Krzysiek okazał się prawdziwym „wyjadaczem”, facetem robiącym wówczas wybiegania 20-30km, w powalającym dla mnie tempie, po prostu – guru i tyle :)…I pamiętam, jak zerkałem na jego nadgarstek, gdzie rezydowała „garminowska” 310tka xt…Po raz pierwszy zrodziło się we mnie marzenie, by kiedyś sprawić sobie zegarek z GPSem, takiego treningowego „kombajna”, który odciąży mnie z noszenia mało komfortowej opaski z telefonem…

Dziś się ziściło – odebrałem właśnie podobne „cacuszko”, jak go pięknie określiła nasza biegowa koleżanka, Dorota, uczestniczka niedawnego Silesia Marathon 2013 :).

Garmin Forerunner 610 już u mnie :D….

Zastąpi moją ulubioną „60tkę”, która wraz z krokomierzem świetnie mi służyła.

Dawała mi w biegu podstawowe informacje o tempie i tętnie. To czego jej brakowało, to notowania ścieżki, możliwości definiowania treningów wg własnego „widzimisię”, ścigania się z własnymi wynikami, kilku funkcjonalnych dodatków, jak np. alarmu wibracyjnego, pozwalającego swobodniej słuchać muzyki i odbierać sygnały z zegarka. No i mój dzienniczek na Garmin Connect jak się wzbogacił 😀 (zwłaszcza, gdy się kliknie „Odtwarzacz”). Jako bonus ofertowy dostałem też uchwyt do montażu na kierownicy mojego „dwukołowca” 🙂 .

Debiut biegowy – już jutro, podczas wieczornego spotkania nad Rusałką 😀