Środa 14.08.2013r.

 

Wieczór z Mo Farah’em 🙂

Ostatnimi dniami ckniło mi się trochę za pamiętnym bieganiem przy czołówkach w długie zimowe wieczory, mając u boku Pędziwiatra i Anitę…Jakkolwiek niezbyt sentymentalnie patrzę na długa zimę, tak tamte chwile miały magię. Światełko na czole, chrzęst śniegu pod butami, podświetlone oddechy, roziskrzone niebo nad głową…Marcelińskie, czy Rusałkowe kąty w żółtej poświacie miasta…Ale prawdziwa magia była w nas, poza słowami…Świetnie się bawiliśmy…Teraz życie nas troszkę rozdzieliło, mam nadzieję chwilowo, a ja z perspektywy czasu patrze na to z wyczuwalnym ciepłem w sercu…Ze „starej gwardii” dołącza jeszcze z doskoku Przemo, jest łącznikiem z tymi biegowymi, towarzyskimi początkami….

Zawsze mawiałem, że życie nie znosi próżni – tak już jest w różnych jego aspektach, że gdy czegoś lub kogoś brakuje, coś lub ktoś zaraz je wypełnia…Nie lepsze/lepszy czy gorsze/gorszy, po prostu inne…Zycie jest jak rozfalowane morze, gdy idziemy spać, następnego dnia jego linia brzegowa jest inna…Tak to już jest…

Z moim bieganiem jest podobnie. Zmienia się.  Towarzystwo nowych osób wokół, możliwość wspólnego truchtu nie jest dla mnie konfrontacją, rywalizacją a nauką – zawsze coś tam podpatrzę, coś podchwycę, czegoś nowego dowiem się o samym bieganiu, ale też i o człowieku. A że szczęście mam do fajnych ludzi, to losowi tylko dziękować 😀 …

Teraz nastał czas Agi i Magdy. Fajny czas, nawet bardzo 😀 . Obie są młodsze, lekkie, w budowie delikatne, ale dynamiczne i szybkie, w ich biegu i wokół niego jest ogrom radości, która się udziela i bardzo przyciąga. A mój hedonizm nie próżnuje 😀 ….

Dziś Magdy zabraknie – początkowo myślałem, że jej wyjazd jest tygodniowy, ale jednak to pełnowymiarowy urlop. Za to równo o 11tej dzwoni do mnie Agnieszka z sakramentalnym pytaniem: „I jak? Biegamy dziś?” 😀 . „Oczywiście” – innej odpowiedzi nie mogłem udzielić 😀 . Sam też cieszę się na spotkanie i na to, że wyrwę się nawałnicy codziennych obowiązków…A dzień dostarcza ich tyle, że nie mam nawet kiedy zaproponować potruchtania Przemkowi, czy innym osobom. Dopiero popołudniem piszę do niego, a także Doroty i Kuby, przyjaciół z zBN. Kuba milczy, a Dorota niestety zarzucona pracą, więc wszystko wskazuje na to, że dziś zdobywać plażę w Strzeszynku będzie tylko duet – Aga i ja 🙂 …

Tymczasem….Około 18tej dostaję niespodziewanego smsa…od Pędziwiatra 😀 – okazuje się, że dotarł do Poznania i ma wielką ochotę pobiegać z nami 🙂 🙂 . Wyszczerzyłem się od ucha do ucha, czytając te słowa – jakbym dziś go wywróżył, wspominając zimowe przygody 😀 . Bardzo się cieszę na spotkanie z Mistrzem – choć jego prędkości są poza naszym zasięgiem, to wiem, że dziś potowarzyszy nam i że będziemy mieli okazję razem powspominać i pogadać.

Mój czas przyspieszył gwałtownie wczesnym popołudniem, gdy wypłynęły zadania, wymagające pojeżdżenia po przeciwnych krańcach miasta. W efekcie dopiero o 17:30 jem obiad, a to skłania mnie, by przesunąć spotkanie o kwadrans później, na 19:15. Zawsze staram się dać ciału odpowiedni czas na strawienie tego, co wchłonę, tym razem i tak jest ryzykownie…Ale wyboru brak…..Nie zamierzamy się dziś kąpać, bo pogoda – mimo słońca – wietrzna i chłodna, powinno więc starczyć nam czasu „za jasnego” mimo tego mojego opóźnienia. Z Maćkiem umawiam się około 19tej i niemal równo o tej porze odbieram go z umówionego miejsca. Miło go widzieć! – ostatnio tylko, albo przemykał gdzieś ulicą i trąbiłem w jego stronę z pozdrowieniem, albo przypadkowo doganiałem rowerem…Tak to już jest, gdy jest on obecnie bardziej gościem w Poznaniu, niż mieszkańcem 😉 …

W aucie rozmawiamy sobie o ostatnim czasie i wspominamy wspólne wypady. Zachwalam Maćkową formę i podkreślam, że po tym, jak zobaczyłem jego międzyczasy, okrzyknąłem go moim prywatnym „Mo Farah’em” – jeśli wspomnieć ostatni finisz Brytyjczyka na 10 km w trwających Mistrzostwach LA w Moskwie i powalające ostatnie, sprinterskie kilkaset metrów łatwo ich obu pokojarzyć 😀 . I jeden, i drugi mają w sobie wieeeeelką MOC. Parkujemy na Lotników kilka minut przed czasem – Maciek nie może doczekać się biegu i pyta: „idziemy, czy biegniemy?” 😀 …Do rogatki mam zamiar jednak podejść :)…Mojego przyjaciela mocno rozpiera energia i radość ze spotkania 😉 …

20130814_191553-jpg

Aga już czeka w aucie. Witamy się serdecznie. Już na „dzień dobry” informuje, że dziś miała fatalny dzień, że nie jest zmęczona i że to się odbić może na jej formie…Taaaaaak, już to nie raz słyszałem, a potem trudno mi było ją dogonić! 😀 … W ogóle od momentu, gdy potwierdził dziś swój udział Maciek, pomyślałem sobie, że czeka mnie dziś trudne zadanie: z jednej strony Pędziwiatr, zwany w niektórych kręgach „Pospiesznym” 😀 , biegający treningowo poniżej 4:30, z drugiej Agnieszka – pełna ekspresji i energii, zawsze ciągnąca nasze trio środowe do przodu…Przekraczam torowisko z myślą, że JAKOŚ BĘDĘ MUSIAŁ NAD TYM TOWARZYSTWEM ZAPANOWAĆ 😀 😀 😀 …..

Nie jest łatwo, bo jest, jak się spodziewałem…Maciek biegnie, a właściwie sunie dostojnie i lekko po lewej z tendencją do przyspieszania – przypomina mi motocykl na zawodach żużlowych, grzejący się przed taśmą i co chwila ją naciskający…Aga, pełna sił i werwy, reaguje na tempo Macka parciem do przodu…Po pierwszym kilometrze nie ma mowy o tempie 6:xx 😀 – już na zakosach do obwodnicy i za nią tempo sięga 5:30 i wciąż rośnie…:D . Staram się to jakoś ogarnąć, bo z taką prędkością moje możliwości rozmowy są ograniczone 😉 . Agnieszka nie narzeka, ale w pewnym momencie również mówi: „Teraz Wy mówcie, ja odpocznę trochę” 🙂 , jest więc naprawdę rześko..Oczywiście dla Maćka to tempo rozgrzewkowe 😉 . Za obwodnicą na chwilę umyka w celach „technicznych” w las i zaraz nas dogania, kawałek dalej Aga go naśladuje…Przydają się te krótkie pauzy do wzięcia głębszego oddechu..Mimo wartkiego biegu, nie przestajemy rozmawiać i się śmiać 🙂 … Gdy skręcamy na ścieżkę do plaży, wybija równo 5km i zostaje jeszcze 300-400m do pomostu. Ten odcinek Maciek pokonuje w swoim tempie – aż się za nim kurzy 😀 .

Zatrzymujemy się na piasku i stopujemy urządzenia. Zapraszam wszystkich na „Titanica” – takie skojarzenie przychodzi mi, gdy spoglądam w zachodzące słońce…

20130814_195748-jpg

i na barierki narożne wysuniętego w głąb jeziora pomostu  🙂 . Przypomina się słynna filmowa scena z wiatrem we włosach….W tym własnie narożniku chwytam w kadr Macieja 🙂

20130814_195816-jpg

a potem Aga nas obu…

20130814_195842-jpg

Siadamy na chwilę po drugiej stronie na barierkach, rozmawiamy…

20130814_195942-jpg

Słońce, które chowa się za przeciwległy las, zagląda nam w oczy…Przyjemnie tu, wiatr niesie chłód wieczoru, ale też zapach lata….Chciałoby się tak siedzieć i chłonąć ulotną chwilę…

20130814_195956-jpg

Nie goni nas nic, więc wracamy na brzeg, pochodzić po wodzie – Aga żałuje, że nie więła stroju…ale tylko do chwili, gdy po kolana zanurza się w jeziorze 😛 … Ostatnie noce miały niespodziewanie jesienną temperaturę, ~10 stp., woda więc zdążyła ostygnąć…Mimo to, mamy wiele przyjemności w tym brodzeniu po kolana, a nogi odpoczywają…

Zakładamy buty i jesteśmy gotowi do powrotu. Tym razem staram się bardziej hamować przyjaciół, bo znów od wbiegnięcia w las tempo rośnie…Zadrzewione odcinki toną już w półmroku, oczy trudniej się adaptują, trzeba bardziej patrzeć pod nogi…Zagrożenie stwarzają też jadące bez oświetlenia i jakiegokolwiek sygnału rowery – aby nie spowodować wypadku trzeba polegać jedynie na dobrym słuchu i na czas odskakiwać…Szkoda, że użytkownicy dwóch kółek często pozbawieni są elementarnej wyobraźni…Kilka razy dosłownie wyrastają zza pleców i ocierają się o moje ramię… 🙁

Aby być bardziej widocznym, wydobywam w biegu z kieszonki mojego małego Petzl’a – normalnie nie używam go do oświetlania sobie trasy, bo ma niespełna 30lm i to gdy bateria jest nowa, ale teraz nawet gram światła z niej może się przydać. W połowie odcinka czuję słabość w łydkach – być może jest to zmęczenie wcześniejszym tempem, ale raczej efekt wychłodzenia w jeziorze. Maciek próbuje zachęcać do biegu w jego tempie, ale nie podchwytujemy, dlatego zaraz za obwodnicą rzuca przez ramię: „do zobaczenia przy rogatce” i daje upust MOCy 😀 … Nie gonimy go nawet, a bardziej zastanawiamy się, czy obiegnie Rusałkę, czy pobiegnie „tylko” wprost do torów 😀 . Miałem wcześniej w planie podkręcić tempo na ostatnich kilkuset metrach, ale odpuszczam – spokojnie, równym rytmem razem z Agą dobiegam do „mety”. Ponad „dycha” za nami – tak trzymać 🙂

Rozciągamy się, ale lokalizują nas szybko komary i przeganiają. Aga odjeżdża a ja z Maćkiem wracam na parking. Żegnamy wzrokiem światło w oknie Anity i ruszamy do domu. Nim wysadzam Pędziwiatra pod jego domem, uświadamiam sobie, że jutro jest święto, a moja kuchnia świeci pustkami :). Maciek ma podobną potrzebę, więc robię zwrot przez rufę i obieram kurs na Lidla – tam przy okazji razem przyglądamy się i opiniujemy nową kolekcję sportową, a właściwie jej resztki…To, co jest wyłożone nie opatrzono tym razem dopiskiem „do biegania”, ale techniczne koszulki za 19,99 pln mogą budzić zainteresowanie…”Nibyminimalistyczne” obuwie natomiast, w zgodnym naszym osądzie, raczej do truchtu się nie nadaje – ciężkie (dużo gumy) i pewnie mało przewiewne…Nie zdziwię się jednak, gdy na biegowych szlakach je spotkam, w końcu cena…chyba 55 pln… może być atrakcyjna… 😉

Garmin zanotował…

Wrażenia…

Mam na forum biegania.pl w stopce wypisane cele na ten rok…Jeden już zrealizowałem, 200 treningów przekroczyłem jakiś czas temu (choć za trening powinno się uważać bardziej dzień, niż jeden niezależny zapis z GPS), do kolejnego się zbliżyłem – przebiegłem już 17 z założonych 20 km 🙂 . Dzisiejszy wieczór otarł się o inny cel – „biegać treningowo 5:30” – w truchcie z Maćkiem i Agą sięgaliśmy na trasie do Strzeszynka i 5:05, a 5:20-30 gościło bardzo często….Na pożegnanie Pędziwiatra stwierdziłem, że gdybym częściej biegał z nim 25′ na 5 km złamałbym bez żadnego kłopotu 😀 😀 .

To prawda. Bo biegając z Mo Farah’em tak już jest 😀 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *