Piątek 27.02.2015r.

„Ich bin ein Berliner”

Tymi słowami prezydent USA, John F. Kennedy, zakończył 26go czerwca 1963 roku swoje przemówienie podczas wizyty w ogarniętym zimnowojennym kryzysem, Berlinie Zachodnim…Niecałe dwa lata wcześniej przy posterunku Checkpoint Charlie stanęły naprzeciw siebie, gotowe do wystrzału, czołgi rosyjskie i amerykańskie…Świat otarł się o trzecią wojnę światową….

Berlin bez muru….Nie znałem takiego. Moje ostatnie wizyty w nim były jeszcze w cieniu betonowej ściany…Drobny handel, przejęcie graniczne na Alexanderplatz, dotykanie nieśmiałe tego owianego mitem Zachodu, tego marzenia skromnego chłopaka zza kurtyny, z tej szarej, żelbetonowej, ubogiej części Europy….Wiele lat temu…..Teraz bardzo mnie ciągnęło, by wreszcie stanąć pod Bramą Brandemburską i nabrać tego samego powietrza wschodnim i zachodnim płucem, by wtopić się w tą, dla mnie wciąż nową,  rzeczywistość tego miasta… Czytaj dalej

Sobota 17.01.2015r.

Pokręciło mi się w głowie…

Razu pewnego, gdy z BBLowym kolegą Maćkiem postanowiliśmy nieco rozciągnąć nasze mięśnie po zajęciach na Olimpii, podszedł do nas niepozorny, szczupły facet w średnim wieku i zapytał…co tak właściwie robimy?…Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni..”Nooo, rozciągamy się!”…A on: „przepraszam, że się tak wtrącam, to skrzywienie zawodowe, ale…pokażę Wam, jak to prawidłowo robić….jeśli mogę? 😉 „….Tak oto poznaliśmy przypadkiem Romana, trenera z 40-letnią historią lekkoatletyczną, do olimpiady w Londynie członka sztabu szkoleniowego PZLA, który wychował dwukrotną rekordzistkę świata na 3000 metrów przez płotki, juniorskiego mistrza Europy na 800 metrów, seniorskiego v-ce mistrza Europy z hali, opiekuna mistrzyni Polski w maratonie i półmaratonie, a którego podoopiecznymi byli uznani trenerzy, jak np. Zbyszek Nadolski… Czytaj dalej

Czwartek 15.01.2015r. – c.d.

Światełko kontra głęboka czerń…

Dzień minął. Jakoś…Szczególne było to, że, synchronicznie do porannego nastroju, w niemal całkowitej ciszy… 🙁 Moja komórka, „magistrala życia”…faktycznie umarła…zamilkła jak zakonnicy w murach o surowej regule…Ciszę przerwało jedynie kilka połączeń – od brata, z którym pracuję i mojej mamy, która wróciła ze szpitala i wymaga pomocy w podstawowych czynnościach….Co ciekawe – nie odezwał się żaden klient, ani też żadna z firm przypominająca o płatnościach….NIKT!!….Echo totalne!… 🙁 Fejs też zamilkł na  dobre….”Przestałem istnieć?”…. Czytaj dalej

Czwartek 15.01.2015r.

Błękit o poranku….

Biologiczny zegar był zawsze silniejszy u mnie od tego w telefonie…Nie było istotne, co tam sobie poustawiałem, mój „bio-budzik” i tak „szturchał” mnie przed siódmą rano…Od dłuższego czasu jednak i on niewiele ma do powiedzenia…Decyduje to, co w sercu i głowie….Często kładę się i jeszcze na długi czas zawieszam wzrok na cieniu drzewa, odgrywającego na zasuniętcej roletce tą samą, conocną rolę rodem z chińskiego teatru…Czas biegnie, moje tętno spoczynkowe gra cichą melodię, a ja z otwartymi oczami wędruję ścieżkami wspomnień, tęsknot, radości, które były moim udziałem i marzę…Sen nie jest oczywistością, ale na szczęście prędzej, czy później się pojawia….Niestety to wszystko, o czym myślę i co ma w sobie tyle emocji, przenika do niego, a to sprawia, że wracam na widownię „teatru cieni” zanim jeszcze elektronika postanowi odśpiewać hymn na dzień dobry…..Noc za nocą….tak samo… Czytaj dalej

Środa 14.01.2015r.

 

Samotnym wieczorem…

Dziś może krócej i mniej o bieganiu, ale…taka chwila…

Wybaczcie ciszę…Czasem po prostu życie tak się ułoży…Nie chcemy tego, nie zmieniamy się, wciąż kipimy emocjami, chcemy siebie dawać garściami, ale…świat, dla którego, jak nam się wydało, byliśmy ważni…zmienia się….Wobec zmienności świata, przy jednocześnej niezmienności siebie i swoich uczuć, jesteśmy bezbronni…Wpadamy w pustkę, w jak kosmiczną próżnię…wszechogarniająca cisza i poczucie porzucenia sprawia…że elementarne dla nas czynności, jak bieganie stają się wyzwaniem…a pisanie o nim zatraca sens….. Czytaj dalej

Niedziela 19.10.2014.

 

Razem…czyli słodko-gorzkie podbijanie Śląska..

Mam jeszcze w sobie echo czwartkowego treningu…Rusałka wieczorem – Mroki Mordoru, rzęsiście padający deszcz, głębokie kałuże pod butami…I Nas Troje, Nieugięci, czyli elita RRTeam 😀 🙂 . Na przekór jesieni, na przekór wszystkiemu…Dwa kółka wokół…Jola obowiązkowo, zgodnie z rozpisanym planem treningowym, Magda – by rozbiegać się bardzo spokojnie po maratonie, ja…dla bycia razem 😉 . Biegamy i rozmawiamy. Jola walczy ze słabościami, my przecieramy przody…Jest fantastycznie, a na koniec niespodzianka – dogrywka na płycie stadionu, we dwoje, z Magdą…Znów to wyjątkowe zapętlenie 🙂 – zamiast kilku kółek, zaliczamy…13! 😀 …bo za każdym razem, gdy zbliżamy się do bramki, mijamy ją z uśmiechem i biegniemy dalej 🙂 ….Strasznie to lubię….bo to znak, że dobrze się bawimy razem i żal nam się rozstawać….Na finał podwożę Magdę do jej auta zaparkowanego po drugiej stronie Rusałki….Super wieczór…taki zaskakujący…wielka szkoda, że nie mogę zatrzymać czasu, bo mam ochotę i potrzebę pogadania…no ale troszkę go spędziliśmy na bieżni, muszę więc ustąpić wobec „życia” 😉 ….Za kilka dni wyprawa do Lubina – kolejny rozdział wspólnej biegowej historii i – mam nadzieję – niezapomniane chwile….. Czytaj dalej

Niedziela 12.10.2014r.

 

Z piekła do nieba…R4M, czyli 15.Poznań Maraton.

Jedna z moich koleżanek z lat szkolnych, komentując mój kiepski nastrój, zaproponowała z dobrą, intuicyjną intencją…”przerwę”…To nie dotyczyło stricte biegania, ale miało szerszy kontekst…Nie zastanawiałem się długo, co jej odpisać…..samo ze mnie wypłynęło……

„Prawdziwe życie rozgrywa się nie na ‚białej pustyni’, gdzie hula mroźny wiatr rozsądku , ale pod palmami, na ciepłym, wygrzanym piasku emocji….”

Bo taki jestem…Jak mnie coś w życiu porywa, to całego mnie…bez kalkulacji…bez chłodnej oceny, czekania, zadumy….Życie nam ucieka, to jedyna pewna rzecz…Życie trzeba przeżywać, a nie tylko przez nie iść…Życie to nie proces fizjologiczny, to materia w nas…Piękna, porywająca, ekscytująca, ale też dramatyczna, niepozbawiona łez…Staram się nie siedzieć w zakamarkach własnej duszy, ale to, co wartościowe dawać innym…Serce…Wtedy dopiero to życie ma sens…Będąc „dla”…Nagrodą jest radość w oczach innych….i ogromna satysfakcja…. Czytaj dalej

Piątek 10.10.2014r.

 

Szukając odpowiedzi…

Ostatnich kilka dni, kilka wieczorów długo będę pamiętał…Pisałem kiedyś, że jesteśmy sumą swoich emocji…Przewartościowania, jakie się w głębi mnie działy, przybiły mnie i sprawiły, że dawno nie byłem tak przygnębiony, a smutek nie wypełniał mnie w każdym zakamarku…Kulminacja nadeszła wczoraj…Byłem wyczerpany…Radość życia uleciała, co gorsza, miałem poczucie, że to nie stan chwilowy – te cztery doby, pomimo mojej wewnętrznej walki, rzuciły cień na to, co przede mną….Czasem bowiem jest tak, że gdy dusza drga wesoło, gdy gdzieś w nas niesie się radosna melodia, a my patrzymy ufnie na świat i tych, którzy są obok, zmieniamy nasze postrzeganie i chwieje się równowaga naszych ocen, falując pomiędzy tym, „jak chcielibyśmy, by było” i tym, „jak jest w rzeczywistości”….Nasza dusza jest jak pryzmat – załamuje światło, tworzy tęczę wokół spraw i ludzi – to dobre zjawisko, bo pozytywnie definiuje nasze patrzenie na nich, kształtuje to, jak ich traktujemy, pozycjonuje ich wewnątrz nas, nadaje im niezwykłych barw i sprawia, że jesteśmy dla nich dobrzy, otwarci i emocjonalnie z nimi związani…Gorzej, gdy przychodzi zmierzyć się, z sytuacją, która ten stan zaburza diametralnie…Toniemy w potoku myśli… Czujemy rozczarowanie…głównie sobą……szukając odpowiedzi…. Czytaj dalej

Wtorek 08.10.2014r.

 

Jezioro ułożone do snu…

Miałem fatalny dzień… Nie pamiętam kiedy ostatnio tak było…W mojej ucieczce od tego, co wokół, pomogła kontrola ZUS w firmie, która spacyfikowała moje miejsce pracy na wiele godzin…Okoliczności jakby same pakowały mnie i wyprawiały w podróż….A dzień znów piękny, słoneczny, zapraszający gdzieś w las…nad wodę…tam gdzie człowiek szuka wytchnienia…..No i stało się….Nie miałem nawet sił i ochoty, by ubierać buty biegowe….Po prostu…chciałem gdzieś zniknąć, przepaść….Tak też zrobiłem…. Czytaj dalej

Wtorek 30.09.2014r.

 

Myśli spowite mgłą….

…Powroty do pisania bywają trudniejsze, niż powroty do biegania….Nie dlatego, że brakuje tematu, to nie rządzi się taką samą regułą, jak brak treningu i zadyszka…To dlatego, że życie i bieganie splotły się tak bardzo, że jedno stało się częścią drugiego….By pisać o pasji, trzeba byłoby namalować jej tło, wszystko, co wokół, a to już materiał na książkę, a nie skromnego bloga….Jedno lato tego roku zapełniłoby kartki obszernej powieści…lato, które było porywające i niezwykłe…lato, które miało być biegowym wypoczynkiem, a wypełniło się niemal cotygodniowymi zawodami, półmaratonem w pełnym słońcu i piaskach, dwoma cudownymi i niezapomnianymi wyjazdami z bieganiem związanymi, których nie zapomnę nigdy….latem, które przerosło nawet te moje najbarwniejsze marzenia…….. Czytaj dalej