Poniedziałek 06.01.2014r.

 

Światłolubni….

Poniedziałek wolny. Rzadko to się zdarza. W tym roku wypada tak na „zamknięcie” długiego, świątecznego okresu i jest jak bonus. Wczoraj było dla nas jasne, że wykorzystamy go biegowo. Jasne również było, że nie pośpimy, bo spotkamy się już o 9tej :D. To był dobry wybór, bo dzień, jaki wstał, rzucał na kolana od pierwszego spojrzenia. Czytaj dalej

Niedziela 05.01.2014r.

 

Rozkręcając się…

Emocje soboty nie ostygły…Typowe przedawkowanie i głód po nim 😀 – mam zachowania nałogowca, który, gdy tylko trzeźwieje, natychmiast szuka „wspomagania”, by go wspaniałe samopoczucie nie opuszczało 😀 . Jednak, kiedy późnym wieczorem padło pytanie: „Biegasz jutro?”, nie umiałem odpowiedzieć z przekonaniem…Tym razem termometr jest łaskawszy, 36.9 interpretuję jako zielone światło. Pobiegnę. Z radością wciskam się w kompresy, legginsy, koszulkę termo i firmową „BBLówkę” 🙂 . Dodatkowy argument zapewniłem sobie wcześniej – ciepła i bezdeszczowa pogoda na dzisiejszy poranek 🙂 , mogę więc ubrać się lżej. Zabieram jednak ze sobą moją ultralekką wiatrówkę, którą jako nieodczuwalny balaścik, złożoną w kostkę, nasunę sobie na przedramię – jeśli będzie wiało, albo będę stygł nadmiernie pomiędzy ćwiczeniami, myk-myk i narzucę ją na siebie 😀 . Jakiś mały dylemat w głębi duszy jest, bo mimo entuzjazmu i ogromnej radości pobiegania z przyjaciółmi, fizycznie czuję się..delikatnie mówiąc…średnio… Czytaj dalej

Sobota 04.01.2014r.

 

W glorii chwały moich przyjaciół…

Życie bywa przewrotne i zadziorne. Moja plany powrotne ze Świąt posypały się jak domek z kart. W ułamku chwili. Jeszcze noworocznym wieczorem umawiałem się czwartkowe bieganie, spakowałem, by wczesnym rankiem wyjechać do Poznania, świetnie czułem, kładąc się spać…Ale to był krótki sen. Jelitówka objawiła się jak huragan, wytarmosiła mnie, wycięła z życiorysu resztę nocy i cały kolejny dzień. Pozbierałem się dopiero w piątek, na tyle, by zdecydować popołudniem, że jadę. Zdawałem sobie sprawę, że wirus wyjątkowo gwałtownie wyssał ze mnie MOC, ale lepsze samopoczucie dawało cień szansy, że może – choć tym razem towarzysko i „na zaliczenie” – przetruchtam sobotnie zawody z cyklu Grand Prix nad Rusałką. Udział uzależniłem od samopoczucia i braku gorączki. Wyjechałem tak, że udało mi się jeszcze dotrzeć do Biura Zawodów i odebrać pakiet. Nadzieja kwitła…Cieszyłem się na wspólny bieg z moimi „fighterami”, Magdą, Maćkiem, Piechem i wszystkimi BBLowymi przyjaciółmi i znajomymi. Do późnej nocy. Wtedy termometr przyniósł rozczarowanie. Oczywiście, mogłem udać, że nie widzę, wziąć „coś na noc” i rano pognać, ale myśl o dłuższej pauzie potem ostudziła zapędy. Decyzja podjęta – nie biegnę, ale biorę aparat i idę dzielić zapał, wątpliwości i – w co wierzę – radość moich przyjaciół 🙂 . Czytaj dalej

Wtorek 31.12.2013r.

 

Ostatni biegowy zachód słońca’ 2013 🙂

Koniec roku, choć to tylko umowna granica czasu, sprzyja jednak jakiejś wyjątkowej celebrze, innemu podejściu do przemijania i wierze, że to, jak się zakończy stary, albo powita nowy, będzie rzutować na kolejnych 12 miesięcy. Nie wiem, czy faktycznie układ gwiazd jest dziś wyjątkowy, a kolejne minuty tego dnia mają moc decydowania o przyszłości 🙂 , ale sam ulegam magii chwili 😀 . Zaplanowane na dziś bieganie miało jakoś podsumować te niezwykłe, pod względem tej aktywności, minione 365 dni… Czytaj dalej

Niedziela 29.12.2013r.

 

Testując grawitację…

Rozochociłem się. Wczoraj zrobiłem sobie pauzę, ale dziś jestem zwarty i gotowy na kolejną przygodę. Nie będzie dziś słońca i błękitu, ale najważniejsze, że wciąż ciepło, około 5stp. Wybieram nowy kierunek. W wiosce, gdzie stacjonuję, był kiedyś okazały pałac. Miałem przyjemność gościć i nocować w nim nie raz, mieszkała tam moja rodzina. Czasy się zmieniły, obiekt pustoszał, PGR się rozpadł a państwo nasze w nosie miało mienie poniemieckie (niegdyś należał on do niemieckiej szlachty, rodziny von Borcke), brakowało opiekuna. Za niewielkie pieniądze sprzedało nieruchomość Polakowi z USA. Nie wiem, czy zamierzał to odrestaurować, wiem, że się zabrał za remont. Niestety Pani Konserwator postawiła zaporowe warunki. Wkrótce runęła część dachu, a potem szybko pałac popadł w ruinę….Serce pęka, gdy się na niego patrzy….Na zapleczu był piękny park ze starodrzewem, dziś zarosły. Tam właśnie zacznę dzisiejszy trail… Czytaj dalej

Piątek 27.12.2013r.

 

Mocnym przełajem…

Słowo się rzekło. Trzeba znów w teren. Tym razem w bojowym nastroju, nie ma już pitu-pitu. Wczoraj miałem wystarczający bodziec. Dziś nawet słońce mnie dopinguje. Czas ruszać 🙂 . Nie mam konkretnego planu, bo tu wystarczy wysunąć nos za drzwi, rozejrzeć się dookoła, a wariantów dokąd i którędy jest wiele. Kraina improwizacji 😀 . Wrzucam na siebie ciuchy – dziś termo i moja leciuteńka, czerwona wiatrówka, buff na głowę i dość niepewnie cienkie rękawiczki…najwyżej je zdejmę 😉 … Czytaj dalej